Środa, 27 Listopad
Imieniny: Jakuba, Stefana, Romy -

Reklama


Reklama

Jak wzburzone morze - felieton pastora Andrzeja Seweryna


Kiedy patrzę na to, co dzieje się wokół nas dzisiaj, jestem wręcz porażony faktem, iż nasz współczesny świat staje się coraz bardziej niespokojny, niestabilny, a ludzie nieprzewidywalni i coraz bardziej wrodzy wobec siebie nawzajem. Wściekłość, wrogość, eskalacja wszelkiego rodzaju napięć i różnych punktów widzenia na wiele spraw wylewa się na ulice miast i miasteczek, powodując wrażenie, że współczesny świat coraz bardziej przypomina bardzo wzburzone morze, które nie tylko nie może się uspokoić, ale ten sztorm społecznych emocji i napięć wciąż się wzmaga i wzmaga. Do czego to wszystko doprowadzi? Oto naprawdę poważne pytanie, jakie rodzi się w moim sercu.


  • Data:

Tymczasem przed wiekami Pan Jezus powiedział do swoich naśladowców: „Pokój zostawiam wam, mój pokój wam daję; daję wam go inaczej niż daje świat. Nie ulegajcie trwodze, nie bójcie się” (J 14,27). Nieco wcześniej czytamy inne wielkie słowa Mistrza z Nazaretu, który powiedział: „Daję wam nowe przykazanie: Kochajcie się wzajemnie; kochajcie jedni drugich tak, jak Ja was ukochałem. Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli jedni drugich darzyć będziecie miłością” (J 13,34-35).

 

Kiedy zderzymy te prawdy Słowa Bożego z dzisiejszą rzeczywistością, to rodzi się uzasadnione pytanie: Gdzie my żyjemy? Bo niby jesteśmy narodem o wielowiekowych, chrześcijańskich korzeniach, a tymczasem coraz bardziej zanika w naszych sercach pokój i chrześcijańska miłość jednych do drugich. Dlaczego tak jest i jest coraz gorzej? Czy nie wynika to z bolesnego faktu, że my jako ludzie współcześni tak bardzo rozminęliśmy się z Bożymi prawdami i zasadami postępowania, a swoje własne poglądy, filozofie, style życia i przekonania o naszych prawach oraz nieograniczonej niczym wolności postawiliśmy na pierwszym miejscu?

 

Doświadczamy bardzo boleśnie skutków postmodernistycznego myślenia, że każdy może mieć własną prawdę, a prawda absolutna i obowiązująca nas wszystkich po prostu nie istnieje. Tak więc moje własne przekonania i poglądy stawiam ponad jakiekolwiek prawa i ograniczenia, ulegając przy tym złudnemu przekonaniu, że hołdowanie tym subiektywnym prawdom i wartościom uczyni mnie po prostu szczęśliwym człowiekiem. Ale, niestety, tak to nie działa, choć nadal żyjemy tą iluzją, że nieskrępowana niczym wolność osobista to droga do prawdziwego szczęścia człowieka.


Reklama

 

Z jakąż łezką w oku niektórzy z nas oglądają filmy z dawniejszych epok, kiedy to świat był na swój sposób uporządkowany, choć nigdy ten porządek nie był idealny, bo był tworzony przez grzesznych przecież ludzi. Ci jednak w zdecydowanej większości kierowali się zasadami sprawiedliwości, ładu społecznego, pielęgnowaną w sercach przez pokolenia bojaźnią Bożą oraz zasadami przyzwoitości i honoru. Szanowano autorytety i ustalone społeczne porządki i prawa, a jeśli były one wywiedzione z Pisma Świętego, wtedy zapewniały ludziom pokój w sercach, jakąś harmonię społeczną, uczyły poszanowanie bliźniego, którego należało kochać jak siebie samego. Gdzie to się wszystko podziało, gdzie i dlaczego wywietrzało z ludzkich serc i umysłów?

 

Ożyły ze zdwojoną siłą wszelkie demony buntu, sprzeciwu, jawnego odrzucania praw i wartości, które sprawdzały się przez wieki i teraz wszyscy buntują się przeciwko wszystkim. Mamy już coraz mniej tematów, o których moglibyśmy spokojnie podyskutować, zgodzić się ze sobą, a nie spierać, zwalczać, obrażać siebie nawzajem, nie przebierając w środkach - zarówno w słowach jak i czynach, w Internecie, w debacie publicznej, na forach społecznościowych, na ulicach i placach, a nawet w kościołach.

 

Czy świat zatrzyma się w tym szaleńczym, chocholim tańcu choćby na chwilę, by dać nam odpocząć emocjonalnie i w sensie społecznym? Czy też doprowadzimy siebie do autodestrukcji, a nasza cywilizacja upadnie i przepadnie z kretesem, jak to było na przykład przed potopem albo w przypadku bardzo grzesznych miast, jakimi były: Sodoma, Gomora czy Niniwa. We wszystkich tych przypadkach – jak czytamy w Piśmie Świętym - grzechy ludzi tamtych pokoleń dosięgły aż nieba, a Pan Bóg nie mógł już dalej patrzeć na ludzkie zło i degenerację rodzaju ludzkiego.

Reklama

 

Dlatego też pokarał grzeszną ludzkość potopem, miasta Sodomę i Gomorę zniszczył straszliwy ogień z nieba, zaś Niniwa została zniszczona najpierw przez powódź, która podmyła jej potężne mury, a potem przez wrogów, którzy dokonali totalnego zniszczenia zarówno jej mieszkańców jak też całego dumnego i zdeprawowanego miasta.

 

Co nas czeka w przyszłości? Czy łudzimy się myśląc, że Pan Bóg nie widzi grzechów ludzi obecnego pokolenia? Czy naiwnie myślimy, że nam się upiecze i nie dotknie nas Boży gniew? Może wmówiono nam, że Pan Bóg jest łaskawy i miłosierny, ma miękkie serce i przymyka swoje niedowidzące ze starości oko na ludzką podłość i bezkarność panoszącą się na każdym kroku. Jeśli ktoś tak myśli, to jest w wielkim błędzie, a bardzo bolesnych skutków tego błędnego myślenia doświadczy na własnej skórze – wcześniej czy później!

 

Ja osobiście nie chciałbym tego doświadczyć. Dlatego liczę się z Bogiem, Jego przykazaniami oraz wartościami i wiem z Pisma Świętego, że Bóg nie da się z siebie naśmiewać, „nasz Bóg bowiem jest ogniem, który może strawić wszystko” (Hebr. 12,29). Modlę się więc o to, by ludzie przynajmniej z mojego otoczenia rozumieli to i tak jak ja starali się uniknąć gniewu Boga.

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama