Środa, 14 Maj
Imieniny: Agnieszki, Magdaleny, Serwacego -

Reklama


Reklama

Królowa życia


Już jutro do zacnego klubu 100-latków dołączy Irena Matuszewicz. Wnuczka słynnego polskiego naukowca i podróżnika Zygmunta Glogera. Jubilatka - jak sama mówi – n...


  • Data:

Już jutro do zacnego klubu 100-latków dołączy Irena Matuszewicz. Wnuczka słynnego polskiego naukowca i podróżnika Zygmunta Glogera. Jubilatka - jak sama mówi – nie czeka na bukiety kwiatów i prezenty, ale na spotkanie z rodziną, bo ta w życiu jest najważniejsza.

Pani Irena przeżyła dwie wojny światowe, okupację, stan wojenny i komunizm. O swoim bogatym w doświadczenia życiu mówi jednak krótko: - Najgorsza w życiu jest bezczynność. . Jak ktoś jest aktywny i przyuczony do pracy, poradzi sobie w każdej sytuacji. Mądrzy rodzice tak właśnie wychowują swoje dzieci – dodaje.

Odwiedziłem panią Irenę krótko przed jubileuszem, w tłusty czwartek. Miałem więc okazję przekonać się, że stulatka piecze wyśmienite pączki. Aż trudno uwierzyć, że w tak sędziwym wieku krząta się jeszcze po kuchni, ale panią Irenę rozpiera energia i z pewnością nie wygląda na swój wiek. Ja dałbym jej 30 lat mniej. Najwyraźniej czas był dla niej łaskawy. Co innego życie, które - jak się potem okazało - specjalnie jej nie rozpieszczało. Pani Irena nie należy jednak do ludzi narzekających. Tryska humorem i bardzo lubi rozmawiać. Na widok rozkładanego przez mnie notesu mówi ze śmiechem: - Mam nadzieję, że ma pan dużo czasu. Jak się rozpędzę z opowiadaniem, skończymy za kilka dni.

Wspomnienia…

Rozmawialiśmy i popijaliśmy mleko, jej ulubiony napój. – Nie wiem czy udałoby mi się dożyć 100 lat, gdybym nie wypijała kilku szklanek mleka dziennie – mówi z uśmiechem.

Wszystkich przeżyć jubilatki starczyłoby na solidną powieść i zostałoby jeszcze na kilka następnych. Każdy, kto przetrwał jedną wojnę światową, ma o czym opowiadać, a kto przetrwał dwie – tym bardziej. – Podczas pierwszej byłam jeszcze dzieckiem. Miałam zaledwie trzy lata, gdy się zaczęła – ciągnie opowieść. - Nie rozumiałam powagi wojny. Bardziej pamiętam strach rodziców, niż wydarzenia. I płonące wsie... – wspomina.

Kiedy rozpoczęła się druga wojna światowa pani Irena była już mężatką. – Wszystkie wiadomości przynosiła służąca. Zdobywała je w sklepie, gdzie codziennie rano robiła zakupy.

To w sumie śmieszne, że nasza służąca wiedziała więcej na temat aktualnych wydarzeń niż ojciec, który wtedy był dyrektorem banku – mówi z uśmiechem.

Trudny okres wojny dzisiejsza stulatka w obawie przed śmiercią spędziła na wsi. – Wtedy pierwszy raz miałam okazję spać na sianie. Byłam panienką z dobrego domu i w ogóle nie znałam wiejskiego życia. Ale to nie był czas na kaprysy, trzeba było przeżyć.


Reklama

Pani Irena zajęła się edukacją wiejskich dzieci. - Można było za to trafić do obozu, więc wszyscy pilnie strzegli tajemnicy. Na dywanie rozkładaliśmy zabawki. Jednak nikt się nimi nie bawił. Dzieci w tym czasie uczyły się. Dopiero kiedy usłyszały pukanie do drzwi, siadały na kocu i udawały, że są zajęte zabawą – mówi.

Rodzina...

Dalszy rozwój wydarzeń każdy zna, choćby z lekcji historii. Dlatego schodzimy na temat rodziny. Pani Irena wyciąga album. Na zdjęciach można zobaczyć piękną, młodą dziewczynę. – To ja – mówi wskazując palcem jedną z fotografii. - Jak to było dawno...

Oglądamy też zdjęcia jej rodziców. – Krótko po zrobieniu tej fotografii moja matka zmarła na gruźlicę. Była wspaniałą kobietą. Kochaliśmy ją ponad wszystko – wspomina.

Później odeszli inni członkowie rodziny. Ich miejsce zajęły następne pokolenia. - Mam czterech synów, dziewięcioro wnucząt i siedmioro prawnucząt – wylicza pani Irena. Podczas rozmowy jeszcze nie wiedziała, że otrzyma szczególny urodzinowy prezent: kilka dni przed jubileuszem na świat przyszedł ósmy prawnuczek. – Już niedługo wszyscy spotkamy się. Urodziny to doskonała okazja. Szczególnie, że nazbierało się tych wiosen całkiem sporo – dodaje.

 

Sławny dziadek…

Wśród przodków jubilatki jest człowiek znamienity. Jej dziadkiem był Zygmunt Gloger, znany historyk, etnograf i archeolog. – Nie zdążyłam go poznać osobiście. Czasem żartuję, że zrobił mi kawał i zmarł przed moim narodzeniem – mówi.

Za to dobrze zna jego prace. W swojej domowej biblioteczce ma wszystkie najważniejsze prace seniora rodu. - Dziełem życia dziadka była „Encyklopedia Staropolska Ilustrowana”, która nadal jest cennym przewodnikiem po kulturze staropolskiej – wspomina. – Jednak to nie książki, ale historie wypraw dziadka były naprawdę fascynujące. Jako mała dziewczynka słuchałam ich z wypiekami na twarzy. Opowiadał je przede wszystkim mój ojciec. W tamtym czasie to, czego dokonywał dziadek, było dla wielu niemożliwe – dodaje.

Przyjemności...

Można by uznać, że w genach ma pani Irena miłość do książek. Ale nie tylko one są jej pasją. Drzewa i rośliny ogrodowe, a przede wszystkim piękne kwiaty zajmują w życiu stulatki bardzo ważne miejsce. – Wstawałam skoro świt, aby pielęgnować swój ogród. Nie przeszkadzało mi błoto i brud za paznokciami. Ręce zawsze można umyć. Piękno roślin rekompensuje wszystkie smutki – mówi. Zamyśla się na chwilę i niespodziewanie proponuje:. - A może zatańczymy? Jeszcze potrafię, naprawdę. Bo ja, proszę pana, kocham też taniec i śpiew. Kiedyś nawet zdobyłam za to nagrodę! - pani Irenie aż zabłyszczały oczy i nie wiadomo, czy od miłych wspomnień, czy na myśl o tańcach.

Reklama

Na te się jednak nie zdecydowałem. Strach było i wstyd trochę, bo pewnie marnie bym wypadł przy pełnej wigoru staruszce. Poruszałbym się jak słoń w składzie porcelany, a dokładniej – w księgarni. Bo ściany pokoju, w którym rozmawiamy, prawie w całości zapełniają półki i regały z książkami. Jest kilka wyjątków. Stanowią je: stary kaflowy piec, oraz kilka równie wiekowych obrazów przedstawiających krewnych pani Ireny.

Na wschód…

Z książkami wiąże się spora część życia pani Ireny. – Do Szczytna, na te ziemie odzyskane, wraz z mężem trafiliśmy w 1945 roku. Mieliśmy nadzieję rozpocząć tu nowe życie – wspomina. – Kiedy tu przyjechaliśmy mieliśmy w portfelu 630 zł. Wydawało mi się, że to dużo, ale okazało się, że jednak niewiele – dodaje. - Była bieda, mąż pracował jako nauczyciel w szkole rolniczej, zarabiał trochę ponad 400 zł. Ja pomagałam w księgarni. Potem dostałam tam etat i to była moja wymarzona praca. Cieszyliśmy się tym co mamy, chociaż w tamtym czasie było tego niewiele – dodaje.

Szczytno we wspomnieniach sprzed lat nie było tym samym miastem co dziś. Wojna odcisnęła na jego architekturze swoje piętno. Pani Irena nie wspomina tego jako katastrofy. – Miasto było zrujnowane, ale trudno, żeby było inaczej po wojnie. Wtedy był to widok powszechny, przed którym nie dało się uciec – opowiada. - Gdzie nie spojrzeć, wszędzie gruzy i ruiny. Mimo całej pożogi jaką niosła ze sobą wojna, ludzie ponad wszystko chcieli żyć, bo to jest najważniejsze – wspomina pani Irena.

* * *

Czas spędzony z uroczą staruszką minął niepostrzeżenie. Wracając do redakcji postanowiłem codziennie, jej wzorem, wypijać szklankę mleka. Może, dzięki temu, też doczekam 100 lat w tak dobrej kondycji jak pani Irena. A także wtedy, gdy zachowam radość życia i humor, i pogodę ducha, dzięki czemu człowiek nawet gdy już bardzo stary, pozostaje młody. Irena Matuszewicz jest tego najlepszym dowodem.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama