Sobota, 23 Listopad
Imieniny: Emmy, Flory, Romana -

Reklama


Reklama

O procedurach, czyli kura bez głowy – felieton Jerzego Niemczuka


Zacznę od zdarzenia z przeszłości. Wiele lat temu udaliśmy się z Szczytnie do nauczycielki śpiewu, Sylwii, żeby przesłuchała nasze wnuczki. Do przesłuchania nie doszło. U Sylwii były dwa koty i landrynki. Dziewczynki, zamiast śpiewać, latały za kotami z landrynkami w buzi. W pewnej chwili Mania zakrztusiła się, zaczęła tracić oddech i sinieć.


  • Data:

Nie wiem, co by się stało, gdybym kilka dni wcześniej w szpitalnej przychodni nie przestudiował wiszącej na ścianie instrukcji, jak stosować chwyt Heimlicha w przypadku zakrztuszenia. Użyłem go zgodnie z procedurą i landrynka uderzyła w ścianę, jakby ją wystrzelono z procy.

 

Procedury wydają się nudne, abstrakcyjne, ale to one ratują życie w sytuacji zagrożenia.

 

Mój znajomy antyterrorysta zaczyna pobyt w każdym nowym hotelu od dokładnego zapoznania się z drogą ewakuacji. W pierwszym odruchu uznałem to za obsesję zawodową, ale zapadło mi to w pamięć.

 

Kilka lat temu podróżowałem po Gambii zdezelowanym busem. Przegrzewał się w tropikalnym skwarze, chłodnica pękała i wylewała się z niej woda. Łatano ją trzy razy po wsiach za pomocą dwuskładnikowego kleju, co pomagało na krótko. Żeby otworzyć zacinające się drzwi dla pasażerów, trzeba było wykonać sekwencję trzech ruchów.

 

Za klamkę do siebie, mocno w górę i energicznie w dół. Na wszelki wypadek przećwiczyłem ją dokładnie przed kolejnym etapem podróży. Ujechaliśmy kilkanaście kilometrów, kiedy poczułem swąd spalenizny. Po chwili trzymałem już rękę na klamce, a spod fotela buchał kłąb czarnego dymu. Kiedy kierowca się zatrzymał, drzwi były już otwarte. Na szczęście ogień okazał się niegroźny. Gambia no problem, jak powiadają miejscowi. Sfajczyła się tylko klimatyzacja, która i tak nie działała.


Reklama

 

Kiedy wybucha pożar i nie ma nikogo, kto potrafi pokierować ewakuacją, ludzie latają jak kury bez głowy, depcząc się nawzajem. Więcej ich ginie z tego powodu niż od ognia.

 

Przypominam sobie te zdarzenia przy okazji strajku kontrolerów lotu. Ten protest jest także w obronie procedur, które decydują o bezpieczeństwie.

 

Większość z nas wsiadając do samolotu zastanawia się, czy leci z nami pilot. Drugi pilot. Na wypadek, gdyby pierwszy zasłabł. To nieodzowne.

 

W przypadku kontrolerów lotu nie do pomyślenia jest sytuacja, kiedy na wieży jest tylko jeden kontroler, który musi zapanować nad ruchem dużego lotniska. A jednak w Polsce się to zdarza i przeciwko temu protestują kontrolerzy. Jeśli kontroler lotu jest niezbędny na naszym niewielkim lotnisku w Szymanach, to co dopiero mówić o Okęciu.

 

Teraz chcą zatrudnić w miejsce brakujących kontrolerów nie znających polskiego. A Czarnek młodych Ukraińców zmusza do zdawania polskiego bez elementarnej znajomości. Czyli język polski jest niezbędny, a jednocześnie praktycznie niepotrzebny.

 

Rząd lekceważy procedury od początku, a prapoczątkiem tego wszystkiego jest mityczny „zamach smoleński”. Ten był w istocie zamachem na procedury.

Reklama

 

Były to między innymi błędy załogi, zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania przy nadmiernej prędkości opadania, do tego w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg.

 

Jeśli łamanie procedur zaczyna się od głowy, to potem idzie w pięty, łamie zasady przetargów, wymogi kompetencji etc.

 

Premier ląduje na lotnisku, gdzie nie ma już kontrolera lotów. Kontroli nie przechodzi limuzyna prezydenta i ten ląduje w rowie na głowie, bo opon nie zmienili. Ja zmieniam dwa razy do roku, a oni nawet po zmianie władzy nie zdążyli i jeszcze poprzednią o to oskarżają. Limuzyna pani premier ląduje na drzewie, bo wbrew procedurom nie ma włączonych sygnałów dźwiękowych. Ostatnio wypadków z udziałem kolumn rządowych mniej. Może im się samochody skończyły albo benzyny zabrakło.

 

Wyroki sądów unijnych i polskich przestają być wykonywane, prokuratura staje się partyjna i wykonuje partyjne zlecenia. Prawo i Sprawiedliwość stało się u nas kolejnym wydaniem Orwella, co kosztuje lekko licząc 1 mln ero + kary za konflikt z Czechami.

 

Na razie nie wiadomo, dokąd dolecimy, bo niby jest z nami pilot, ale latamy jak kura bez głowy.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama