Pozwolę sobie na niewłączanie się w ogólnonarodowy dyskurs nad „cnotami niewieścimi” wywołany wypowiedzią pana dra hab. Przemysława Czarnka, profesora na Wydziale Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, aktualnie Ministra Edukacji i Nauki, odznaczonego Odznaką „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej” i Orderem „Za Zasługi dla Litwy”. Jako powszechnie znany pantoflarz podporządkowujący się bez dyskusji każdej Pani, Pannie, Panience, Pannicy i Paniusi uważam temat „cnoty” i damskich „cnót wszelakich” za godny uwagi.
„Konieczność ugruntowania cnót niewieścich” przez edukację szkolną – o co zaapelował doradca Pana Ministra, jest jak najbardziej wskazana, ba niezbędna! Na najlepszych uniwersytetach należy niezwłocznie powołać katedry kształcące fachowców od „cnót niewieścich”, którzy wpajać je będą młodzieży płci obojga. Ćwiczenia praktyczne też rzecz jasna konieczne. A co pod tym pojęciem ktoś rozumie to jego. I to by było na tyle. O!
A teraz już na poważnie. Zbyt często w tym roku pierwsza strona naszej gazety przynosi informacje i drastyczne zdjęcia dotyczące tragicznych wypadków drogowych. Giną młodzi ludzie, przed którymi było całe życie. Ostatnio na drodze, którą znam jak własną kieszeń, przejeżdżam nią teraz latem kilka razy dziennie. Jej odcinek od Szczytna do Trelkówka nazwano już nawet „drogą śmierci”.
Widziałem tam przez czterdzieści lat wiele wypadków. Dlaczego akurat tam? Bardzo lubię jeździć tą trasą, dobra nawierzchnia, tylko kilka niezbyt ostrych zakrętów, w znacznej części ocieniona. Można się tam wpakować na drzewo? Jak najbardziej, tylko to nie drzewa wpadają na samochody, a ludzie prowadzący swoje maszyny atakują drzewostan. Siedzę „za kółkiem” już kilkadziesiąt lat, widziałem niejedno.
Na tym odcinku prostej, gdzie miały miejsce ostatnie dwa tragiczne wypadki widywałem już samochody „tańczące” na suchej szosie. W biały dzień przy dobrych warunkach atmosferycznych. Przyczyny tragicznych wypadków ustalą fachowcy, za takiego się nie uważam. Natomiast wiem, że gdy w tym miejscu, gdzie obowiązuje powszechna „dziewięćdziesiątka”, ktoś depnie na pedał sporo więcej, to nawet tak lekki łuk i wypadnięcie zza niewielkiego wzniesienia zrywa przyczepność. Fizyki się nie oszuka. Jeżeli ktoś trochę pojeździł samochodem po pobliskiej w końcu Szwecji z pewnością zwrócił uwagę, iż absolutna większość kierowców jeździ tam zgodnie z częstymi ograniczeniami prędkości. Pomimo to „przeloty” z miejsca na miejsce miałem tam zupełnie przyzwoite.
Bo jeździ się równo, bez nagłych przyspieszeń i hamowania. Ograniczenia są tam, gdzie trzeba, a nie gdzie sołtys sobie wymyślił. Fotoradarów mnóstwo, też tam, gdzie może być niebezpiecznie, a nie gdzie najłatwiej nabić gminną kabzę. Stąd w Szwecji w wypadkach ginie rocznie 250 – 300 osób. W Polsce 2500! Nic nie zastąpi tego, co nazywa się w cywilizowanych krajach „kulturą jazdy”.
Na to trzeba zapracować, mieć to we krwi. Nasi kierowcy to zbyt często „heroicznie szarżująca” husaria, a przynajmniej ułani. Nie wiadomo po co i na co. W dupie mamy zdrowy rozsądek i przepisy, a przykłady ich łamania na co dzień idą od samej góry do gminnego dołu. Rozsądek i poszanowanie prawa nie jest naszą narodową cnotą. Rzadko popieram zaostrzanie kar, ale w tym wypadku jestem za. Rzecz jasna nie może to być idiotyczna konfiskata pojazdu (a co z leasingiem, służbowymi, będącymi współwłasnością itp.?), natomiast długoletnie pozbawianie prawa jazdy i drastycznie wysokie kary pieniężne za jazdę bez uprawnień – jak najbardziej.
Gdy już jesteśmy przy stosowaniu przepisów niewyobrażalną głupotą wykazali się działacze związku pływackiego. Nie wierzę, iż nie było w tej organizacji ani jednego uczonego w piśmie potrafiącego przeczytać jednoznacznie brzmiące przepisy dotyczące kwalifikacji do udziału w zawodach olimpijskich. Co tam jakieś międzynarodowe regulaminy, „my som mądrzejsze”, a jakby co, to zwali się na wredną międzynarodową organizację, która nie chce uznać, iż nasza nacja jest jedyna, wyjątkowa na świecie i nas te zasady nie obowiązują. Skąd my to znamy, nie tylko z okolic basenu?
A potem idiotyczne tłumaczenie typu „jesteśmy super, ale jakoś tak wyszło”. Nie na temat zupełnie, ale może jakiś dureń uwierzy. Tyle, że organizatorzy igrzysk olimpijskich jakoś nie bardzo się przejęli tymi argumentami i ciupasem odesłali niczemu winnych pływaków do domu. Zanim jeszcze zapłonął olimpijski znicz. To jak się wydaje powinno dać do myślenia nie tylko pływakom. Jeżeli jesteśmy w jakiejś organizacji musimy się do stosować do zasad. Inaczej wyjazd!
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
Śmieszek
Te cnoty niewieście powinny być głównym profilem Uniwersytetu Marii Skłodowskiej - Curie, to też uniwersytet w Lublinie. Niedługo tak może być - zważywszy na to, jak się minister wziął do powołania Akademii Zamojskiej.
dr
Cnoty niewieście właśnie wprowadzają talibowie w Afganistanie. Proponuję przeczytać odpowiednie artykuły w prasie i zastosować w Polsce. Tak naprawdę zbyt wielkiej różnicy nie ma.