Poniedziałek, 5 Maj
Imieniny: Floriana, Michała, Moniki -

Reklama


Reklama

Do polityki z ludzkim językiem


Nie tylko krajowa, ale i lokalna scena polityczna ulega metamorfozie. Jeden ze świeżych komitetów wystawił jako kandydatów do parlamentu aż cztery osoby z naszego powiatu. Takiej obfitości na listach jeszcze w historii „nowożytnych” wyborów nie było. Kiedy jednak pytaliśmy lokalnych „znawców” politycznego t...


  • Data:

Nie tylko krajowa, ale i lokalna scena polityczna ulega metamorfozie. Jeden ze świeżych komitetów wystawił jako kandydatów do parlamentu aż cztery osoby z naszego powiatu. Takiej obfitości na listach jeszcze w historii „nowożytnych” wyborów nie było. Kiedy jednak pytaliśmy lokalnych „znawców” politycznego tygla o te nazwiska, usłyszeliśmy mało kulturalne: „A kto to, k...a, jest?” Niezbyt nam się spodobało lekceważenie młodych ludzi, którzy próbują zaistnieć w „stadzie wilków” i – być może – w przyszłości wprowadzić trochę inności w mało zachęcającą polityczną codzienność. Dlatego też przedstawiamy główną postać szczycieńskiego Ruchu Poparcia Palikota.

Skąd się zrodził pomysł, by podziałać w polityce?

Zachęciło mnie spotkanie w Szczytnie z Januszem Palikotem. Wcześniej właściwe tylko tyle miałam do czynienia z polityką, ile dawało słuchanie i oglądanie programów informacyjnych w telewizji. Podczas spotkania posłuchałam, co mówi Palikot. Uznałam, że to spójne i zasadne, że pan Janusz to tzw. „swój człowiek” i postanowiłam spróbować.

Jak odbywał się proces rekrutacji?

Po spotkaniu ja i dwoje moich znajomych wypełniliśmy deklaracje, że jesteśmy zainteresowani współpracą. Później zadzwonił Marek Bucichowski z olsztyńskiego zarządu i zorganizował spotkanie. Było nas tam siedem czy osiem osób. Rozmawialiśmy o programie, o naszych oczekiwaniach, a także o tym, czy jesteśmy tu na miejscu wystarczająco silni i gotowi, by poświęcić swój czas i siły na polityczną działalność. Później było jeszcze kilka różnych spotkań.

I jaki jest tego efekt?

Powstało w Szczytnie koło czy raczej klub Ruchu Poparcia Palikota, w którego skład wchodzi obecnie osiem zadeklarowanych osób, ale też nie brakuje zainteresowanych i pomagających. W ostatnim czasie na przykład rozdałam pięć deklaracji osobom, które do Ruchu chcą przystąpić.

Jak wygląda „góra” tego koła?

Przewodniczącym jest Daniel Donica, studiujący w Olsztynie prawo. Ja byłam w tym kole wiceprzewodniczącą, ale „awansowałam” i ostatnio jestem już sekretarzem w zarządzie wojewódzkim ruchu.


Reklama

Czy poza kampanią wyborczą zamierzacie jakoś zaistnieć w terenie?

Oczywiście. Na pewno nie zamierzamy przestać działać. Planujemy organizować spotkania z ludźmi po to, by prezentować nasze poglądy, a przede wszystkim, by przekonywać, że polityk może być „zwykłym” człowiekiem i rozmawiać z ludźmi zwykłym, ludzkim językiem.

To znaczy, że obecni politycy nie używają ludzkiego języka?

Może trochę, ale bardziej używają języka politycznego. Słyszę mnóstwo głosów, i sama to zresztą tak odbieram, że jak jest w telewizji debata polityczna, to zwykły, szary człowiek nie rozumie, o czym oni w ogóle mówią.

Może to efekt różnicy poziomów z zakresu wiedzy?

Możliwe, ale i w naszym Ruchu są ludzie wykształceni, świetni fachowcy i doświadczeni już politycy, którzy jednak mówią o sprawach ważnych w taki sposób, by każdy zrozumiał, a nie tylko oni. To wygląda teraz tak, jakby władza i jej przedstawiciele deklarowali, że działają dla dobra ludzi i kraju, a jednocześnie starali się o to, by nikt nie mógł pojąć, na czym to ich działanie polega. Ruch Palikota stawia sobie za cel funkcjonowanie w polityce, ale takie, by każdy człowiek wiedział, po co ten cel jest realizowany.

Czyli ten prosty język przemówił do pani?

Dokładnie tak. Nie tylko słuchaliśmy, ale i rozumieliśmy co mówi i w końcu nas to zainteresowało. Przekonaliśmy się, że polityka i sprawy ogólnokrajowe to nie jest jakaś tajemna sztuka, dostępna tylko dla wybrańców.

Podczas wczorajszej debaty mówiło się o jedynkach i o nawyku głosowania na jedynki, ale ma to głosowanie wyraźnie swoje uzasadnienie. Gdy była ich debata – to przybyli wszyscy zaproszeni kandydaci, dając tym dowód pewnej dozy szacunku dla wyborców. Trudno ten szacunek dostrzec u lokalnych kandydatów, bowiem w ostatniej uczestniczyło tylko dwóch z ośmiu. Co pani na to?

Zapewne jest to brak szacunku, ale też i szkodzenie samemu sobie. Warto jest w bezpośrednim kontakcie pokazać się wyborcom, przedstawić się, zaprezentować siebie, kim się jest. Dla mnie to była pierwsza taka debata, szczerze mówiąc bałam się jej, bo miałam się zetknąć oko w oko z osobami, dla których takie publiczne wystąpienia są codziennością, ale postanowiłam się z nimi zmierzyć.

Reklama

I ta odwaga została pozytywnie oceniona, choć wiedza i tzw. rozeznanie w poszczególnych tematach – już nie bardzo.

Nikt się nie rodzi Einsteinem. Jestem przekonana, że każdy z dzisiejszych polityków, jawiących się nam jak omnibusy, co to wszystko o wszystkim wiedzą musiał się najpierw tego nauczyć, a więc gdy zaczynali, też pewnie sprawiali wrażenie zupełnie nieprzygotowanych. Przyznaję, że mnóstwo spraw nadal stanowi dla mnie tajemnicę, ale to tym bardziej mnie mobilizuje, by dowiedzieć się więcej.

Jak pani ocenia swoje szanse wyborcze?

Ciężko jest oceniać swoje własne szanse. Czy uda się teraz czy nie, to i tak zamierzam kolejne lata poświęcić pracy politycznej, zdobywać wiedzę i jestem przekonana, że za cztery lata na podobnej debacie już nie będę pytała, co to jest lobby. Wiem, że dla niektórych obecnych wydało się to śmieszne, ale chyba lepiej, gdy ktoś się przyznaje, że czegoś nie wie, bo ma prawo nie wiedzieć, niż udaje, że wie wszystko o wszystkim, jak większość obecnych polityków, tylko że z ich tej tak zwanej wiedzy nic pożytecznego dla kraju i dla ludzi nie wynika.

Kilka słów o sobie...

Cóż... Rodowita szczytnianka, tu się urodziłam, uczyłam, wyszłam za mąż i urodziłam córkę. Obecnie jestem bezrobotną 23-latką, choć próbowałam już w różny sposób ułożyć sobie drogę zawodową, ale z maturą po liceum ogólnokształcącym nie jest to takie proste. I to też powód, dla którego uważam, że w polityce, a co za tym idzie i gospodarce kraju, musi się wiele zmienić. Jest przysłowie, które mówi, że syty nie zrozumie głodnego. Obecni politycy, działający od wielu lat, z pewnością do głodnych, w myśl tego przysłowia, nie należą. Może czas więc na tych, których interesuje nie tylko polityka jako taka, ale po prostu ludzie i ich życie, na tych, którzy znają smak biedy, braku pracy, braku przedszkoli itp., bo jeśli jeszcze czują ten smak, to oczywiście będą bardziej rozumieli potrzeby i będą być może lepiej umieli im sprostać.

Rozmawiała: Halina Bielawska



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama