Warto czasem sięgnąć do dość zamierzchłej historii. Od 1937 roku przez prawie 20 lat Nikaraguą rządził niejaki Anastasio Somoza. W spadku po nim urząd prezydencki objął jeden z jego synów. Nawet jak na warunki tego regionu był wyjątkowym draniem, prowokował masakry ludności, przejął praktycznie na własność swoją i rodziny znaczną część majątku państwa. Szybciej nawet niż robi to grupa obecnie trzymająca władzę nad Wisłą, a to jest już spore osiągnięcie. Miał jeszcze jedną wspólną cechę z pewnym rządem europejskim – był na swoim kontynencie najwierniejszym sojusznikiem USA.
W 1939 r. ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt, uważany zresztą za liberała, cokolwiek się zaniepokoił fatalną opinią Somozy. Ten człowiek to ponoć kawał sukinsyna? – zapytał kiedyś swego sekretarza stanu, czyli ministra spraw zagranicznych. Coredell Hull pełniący wówczas tę funkcję bez mrugnięcia okiem potwierdził – O tak, bez wątpienia, ale to nasz sukinsyn!
Jak widać uznanie kogoś za „naszego”, pozwala na potraktowanie per noga powszechnie przyjętych zasad przyzwoitości. Taka jest już polityka.
Skąd mi się to przypomniało? Otóż przypadkiem zobaczyłem dzisiaj w telewizji jednego z aktualnych ministrów, który bez mrugnięcia okiem uzasadniał konieczność przyjęcia ustawy wyłączającej odpowiedzialność karną osób, które dopuściły się przestępstw „w związku z panującą epidemią COVID – 19”.
Otóż obóz władzy z lekka wystraszony skalą przekrętów, które ujawniają się przy okazji niby walki z pandemią postanowił zabezpieczyć sobie tyły. Na wypadek, gdyby kiedyś przypadkiem zresztą jakaś opozycja (rzecz jasna nie ta obecna, bo ta nadaje się jedynie na śmietnik historii) doszła do władzy i prokuratura zrobiłaby kolejny zwrot o 180 stopni.
Czyli zaczęła ścigać nie patrząc na partyjną legitymację. Do tego nie można przecież dopuścić. Złodzieje, bo złodzieje, ale to nasi złodzieje! – można powiedzieć parafrazując wybitnych amerykańskich polityków. Moje prawnicze serce z pewnym rozrzewnieniem przyjmuje budowę przepisu karnego mówiącego – cytuję: „Nie podlega karze, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działania nie byłyby możliwe lub byłyby istotnie ograniczone.”
Koniec i kropka. Żeby już było dokładniej to przepis ten ma działać wstecz, czyli obejmie urzędnicze przekręty jakie miały miejsce jeszcze przed jego wydaniem. Cud, miód i ultramaryna – jak mawiał pewien znany dobrze w kręgach gangsterskich pan o wdzięcznej ksywie Pershing. Przepis – marzenie wszystkich kanciarzy wszech czasów, przy którym oburzające niektórych ułaskawienia dokonane przez wszystkich razem wziętych prezydentów to bardzo drobne przysługi towarzyskie.
Tłumacząc na polskie – każdy przekręt, jakiego już dokonałeś albo dokonasz w bliżej nieokreślonym czasie nie może być karany, o ile twoi kumple, którym podlega prokuratura uznają, iż działałeś w naszym, tfu… jak to było? Ooo – społecznym interesie. Rzecz jasna podciągniętym pod COVID–19, a pod to hasło podciągano już takie cuda jakich w bajkach z tysiąca i jednej nocy nawet nie dało się znaleźć.
Zabawne? Niewątpliwie byłoby to zabawne, gdyby dotyczyło bananowej republiki czy nawet egzotycznego królestwa gdzieś tysiące kilometrów od „cywilizowanej” Europy. Niestety, dotyczy kraju w jej samym środku. Jakiś tam Somoza gdzieś w egzotycznej Nikaragui własnym dekretem przyznał swojej rodzinie wszystkie prawa do wszystkich kopalni w kraju. Bo to jej się należało i już. Bo ta rodzina przecież gwarantowała w tym kraju ochronę amerykańskich interesów.
Sukinsyn, ale swój. Minęło prawie sto lat i słychać rechot historii. Przyjmijmy, że przysłowiowy Kowalski prowadząc własny interes w trudnej dla biznesu jak nigdy sytuacji pójdzie w pewnym momencie „na skróty” i naruszy na przykład tak rygorystycznie przestrzegane przepisy vatowskie.
Aby było weselej - obracać będzie strzykawkami jednorazowymi, które są niezbędne przy leczeniu większości chorób, w tym i covidowskich. To bladym świtem zapuka mu do drzwi uzbrojona delegacja jednej z licznych trzyliterowych ważnych instytucji. Następnie wyląduje na dłuższy czas w pudle, a jego cały rzeczywisty i domniemany majątek zgnije tymczasowo zajęty. Wszystkie zależne i niezależne media zawyją z radości wdeptując Kowalskiego w glebę. Chyba że okaże się, iż działał „w społecznie uzasadnionym interesie” czyli mu się to po prostu należało. Bo to sukinsyn, ale nasz.
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
wiesław mądrzejowski
Szanowny \"aleks\" znawca amerykańskich stosunków politycznych w ub. wieku może byłby uprzejmy coś konkretnego. Felieton to nie rozprawa naukowa, wtedy podyskutujemy o szczegółach. Serdeczne dzięki za zainteresowanie.
aleks
Może najpierw należałoby zapoznać się DOKŁADNIE z czasami dyktatury Somozy. Porównanie pozbawione zasad logicznego myślenia i wiedzy.
wiesław mądrzejowski
Dzięki za komentarz p. Uglybert. A tak konkretnie to o co chodzi?
Uglybert
mazurskie gadanie...nie wiedziałem, że jest synonim do pleść jak Piekarski na mękach ????