Żarty z rolników w sprawie wilków się kończą - mówi pan Paweł gospodarz z gminy Dźwierzuty. Imię i dane adresowe zmieniamy, by chronić jego tożsamość. - Państwo zostawiło nas z nimi bez żadnej pomocy. Ja odpędzam wilki od mojego bydła każdej nocy od początku zeszłej zimy. A teraz te s... (bluzg) przychodzą nawet w biały dzień. I wie pan? Tylko tyle mogę zrobić, a według przepisów nawet to jest łamaniem prawa, bo wymaga urzędniczych zgód. Ich zdaniem mam sobie patrzeć, jak wilki duszą moje cielaki, jak to zrobiły niedawno u sąsiada? Trzy tygodnie temu udusiły mu już drugiego. W biały dzień. Wilk musi poczuć swoją krew - inaczej będę je miał niedługo na podwórku.
Pan Paweł jest młodym rolnikiem. Ma gospodarstwo w gminie Dźwierzuty, hoduje kilkadziesiąt sztuk bydła, ma też kilka koni. Jego gospodarstwo przypomina dziś chroniony monitoringiem zakład przemysłowy lub magazyn z cennym towarem: wszędzie kamery reagujące na ruch, fotopułapki. Używa też drona.
- Kamery, jak wykryją ruch budzą mnie. Mam ustawiony alarm w telefonie zsynchronizowany z nimi. Jest alarm, zrywam się i biegnę odstraszać wilki. Zwykle pod stado podchodzą dwa, cztery. Przynajmniej tyle się pokazuje. Z ujęć z drona wiem jednak, że jest ich więcej. Trzymają się dalej i czekają - opowiada gospodarz. - To trwa tak 2-3 godziny. Zwykle od 23 do 2 rano. Jak odpędzam? Krzyczę, ale i odpalam petardy. Czasami pomaga mi teść. Szczęście, że gospodarka jest na uboczu i nie mam zbyt blisko innych zabudowań. Ale przecież niedługo zacznie się lato, przyjadą turyści. I co? Mam hałasować co noc? Przecież to nierealne.
Mówię, że wilk jest pod ścisłą ochroną i takie odstraszanie jest zabronione. Wymaga też zgodny Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. - Wiem, ale mam być biurokratą? Pisać pisma i prosić o zgodę za każdym razem, gdy wilki przyjdą? Musiałbym robić to codziennie, to chore - stwierdza. - Wilków jest już za dużo i potrzebny jest pilny odstrzał, jakaś kontrola tego, co się dzieje z tą populacją. Tego nie było w zeszłych latach. Zdarzały się incydenty, ale nigdy tak wielu z nas nie obserwowało tylu wilków, jak w tym roku. Gospodarze tacy jak ja - nękani co dzień przez watahy - nie będziemy bierni. Weźmiemy sprawy w swoje ręce, jeśli nic się nie zmieni. Bo odszkodowania są śmieszne i trudno je dostać.
Jego słowa potwierdza Witold Kobyliński z Łupowa. To jemu w sobotę trzy tygodnie temu wilki zagryzły cielaka. - To już drugi - mówi pan Witold. - Nie zjadły go, bo udało nam się je odstraszyć, ale niestety cielak nie przeżył. Odszkodowanie? Przyjechał urzędnik, zrobił protokół. Stwierdził, że to były wilki. I co? Dostanę z tysiąc złotych, a cielak warty pięć - stwierdza. - Nie jest do śmiechu.
Dodaje, że rozumie postawę mieszkającego kilka kilometrów dalej Pawła.
- To dobry gospodarz i młody chłopak. Po prostu robi, co musi, by nie stracić dobytku. To normalne. Przepisy chroniące wilka, nie dają nam żadnego prawa obrony i narażają na surowe kary. Są już niedostosowane do rzeczywistości. Druga sprawa, że ekolodzy i urzędnicy chroniący wilki, tak naprawdę sami nie wiedzą ile ich jest. A jest ich za dużo, bo my rolnicy mamy już je na co dzień i to jest fakt - mówi pan Witold.
Zaznacza, że sami ekolodzy i urzędnicy robią za mało i po prostu nie kontrolują w żaden sposób populacji wilka, a ścisła ochrona zaczyna osiągać punkt krytyczny. - Wilki robią się coraz zuchwalsze - kontynuuje Kobyliński. Dołącza też jego żona Beata: - Sąsiad ma bardzo duże gospodarstwo i mnóstwo bydła. Też ma wszędzie poustawiane fotopułapki i kamery. Pokazywał nam nagranie, jak na łące ocieliła się mu krowa, a obok czaił się wilk. Siedział i czekał. Gdy cielak się urodził wilk zwyczajnie odciągnął tego malucha za ogrodzenie i zadusił. Wykorzystał wymęczenie krowy, która była po prostu bezsilna. Chwilę potem wrócił po łożysko. Takich historii jest więcej - mówi Beata Kobylińska i wskazując pobliskie zadrzewienia dodaje. - Widzi pan ten lasek po drugiej stronie drogi? Tam siedzą. Wyją po nocach. Łażą w biały dzień i nic sobie z nikogo nie robią.
Zgłębiając temat rozmawiałem z wójtem Dźwierzut Dariuszem Tymińskim. - Docierają do nas sygnały, że wilki mamy już wszędzie. To Łupowo i Rumy, ale też mamy informacje o wilkach w Sąpłatach, Dąbrowie, Linowie, Trelkowie, Targowie. Faktycznie, coś z tym musimy zacząć robić, bo niepokój społeczny jest już bardzo wysoki - mówi Tymiński. - Z jednej strony na konferencji o wilkach w lutym RDOŚ informował, że na 10 zgłoszeń o pojawiających się wilkach tylko 2 faktycznie były prawdziwe. Pozostałe dotyczyły dzikich psów lub mieszańców psów z wilkami. Ale nawet jeśli założymy, że przeważają mieszańce, to czemu się tego nie likwiduje? Dla rolnika nie ma znaczenia, co mu zagryzie zwierzę. A zgodnie z prawem, jak szkodę wyrządzi wilk, to odszkodowanie rolnik dostanie, a jak mieszaniec, to rekompensaty nie ma. Wiem, że zdarza się odmowa wypłaty odszkodowania uzasadniona badaniami genetycznymi pobranych próbek. Dochodzi do absurdów.
Zaznacza, że spotka się z rolnikami, z którymi rozmawialiśmy zbierając materiał do tego artykułu.
- Może będziemy mogli pomóc w formalnościach i takim zabezpieczeniu, by bez wątpliwości mogli dostać odszkodowania. By nikt im nie zarzucił, że niczego nie zrobili, by zabezpieczyć stada przed wilkami. Będzie reakcja z naszej strony. Myślę na gorąco - mówi Tymiński. - Skonsultuję też temat z kołami myśliwskimi, by mieć pełny obraz sytuacji.
Mówiąc o zabezpieczeniach przed wilkami wójt ma na myśli chociażby wymagane przez RDOŚ stosowanie fladr - sznurów z czerwonymi paskami materiału, którymi rolnicy powinni otaczać stada, gdyż RDOŚ uznaje, że są one skuteczne. Urzędnicy zapewniali, że gospodarze mogą występować o dofinansowania do takich zakupów. - Kolejny absurd - stwierdza pan Paweł. - Na metrze bieżącym muszą być trzy takie szmatki - a jedna kosztuje 5 złotych… Metr będzie więc mnie kosztował 15… To ile ja będę musiał wydać pieniędzy? Poza tym nie wierzę, że to będzie skuteczne, widząc, co wilki potrafią. To bajki dla dzieci.
Zapytaliśmy w RDOŚ w Olsztynie, jakie są pieniądze dla rolników chcących zabezpieczyć stada przed wilkami. Chodzi o pieniądze na zakup fladr, czy psów stróżujących. - W tym momencie nie mamy żadnych środków na te zadania - mówi Justyna Januszewicz, rzecznik RDOŚ w Olsztynie. - Piszemy nowe programy. Gdy dostaniemy finansowanie, uruchomimy nabór wniosków.
Dźwierzuty to teren, którym zajmuje się ze strony Lasów Państwowych Nadleśnictwo Korpele. Jeden z udostępnionych nam przez pana Pawła filmików pokazaliśmy rzecznikowi nadleśnictwa.
- To najprawdopodobniej są wilki. Na moje oko. Ale też duże emocje u tego pana, to zrozumiałe - stwierdza Krzysztof Baszak, rzecznik nadleśnictwa Korpele. - Niestety, nikt takich problemów z wilkami jak dotąd nam nie zgłaszał. Z szacunków, które posiadamy na terenie dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie jest od 150 do 200 osobników. Ale wilk jest bardzo trudny w monitorowaniu, prowadzi skryty tryb życia, więc może być znacznie niedoszacowany. Jest pod ścisłą ochroną, a rolnik dbający o zwierzęta hodowlane powinien zgłosić zamiar odstraszania do RDOŚ. Stosować wymagane zabezpieczenia, bo inaczej będzie ciężko o cokolwiek. Ze swojej strony możemy pomagać w załatwianiu formalności - deklaruje.
Zaznacza, też, że choć obowiązują rolników zasady o wolnym wypasie, to na noc rolnicy powinni spędzać zwierzęta do zamkniętych pomieszczeń.
Kolejna urzędnicza bzdura - mówi pan Paweł. - Jak krowa ma cielaka i świeżą trawę na łące to nie ma siły, by ją zagonić i trzymać w zamknięciu. Prędzej ogrodzenie rozwali. Urzędnicy i ekolodzy mówią jedno, a rzeczywistość to zupełnie co innego. Tak jest z wilkami.
Rafał Płoski
Tytus
Ja to myślę, że ten lesniczy, o którym w Tygodniku są często artykuły, powinien pojechać w okolice Dzwierzut i z tymi wilkami tak po prostu pogadać, że tak nie wolno