Mimo niepoprawnego optymizmu, którym zwykle kieruję się w życiu, jakoś ostatnio nie jest mi wcale do śmiechu. Bo kiedy czytam Pismo Święte, a czynię to codziennie i regularnie, nie tylko z powodów „zawodowych” jako pastor, ale tak zwyczajnie, jako człowiek, który poważnie traktuje swoją relację z Bogiem, z coraz większym zaskoczeniem, by nie powiedzieć przerażeniem, dostrzegam moralną i duchową katastrofę, która staje się udziałem coraz większej liczby ludzi na tym świecie, w tym również w naszym kraju.
Dzieje się tak dlatego, że choć żyjemy w chrześcijańskim kraju i na chrześcijańskim kontynencie, to jednak te prawdziwe wartości chrześcijańskie wyparowują z nas w zastraszającym tempie. Należymy do pokolenia, które na własne oczy ogląda straszne przyśpieszenie procesu laicyzacji, czyli zeświecczenia naszego życia osobistego i publicznego także. Powszechna niemoralność toczy nas jak gangrena, dotykając również ludzi z pierwszych stron gazet: polityków, celebrytów, artystów czy nawet duchownych. Czy możemy wobec tych zjawisk przechodzić obojętnie? Czy tę falę bezbożności da się w ogóle kiedykolwiek zatrzymać?
Nie da się żyć beztrosko ze świadomością, że ktoś strzela do modlących się ludzi, zarówno w meczetach jak też – i o wiele częściej, niestety - zabija się ludzi w kościołach chrześcijańskich, ale za każdym razem giną dziesiątki niewinnych osób. Statystyki podawane przez organizacje zajmujące się problemem prześladowań chrześcijan we współczesnym świecie są tragiczne, a liczba ofiar co roku to setki tysięcy współczesnych męczenników – ludzi zamordowanych z powodu wyznawanej wiary.
Cóż z tego, że takie tragedie wydarzają się na antypodach, za oceanem czy w Azji lub Afryce, skoro i tak fala nienawiści i mur wrogości pomiędzy chrześcijaństwem i islamem rośnie coraz wyżej i takie masakry będą tylko eskalować przemoc i frustrację ludzi szalonych z nienawiści, uprzedzeń i fobii. Kto będzie następnym szaleńcem i gdzie znowu poleje się niewinna krew? W kolejnym kościele, czy w kolejnym meczecie? Gdziekolwiek tak się stanie - smutno mi, Panie!
Nie da się również żyć beztrosko i radośnie, kiedy na naszych oczach, publicznie i oficjalnie przewraca się do góry nogami biblijną, zgodną z Bożym zamysłem ideę małżeństwa, przekręca biblijne znaczenie i sens ludzkiej seksualności, nazywając czymś zdrowym i godnym afirmacji coś, co w Bożych oczach jest obrzydliwe i zdeprawowane, a przez wieki uznawane po prostu za ohydny grzech i wyuzdanie? W świecie jakich wartości przyjdzie żyć naszym dzieciom i wnukom?
To naprawdę przeraża, wzbudza krzyk niezgody i sprzeciwu, bo świat coraz bardziej zaczyna przypominać biblijną Sodomę i Gomorę. Czy możemy się na to godzić bez żadnego sprzeciwu, nie mówiąc wyraźnie i kategorycznie: TAK BYĆ NIE MOŻE?
Nie da się też przejść obojętnie wobec faktu, że tak często myli się sprawców z ofiarami, stając w obronie tych pierwszych, a lekceważąc krzywdę i cierpienie tych drugich. Dzieje się tak na salach sądowych, a także w szacownych gremiach kościelnych. Za to samo przestępstwo jeden otrzymuje surową i zasłużoną karę kilkunastu lat więzienia i publiczne potępienie, a ktoś inny pół roku w zawieszeniu, albo nadal cieszy się bezkarnością, która urąga poczuciu elementarnej sprawiedliwości.
W aresztach i więzieniach zdecydowanie więcej praw mają osadzeni niż funkcjonariusze służby więziennej. W szkołach coraz więcej praw, a coraz mniej ograniczeń, mają i wciąż domagają się uczniowie, a coraz mniej do powiedzenia i wyegzekwowania mają sami nauczyciele! W czasach mojego dzieciństwa, kiedy uczeń narozrabiał w szkole, to nie tylko otrzymywał ostrą reprymendę od swojego wychowawcy, ale dodatkowo otrzymywał jeszcze „bolesną wypłatę” od swoich rodziców, którzy kiedyś mieli o wiele więcej zaufania do pedagogów, stosowali dyscyplinę i wspomagali nauczycieli w procesie wychowywania swoich pociech, których wtedy nie idealizowano tak bardzo, jak to ma miejsce obecnie. Bo to dzisiejsze bezstresowe i niewinne baranki przecież… Winne wszystkiemu są przecież belfry!
Dziś nauczyciele nie mogą się czuć bezpieczni w swojej pracy, uczenie cudzych dzieci staje się niebywałą harówką i bezsensowną mordęgą, bo młodzi przeżywają epidemię naukowstrętu, czują się bezkarni i ślepo, bezkrytycznie bronieni przez swoich nierozsądnych rodziców. Ci zaś potrafią być równie albo jeszcze bardziej okrutni wobec wychowawców swoich „niewinnych” pociech, odzierając pedagogów z resztek godności i zapału do pracy.
A jeśli dochodzi do tego niegodne etosu tego zawodu wynagrodzenie, o którego przyzwoity poziom nauczyciele muszą się tak bezskutecznie upominać od państwa – to jaka przyszłość czeka nasz naród w kolejnych latach i pokoleniach? Czarno to widzę, niestety.
Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Polak
Panie Andrzeju, chrześcijańskie wartości nie wyparowują z ludzi od tak sobie, one są wypierane przez antywartości, siłą narzucane przez ideologiczne organizacje, takie jak LGBT, pełnej wszelkiej maści zboczeńców, czy też przez patologiczne organizacje lewicowe, zrzeszające jakieś wypaczone feministki, myślące tylko o swoich pi...macicach, których jedynym przesłaniem jest - rżnijta się z kim chceta, a potem skrobta. Ta cywilizacja już nie ma przyszłości, i upadnie, bo stała się dzięki tym patolom cywilizacją śmierci, nie mającą racji bytu. Ale spoko, przetrwają ludzie normalni, przetrwają normalne rodziny, i to one zapoczątkują nową...cywilizację życia, w której nie pojawi się już taka patologia.