U księdza Andrzeja Preussa zdiagnozowano stwardnienie zanikowe boczne (SLA). To ciężka choroba, w której dochodzi do uszkodzenia centralnego lub obwodowego układu nerwowego. Występuje rzadko – u góra dwóch osób na 100 tysięcy. Niestety, terapia oraz lek nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, ksiądz Andrzej musi za leczenia zapłacić samodzielnie. To dobry czas, by Dobro wróciło... Zbiórką potrzebnych funduszy na leczenie zajmuje się Stowarzyszenie Wszystko dla Szczytna. Pieniądze można wpłacać bezpośrednio na numer konta: 65 8838 0005 2001 0010 0500 0002, które utworzył Bank Spółdzielczy w Szczytnie (partner akcji), bądź za pomocą strony internetowej szczytnopomaga.pl
Ksiądz Andrzej jest pod opieką doktora Tomasza Siwka, znakomitego neurologa z Olsztyna, który specjalizuje się w SLA. Dzięki niemu ksiądz Andrzej znalazł się w grupie osób leczonych eksperymentalnymi lekami i metodami. Poddany zostanie dwóm terapiom – przeszczepowi komórek macierzystych oraz będzie mu podawany lek Edarabid (Edaravone), który musi być ściągnięty do Polski aż z Indii. Zgodę na podanie tego leku wyraziło już Ministerstwo Zdrowia. Koszt pierwszego etapu terapii szacowany jest na aż 600 tys. zł. Niestety, terapia oraz lek nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, ksiądz Andrzej musi za leczenia zapłacić samodzielnie.
Zbiórką potrzebnych funduszy na leczenie zajmuje się Stowarzyszenie Wszystko dla Szczytna. Pieniądze można wpłacać bezpośrednio na numer konta: 65 8838 0005 2001 0010 0500 0002, które utworzył Bank Spółdzielczy w Szczytnie (partner akcji), bądź za pomocą strony internetowej szczytnopomaga.pl
Ksiądz Andrzej Preuss często sam pomagał innym, dziś to on potrzebuje naszej pomocy.
SLA jest postępującą chorobą neurodegeneracyjną, która atakuje komórki nerwowe w mózgu i rdzeniu kręgowym. Pierwszym syndromem jest brak kontroli nad ruchem rąk, potem pojawia się niedowład nóg, problemy z mową, zakłócenia pracy podstawowych narządów. Chory cały czas zachowuje pełną świadomość tego co się z nim dzieje, nie może jednak wykonać żadnego ruchu. Jej ostatnim stadium jest zajęcie mięśni krążeniowo-oddechowych, co skutkuje zgonem chorego.
To bardzo rzadka choroba, która powoli odbiera życie i na którą – niestety - nie ma lekarstwa. Można ją jednak spowolnić albo nawet powstrzymać, ale to bardzo kosztowna terapia. Pierwszy etap leczenia, który ma trwać pół roku, może kosztować nawet około 600 tys. zł.
Bez naszej pomocy księdza nie będzie stać na to leczenie. Czym to się skończy? Nie mam odwagi nawet tego napisać. Do tej pory to ksiądz Andrzej Preuss pomagał innym. Osoby, które go znają - parafianie, mieszkańcy: Szczytna, Kętrzyna, Barcian... doskonale to wiedzą. Ksiądz Andrzej potrafił sprzedać swoje auto, oddać oszczędności, czy nawet zapożyczyć się, aby dać pieniądze na operację ratującą życie swojemu parafianinowi. Nigdy się tym publicznie nie chwalił, ale takie przykłady jego pomocy innym można mnożyć. Tym razem to ksiądz Andrzej potrzebuje pilnie naszej pomocy...
Zbiórką potrzebnych funduszy na leczenie zajmuje się Stowarzyszenie Wszystko dla Szczytna. Pieniądze można wpłacać bezpośrednio na numer konta: 65 8838 0005 2001 0010 0500 0002, które utworzył Bank Spółdzielczy w Szczytnie (partner akcji), bądź za pomocą strony internetowej szczytnopomaga.pl
Ksiądz wie, dlaczego doświadcza go choroba SLA?
Nie znam przyszłości, nie wiem, jak będzie. Dziś wierzę, że pan Bóg wie, co robi. Ja i ludzie, przyjaciele, którzy są wokół mnie, najwyraźniej bardzo potrzebujemy tej mojej choroby. Wierzę, że jest to lekcja dla nas. Czemu ma ona służyć? Nie mam pojęcia, bo jest to poza mną. Pan Bóg wie, co robi, a jak On wie, to ja nie muszę.
Ma ksiądz ogromne zaufanie do Boga.
To prawda, która się tworzy. Ale tak czy inaczej mam dwie możliwości. Mogę chorować, cierpieć i się buntować. Ale jedynie się umęczę i nic z tego dobrego nie będzie. Ale mogę też cierpieć, godzić się na to i czerpać z tego, co mam łaskę, po łasce.
Powiem to prościej. Wyobraźmy sobie, że przede mną jest jedynie pół roku życia. Nie mam pojęcia, czy tak jest, to tylko przykład. Mogę te pół roku przeżyć użalając się nad sobą i krzyczeć, jak to niesprawiedliwie zostałem potraktowany. Co oczywiście jest bzdurą. Ale mogę też te pół roku genialnie wykorzystać. Napić się piwa z przyjaciółmi, wina, spotkać się z nimi, pojechać do lasu na spacer... Jeśli ktoś mnie zawiezie tam oczywiście (śmiech). Mogę nie zmarnować tego czasu i umierać szczęśliwym człowiekiem albo zgorzkniałym. Proszę wybrać. Ale tak naprawdę nie wiem, co będzie. Nikogo dziś nie zapewnię, że do końca swoich dni będę w szczęściu, tego nie wiem...
Parafian ksiądz poinformował o swojej chorobie...
Zrobiłem to od razu po otrzymaniu diagnozy. Cenię prawdę. Poza tym, co tu ukrywać, kiedy każdego dnia jestem słabszy, a choroba postępuje... Zmiany, niestety, widać gołym okiem.
Wie ksiądz, że pojawia się wiele informacji na ten temat, ludzie plotkują, spotkałem się nawet z informacją, że ksiądz już nie żyje...
Też to słyszałem (śmiech). Na poniedziałek, 15 lutego, na godzinę 12:57, kiedy rozmawiam z panem, jeszcze żyję. Zdaję sobie sprawę, że ludzi to ciekawi. Więc może jeszcze raz, już nie z ambony, a za pośrednictwem „Tygodnika Szczytno”. Stwierdzono u mnie chorobę SLA, czyli stwardnienie boczne zanikowe. Według panów doktorów jest to choroba nieuleczalna. Być może będę żył jeszcze pół roku, a być może 5 lat, tego nie wiem. Przebieg u każdego pacjenta jest różny. Choroba polega na tym, że następuje odnerwienie mięśni, czyli powoli tracę władzę nad rękoma, nogami, potem płucami, generalnie nad tym, co się rusza... Specyfika tej choroby polega na tym, że ciało obumiera, ale nie dotyka ona mojej głowy. Świadomość będę miał do końca.
Naprawdę nie ma na tą chorobę lekarstwa?
Pan doktor zaproponował eksperymentalną terapię, która na jakiś czas może pomóc. Czy będzie radykalna poprawa, czy w ogóle coś się zadzieje? Tego nie wiem. Terapia wiąże się z ryzykiem, ale daje też nadzieję. To początek mojej choroby, więc mało o niej wiem. Według lekarzy mam podjąć dwa rodzaje terapii, pierwsza dotyczy leku sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych bądź Indii. Druga to przeszczep komórek macierzystych. Na razie jesteśmy na etapie składania dokumentów medycznych do Ministerstwa Zdrowia z prośbą o zgodę na ściągnięcie leku z zagranicy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Co Bóg da, będzie dobre. Terapia zadziała dobrze, nie zadziała - też dobrze. Będę miał pieniądze na leczenie - dobrze. Nie będę ich miał - też dobrze. Nie ma tu niczego w kategorii biedy. Każda opcja jest dobra.
Każda?
Do parafii w Szczytnie trafiłem dokładnie 11 lat i pół roku temu. Gdy poszedłem do klasztoru, do naszych sióstr klarysek, przedstawić się i przywitać, zapytałem siostrę przełożoną, czy ma dobry czas? A siostra, jak to siostra odparła: mój księże, jak z Panem Bogiem, to zawsze dobry. W kontekście mojej choroby, czy terapia pomoże na długo, czy na krótko najważniejsze jest, abym pozostał przy Panu Jezusie. Jeśli tak się stanie, to będzie dobrze. Na resztę nie mam wpływu. Na chorobę nie mam wpływu, na jej przebieg wpływu nie mam, ale na to, czy będę z Panem Bogiem, wpływ już mam. Więc modlę się o wytrwałość w tej wierności.
Ale tak po ludzku, czy ta sytuacja z chorobą nie budzi w Andrzeju Preussie sprzeciwu? Przecież to ogromne cierpienie.
„Szefem” mojej „partii” jest Jezus Chrystus, „wiceprzewodniczącym” był święty Piotr Apostoł, a teraz papież Franciszek. „Prezesem rady ministrów” był święty Paweł Apostoł, „ministrem spraw zagranicznych” święty Andrzej Apostoł i tak dalej... Szef mojej partii cierpiał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał, pierwszy zastępca umarł na krzyżu, kolejnemu ministrowi ścieli głowę, następny też zginął, kolejny również... Co jest? W mojej „partii” wszystkich dotknęła śmierć męczeńska, a ja miałem się łudzić, że ja - Andrzej Preuss - trafię wygodnie do nieba na lektyce? Trochę realizmu. Wszyscy cierpią, a Preussik ma być z tego wyłączony?
Naprawdę nie nęka księdza pytanie: dlaczego ja?
Nie dopuszczam do siebie takich myśli. Ale gdyby przyszła, to będę śmiał się z samego siebie, że jestem aż tak głupi. Bo to jedno z najgłupszych możliwych pytań. Czyli że co, mój sąsiad, przyjaciel może chorować na raka, a ja mam być zdrowy do 115 lat, a potem zasnąć i bezboleśnie pójść do nieba...
Skąd ksiądz bierze w sobie tyle siły i mimo tej choroby na nieustanny uśmiech?
Nie mam siły. Jestem naprawdę coraz słabszy. Ręce odmawiają mi posłuszeństwa, nogi też. Łażę, jak kaczor. Skąd mam siłę na uśmiech? Nie wiem. Po prostu jest. Być może dlatego, że cały jestem w łasce bożej, i mimo że nie chcę tego cierpienia, to się z nim godzę. Poza tym mam wokół, w swoim otoczeniu, wielu fajnych ludzi, dostaję tak ogromne wsparcie, że aż trudno w to uwierzyć. Cały czas mam więcej wszystkiego niż potrzebuję. Moi parafianie są genialni. Za ten ogrom dobroci, jaki od nich otrzymałem przez te 11,5 roku w Szczytnie, to będę musiał teraz poświęcić 3/4 wieczności i modlić się za nich z wdzięczności przed Panem Bogiem (śmiech).
Mam też duże wsparcie od księży, swoich przyjaciół, dzwonią, pytają, proponują pomoc. Kumpluję się z wyjątkowymi ludźmi, przyjaciółmi Pana Boga, więc nie ma biedy.
Brzmi ksiądz, jakby pogodził się z diagnozą i czekał na śmierć...
Ufam doktorom. Nie jestem od nich mądrzejszy. Po to do nich poszedłem, aby mną się zajęli, pomogli w miarę swoich możliwości. Kurczowo życia się nie trzymam, bo przecież żyć wiecznie i tak nie będę. Czuję, że to miejsce nie jest moje. Chcę stąd odejść do wieczności, ale oby z honorem. Wierzę, że tam jest lepiej.
Nie boi się ksiądz cierpienia, które może przynieść choroba?
Pewnie, że się boję. Boję się okrutnie tej wizji, jaką roztoczyli przede mną lekarze na temat konsekwencji mojej choroby. Tego, że głowa będzie działała, a ja nie będę mógł ruszyć nogami, rękoma, że będę się dusił, sikał pod siebie... Że będę uzależniony od innych ludzi. Mam przed tym w sobie ogromny lęk, ale jeśli pan Bóg zadecyduje, że tak ma być, to się na to godzę. Choć nie chcę. Ale naprawdę nie wiem, co będzie. A czy ci, którzy chorują na raka trzustki, mają lepiej? Przeżywają strasznie swoje cierpienie, ci po wylewach nie mają lepiej, a samotni? Też cierpią. Dlaczego ja mam mieć lepiej? Co Bóg da, będzie dobre.
Smutne to...
Czuję w moim sercu, że nie jest to moje miejsce, jeśli chodzi o ten świat. Wciąż słyszę słowa Pana Jezusa: „kto wytrwa do końca, będzie zbawiony”. Przecież skarpetek, gitary i innych dóbr z tego świata tam ze sobą nie wezmę. Są mało ważne.
Mimo choroby ksiądz nadal pracuje i posługuje...
Tak i będę to robił dopóki wystarczy mi sił fizycznych. Ale w dzień po diagnozie poprosiłem księdza biskupa o wyznaczenie dla naszej parafii księdza administratora, do czasu leczenia albo rozwinięcia się choroby. Będzie pomagał nam w prowadzeniu parafii.
Jest już w parafii ten ksiądz administrator?
Jeszcze takiej osoby ksiądz biskup nie wyznaczył. Poprosiłem księdza arcybiskupa, żeby byle kogo tu nie przysyłał, że to wyjątkowi parafianie, wyjątkowa parafia i zasługuje na kogoś wyjątkowego. I być może dlatego ksiądz biskup ma kłopot ze znalezieniem tak szlachetnej i dobrej osoby (śmiech).
Ma ksiądz jakąś prośbę do swoich parafian?
O modlitwę za moją wytrwałość, abym zawsze był przy panu Jezusie...
Lekcja religii
Powrotu do zdrowia.????
Mirek
Złodzieje naciągacze oferujący komórki macierzyste w SMA - lekarze z tytułami profesorskimi - prokuratura powinna się nimi już dawno zająć !!!
Mariusz Muszak
Wiele lat Księdza nie widziałem i nie słyszałem, ale czytam te słowa i słyszę, jakbym Księdza słyszał i widział wczoraj. Takiej radości z przebywania z Panem Bogiem i ludźmi nie widziałem ani przedtem ani przez wiele lat potem. Przypomnę Księdzu Jego słynne słowa, o których pamiętam do dzisiaj (sprzed prawie 30 lat): \"Nie ważne, jaki samochód ma duszpasterz, nie wypada, by silnik stygnął w nim, bo duszpasterz ma być w ciągłym ruchu w posłudze wiernym\". No i drugi: \"Idę nocą i widzę ludzi, mam się bać? Przecież ludzi widzę, nie wilki!\" Uczył mnie ksiądz w LO w Kętrzynie jedynie przez rok, ale jaki niezapomniany to był rok. Pozdrawiam Księdza i zdrowia i wiele łask bożych życzę!
Wlodek Bieniek
Bardzo pozdrawiam księdza moze wszystko będzie dobrze wiem ze Pan Jezus takiemu księdzu pomoże modlę się za ksiedza Szczesc Boze
Łukasz
Straszna choroba, życzę księdzu wytrwałości i pogody ducha, jednak ta zbiórka to jakieś nieporozumienie. Na tę chorobę nie ma lekarstwa NIGDZIE i żadnych dowodów na skuteczność tych eksperymentalnych terapii. Dwa lata temu na SLA zmarł mój tata i również prowadził go doktor Siwek a koszty tych terapii były kilkakrotnie niższe. Wiem, że to co piszę brzmi strasznie ale uważam, że o takich rzeczach trzeba mówić głośno i uświadamiać, że jest to zwykły wyzysk na śmiertelnie chorych ludziach. Jedyna nadzieja (oczywiście nie na wyleczenie) w tej chorobie to rehabilitacja i pomoc psychologiczna. Te pieniądze mogły by pomóc innym chorym w tym też Księdzu, gdyby tylko zostały wykorzystane w sensowny sposób.
WCz
Choć czasem jestem w tym kościele gdzie proboszczem jest ks. Andrzej, (bo należę do innego) , to bardzo cenię i szanuję Księdza. Jego oddanie Bogu i ludziom jest niezwykłe!!! Organizuje różne formy urozmaicenia Mszy Świętej, aby przyciągnąć boże owieczki do Boga. Proszę Boga o szybki powrót Księdza do zdrowia. Niechaj Łaska Boża jest zawsze z Księdzem. W obecnych czasach, takiemu Księdzu można zaufać! Boże, miej w swojej opiece Księdza Andrzeja i nie zabieraj Go nam!!!!
Woyt
Jędruś trzymaj się - nigdy się nie poddawałeś i teraz dasz radę - jestem z Tobą W.
Sylwia
Cudowny człowiek,taki,którego nie da się zapomnieć ! Z pasją i sercem na dłoni .Mam że Bóg da księdzu łaskę uzdrowienia .
Dagmara
Modlimy się o cud uzdrowienia dla Księdza za przyczyną Wandy Boniszewskiej, której proces beatyfiakcyjny właśnie ruszył. Ona ofiarowała swoje cierpienia za kapłanów, miała też dar uzdrawiania i stygmaty. Modlą się za Księdza Siostry od Aniołów, Karmelitanki Bose w Łasinie i my! Kto chce niech do nas dołącza. Kochamy Księdza
Marian Lisnianski
Cudem Bozym jest sama osoba KS. Andrzeja. Jest to człowiek o głębokich pokładach nadziei i i wiary. W swoim życiu nie spotkałem osoby o tak silnym powołaniu i tym że całym sobą wnosi tyle dobra . Miałem 10 lat gdy poznałem Ks. Andrzeja a dziś mam 40 lat. Myślę że Bóg mam co do samej osoby Księdza Andrzeja szczytny plan. Wiara czyni cuda A nadzieja zawsze umiera ostatnia. Polaczmy się w modlitwie.Niech Ksiądz Andrzej poczuje siłę potrzebna by iść dalej i nauczać słowo Boże. Okazmy miłosierdzie i wsparcie jakie jest potrzebne Andrzejowi poslanikowi Boga.
Tomek
Nie znam księdza osobiście. Zazdroszczę takiej wiary i ufności. Nie jeden na miejscu księdza błagał by Boga o cud. Życzę by każdego dnia dobry Pan obdarzał księdza potrzebnymi łaskami, by świadectwo życia przemianiało serca wszystkich którzy towarzyszą księdzu i czytają te słowa. Serdeczne Bóg zapłać.
ciekawość
Stwardnienie zanikowe boczne najczęściej atakuje mężczyzn, ale wszyscy chorzy z SLZ i SM mają takie podejście, potrzebujemy pomocy mówimy , nie użalamy się! myślimy a może inni mają jeszcze gożej niż ja . Wiara nas trzyma i dodaje siły .Niech terapię są jak najbardziej skuteczne trzymam kciuki.MUSI BYĆ DOBRZE! ! ALLELUJA! !!
Wlodzimierz Bieniek
Witam księdza Ketrzyna życzę ksiedzu zdrowia i opinie Jezusa Chrystusa modlę się za księdza z moimi dziećmi Patrycją i Bogusiem
Marta R
Na Facebooku została stworzona grupa z licytacjami dla księdza proboszcza ! Zapraszamy
Małgorzata Archutowska
Szczęść Boże jest Ksiądz naszym pasterzem i te wszystkie słowa z tego artykułu które przeczytałam bardzo mnie poruszyły. Będę się modlić do naszego Pana Jezusa Chrystusa o zdrowie dla Księdza Andrzeja pozdrawiam serdecznie z Panem Bogiem Karolewo
Piotr
Piękne świadectwo wiary Ojcze! Moja mama zmarła na dla, wiem jak duże to cierpienie. Do końca trwała w Panu i z wiarą odeszła do Niego. Wiara czyni cuda na duszy i umyśle, te cuda choć niewidoczne są tak samo ważne jak te cielesne.
Wiara czyni cuda.
Jeden za wszystkich , wszyscy za jednego.