Przed laty emocje i spekulacje zapalonych kibiców budziła kryminalna komedia rodzimej produkcji pod znamiennym tytułem „Piłkarski poker”. Najkrócej mówiąc – chodziło o najróżniejsze „ustawki” - kto kogo skuteczniej przekupi i oszuka w jednym celu: wygrać! Niektóre zdarzenia, które ostatnio towarzyszą miejscowemu wyścigowi po 250 tysięcy złotych, czyli po budżet obywatelski, jakoś dziwnie mi się kojarzą z niektórymi działaniami, jakie podejmowane były w „Piłkarskim pokerze”. Nie są one może aż tak drastyczne, nie towarzyszy im np. „handel” ciałami nadobnych panienek, nie ma też łapówek w dziesiątkach tysięcy złotych, niemniej wątpliwości budzą – co najmniej etyczne.
Kiedy „Tygodnik” prezentował na swoich łamach wszystkie trzy projekty, autor jednego z nich wyraził szlachetny pogląd co do budżetowej idei w ogóle. Rzekł był, iż zależy mu nie tyle na tym, by jego pomysł zwyciężył, ale na tym, by w głosowaniu nad poszczególnymi propozycjami wzięła udział jak największa liczba mieszkańców Szczytna. Gromadne głosowanie (na którykolwiek z projektów) oznaczałoby bowiem, iż mieszkańcy czują się z miastem związani nie tylko poprzez adresowy zapis w dowodzie osobistym, którego to zapisu zresztą też już nie ma.
A tu okazało się, że koledzy i znajomi, zwolennicy projektu zgłoszonego przez młodego idealistę. Sprawili mu niespodziankę, którą jako zywo należy uznać za niedźwiedzią przysługę. Krótko, bo krótko, ale na jednym z lokalnych profili facebookowych wisiał plakat – zaproszenie na II Rodzinny Piknik Sąsiedzki. Znaczy, plakat wisi nadal, tylko jego treść nieco zmodyfikowano, likwidując zapis sugerujący... przekupstwo.
Obecnie można się z owego plakatu dowiedzieć, że podczas pikniku będzie prezentowany i promowany jeden z budżetowych pomysłów, a dokładniej budowa tężni solankowej. W pierwotnej wersji zaproszenia anonsowano konkretnie i precyzyjnie, że każdy, kto na ową tężnię zagłosuje otrzyma „zapłatę”. Za „właściwy” wynik meczu grany przez Mariusza Dmochowskiego prezes Kmita dawał 50 kafli, za „właściwy” wybór projektu inicjatorzy tej akurat promocji oferowali jakiś bzdet: los na loterii czy może kawałek ciasta... Jest różnica? Jest, ale tylko w skali (na co kogo stać...), bo w samej swej istocie jeden i drugi „handel” jest tożsamy.
Na szczęście twórcy plakatu i pomysłodawcy zostali „wyprostowani”, nota bene przez autora projektu, i wątpliwy zapis z plakatu zniknął.
Można by nad tym lingwistycznym drobiazgiem dłużej się nie rozwodzić, gdyby nie personalne uwarunkowania. Pod szyldem obojętnych politycznie organizatorów tego wydarzenia (fajnego i sympatycznego w zamyśle i realizacji) po części kryją się bowiem osoby, które politycznie obojętne nie są. I tu rodzi się problem: jeśli bez żenady zamierzali dopuścić się przekupstwa przy okazji społecznej inicjatywy, to czy podobne metody towarzyszą ich działalności politycznej, albo - co gorsza – publicznej?
Watpliwości budzi też promocja drugiego z projektów, który obejmuje budowę „miasteczka rowerowego” z miejscami dodatkowych gier i zabaw na części boiska podstawowej „trójki”. W tym przypadku do głosowania na ten projekt zachęcano przy pomocy... e-dziennika. To elektroniczne narzędzie, za pośrednictwem którego każdy rodzic (jeśli chce), może na bieżąco śledzić szkolne poczynania swoich pociech, ale też jednocześnie jest to potężna baza danych, gromadzonych w ściśle określonych celach.
Czy takim celem jest namawianie do głosowania na konkretny projekt w ramach budżetu? Raczej wątpliwe. Czy takie wykorzystanie e-dziennika nie łamie zasad RODO? Diabli wiedzą. W apelu wskazano, że głosować mogą obecni, przyszli i byli uczniowie „trójki”, co jest trochę takim strzałem we własne kolano. Bo jak ktoś nie miał z „trójką” nic wspólnego, a pomysł mu się spodoba, to co? Nie może?
Żeby nie było – tegoroczne „anomalie” promocyjne to w Szczytnie nic nowego. I przy poprzednich edycjach autorzy (niektórzy) też imali się różnych, niestety nie zawsze krystalicznie uczciwych metod. I – też niestety – zwykle puszczane były „w eter” opinie, że i tak z góry wiadomo, kto wygra, czyj projekt okaże się „najlepszy”... Takie, mocno podstępne działania być może zniechęcały część mieszkańców do udziału w głosowaniu, a szkoda.
I żeby nie było – uważam, że aktywność pomysłodawcy nie powinna się ograniczać do złożenia wniosku. Że promowanie projektów jest jak najbardziej wskazane, a wręcz konieczne i możliwe bez uciekania się do metod budzących niesmak i niechęć. Można temu zaradzić nawet urzędowo, na co wpadł sam naczelny Tygodnika. Stwierdził bowiem, że z miejskiej kasy można by każdemu pomysłodawcy przydzielić np. 1000 zł na promocję jego projektu, określając warunki, jakie ta promocja musi spełniać. Mnie się ten pomysł podoba, a Wam?
Pirania Mazurska
biuro@tygodnikszczytno.pl
Taki sobie czytelnik
Mnie się zaś nie podoba, że redakcyjna (nie mazurska) Pirania w swoisty sposób napiętnuje tylko dwa pomysły na budżet obywatelski, pomijając milczeniem sposób promowania trzeciego projektu - czyli tzw. elektrycznych ławeczek. Być może Pirania nie sprawdziła, albo też nikt jej w sprawie takich występków uprzejmie nie doniósł. A przecież można byłoby wprost napomknąć, że jedynym projektem promowanym fair były właśnie te nieszczęsne (moim zdaniem) ławeczki. Koniec końców - nierzetelna, a wręcz nieobiektywna robota redakcji.