Wszystkim Babciom i Dziadkom przekazuję spóźnione co prawda, ale bardzo serdeczne życzenia z okazji ich święta, które nasze wnuki celebrowały w ostatni weekend. Sam jestem dziadkiem – podobno najlepszym na świecie - i wierzę moim wnuczkom bez cienia wątpliwości uważając, że w tej kwestii mają absolutną rację. No bo kto jak nie ja…
Wielu młodych ludzi dzisiaj nie dowierza swoim rodzicom czy dziadkom, którzy opowiadają o czasach wcale nie tak odległych, kiedy nie było jeszcze powszechnie dostępnych komputerów ani tym bardziej Internetu. Dziś bez tych wynalazków nie da się żyć, a kiedy zjawiamy się gdzieś w nowym miejscu, to zazwyczaj nasze pierwsze pytanie brzmi: czy jest tu swobodny dostęp do Internetu i jakie jest hasło dostępu? Bez tego medium, a także bez telefonu, nie da się przecież normalnie funkcjonować.
Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy z tych „cywilizacyjnych zabawek” zaczynamy korzystać niewłaściwie, żeby wręcz nie powiedzieć: nie po chrześcijańsku! I nie mam tu na myśli na przykład korzystania ze stron pornograficznych, co jest z oczywistych względów niemoralne, destrukcyjne i z całą pewnością Panu Bogu to się nie podoba. Nie mówię też o bezrefleksyjnym przyjmowaniu różnych fałszywych i niesprawdzonych nauk - rzekomo biblijnych - głoszonych za pośrednictwem Internetu przez różnych pseudo-nauczycieli. Chcę dziś zwrócić uwagę na sposób, w jaki chrześcijanie korzystają dość często z możliwości zaistnienia i wyrażania swoich poglądów, opinii i ocen na różnego rodzaju forach społecznościowych w Internecie.
Jest rzeczą oczywistą, że mamy czasem różne spojrzenia na pewne kwestie i różnie oceniamy to, co dzieje się wokół nas. Szokuje mnie jednak, w jaki sposób odbywa się czasem taki dyskurs między chrześcijanami, którzy nierzadko nie odbiegają od „średniej krajowej” i podobnie jak ludzie niewierzący - bez żadnych zahamowań - obrzucają się nawzajem różnego rodzaju inwektywami, obrażają jedni drugich, używają słów i sformułowań, które uwłaczają godności adwersarza i absolutnie nie przystoją nam, chrześcijanom! Niektórzy zdają się zapominać, że z każdego nieużytecznego słowa, również opublikowanego w Internecie, zdamy kiedyś sprawę przed Bogiem!
Zamiast więc prowadzić dialog merytoryczny, spierać się o racje i wymieniać opiniami, szanując tych, którzy myślą inaczej od nas (wszak mają do tego prawo), na ekranach komputerów toczą się nieprzyzwoite wręcz kłótnie, w które angażują się chętnie również ludzie niewierzący. Tacy zaś nie przebierają w środkach (i słowach), a prowokując nas - osiągają swój cel. Obnażają naszą niską kulturę chrześcijańską, zaściankowość myślenia, brak samoopanowania, czyli niereagowania na zaczepki i prowokacje poniżej przyzwoitego poziomu.
Czy musimy na wszystko reagować i to w taki sam, brzydki i niechrześcijański sposób? Czy musimy wypowiadać się na każdy temat – jak niektórzy nasi politycy, którzy są obśmiewani za swoją rzekomą wiedzę o wszystkim? Czy powinniśmy publicznie krytykować działania czy dorobek ludzi, którzy w danej dziedzinie zdobyli solidne wykształcenie, mają poważny dorobek i doświadczenie, a tymczasem my sami nie mamy o tym bladego pojęcia, lecz wypowiadamy swoje autorytatywne, krytyczne sądy i do tego jeszcze w demagogiczny sposób – jako najwytrawniejsi „znawcy” i specjaliści od wszystkiego!?
Zdumiewa mnie również naiwność niektórych ludzi, którzy nie są w pełni świadomi, że napisany i wprowadzony do powszechnego obiegu ich własny tekst zaczyna potem żyć własnym życiem i nie mają pojęcia, jak wielki zasięg osiągnie. Nie mówiąc już o tym, że napisanej pod wpływem emocji zwyczajnej głupoty czy nieprzyzwoitego komentarza nie da się po prostu wytrzeć jak ołówek gumką (kto dziś używa takich archaicznych narzędzi?). Godzi się więc przypomnieć nam wszystkim, że za wypowiadane, a tym bardziej napisane i wrzucone do Internetu słowa, sądy i opinie bierzemy pełną odpowiedzialność! To, co piszemy czy mówimy – szczególnie publicznie – idzie na nasze konto i może albo budować nasz autorytet i wiarygodność, albo nas demaskować, ośmieszać i dyskredytować!
Obserwuję również niektórych polityków, którzy mimo poważnych tytułów przed swoimi nazwiskami ośmieszają się, umieszczając czasem skandaliczne bądź nieodpowiedzialne wpisy w Internecie! Okazuje się, że to, co również my sami piszemy, czyta wielu ludzi i zawsze znajdą się tacy, którzy zareagują ostro na nasze słowa.
Jeśli będą one niewłaściwe, nieprzemyślane lub zbyt kontrowersyjne czy napisane pod wpływem silnych emocji – internauci natychmiast obśmieją, wykpią i wytkną nam każdy błąd i fałsz! Czy tego chcemy? Czy warto narażać na szwank swoją własną reputację?
Wszyscy pozostawiamy po sobie jakieś ślady – nie tylko naszych butów na śniegu zimą czy stóp na piasku w lecie i na plaży.
Pozostawiamy też trwałe ślady w ludzkich sercach i ludzkiej pamięci! Szczególne znaczenie mają zaś nasze trwałe dokonania: wydrukowane, opublikowane i upowszechnione lub wypowiedziane publicznie – również te w Internecie. Jaką one mają wartość dla innych? A dla naszego Boga? Co one mówią o nas samych, o naszej kulturze osobistej, moralności, a nade wszystko o naszej duchowości? Bądźmy dla innych chrześcijan dobrym świadectwem i inspirującym przykładem! Pozostawiajmy po sobie piękne ślady - także te w Internecie!
Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com
Ana L.
Oj, czyżby ktoś naruszył swoim komentarzem wątłe, choć nadmiernie nadmuchane ego pana Andrzeja?