Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Druga strona... kota


- Nie jestem w stanie wyrazić żalu, że przez przypadek i nieostrożność nasz kot pozostał na balkonie w czasie mrozów – mówi Agnieszka Kowalczyk, bo to jej kota strażacy w niedzielę wieczorem zdejmowali z balkonu. - Zdarzyło się, nic już na to nie poradzę. Ale na pewno nie było to żadne celowe działanie, żadne zamierzone znęcanie się nad zwierzęciem. Ten kilkumiesięczny, niespełna roczny kociak to największa radość moja i moich dzieci.


  • Data:

Bywa, że ludzka litość i współczucie, kierowane w stronę zwierząt, nawet jeśli słuszne, są w efekcie mocno krzywdzące. W tym przypadku na społeczny ostracyzm naraziła się pani Agnieszka, właścicielka kota. - Od chwili powrotu do domu, kiedy dowiedziałam się o całej sytuacji, robię co mogę, by tego kotka mi oddano. Nazwaliśmy ją Iskierka. Moje dzieci ją uwielbiają i nawet od czasu, gdy kociak pojawił się w naszym domu, o wiele mniej się kłócą.

 

Iskierka do domu pani Agnieszki trafiła w listopadzie.

 

- Miała może wtedy ze trzy miesiące. Siedziała przy klatce schodowej, miaucząca, zabiedzona, wyziębiona. Żal było patrzeć. Byłam akurat z dziećmi, gdy się na nią natknęłam. I zdecydowaliśmy się ją przygarnąć. Od tego momentu to jakby nowy duch nawiedził moją rodzinę. Od czasu, jak sobie poradziłam z życiowymi problemami, nie było u nas źle, ale z Iskierką w domu było po prostu wspaniale – opowiada właścicielka kociaka.

 

Rozgardiasz przed weekendem

 

W sobotę rodzina wybierała się na weekendowy wypad. I – jak to zwykle bywa, szczególnie gdy są dzieci (córka 15 lat, syn 6), nie brakuje chaosu przy pakowaniu, ostatnich szlifach domu, przepychankach przy tym kto, co robi, czy zrobił itp. - Kotka miała wszystko przygotowane: wodę, karmę... Córka wypuściła ją tylko na chwilę na balkon, do kuwety...

 

W tym właśnie momencie przyjechał już po nas mój partner i w tym całym zamieszaniu wszyscy szybko poszliśmy do samochodu. Kot został... Nikomu nawet nie przyszło do głowy, że tak się stało. Ja byłam pewna, że córka wpuściła Iskierkę do domu, córka była pewna, że ja to zrobiłam... Gdy wróciliśmy w niedzielę, naszego ulubieńca już w domu nie było... Dziś (wtorek, 9 lutego – przyp. H.B.) mój 6-letni synek wraca do domu, bo przebywał kilka dni u swojego taty. Nawet nie wiem, jak mu powiedzieć, że Iskierki już nie mamy. Boję się mu o tym powiedzieć...


Reklama

 

Walka o powrót

 

Od dwóch dni (poniedziałek i wtorek) pani Agnieszka apeluje do „wszystkich świętych” i jak w biblii – wędruje od Annasza do Kajfasza. Wszystko po to, by przekonać zaangażowane służby (policja) i organizacje (Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami), że to, co się stało, jest wielką tragedią – paskudnym przeżyciem kociaka z jednej strony, a z drugiej – koszmarem rodziny, która zwierzakiem opiekowała się, jak dotąd, dobrze i bez zastrzeżeń.

 

- Naprawdę, bardzo, bardzo mi przykro i bardzo żałuję tej sytuacji – twierdzi. - To taka nauczka dla nas. Jestem pewna, że teraz przed każdym, nawet krótkim wyjściem z domu wszyscy będziemy przede wszystkim upewniać się, że Iskierka ma się dobrze i ma wszystko, czego potrzebuje. Oczywiście pod warunkiem, że ją odzyskamy – deklaruje pani Agnieszka. Problem bowiem tkwi w ogromnym zaangażowaniu Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które przyjęło zwierzę pod swoje skrzydła.

 

Z opisu, zamieszczonego przez TOZ na facebookowym profilu wynika, że jak na razie dominują emocje, a to łączy się z odsądzaniem pani Agnieszki od czci i wiary, z oskarżaniem o najgorsze intencje, brak empatii i wielu innych, ludzkich uczuć. - Historia stała się hitem internetu – ubolewa Agnieszka Kowalczyk.

 

- Tyle pomyj i obelg, jakie spadły obecnie na moją głowę, nie upaprało mnie nawet wtedy, gdy byłam na dnie, a nie piję już 11 lat. Dotychczas z racji tego, jak pokonałam nałóg, jak wyszłam na prostą, jak pracuję, wychowuję dzieci słyszałam tylko słowa szacunku, pochwały, życzliwości, wsparcia. A wystarczył jeden błąd, przypadek, którego dziś bardzo żałuję i wiele bym zrobiła, by cofnąć czas... - łzy zagłuszają słowa. - Wystarczył jeden taki błąd, owszem, paskudny, by ludzie, nawet niektórzy ci, którzy mnie znają i wiedzą, jaka jestem, co robię i jak bardzo wszyscy kochamy Iskierkę, znowu zrobili ze mnie potwora.

Reklama

 

I to nieprawda, że taka sytuacja już się u nas zdarzyła. To paskudne kłamstwo i przykro, że nawet niektóre media takie informacje podają, bo powinny dokładnie sprawdzać. To niesprawiedliwe i krzywdzące, ale rozumiem te wszystkie przykre komentarze. To wszystko jest teraz mało ważne, byle tylko Iskierka wróciła do domu. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać działaczy TOZ, żeby dali mi szansę. Rozumiem ich zaangażowanie i chwała im za to, co robią dla zwierząt, ale może jednak wezmą pod uwagę to, że zadziałał złośliwy przypadek, a mnie i moim dzieciom naprawdę na Iskierce bardzo, bardzo zależy. Na pewno nie przestaniemy o nią walczyć.



Komentarze do artykułu

Mika

Dziwne jest to, że kuweta miała zostać na balkonie a kot w domu? Gdzie załatwiałby się kot podczas ich nieobecności? Bardzo niedorzeczne tłumaczenie.

kkk

jak można zapomnieć o kocie i zostawić go samego w domu na weekend. Matka jako osoba dorosła sama powinna zadbać o zwierzę a nie myśleć, że jej dziecko o nie zadba. Winna jest matka a jej tłumaczenie dziecinne. Zwierzę, to nie przedmiot, którego się zostawia w domu a samemu się gdzieś wyjeżdża na ileś dni.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama