Tej pustki nikt nie wypełni. Nie ma już z nami Roberta Tomaszewskiego. Odszedł zdecydowanie za wcześnie. Miał zaledwie 49 lat. Mimo choroby, z którą zmagał się od 15 roku życia, zawsze uśmiechnięty, radosny, służący pomocą. To on wspierał innych. W ostatniej drodze żegnały go tłumy – rodzina, przyjaciele, znajomi...
Robert Tomaszewski urodził się 3 grudnia 1975 roku w Szczytnie.
– Był zwyczajnym chłopakiem z tysiącem pomysłów, czasem rozrabiaka, ale zawsze z sercem na dłoni – wspomina jego mama, ukrywając łzy za delikatnym uśmiechem.
W wieku 15 lat zdiagnozowano u niego guza przysadki mózgowej. Przeszedł operację głowy i od tamtej pory zmagał się z chorobą, która stopniowo odbierała mu siły. Mimo to nie tracił pogody ducha. Nie poddawał się. Żył, jak każdy z nas. A może nawet bardziej...
- Troskliwy, uśmiechnięty, nigdy nie przeszedł obojętnie wobec drugiego człowieka – opowiada pani Anna, sąsiadka z ulicy Solidarności, gdzie Robert mieszkał z żoną Kasią. - W Szczytnie nie ma chyba osoby, która by go przynajmniej nie kojarzyła – dodaje.
Robert kochał majsterkowanie. Wyczarowywał niepowtarzalne dekoracje, zegary, lampki nocne... – wszystko później rozdawał bliskim. – Tryskał energią i dowcipami, nawet w szpitalu potrafił rozbawić pielęgniarki – wzrusza się mama.
Był fenomen umysłowym. Miał dużą inteligencję i niesamowite pomysły. Pamiętał daty urodzin najdalszych członków rodziny i znajomych. - Dawał uśmiech na każdym korku, potrafił rozbawić najbardziej smutnych ludzi – wspomina jego mama. - Jego „suchary” zawsze rozbawiły każde towarzystwo. Nawet gdy przebywał w szpitalu, gdy mocno cierpiał, to potrafił tryskać uśmiechem, żartować i opowiadał pielęgniarkom dowcipy, ku ich uciesze.
Jednak najważniejszą częścią jego życia była miłość do Kasi. Pobrali się 4 lipca 2009 roku i stworzyli pełen ciepła dom. Przeżył z Kasią 15 najszczęśliwszych lat życia. Tę miłość było widać, czuć. Unosiła się, jak eteryczny olejek. Pachniała... cudem.
Robert cieszył się życiem do ostatniej chwili. Nawet gdy trafił już do szpitala w ciężkim stanie nie opuszczał go uśmiech... W piątek, 28 marca, o godzinie 8:45, Robert odszedł, trzymając mamę za rękę. Pozostawił po sobie nie tylko piękne wspomnienia, ale i poczucie, że prawdziwa empatia potrafi rozjaśniać nawet najciemniejsze momenty w życiu.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się w kościele pw. świętego Brata Alberta w Szczytnie, a ciało spoczęło na miejscowym cmentarzu komunalnym.
Przesłanie do Roberta od jego siostry Małgorzaty
Mój Kochany Bracie Robercie,
Z dzieciństwa pamiętam, jak sprytny, rezolutny i pomysłowy byłeś. Musiałam się Ciebie słuchać. Pamiętam jak wziąłeś mnie z przedszkola za rękę i uciekliśmy do babci. Innego dnia wyniosłeś z domu biżuterię i poszedłeś z nią do piaskownicy.
Bardzo lubiłeś motoryzację. Zjeździłeś wszystkie rowery jakie były w domu: swój, mój, mamy, a później taty. Twoja pomysłowość nie znała granic. Pamiętam... Jak po wielkich ulewach, brałeś rower i szukałeś najgłębszej kałuży na ulicy, aby przez nią przejechać i wołałeś: „Gosia, ooo, to na pewno ta!”, a przejeżdżając ją zawsze się wywracałeś. A wieczorami mówiłeś: „Gosia, robimy konkurs, kto ma więcej siniaków na jednej nodze”, oczywiście wygrywałeś – miałeś ich 50.
Byliśmy pogodnymi i wesołymi dziećmi.
W wieku 15 lat, zachorowałeś na okropną chorobę. Twoje życie wywróciło się do góry nogami. Po operacji na nowo uczyłeś się codzienności. Mimo wszystko, byłeś nadal pełen optymizmu, energii i empatii, kochałeś ludzi.
Twoja kreatywność zaskakiwała nas na każdym kroku. Twoje prace: lampki, zegary, obrazy, filmiki i kartki ma niejeden z nas. Niezwykła pamięć do dat i kawałów zdumiewała wszystkich. Wchodziłeś do sklepu i potrafiłeś zapytać: „A zna Pani ten kawał?”. Odkładając telefon, zawsze dziękowałeś za rozmowę, życzyłeś zdrowia i wołałeś „Trzymajcie się”.
W tym okresie, poznałeś swoją cudowną żonę Kasię, z którą przeżyłeś 15 lat. Kochałeś i byłeś kochany, kto nie spojrzał w Waszą stronę, mówił: „Jacy oni są szczęśliwi”. Doprowadziłeś do pełnoletności swoje dwie chrześniaczki – Marysię i Kasię. Zawsze służyłeś im dobrym słowem i byłeś z nich bardzo dumny.
Dwa lata temu, postępująca choroba pozbawiła Cię możliwości chodzenia. Z każdym dniem, tygodniem zabierała cząstkę Ciebie.
Nasi rodzice pomagali Ci jak tylko mogli, a przede wszystkim okazywali wielkie wsparcie i rodzicielską miłość. Trzy tygodnie temu, wieczorem, podjechałeś na swoim wózeczku do okna i w milczeniu popatrzyłeś przed siebie. Tata stał za Tobą, podeszła mama, a Ty zawołałeś Kasię. Staliście w ciszy, a w pewnym momencie powiedziałeś: „Tato… Najgorszy to ten ból”. Już przeczuwałeś, że coś jest nie tak.
Ostatnie dwa tygodnie, w ogromnym cierpieniu i bólu, świadom na umyśle gasłeś w naszych oczach. Powtarzałeś cichutko, że bardzo nas kochasz. Jednak, Bóg miał na Ciebie inny plan. W piątek, ODSZEDŁEŚ, trzymając mamę za rękę. Już nie cierpisz, nie czujesz bólu. Jesteś tam…
– u Boga. Biegasz gdzieś z Aniołami i jesteś naszym Aniołem.
Teraz Ty, Robercie, opiekuj się rodzicami, swoją kochaną żoną Kasią, a mi świeć jak najjaśniejsza gwiazda na niebie i bądź moim wsparciem.
Robercie, czuwaj nad nami i czekaj na nas. Bóg jeden wie, kiedy się spotkamy, a na pewno się spotkamy. Do zobaczenia, Mój Kochany Bracie, spoczywaj w pokoju…
Składamy serdeczne podziękowania lekarzom, całemu zespołowi szpitala w Szczytnie za opiekę nad naszym ukochanym Robertem do ostatnich godzin życia.
Dziękujemy rodzinie bliższej i dalszej, przyjaciołom, kolegom, koleżankom, znajomym i sąsiadom Roberta za to, że wzięli udział w uroczystości pogrzebowej naszego Syna.
Dziękujemy zakładowi pogrzebowemu Exodus i jego szefostwu oraz pracownikom za poprowadzenie uroczystości pogrzebowych z sercem i empatią.
TOMASZZ
Poznałem Roberta za czasów, kiedy jeszcze woził panny skuterem Simson. Fajny spokojny chłopak. Oczytany, zatem zawsze był temat do rozmowy. Nawet gdy był krótka i spontaniczna. Nigdy się nie wywyższał. W rozmowach nie czułeś, iż człowiek, z którym rozmawiasz, ma lepiej sytuowanych rodziców. To bardzo rzadka, by nie powiedzieć wymierająca zaleta osobowości. W trakcie mszy leciały łzy. Nawet tym, którzy nie mogli znać Roberta. Tak jak łapał za serce w rozmowie, tak i teraz z góry. Jeszcze raz w imieniu moim oraz moich znajomych, którzy Roberta poznali, przesyłamy rodzicom szczere kondolencje. Siły i spokoju ducha.