Po dramatycznym wypadku, w którym niemal stracił życie, i po 23 latach przerwy, Wojtek Zaborowski ponownie wraca do rajdów samochodowych. - Okazuje się, że 51 lat na karku to naprawdę dziś nie jest przeszkoda, aby zostać kierowcą rajdowym – śmieje się najlepszy szczycieński kierowca, który ma na swoim koncie między innymi tytuły mistrza Polski.
Wojtek Zaborowski to dziś jeden z bardziej znanych przedsiębiorców w naszym powiecie, właściciel centrum motoryzacyjnego. Niemal ćwierć wieku temu był jednym z bardziej obiecujących kierowców rajdowych w Polsce. Niektórzy wróżyli mu ogromną karierę, porównywali do legendarnego dziś Mariana Bublewicza czy Krzysztofa Hołowczyca.
W 1997 roku Wojtek zdobył tytuł mistrza Polski w klasie N3, a rok później był wicemistrzem klasy N4. To pasmo sukcesów przerwał tragiczny wypadek.
- Na drugim odcinku specjalnym w Rajdzie Karkonoskim podbiło nasz samochód na „hopce” i wpadliśmy na drzewo – wspomina dziś Wojtek. - Miałem 20 złamań, bałem się, że stracę nogę. W szpitalu we Wrocławiu przeleżałem półtora roku.
Mimo tej tragedii, nasz kierowca po wyjściu ze szpitala ponownie wsiadł w rajdówkę.
- Chciałem sprawdzić, jak będzie, jak będę się czuł i wystartowałem w Rajdzie Kormoran – opowiada. - Był to rok 2000. Zająłem drugie miejsce w klasie N4. Okazało się, że moje kości nie były jednak jedynymi pokruszonymi rzeczami. Wypadek najbardziej naruszył sponsorów, partnerów. Uciekło finansowanie. A bez wsparcia ekonomicznego nie ma szans na karierę w sportach motorowych. To prawdziwa, ale przykra rzeczywistość. Nikt nie chciał pompować wielkich pieniędzy w gościa, który nie jest w pełni sprawny fizycznie – dodaje ze smutkiem.
Od tamtego czasu minęło niemal ćwierć wieku. Wojtek Zaborowski nie przestał marzyć o swojej pasji.
- Wciąż była ona w mojej głowie, choć na pierwszym miejscu pojawiła się rodzina, firma, trzeba było z czegoś żyć. Nie było to łatwe, ale na tym się skupiłem – mówi. 23 lata temu ostatnie auto, na którym jeździł Wojtek, to subaru impreza. - Był to rok 2000, więc w porównaniu z obecnymi czasami to przepaść technologiczna – mówi. - Moce tych aut są podobne, ale przełożenia, momenty obrotowe, elektronika, to już inna bajka. Współczesne rajdówki to górna półka.
Dziś, w wieku niemal 51 lat, Wojtek wraca do swoich marzeń. Właśnie przeszedł pierwsze testy rajdowe na hyundaiu i20 R5 o mocy 320 km.
- To typowa rajdówka dostosowana do rywalizacji w mistrzostwach Europy czy Polski – mówi.- Ścigałem się na torze Krzywa koło Legnicy. Moim pilotem jest Tomasz Malec, z którym wcześniej już jeździłem. Mega piękny powrót – cieszy się nasz mistrz. - Ponad pół wieku na karku wcale nie przekreśla marzeń. Pięknych czasów dożyliśmy. Jakie były wyniki? Nie mi to oceniać, ale ekipa, która robiła pomiary, była pod wrażeniem – mówi. - Nie mogli uwierzyć, że od 23 lat nie uczestniczyłem w rajdach, bo parametry wyszły naprawdę świetne. Za miesiąc kolejne testy. Jeśli je przejdę pomyślnie, to jest duża szansa, że znajdą się sponsorzy, którzy naszą ekipą dofinansują, i wystartujemy w Rajdzie Czech – mówi z nieukrywanym entuzjazmem Wojtek. - Start w tych zawodach będzie spełnieniem moich marzeń, aby wziąć udział w profesjonalnych zawodach w topowej rajdówce. Ścigać chciałem się od dziecka, ale wypadek i brak funduszy sprawiły, że musiałem na to poczekać. Upór to ważna cecha sportowców – mówi. -Jeśli dobrze pójdzie, to wrócimy w tym i przyszłym roku na kilka rajdów. To cel na tu i teraz. Co przyniesie przyszłość, to się okaże...
Sąsiedzi
Wojtek trzymamy kciuki, aby wszystko się udało!