Niedziela, 4 Maj
Imieniny: Jaropełka, Marii, Niny -

Reklama


Reklama

Pomaganie, które skłania do płaczu, pracownicy socjalni opowiadają o swojej pracy


W poniedziałek, 21 listopada obchodzony był Dzień Pracownika Socjalnego. To trudna praca, bo dotyka spraw trudnych, a czasami dramatycznych. Coraz częściej widać, jak bardzo potrzebni są specjaliści, którzy zawodowo wspierają potrzebujących pomocy. - Czasami są sytuacje, które skłaniają do płaczu, ale ciągle wierzymy w ludzi – mówi Ewa Gawdzińska, koordynator pieczy zastępczej w szczycieńskim PCPR-ze. - Gdybyśmy w nich nie wierzyli, nie moglibyśmy wykonywać naszej pracy.


  • Data:

Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Szczytnie ma do czynienia z całym szeregiem problemów społecznych. Pracownicy placówki zajmują się rodzinami zastępczymi, pomocą osobom niepełnosprawnym i starszym, a także mierzą się z przemocą w rodzinie i uzależnieniami.

Zespół PCPR to osoby, które swoją pracę uważają za misję.

 

- Nie da się stąd wyjść, zamknąć drzwi i nie myśleć o tym, co się wydarzyło w pracy – mówi Justyna Maroszek, kierownik działu pieczy zastępczej - Pracujemy z ludźmi. Często widzimy ich dramaty, każdego dnia musimy się z nimi mierzyć.

 

Obecnie pracownicy mają pod opieką ok. 150 rodzin zastępczych. Każdego dnia nadzorują również dwie placówki wychowawcze (w Szczytnie i Pasymiu). Nie ukrywają, że czasami, gdy wrócą do domu, muszą się wypłakać.

 

- Niestety, dzieci wciąż doświadczają złych rzeczy i to rodzice, których zadaniem, a właściwie obowiązkiem jest zapewnienie im bezpieczeństwa i miłości, zapominają o tym. Gdy decyzją sądu dzieci trafiają do rodzin zastępczych, to właśnie na pracownikach spoczywa konieczność odebrania ich z domu i przekazania pod opiekę rodziców zastępczych. Ciężko jest opisać uczucia, które człowiekowi wtedy towarzyszą. Są to dla nas trudne sytuacje – opowiada Ewa Orzoł, starszy pracownik socjalny – My wiemy, że przekazujemy dziecko w bezpieczne miejsce, ale ono, odbierane rodzicom, nie wie, co je czeka. I najczęściej jest to dla tego dziecka koszmarne przeżycie.

 

Najczęściej, bo - jak zaznaczają pracownicy PCPR - bywa też tak, że to dzieci chcą opuścić swoje rodziny, gdy najzwyczajniej nie dają już rady w nich funkcjonować.

 

Sytuacje, w których prowadzone są interwencje, mają często traumatyczny przebieg. Są łzy, krzyki rozpaczy. Małe dzieci kurczowo trzymają się rodziców, którzy każdego dnia serwują im emocjonalną huśtawkę.

 

- Sądy nie wydają orzeczeń o przekazaniu dzieci z rodzin, w których jest tylko bieda – mówi Justyna Maroszek. - W ich domach jest alkohol, narkotyki, dzieci chodzą głodne, brudne, często pięciolatki nie mówią. Niektóre nie potrafią się same ubrać, czy korzystać ze sztućców – może mnożyć przykłady.

 

Przekazanie dziecka w pieczę zastępczą nie jest wyrokiem. Pracownicy placówki pomocą są w stanie objąć także rodziców tak, aby doprowadzić do sytuacji, w której rodzina znów będzie razem. Warunek jest jeden: musi być chęć zmiany. Rodzice mają zmierzyć się z problemami i je przezwyciężyć.


Reklama

 

- Myślę, że rodzice, chociaż nie do końca są w stanie przyznać się do swoich problemów, to kochają dzieci i to rozstanie jest dla nich trudne – wyjaśnia Ewa Orzoł - Emocje po nich widać. Czy są szczere? Mam nadzieję, że tak.

 

Tych emocji jest naprawdę wiele. Pani Ewa przekonała się o tym na własnej skórze. Raz, z niespełna rocznym dzieckiem na ręku, uciekała przed jego mamą, która goniła ją z nożem. Pani nie powstrzymali nawet policjanci. Na szczęście sytuacja skończyła się dobrze.

 

Nie przy każdej interwencji pracownikom towarzyszą policjanci. O swoje bezpieczeństwo muszą zadbać sami.

 

- Za każdym razem staram się zobaczyć, jakie są drogi ucieczki – opowiada Joanna Kowalewska, koordynator pieczy zastępczej. - Nie umiemy przewidzieć, jak potoczy się sytuacja.

 

Kiedy dzieci są już bezpieczne, pracownicy zajmują się rodzinami zastępczymi, które również potrzebują wsparcia. - Są to ludzie, dla których bycie rodziną zastępczą, czy prowadzenie rodzinnego domu dziecka jest misją – mówi Justyna Maroszek. - To nie jest biznes. Dzieci potrzebują oprócz ciepła i miłości sporego nakładu pracy. To są wizyty u specjalistów, często zajęcia terapeutyczne, rehabilitacja, czy nauka podstawowych czynności np. higienicznych.

 

Obok zawodowych rodzin zastępczych są również rodziny spokrewnione. Wszystkie cały czas są pod opieką pracowników. Ma to na celu nie tylko wsparcie, ale także kontrolę.

 

- Musimy mieć pewność, że rodziny te dobrze wywiązują się ze swoich obowiązków – dodaje. - Ale jest też tak, że czasami jeden uśmiech dziecka potrafi wynagrodzić cały trud – zaznacza Katarzyna Olbryś, psycholog, która w PCPR współpracuje z rodzinami. - Tego nie da się opisać.

 

Instytucja obejmuje opieką również osoby niepełnosprawne, a tych w naszym powiecie jest sporo. I chociaż w tym przypadku emocji jest mniej, to pracownicy są cały czas czujni. Z jednej strony czuwają nad programami, z których mogą korzystać ich podopieczni, z drugiej starają się, by ta pomoc była skuteczna.

 

- W tej chwili tych programów, z których korzystają osoby niepełnosprawne jest sporo. Zależy nam na tym, aby jak najbardziej im pomóc – przyznaje Emilia Łachacz, która współpracuje z osobami niepełnosprawnymi. - Dla nas wszystkich chyba najtrudniejsze jest to, że widzimy jak wiele z tych osób jest samotnych. Potrzebują kontaktu z drugą osobą. Czasami przychodzą do nas tylko porozmawiać, zamienić kilka słów.

Reklama

 

Ten problem stał się bardziej widoczny po pandemii Covid-19, kiedy nie były dostępne turnusy rehabilitacyjne.

 

Od 2005 roku w strukturach centrum działa Ośrodek Interwencji Kryzysowej. Jego pierwotnym zadaniem było objęcie wsparciem rodzin, które w wyniku przemocy potrzebowały schronienia. Dzisiaj ten problem powoli zanika.

 

- Wszystko dzięki zmianie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Dzisiaj osoby nią dotknięte nie muszą opuszczać domu, bo to sprawca nie może w nim zostać – mówi Monika Pych. - Przyznam, że cieszę się z tej zmiany jak dziecko z lizaka, bo ta ustawa chroni poszkodowane osoby, a nie sprawcę.

 

Pani Monika od wielu lat związana jest z PCPR. Zajmuje się w nim przeciwdziałaniem przemocy, wsparciem osób uzależnionych tak, aby można było pomóc całej rodzinie. Zarówno ofierze, jak i sprawcy.

 

- Jeżeli mówimy o przemocy w rodzinie nie ma czegoś takiego, że się nie uda – mówi pani Monika. - Sprawcy przemocy mają szansę wyjść z tego błędnego koła. Mogą wziąć udział w terapii dla osób stosujących przemoc.

 

Ważne jest to, że przynosi ona efekty. A w swojej zawodowej drodze jest ona w stanie policzyć tych, którzy z takiej szansy nie skorzystali. Jak przyznaje, zmierzenie się z sobą nie jest dla nich łatwe. Co więcej, muszą stawić czoła swojej przeszłości i poszukać źródła własnych problemów.

 

- Gdy zaczynamy pracę z osobami dotkniętymi przemocą i ze sprawcami, to przede wszystkim pokazujemy im, jak działają pewne mechanizmy. Jak mogą się z tego wyrwać – tłumaczy. - Te spotkania są trudne. Zwłaszcza że często przemoc wiąże się z uzależnieniem.

 

Doświadczanie przemocy jest bardzo trudnym tematem. Człowiek, który z nią się styka na co dzień musi udźwignąć spory ciężar.

 

- Pomimo wszystko nie zamieniłabym tej pracy na inną. Chociaż są dni, że wracam do domu i najchętniej zakopałabym się pod kołdrą, to nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu - dodaje. Jak radzi sobie z pracą, która jest każdego dnia wyzwaniem? - Czasami muszę się po prostu wygadać. To taka moja forma terapii.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama