Powiada się, że dom jest wart tyle, ile widok za oknem. W moim okien jest dużo, a z każdego widok jest inny.
Wstaję wcześnie, często o świcie. Z kuchni jezioro prześwituje jedynie w czasie bezlistnym, w pozostałej porze zasłaniają je olchy. Ale między pasem drzew a moim płotem jest bujna, wypasiona za unijną dopłatą, niekoszona łąka. Kiedy schodzę rano, żeby zaparzyć herbaty, pierwsze spojrzenie kieruję właśnie na nią. Wczesnym rankiem z lasu podchodzą przez nią do wodopoju sarny, jelenie, dziki.
W pracowni jest okno balkonowe osłonięte przez niewielki ganek, przed którym stoi biurko. Kiedy robię przerwę w pisaniu, podnoszę wzrok i patrzę na grabowy żywopłot, który posadziłem własnymi rękami i klony, które z rachitycznych patyczków stały się dorodnymi drzewami. Kiedy piszę te słowa, pod żywopłotem para kosów uprawia zaloty.
Kilkadziesiąt lat temu wybrałem to miejsce ze stuletnim zrujnowanym domem i spędzałem w nim większość czasu. Dwadzieścia lat temu zamieszkałem tu na stałe. Uważałem się za outsidera, trzymałem z dala od tłumu. Wewnętrzna emigracja dała mi wewnętrzny spokój i komfort do pracy. Przyroda i pejzaż zawsze mi były bliższe od zgromadzeń i architektury.
Wybrałem. Kiedyś na spotkaniu autorskim ktoś zapytał mnie, jakie słowo jest dla mnie najważniejsze. Odpowiedziałem bez wahania, że to biblijne timszel. Możesz. W Biblii to słowo Bóg kieruje do Kaina, zanim ten wyrówna rodzinne porachunki z Ablem. Nie jestem religijny, ale do Biblii sięgam dość często, bo to dla pisarza niewyczerpane źródło inspiracji i cytatów. Steinbeck przypomniał to hebrajskie słowo w powieści „Na wschód od Edenu”. Od tej pory zostało ze mną jako najbardziej zwięzły opis ludzkiej kondycji. To nie przyzwolenie, lecz dwuznaczny przywilej; uznanie wolnej woli czynienia zarówno zła, jak i dobra. Filozof, profesor Kotarbiński uzupełnia to celną refleksją, że każdy wybór jest stratą. To też zostało ze mną jako ważna fraza.
Dwa lata temu dokonałem kolejnego wyboru. Wyszedłem ze swojej sfery komfortu i robię to, do czego nigdy nie przejawiałem skłonności. Jeżdżę z żoną na odległe demonstracje, biorę udział w zbiorowych protestach przeciwko demolowaniu demokracji przez demokreaturę, z ludźmi z naszego pokolenia i do nas podobnych, którzy nie podejrzewali, że troską ostatniej dekady ich życia będzie zagrożona przyszłość, która już nie ich dotyczy.
Siwe łby, pamiętające opresję totalitarnego systemu. Nie potrafimy skandować z mocą wiecowych haseł, robimy to z pewnym zażenowaniem i jakby w „cudzysłowie”. Uśmiechamy się do siebie życzliwie, żeby poczuć się nie w anonimowym tłumie, ale wśród dobrych znajomych. Nie odciskamy swoich śladów na trawniku, a po naszym przejściu nie pozostają na chodnikach porzucone śmieci, tylko starannie zapełnione kosze. To się wydaje śmieszne, przeciwnicy pobłażliwie nazywają nas spacerowiczami, ale jest też symboliczne. Zależy nam na tym, żeby ten kraj wyglądał lepiej. I to widać. Trochę ryzykujemy, ale jeśli nawet dożywocie nam grozi, to już raczej niedługie. Mimo wszystko te protesty są ważne. To puls demokracji. Jeszcze bije na ulicy, póki policja nie stanie się bijącym sercem partii. Jesteśmy cywilizowanymi ulicznikami.
Młodość się jeszcze do nas nie kwapi. Może są jeszcze dziećmi i ruszą się dopiero, jak pozabierają im zabawki. Kiedyś to nastąpi, ale wtedy może być za późno, bo to, co ich będzie dotyczyło, nastąpi bez nich. Albo pozostanie poczucie niespełnienia, albo kac po klęsce. Mówi się o wzmożeniu patriotycznym w młodym pokoleniu, o dumie z przegranych powstań i daremnych ofiar. A gdzie miejsce na dumę z własnych wyborów?
Mam kuzyna, który do dzisiaj nie może przeboleć, że nie zginął w Powstaniu Warszawskim, bo był trochę za młody, żeby brać w nim udział. Trochę go dzisiejsi młodzi patrioci przypominają. Ciekaw jestem, ilu z nich przepadnie w wyborach samorządowych, bo zamiast głosować będą mężnie rekonstruowali przeszłość.
franek
Odrobinę wiary w dzisiejszą młodzież! Potrafią samodzielnie myśleć, oceniać i działać. Przypomnę chociażby ACTA. Aby ich zaangażować i przyciągnąć do siebie trzeba być autentycznym. Na "demonstracje" w znaczącej większości przychodzą ludzie, którzy utracili swoje profity a w przeszłości nie wykazywali żadnej troski o naszą Ojczyznę. Więc jak mają zachęcić młodych do uczestniczenia? Proponuję odrobinę pogłębionej refleksji i rozpoczęcie pracy od podstaw będzie lepszy efekt niż pisanie swoich żali na łamach czasopisma!