Wtorek, 29 Kwiecień
Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa -

Reklama


Reklama

Tenis, przygoda i la dolce vita. Mazurski Klub Tenisowy z wizytą we Włoszech


Poranny widok na Wezuwiusza, pizza zjedzona na schodach w Positano i emocje podczas meczu tenisowego z widokiem na zatokę Neapolitańską. Tak właśnie wyglądała wyprawa Mazurskiego Klubu Tenisowego do południowych Włoch – pełna ruchu, pasji i przygód.


  • Data:

Start z refleksją

Podróż rozpoczęła się nietypowo – od wizyty w Stutthofie. To miejsce, gdzie historia mówi szeptem i krzykiem jednocześnie. Potem przelot z Gdańska do Neapolu, zakwaterowanie w malowniczym Castellammare di Stabia i... nocna pizza.

 

 

Na szlaku cytryn i klifów

Pierwszy dzień trekkingowy rozpoczął się wcześnie. Celem było Fiordo di Furore – ukryta plaża między klifami, do której prowadziło ponad 4000 schodów. Nogi bolały, ale widoki rekompensowały wszystko. Dalej szlak poprowadził przez Amalfi, Maiori, Minori aż do Ravello, gdzie część ekipy odwiedziła Villa Rufolo – miejsce, które inspirowało samego Wagnera.

 

Sentiero degli Dei – Ścieżka Bogów

Drugi dzień wędrówki to prawdziwy hit: Sentiero degli Dei, czyli Ścieżka Bogów. 6 kilometrów między niebem a morzem, z pastelowymi domkami Positano majaczącymi w oddali. Na trasie sok z cytryn za 1 euro i odpoczynek w Nocelle, zanim grupa znowu zeszła w dół – kolejne 2000 schodów. Positano przywitało kolorami, historią i... zatłoczonymi autobusami, które zmusiły ich do dłuższego spaceru po transport.

 

Capri – luksus z zadyszką


Reklama

Kolejnego dnia – rejs na Capri. Wyspa zrobiła wrażenie od pierwszego spojrzenia z promu. Rejs dookoła wyspy, Arco Naturale, Grotta Matermania i Ogrody Augusta zapadły w pamięć. W planach były też Villa Jovis i Lysis, niestety zamknięte. Gdy przyszło wracać, zatłoczone busy prawie pozbawiły nas powrotu – udało się złapać taksówkę w ostatniej chwili. Capri? Piękne, ale wymagające.

 

Neapol i emocje na korcie

Po przeprowadzce do Neapolu nadszedł czas na turniej tenisowy z cyklu Challenger Tour. Emocje gwarantowane – m.in. wygrana Dalibora Svrciny z wyżej notowanym Tajwańczykiem Tsengiem. Wieczorem – spacer nabrzeżem do zamku dell’Ovo i widok na Wezuwiusza w złotym świetle latarni.

 

Muzea, katakumby i pizza marzeń

Kolejny dzień to eksploracja Neapolu. W planie: Muzeum Capodimonte (dzieła od Botticellego po Warhola), Katakumby San Gennaro, a także Muzeum Archeologiczne – z imponującą kolekcją artefaktów z Pompejów i Herkulanum. Zwieńczeniem był wieczór w historycznym centrum Neapolu, pizza w słynnej pizzerii Antonio Sorbillo i... potarcie nosa Pulcinelli dla szczęścia.

 

Wezuwiusz i Herkulanum – podróż w czasie

Reklama

Piątek to klasyk włoskiego południa: wulkan Wezuwiusz i Park Archeologiczny Herkulanum. Widoki z krateru zapierały dech, a spacer uliczkami starożytnego miasta przenosił w czasie. Po południu – Pałac Królewski, Galeria Umberto I i Plac Plebiscytu.

 

Caserta – włoski Wersal w deszczu

Przedostatni dzień wyprawy upłynął w strugach deszczu – ale nikt się nie poddał. Celem był królewski pałac w Casercie – największy tego typu obiekt we Włoszech. Gigantyczne wnętrza, bogate apartamenty i monumentalne ogrody, choć przemoczone, zachwyciły. W drodze powrotnej – jeszcze ostatnie chwile w Neapolu, szybka kolacja i... pakowanie.

 

Powrót z niedosytem i wielkimi planami

Niedziela to czas pożegnania – z włoską kawą, Wezuwiuszem i nowymi wspomnieniami. Choć zrealizowano tylko 70% planu, każdy uczestnik czuł się spełniony. Była przygoda, były emocje, było zmęczenie i mnóstwo wspomnień.

 

A co dalej?

– Plany? Turnieje w Stuttgartcie, Toronto, Montreali, Turynie… a może nawet w Nowym Jorku – uśmiecha się Mariusz Radziszewski, inicjator wyprawy.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama