Niedziela, 26 Październik
Imieniny: Ingi, Maurycego, Sambora -

Reklama


Reklama

Krem sułtański - wyzwalacz pięknych wspomnień Agnieszki Grunau (zdjęcia)


Wszystko zaczęło się od kremu sułtańskiego, przypadku i restauracji Niebieski Zaułek. Powrót do smaków PRL-u przywrócił wiele wspomnień. Pani Agnieszka Grunau była najpierw uczennicą, a później pracowała w najsłynniejszej kawiarni w Szczytnie. Mocca słynęła z deserów, unoszącego się dymu papierosów i ludzi, którzy chcieli w niej wspólnie spędzać czas. Miejsce niebanalne niczym nasza bohaterka, która wspomina je z nostalgią.



Agnieszka Grunau mieszka na co dzień w Dźwierzutach. Pochodzi z Trelkówka, gdzie jej rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Jest jedną z ósemki rodzeństwa.

 

- Jest nas spora gromadka, ale każdy jest inny. Jak byliśmy dziećmi nie musieliśmy nikogo szukać, żeby rozegrać jakiś mecz. To raczej do nas przychodzili koledzy i koleżanki – wspomina.

 

Dzieciństwo bez blasku

Rodzice nauczyli ją ciężkiej pracy i odpowiedzialności. Od dziecka pomagała im w gospodarstwie, gdzie były uprawiane warzywa i hodowane zwierzęta. Kiedy miała 10 lat w tragicznym wypadku zginął jej tata, a młodszy brat doznał poważnych obrażeń.

 

- Był to trudny czas. Ale udało nam się przez niego przebrnąć – mówi. - Najmłodszy brat miał wtedy 10 miesięcy. Zostaliśmy sami z mamą i wszyscy jej pomagaliśmy prowadzić gospodarstwo. Nie było lekko.

 

Zamiast sielskiego dzieciństwa na wsi pani Agnieszka i jej rodzeństwo uczyli się prowadzenia gospodarstwa. Nie było mowy o wyjazdach na wakacje. Dziś dla wielu osób mógłby być to koniec świata. Nasza bohaterka ten czas wspomina z uśmiechem, nie myśli o tym jak o wielkim wyrzeczeniu. Mając 15 lat rozpoczęła naukę zawodu cukiernika w Zespole Szkół nr 1 w Szczytnie. Dokładnie 1 września 1982 roku rozpoczęła praktyki w kawiarni Mocca, która zlokalizowana była na parterze długiego bloku spółdzielczego przy ulicy Polskiej. Miejscu kultowym w historii miasta.

 

- To był bardzo dobry czas. Pracowali tam fantastyczni ludzie i wiele się od nich nauczyłam – mówi pani Agnieszka. - Zawód cukiernika wybrałam, ponieważ była to moja pasja. Uwielbiałam piec ciasta i przygotowywać desery.

 

 

Smak pierwszej pracy

Kawiarnia była znana ze swoich słodkich specjałów: kremu sułtańskiego, ciastek z ponczem, czyli bardzo popularnych i lubianych wówczas ponczówek czy sernika wiedeńskiego. Można w niej było napić się wina albo piwa na słodko z miodem lub sokiem, serwowanego w kuflu.

 

- Nie było mowy o tym, żeby pić piwo z butelki. Zresztą inne trunki też były podawane wyłącznie w kieliszkach. Kawiarnia miała swoje standardy. Nie była zwykłym barem, a miejscem z kulturą – zapewnia.

 

Jak przyznaje do dzisiaj dokładnie pamięta smak serwowanych deserów. Kiedy w minionym tygodniu jej córka i siostra wyciągnęły ją do Szczytna na obiad, nie myślała, że skończy się on taką ilością wspomnień.

 

- Wiedzieli, że tego dnia w Niebieskim Zaułku serwują krem sułtański i chcieli zrobić mi niespodziankę – wyjaśnia. - To było dla mnie wyjątkowe przeżycie.

 

Smak oryginału różnił się od tego serwowanego w Zaułku. Pani Agnieszka opowiedziała, z jakich składników przygotowywany był w Mocce.

 

- Dzisiaj produkty są inne niż w czasach, gdy ja tam pracowałam. Dostępne są te same, ale nie takie same. Potrzebna jest dobra słodka śmietana, którą należy dobrze ubić, najlepiej bez żadnych wzmacniaczy. Później dodać kakao, cukier waniliowy, kroplę rumu i na koniec rodzynki wcześniej namoczone w rumie – zdradza.

 

Szczycieńskie centrum życia towarzyskiego

Nauka w Mocce płynęła szybko. Nie było mowy o przyglądaniu się. Uczniowie angażowani byli od razu w przygotowywanie ciast i deserów. To, co szczególnie zapamiętała z tego okresu, to wyjątkowi ludzie. Dzisiaj, gdy zamyka oczy, dokładnie widzi salę pełną gości.


Reklama

 

- Wielkie okna, czerwona wykładzina i krzesła z niebieskim obiciem. W rogu stał wielki kwiat, jakiego gatunku? Nie mam pojęcia – wspomina. - W tle zawsze leciała przyjemna muzyka, a w powietrzu unosił papierosowy dym. Ludzie śmieli się, rozmawiali, grali w karty. Byli razem. Dzisiaj już tak czasu się nie spędza.

 

Kawiarnię Mocca dobrze pamiętają i jeszcze lepiej wspominają starsi mieszkańcy Szczytna.

 

- Z rana nie było tłoczno, ale wieczorami miejsca przy stolikach były zajęte do ostatniego. Nierzadko bywało, że stało się przy szatni godzinę i dłużej w oczekiwaniu na wolny stolik. I to codziennie, a nie tylko w weekendy – opowiada jedna z dawnych, stałych bywalczyń lokalu. - Kieszenie młodych nie były zasobne, więc przy herbacie i kremie spędzało się czasem i kilka godzin, ale nikt się nie nudził. Mocca miała swój wyjątkowy klimat. Tam się nawiązywało mnóstwo znajomości i przyjaźni. Dzisiejsze portale randkowe razem wzięte nie mogą się chyba poszczycić taką liczbą połączonych par, jaką na swoim koncie miała ta kawiarnia. Można by powiedzieć, że w Mocce walentynki trwały okrągły rok.

 

Miłość kwitła nie tylko w Mocce

Po szkole pani Agnieszka jeszcze przez blisko rok pracowała w kawiarni.

 

- Wracałam do domu autobusem z kolegami, którzy pracowali w piekarni w Dźwierzutach. Namawiali mnie żebym przyszła do nich do pracy, bo szukają cukiernika. To byli Jarek Kuchta i Darek Dziedzic. Początkowo podchodziłam do tego sceptycznie, bo nie miałam doświadczenia w pracy w piekarni – wspomina. - O propozycji opowiedziałam mojej koleżance Krysi. Ona bez wahania stwierdziła, że idziemy spróbować, bo tam pracują przystojni chłopcy – śmieje się.

 

Okazało się, że było w tym ziarno prawdy. Bo gdy tylko pani Agnieszka przekroczyła próg nowej pracy od razu się zakochała w swoim przyszłym mężu.

 

- Nie wiem jak to się stało, zobaczyłam go i od razu wiedziałam, że to jest ten jedyny, chociaż jeszcze nie zamieniłam z nim słowa – opowiada.

 

Stanęło na tym, że była to miłość od pierwszego wejrzenia i do grobowej deski. Bo pan Piotr odwzajemnił to uczucie. Żonie po latach przyznał się, że jeździli tym samym autobusem do szkoły i ona już wtedy mu się podobała.

 

- Myślę, że w moim życiu było wiele przypadków, ale wszystkie zaowocowały czymś dobrym – zapewnia.

 

Znikające dobre miejsca

Pracowała więc pani Agnieszka w Dźwierzutach, w piekarni, z której wychodził jeden z najlepszych chlebów w powiecie, a może i województwie i którego smak pamięta wielu mieszkańców.

 

- To był cudowny czas. Pracowało wtedy sporo młodych ludzi. Nawet organizowaliśmy strajk włoski w 1987 albo 1988 roku. Przed świętami. Polegało to na tym, że pracowaliśmy zgodnie z umowami. Nikt z nas nie brał nadgodzin, więc nie każdy dostał chleb z Dźwierzut, bo zapotrzebowanie było takie, że normalnością była nasza ponadwymiarowa praca. Ale na święta nikt bez pieczywa nie został, bo zadbały o to piekarnie ze Szczytna i innych miejscowości – opowiada. - Szkoda, że ta piekarnia została zamknięta. Bardzo mnie to zasmuciło, bo to nie tylko kwestia świetnego pieczywa, jakie tam powstawało. To kawał naszej historii i szkoda, że nikt o tę piekarnię nie zawalczył – mówi. - Dzisiaj budynek popada w ruinę.

 

Spokojne życie rodzinne

Reklama

W lipcu 1989 roku pani Agnieszka powiedziała sakramentalne tak swojej miłości Piotrowi. Opuściła rodzinne Trelkówko i zamieszkali wspólnie w Dźwierzutach. Doczekali się czwórki dzieci. Marta, Tomasz, Kasia i Piotr są dorośli.

 

- Jestem już babcią. Mam dwie wnuczki i dwóch wnuków: Aleksandra, Alicję, Klarę i Oliwiera – nie kryje dumy.

 

Wraz z mężem prowadzi niewielkie gospodarstwo. Ze swoimi sąsiadami prowadzi cykl wymiany barterowej.

 

- Każdy w czymś się specjalizuje. Ja mam ziemniaki i jajeczka, jeden sąsiad ryby w stawie, kolejny ogórki i dynie – wyjaśnia.

 

W wolnych chwilach sięga po książki. Uwielbia czytać. Wyniosła to z domu.

 

- Do dzisiaj pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką mama czytała nam „Ogniem i mieczem”. Chyba nie miała innej książki, ale nam się to bardzo podobało – opowiada.

 

Dzisiaj pracuje w Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Dźwierzutach. Jest to jej miejsce na ziemi.

 

Gdy pamięcią cofa się do czasów, gdy stawiała pierwsze kroki w dorosłość, mówi, że brakuje jej najbardziej jednego.

 

- Czasu spędzanego z przyjaciółmi i znajomymi. Tej radości z bycia z drugim człowiekiem. Właśnie to czyniło z kawiarni Mocca miejsce tak niezwykłe.

 

Wspomnień czar

W pani Agnieszce Grunau krem sułtański wyzwolił lawinę wspomnień. Czy opowieść o tym słodkim dziele i kawiarni Mocca skłoni do podobnych wspomnień naszych Czytelników?

Sprawdźmy. Proponujemy zabawę pod tytułem: „Mój jeden dzień w kawiarni”. Niekoniecznie w Mocce, ale najlepiej by było. Pani Agnieszka wspomniała też, że uwielbiała pisać i otrzymywać listy. Takie prawdziwe, pisane odręcznie, wysyłane w kopertach z naklejonym znaczkiem. Wiele z nich do dziś przechowuje. Ale nie będziemy aż tak sentymentalni. Na e-mailowe wspomnienia i opisy (wspaniale – jeśli z fotografią) czekamy pod adresem: h.bielawska@tygodnikszczytno.pl.

 

Dla zachęty zacznę...


* * *

Letnia sobota. Wczesne godziny popołudniowe. Odwiedza mnie przyjaciółka i namawia na wypad do Mokki, ale czemuś nie mam ochoty, więc ona wraca do domu. Chwilę później przyjeżdża siostra ze swoją absolutnie wyjątkową córeczką, w wieku lat 4,5. Kocham to dziecko jak dziś własne. Z nią chętnie wybieram się do kawiarni, co zresztą ona bardzo lubi. Oczywiście – zamawiamy krem sułtański. Rozmawiamy, a z tą niedużą panienką gada się jak z dorosłym, co samo w sobie jest wspaniałe. Po niedługim czasie do Mokki przychodzi mój znajomy. Przysiada się i w trójkę rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy... Dwie czy trzy godziny mijają nie wiadomo kiedy, pora wracać do domu. Mamy niedaleko, ale w drodze stwierdzam, że moja maleńka towarzyszka... popuściła w majteczki.

- Czemu mi nie powiedziałaś? - pytam. - W kawiarni przecież jest ubikacja, mogłyśmy tam pójść – tłumaczę.

Patrzy na mnie oburzonym, wręcz zgorszonym wzrokiem. Swoim zwyczajem jedną rączką bierze się pod bok i stanowczo mnie strofuje: - Ależ ciociu! No jak ci miałam powiedzieć, że chcę siku, jak ten chłopak siedział!

HAB.


 



Komentarze do artykułu

Znajoma

Agnieszka, co za wspomnienia, aż się na sercu ciepłej zrobiło;)

jery

jeden napoj i cztery sllomki Prosze

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

  • Koniec czekania! Szczytno uruchamia przetarg na odnowienie wieży ciśnień
    włodarze najpierw oddali prawie darmo, a teraz wydadzą 18 mln - mistrzowie zarządzania i gospodarności na skalę światową. No ale kto komu zabroni wydawać lekką ręką nie swoje pieniądze.

    Profesor


    2025-10-22 12:32:08
  • Fafernuchy, wspomnienia i bit z tańcem! Dźwierzuty pokazują, że jesień może być gorąca
    No niby fajnie, ale co to ma wspólnego z Kulturą?

    ciekawa


    2025-10-22 10:06:41
  • Wiesław Mądrzejowski o rewitalizacji, kelnerkach i pokoleniu, które nie widzi koloru skóry
    Mnie się chce, aby nad Wisłą zawitał zdrowy rozsądek! Mnie się chce i hariri i pizzy i kebabu, sajgonek, sushi i tam innych potraw tzw. egzotycznych. Nie wspominając o kiełbaskach z jajkiem na śniadanie, a jeszcze grillowany halumi. A co nie wolno? A skąd się to bierze? Stąd, że ludzie są różnych światów kulturowych i dzielą się z tym, co mają najbardziej smakowite. A my zawsze z tymi pierogami i gołąbkami, a zwłaszcza z bigosem. Co do tych potraw nic nie mam, ale jak mogę w Szczytnie skosztować czegoś ciekawego z innych kultur (aby nie napisać z innych światów) to chętnie! No to tak - aby nie napisać wprost. Pozdrowienia.

    Szczytnianin po podróżach


    2025-10-22 04:12:51
  • Dariusz Szepczyński, przewodniczący Rady Miasta w Wielbarku: - „Opór był zbyt duży”
    Panie Szepczyński, naprawdę czas na trochę wiedzy, zanim zacznie Pan mówić ludziom, że „opór był zbyt duży”. Wielbark to nie pustynia, tylko spokojna, zielona gmina Warmii i Mazur, gdzie ludzie chcą po prostu normalnie żyć. A Pan chciał im postawić jedne z największych wiatraków w Polsce, a może i w całej Europie, dosłownie kilkaset metrów od domów. Proszę nie mówić, że to „czysta energia”. W Niemczech, które przez lata były wzorem zielonej transformacji, farmy wiatrowe są masowo rozbierane. Okazały się mało rentowne, hałaśliwe, niszczące krajobraz i nieprzewidywalne. Produkują prąd tylko wtedy, gdy wieje wiatr,a kiedy nie wieje, sieć musi być zasilana z gazu albo węgla. To nie ekologia, tylko drogi, niestabilny i dotowany interes. Zamiast niszczyć warmińsko-mazurski krajobraz, powinniśmy inwestować w geotermię, biogazownie, fotowoltaikę dachową i małe reaktory jądrowe (SMR). To są źródła energii przyszłości… czyste, przewidywalne i naprawdę opłacalne. A nie wielkie turbiny, które po 15 latach będą bezużyteczne i których łopat nikt nie potrafi zutylizować. Ludzie z Wielbarka mieli rację, protestując. To nie oni potrzebują edukacji to Pan powinien zrozumieć, że Warmia i Mazury to nie przemysłowy poligon dla cudzych interesów, tylko miejsce, gdzie powinno się chronić przyrodę i zdrowie mieszkańców.

    Potok


    2025-10-22 00:42:04
  • Szczytno w sercu, teatr w żyłach. Droga Cezarego Studniaka (Rozmowa „Tygodnika Szczytno”)
    Szkoda, że nie padło pytanie o Huntera. Przez krótki czas był jego członkiem ;)

    NIetzsche


    2025-10-21 17:34:41
  • Pasym, USA i jawa – trzy szczęścia Lucyny Kobylińskiej
    40 lat w samorządzie czyli zero wytworzonej wartości przez całe życie. Rzeczywiście jest czego gratulować

    Dobre


    2025-10-21 16:18:12
  • 100 lat pani Anny z Targowa! 10 dzieci, 25 wnuków i 35 prawnuków – żywa legenda rodziny
    już sie nie wroci, teraz jedno dziecko i psiecko. może 2, 3 wnuki albo żadnego. po co robić dzieci na wojne????

    Marcel


    2025-10-21 11:49:30
  • Szpital w Szczytnie dołącza do programu „Szpitale Przyjazne Wojsku”
    Mnie się zawsze wydawało, że lekarze szpitalni, ale i nie tylko, maja przeszkolenie wojskowe. Chociaż wiadomo, że pole walki się zmienia, o czym świadczą doniesienia lekarzy działających na Ukrainie. Ale to wszystko dobrze. Tylko co z pacjentami cywilnymi? W zasadzie wiadomo, co nas czeka. Szpital w Szczytnie jest wzbogacany o różnego rodzaju sprzęt i możliwości (tomografy, rezonanse, oddział rehabilitacji). Tylko czy będzie to dostępne dla mieszkańca powiatu. Bo to może tylko pod kątem operacji \"W\"? No proszę, aby ktoś na to pytanie odpowiedział. Czy to ma być tylko lazaret? Ja wojsku nic nie żałuję, ale cywile, jako zaplecze wojska też muszą mieć jakieś zabezpieczenie...

    Taki sobie czytelnik


    2025-10-20 20:29:59
  • Klaudiusz Woźniak: - Muzeum to nie przeszłość, tylko rozmowa z przeszłością
    Ale o co chodzi z tym szyldem? Bo nie rozumiem. Czy coś się zmieniło?

    Zdumiony


    2025-10-20 19:17:13
  • GOK + biblioteka pod jednym szyldem? Dyrektor protestuje
    Nareszcie ktoś pomyślał!

    Marek


    2025-10-20 16:38:45

Reklama