Nie, proszę się nie obawiać nie mam zamiaru nigdzie kandydować. W przeciwieństwie do - jak się okazuje - dość sporej grupy osób. Po paru dniach urlopu Szczytno wydaje się już mocno odmienione. Ruszyło reklamowanie kandydatów. Najmocniejsze i najtańsze to cyfrowe komunikatory. Aż strach wchodzić na niektóre strony. Zaczęło się też oblepianie płotów i sklepów plakatami i banerami. Po dzisiejszej rowerowej przejażdżce przez miasto mogę ze smutkiem powiedzieć, że nic się od lat nie zmienia.
Z płotu szczerzy zęby wygładzona gęba kandydata z numerem na liście tego czy innego komitetu. No i fajnie, tylko nasz przyszły reprezentant we władzach to nie proszek do prania czy parówka pod nową nazwą. Reklamuje się zaś w ten sam sposób. Żadnej pomysłowości, dynamiki. To samo dotyczy programów. Nawet dobry program opracowany graficznie przez tanich amatorów traci bardzo wiele na wartości.
O ile da się w ogóle przeczytać. Nie każdy zresztą ma takie same możliwości reklamowania swojej osoby. W dalekiej Odessie, gdy zatęskniłem za Szczytnem i wszedłem na strony miasta zauważyłem notatkę zatytułowaną „zawody spiningowe”. Temat mnie bardzo interesuje jako marnego, ale dumnego (modne dziś słowo) wędkarza, więc chciałem zobaczyć jakież to rybki wyciągnęli z wody moi koledzy po kiju. Spory fotoreportaż niestety rybki nie pokazuje ani jednej, natomiast na wszystkich kilkunastu zdjęciach pięknie się prezentuje bardzo fotogeniczna pani burmistrz.
Oczywiście, wiązanie tego faktu z trwającą kampanią wyborczą byłoby nadużyciem więc niczego nie wiążę. Co najwyżej przypon na haczyku. Zresztą aktywność kandydatów w trakcie wielu organizowanych obecnie masowo różnego rodzaju imprez towarzyskich, kulturalnych, sportowych i innych gdzie znajdzie się więcej niż pięć osób, jest teraz ogromna. Współczuję serdecznie, bo przecież nie uwierzę, że ta sama osoba uwielbia koncert zespołów ludowych, zbieranie śmieci na czas, wystawę sztuki przepięknej i jeszcze fetę warzyw z ogródków działkowych. No cóż, nie od dziś wiadomo, że Paryż wart jest mszy, więc trzeba się raz na parę lat poświęcić.
Inna para kaloszy, to krótkie liściki wyborcze wrzucane do skrzynek pocztowych z prośbą kandydatów o oddanie głosu na jego osobę. Po tygodniu nieobecności znalazłem na razie w skrzynce trzy takie listki. Z reguły wszelkie papierowe materiały reklamowe wrzucam od razu do stojącego nieopodal worka na segregowaną makulaturę. Zauważyłem jednak na kartce dobrze mi znaną twarz pani od kilku już kadencji piastującej zaszczytną funkcję reprezentanta suwerena we władzach samorządowych. Zdjęcie nie powiem niezłe, gdyby tak można było zmienić na lepsze miasto i region tylko przez użycie foto shopa, to życie stałoby się piękne.
Natomiast treść tej reklamówki powala na kolana rzetelnością. Nie ma ani jednego słowa o programie, jaki pani chce realizować, nic o tym jak ma wyglądać Szczytno i okolice gdyby jej lista wygrała. Całość informacji rozbrajająco szczerze odnosi się do tego, że kandydatka już wiele razy była kandydatką skuteczną, poza samorządem zasiada jeszcze w... , była wyróżniona tym i owym oraz ma hobby. Widocznie taka reklama wystarczy i pęknę ze śmiechu, gdy okaże się, że elektoratowi to wystarczy i po raz kolejny odda na nią większość głosów.
Ani słowa o tym, co jej jako radnej udało się konkretnie osiągnąć poza tym, czym chwali się miejska koalicja od lat rządząca. Widocznie przynajmniej część kandydatów nie zauważyła, że zmieniła się formuła wyborów, że radny taki czy inny nie reprezentuje jak dotąd swojej ulicy, ale całe miasto czy powiat. Może też mają nadzieję i nie wykluczam, że uzasadnioną na intelektualne lenistwo wyborców, którym dokładnie zwisają jakieś programy. Ważne, żeby nasz kandydat był taki bardziej prześliczny, swój chłop może niezbyt lotny, ale łapę zawsze pod sklepem poda. Sąsiadka pyskata na „onych” gotowa zawsze grzmieć, że na trzech podwórkach słychać. No cóż, jeżeli tak myśli większość z nas to o perspektywy Szczytna jestem spokojny. Będzie tu tak, jak przez ostatnich kilkanaście lat, zatęchły święty spokój.
Wiesław Madrzejowski (wiemod@wp.pl)
Waga
W stu procentach się zgadzam. Nikogo nie interesuje to, co taki radny zrobił dla - przynajmniej - swojej okolicy. Tu chodzi tylko o sztafaż. Jestem radnym, co to "sprawuje" rządy. Przychodzi na góra 12 sesji i komisji w roku za co bierze wypłatę nie małą w porównaniu do płac średniego "suwerena". Gaworzy tam jak nawiedzony, a przed wyborami zasypuje tegoż suwerena swoimi ulotkami. Nędza nie tylko intelektualna, ale i obyczajowa. Womitować się chce.