Wtorek, 7 Maj
Imieniny: Augusta, Gizeli, Ludomiry -

Reklama


Reklama

Świadectwo odwagi i wiary, ale i pytania. Mszę w intencji ks. Andrzeja Preussa celebrował arcybiskup Józef Górzyński (Rozmowa „TSZ”, zdjęcia)


Wyjątkowa msza, na prośbę obecnego proboszcza księdza Andrzeja Adamczyka, odbyła się w minioną środę w mieszkaniu, w którym przebywa ciężko chory ksiądz Andrzej Preuss, były proboszcz parafii WNMP w Szczytnie. Sprawował ją osobiście metropolita warmiński, arcybiskup Józef Górzyński. Wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób – opiekunów księdza Preussa.



Msza odbyła się w intencji księdza Andrzeja Preussa, ale też i jego opiekunów, którzy każdego dnia dbają o to, aby ułatwić mu codzienne życie, które niszczy śmiertelna choroba SLA (stwardnienie zanikowe boczne).

 

Łącznie to kilkadziesiąt osób, głównie parafianie. Ksiądz Andrzej jest w takim stanie, że potrzebuje całodobowej opieki. Nie rusza się, nie mówi. Porozumiewanie z nim jest możliwe jedynie za pomocą komputera i programu do „czytania” ruchu oka. Korzystając z okazji nasz dziennikarz przeprowadził rozmowę z księdzem biskupem.

 

Jak długo biskup zna księdza Andrzeja Preussa?

 

Poznałem go zaraz po moim przybyciu do Olsztyna. I poznałem go od razu, jako człowieka, który powiedziałbym, cieszy każdego biskupa. Aktywny, zaangażowany z pomysłami i energią. Człowiek, duchowny z Bożym Duchem. Myślę, że wszyscy, którzy go znacie wiecie, o czym mówię. Był nadzieją, jaką się pokłada właśnie w takich kapłanach, że praca, którą wykonują będzie owocowała najlepiej, jak to w kościele jest możliwe, czyli pobudzaniem duchowym u wiernych i świadectwem wiary. Nie przepuszczałem, że w tak aktywnym człowieku kryje się tak straszna choroba.

 

Jaka była pierwsza myśl, gdy biskup spotkał księdza Andrzeja?

 

Zaskoczył mnie swoją radością, wiarą w Boga i ludzi. Chyba wszyscy cenimy ludzi, którzy przejawiają tak dobrą aktywność, jak ksiądz Andrzej. Wzmacniał kościół. Dzielił się swoją wiarą, pewnością, a jednocześnie wciąż poszukiwał większego zrozumienia wiary. Sam wystawiałem mu wielokrotnie pozwolenia na jego pielgrzymki, które miały charakter niemalże szalony. Bo mierzył się z takimi dystansami, że aż trudno uwierzyć w to, że człowiek może je pokonać pieszo. Na takie wyprawy decydują się ludzie naprawdę głębokiej wiary, czy poszukujący naprawdę czegoś ważnego i on to przejawiał.


Reklama

 

Jak biskup przyjął informację o jego chorobie?

 

Doskonale pamiętam ten moment. Przyjechał podzielić się tą fatalną informacją. Słuchałem, patrzyłem na niego i przyznam, że wówczas był we mnie jeszcze duży stan niedowierzania. Miałem przed oczyma człowieka bardzo sprawnego, pełnego życia, który mówi mi, że za chwilę nie będzie chodził, ruszał się, mówił... Wówczas miałem nadzieję, że będzie to rozłożone jednak bardziej w czasie, że może lekarze jednak się mylą.

 

Obserwowałem księdza biskupa podczas mszy, widać było na twarzy dużo smutku...

 

To prawda, bo chyba w każdym z nas jest mnóstwo wewnętrznej sprzeczności. Z jednej strony chcielibyśmy, aby radość objawiała się pełnią życia i pewnymi zdolnościami do działania. A z drugiej strony, patrząc na księdza Andrzeja, mamy obraz niezwykle ewangeliczny, bardzo głęboko ewangeliczny, człowieka który mierzy się z chorobą, cierpieniem. I robi to niezwykle dzielnie, duchowo. A wokół niego jesteście wy, którzy stworzyliście niezwykle środowisko, dające świadectwo postawy ewangelicznej. Jest to dla mnie obraz niezwykle budujący. I stąd we mnie mnóstwo myśli. Dobrych myśli.

 

Czy ksiądz biskup spotkał się już z takim zaangażowaniem zwykłych i różnych ludzi, właściwie obcych dla siebie, którzy opiekują się bezinteresownie jedną osobą? W środowisku, o którym biskup wspomniał są bezrobotni, nauczyciele, sprzątaczki, przedsiębiorcy...

 

Poza Ewangelią nie. Owszem, jednostkowe przypadki znam, spotykałem je wielokrotnie jako ksiądz, proboszcz. Że ktoś kimś się opiekuje i były to piękne postawy ludzi potrafiących opiekować się najbliższymi. Ale były to jednostkowe przypadki. Was wyróżnia to, że stworzyliście tu społeczność, środowisko różnych ludzi i to jest naprawdę fenomen. Połączyła was osoba księdza Andrzeja i jeden duch ewangeliczny, bo myślę, że gdybyście nie mieli ducha w sobie i przesłania ewangelicznego, to byście nie zrozumieli tej sytuacji, tak jak ją teraz rozumiecie i prawdopodobnie nie byłoby tego wszystkiego w takiej skali.

Reklama

 

Chyba w każdym z nas rodzi się pytanie: „dlaczego?”. Dobry człowiek, znakomity ksiądz, dlaczego tak cierpi, dlaczego jest nam odbierany...

 

Mierzymy się z takimi pytaniami od krzyża Pana Jezusa. Od początku pomysłu Stwórcy na zbawienie świata. Dlaczego akurat w ten sposób? Dlaczego Wszechmocny nie zbawia świata tak, jakbyśmy my sobie to wyobrażali, chcieli. To jedno z najważniejszych pytań w naszej wierze i odpowiedzi na nie znajdujemy dopiero w osobistym doświadczaniu, bo niezwykle trudno jest to uniwersalnie zdefiniować. Odpowiedź na to pytanie znajdujemy, gdy dotykamy najgłębszych przejawów postaw ludzkiej miłości, która jest czysta, bezinteresowna, nieuwarunkowana oczekiwaniami. Jest dawaniem siebie. Bez jakiejkolwiek korzyści, czy satysfakcji. Ksiądz Andrzej Preuss daje tego doskonały przykład. Takie sytuacje, choć bolą, pokazują ogrom cierpienia oczyszczają nasze myślenie. Kryteria stają się nieuwarunkowanymi naszymi pragnieniami, oczekiwaniami. Mistycy tak właśnie nas uczyli. Że Pana Boga, a potem i człowieka trzeba kochać, takimi jakimi są, a nie, że tego coś wynika, że mamy jakąś korzyść. Gdy nas coś kosztuje, to dopiero wówczas nabiera prawdziwej wartości. Pan Bóg daje nam oczyszczenie, a jego wola będzie zawsze dla nas wyzwaniem. Ludzka i boska logika różnią się. Mojżesz inaczej wyobrażał sobie wyzwolenie Izraela i to jest powszechne w całej historii zbawienia, po ludzku wyobrażamy, wyobrażaliśmy sobie to inaczej. My dziś dotykamy to, doświadczamy w obrazie cierpienia księdza Andrzeja. Choć po ludzku też wyobrażaliśmy sobie to inaczej...



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama