Maciej Jóźwik, nasz utytułowany bokser, po zawodach w Londynie wrócił do kraju, do rodziny, czyli do Szczytna. Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami musiał odbyć dwutygodniową kwarantannę. I o tym z Maciejem rozmawiam.
Kiedy pan wrócił do Polski?
Dokładnie krótko po godzinie 22 w środę, 18 marca. W Londynie przebywałem tydzień. Tyle czasu miały trwać zawody, będące też kwalifikacja do udziału w najbliższych igrzyskach olimpijskich. Zawody rozpoczęły się zgodnie z planem, ale po trzech dniach, w związku z epidemią, zostały zawieszone. Wróciliśmy do Polski samolotem LOT, chyba w ramach tego rządowego programu. Odprawa na lotnisku trwała długo. Z Okęcia wyjechałem więc już po północy, w czwartek, 19 marca. W Szczytnie byłem około godziny 3 w nocy i udałem się od razu do miejsca odosobnienia.
Korzysta pan z takiego miejsca przygotowanego i udostępnionego przez samorząd miejski, czyli mieszka pan chwilowo w hoteliku przy stadionie leśnym...
Dokładnie tak. Gdy wiadomo już było, że wracam do Szczytna, jeszcze z Londynu, ze dwa dni przed odlotem, poinformowałem rodzinę i między innymi mojego trenera Zenona Jagiełłę, że nie chcę, nie mogę odbywać kwarantanny w rodzinnym domu.
Dlaczego?
Tata nie żyje, ale mieszkam z mamą oraz babcią, która ma już 81 lat i jest schorowana. Mój pobyt w domu mógłby stanowić dla nich poważne zagrożenie i tego właśnie, dla dobra najbliższych, chciałem uniknąć.
Nie w każdej sytuacji są to wystarczające argumenty...
Tego nie wiem. W każdym razie w mojej zadziałały. Z tego, co wiem, o zapewnienie mi odosobnienia poza domem rodzinnym starali się w Szczytnie wspomniany Zenek Jagiełło oraz Arek Leska, przy współudziale sanepidu. Warunki w hoteliku są dobre. Mam pokój z łóżkiem, niewielką kuchenkę, oczywiście – sanitariat. Jest telewizor „służbowy”, poza tym mam swój komputer i konsolę playstation. Jedzenie dostarcza mi rodzina. Zostawia pod drzwiami. Czasem z nimi porozmawiam, ale zawsze na sporą odległość. Urozmaicenie stanowią codzienne wizyty policji, w bardzo różnych godzinach. Zresztą mundurowi „odwiedzili” mnie już w czwartek, ledwie zdążyłem się zakwaterować w tym hotelu i trochę przespać. Nie opuszczam swojego pokoju w ogóle, czasem obserwuję z okna świat zewnętrzny, patrzę, jak na stadionie trenują lekkoatleci.
Czyli nie nudzi się pan?
W ogóle. Studiuję, więc mam obowiązkowe zajęcia, oczywiście zdalne. Nie odbywają się codziennie, trwają zwykle godzinę czy dwie, ale jest to już czas jakoś zagospodarowany. Trenuję, na ile pozwalają mi warunki, sporo czytam, gram w gry komputerowe. Czuję się dobrze pod względem fizycznym, a psychicznym... nawet bardzo dobrze. Dawno nie miałem tak długiego wolnego, czasu na rozmyślanie o sobie, o przyszłości, odpoczynku od ludzi. Kiedy się żyje intensywnie, gdy na co dzień ma się mnóstwo różnych zajęć, wielu ludzi wokół siebie, to taka izolacja stanowi świetny odpoczynek. To doskonały czas na relaks, na refleksje, na pozbycie się nawarstwionych nie zawsze pozytywnych emocji, na odstresowanie. Nie narzekam, naprawdę, chociaż chyba kolejnej kwarantanny nie chciałbym odbywać.
Pana refleksje odnośnie, nazwijmy to - otoczki organizacyjnej - jeśli chodzi o powrót do kraju?
W samym Szczytnie jest ok. Natomiast jeśli chodzi o drogę między lotniskiem a miejscem kwarantanny, domem, to ta część procesu pozostawia sporo do życzenia. Po mnie na Okęcie przyjechała rodzina dwoma samochodami. Później wracali w jednym, a dla mnie był drugi, którym jechałem do Szczytna sam. Ale nie wszyscy mają możliwość wracać do domu w sposób odpowiedzialny, bezpieczny dla wszystkich. Sporo osób, które przyleciały wraz ze mną rozjechało się po Polsce pociągami czy autobusami, czyli transportem publicznym, zwiększając tym samym zagrożenie. Wszyscy zostali poinformowani o tym, że muszą obowiązkowo odbyć tę 2-tygodniową kwarantannę, o tym, jakie są związane z nią wymagania, co wolno, a czego nie i o tym, że rozpoczyna się ona już na drugi dzień po przekroczeniu granicy. I ten jeden dzień, między powrotem a rozpoczęciem kwarantanny, według mnie kluczowy, stanowi przejaw organizacyjnej nieodpowiedzialności.
Koper
\" Nie w każdej sytuacji są to wystarczające argumenty... \" co za głupota. Oczywiście, ze są to wystarczające argumenty. Pozdro młody, nasi rodzice razem pracowali, pamiętam cię jak taki gówniak latałeś :) zdrówka dla ciebie i rodziny