Bardzo sobie cenię opinie Czytelników, a szczególnie te krytyczne. Taki, jak mniemam, krytyczny stosunek do jednego z moich felietonów wyraził na naszej stronie internetowej pan o wdzięcznej ksywie „Uglybert”. Mazurskie gadanie na temat ustawy o bezkarności za przekręty pisowskich urzędników był uprzejmy określić jako „plecenie jak Piekarski na mękach”. Zgadzam się z pokorą, bo znam wielu lepszych felietonistów ode mnie. Znam i gorszych, ale niewielu.
Temat, który podjąłem, czyli bezczelne usiłowanie rządzących polityków uchylenia się od odpowiedzialności za zwyczajne złodziejstwo przy wykorzystaniu tragedii, jaką dla tysięcy ludzi jest pandemia, naprawdę wymaga dobrego pióra.
Z pewnością ostrzejszego niż moje. Tu Czytelnik ma całkowitą rację. Podejrzewam, że nie darzy szczególną miłością rządzącej dziś ekipy i jej przewodniego hasła „bo nam się należy”. Wyraźnie widać, że liczył na barwniejsze i bardziej dosadne ustosunkowanie się do tak ohydnego procederu. Zapewniam, że staram się jak mogę w miarę swoich możliwości.
Prawda, żem chamidło, które p. „Uglyberta” brzydzi, ale ciągle miewam cywilizowane odruchy. Zdarza się nawet, że myję nogi przed niektórymi świętami państwowymi. Moja autocenzura wykreśla mi więc z tekstu słowa co bardziej obraźliwe i nieprzyzwoite. Trudno, wychowałem się w niesłusznych czasach, kiedy nauczyciele mocno zwracali uwagę na sposób wysławiania się. Za nazwanie jednego z kolegów per „dupa wołowa” zostałem kiedyś posadzony karnie do tzw. „oślej ławki” na cały tydzień. Przyjąłem to z godnością, bo jak nazwać faceta, który trzy razy pod rząd nie trafia do pustej bramki w wewnątrzklasowych rozgrywkach?
Gdyby ktoś miał teraz czas i cierpliwość śledzenia tzw. publicznych mediów, odzywki tego typu w nikim nie budzą nawet oburzenia. Jeśli wlazłeś między wrony… Poziom tzw. medialnych dyskusji osiągnął klasę czegoś, co niegdyś określano mianem „połajanek”. Starsi Czytelnicy może pamiętają Stefana Wiecheckiego „Wiecha”, warszawskiego felietonistę ubarwiającego strony Expressu Wieczornego folklorem Targówka, Powiśla czy Bródna. Tematy czerpał jako reporter na salach rozpraw ówczesnych sądów grodzkich. Znaczna część spraw dotyczyła naruszenia swoiście rozumianego dobrego imienia mieszkańców tych warszawskich rewirów. Honor dla warszawskiego rodaka był wtedy niezwykle ważny. Panowie załatwiali tego typu konflikty przy użyciu pięści lub innych ostrzejszych narzędzi. Panie szły do sądu. W tamtych czasach dzisiejsi czołowi „publicyści” mieliby wysiedziane stałe miejsca na ławach oskarżonych.
Wymiana opinii i poglądów przeniosła się obecnie z targowisk na szersze forum. To, co znajdziemy na najbardziej popularnym facebooku czy twitterze już nikogo nie dziwi. Nie chodzi tylko o dobór słownictwa. Anonimowość, wątpliwa zresztą, rozwiązuje języki chociaż i pod własnym nazwiskiem też klikanie w klawiaturę działa niczym środek pobudzający. Czasem wrzuca mi ktoś facebookowe komentarze pana dość znanego w Szczytnie, którego (chyba autentyczne) komentarze ociekają wulgarnością i nienawiścią. Do wszystkiego, co inne. A znany był kiedyś jako autor lirycznych i w miarę dowcipnych wierszyków. Szkoda…
Poza panoszącym się powszechnie chamstwem nowe media pozwalają na bezkarne wymyślanie i kreowanie faktów. Wystarczy, że jedną informację w kilku zbliżonych wersjach wrzuci kilkunastu trolli i już dalej żyje to własnym życiem. Napisano już na ten temat tysiące poważnych rozpraw, przygotowano dziesiątki naukowych dysertacji. Szczególnie ciekawa jest tu kwestia tzw. dezinformacji. Metody tego procederu są udoskonalane od setek lat.
Pomysłowość ludzka jest w tym zakresie nieograniczona o czym można się przekonać klikając na jedną z setek milionów dostępnych każdemu stron. Najróżniejsze jej formy najlepiej widać szczególnie w trakcie różnego rodzaju wyborów, na których ponoć opiera się demokracja. Nad wymyślaniem najbardziej nieprawdopodobnych i prawdopodobnych „wrzutek” pracują wysoko wyspecjalizowane zespoły fachowców. Istnieją znane w świecie „szkoły” specjalizujące się w tym procederze.
Najczęściej mówi się i pisze o rosyjskiej, ale inne kraje też nie próżnują. Udowodniono już nawet wpływ, jaki to miało na wyniki wyborów w podobno najwyżej rozwiniętej demokracji jaką są Stany Zjednoczone. I w naszej ostatniej kampanii prezydenckiej fake newsy też masowo ładowano w co mniej odporne mózgownice. Taki już mamy niestety klimat, że przytoczę klasyka, ale gdzie mi tam do mistrzów.
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
X-Men
Fake newsy, zmora naszych czasów, niewiadomo dzisiaj komu wierzyć. Kiedyś było wiadomo, że pani Genowefa to największa plotkara, a Franek to lejwoda. Teraz na portalach wypisują totalne bzdury i ludziska wszystko łykają. Ba, ale z drugiej strony jest się od kogo uczyć. Telewizję strach włączyć i to nie tylko tą publiczną, te prywatne też nie chcą zostawać w tyle.