Spotkali się w Szczytnie: Jakub Żulczyk, pisarz znany z ciętego języka i głębokiej wrażliwości, oraz Mariusz Korpoliński, dziennikarz z duszą punkrockowca. Rozmawiali o polityce, muzyce, sztucznej inteligencji, lęku i... o emocjonalnym szantażu i najważniejszym sprzeciwie – temu, by nie dać się zastraszyć. Rozmowa w scenerii zamkowych ruin była jednym z wydarzeń, towarzyszących tegorocznym Dniom i Nocom Szczytna.
Jakubie, witam Cię w Szczytnie. To miasto nie jest Ci obce.
Cześć. Dzień dobry wszystkim. Bardzo mi miło was widzieć. I – nie ukrywam – jestem wzruszony. Tak, urodziłem się w szczycieńskim szpitalu. Ale nie pamiętam tego zbyt dobrze (śmiech). Myślę że obecna tu moja mama pamięta to jednak doskonale.
Powiedz – czujesz jeszcze jakiś sentyment do tych stron? Co Ci przychodzi do głowy, gdy ktoś mówi „Szczytno”?
To nie jest proste pytanie, bo... ja właściwie nigdy nie mieszkałem w samym Szczytnie. Moi rodzice są z Wielbarka, a pierwsze lata życia spędziłem – w małej wsi pod Wielbarkiem, w Zabielach. Ale tak, jestem z tego regionu. I w sumie – teraz tu wróciłem. Mieszkam niedaleko, mam dom i spędzam tu sporo czasu. Więc znowu jestem stąd.
A Szczytno – jak je zapamiętałeś z dzieciństwa?
To było dla mnie wielkie miasto. Serio. Jak się jest małym i mieszka na wsi, to Szczytno robi wrażenie metropolii. Pamiętam, że pierwszą wyprawę do księgarni – po komiks „Thorgal” – traktowałem jak wyprawę do Nowego Jorku. Bo przecież w Wielbarku Thorgala nie było, trzeba było pojechać do miasta. A Szczytno miało bloki! To było coś. I mimo że potem widziałem większe miasta, ta dziecięca perspektywa została – Szczytno wciąż jest dla mnie metropolią. Koło się domyka. Dziś mam dom pod Szczytnem i znowu, jak coś muszę kupić do jedzeniu, to trzeba jechać do miasta. Do Szczytna. Tłumaczę to może niezgrabnie, ale dla mnie Szczytno to wciąż wielkie miasto.
W Google, gdy wpisuje się Twoje imię i nazwisko, wyskakują różne pytania. Typu: „ile zarabia Żulczyk?” albo... zdjęcia Dudy.
(śmiech) Tak, to się dzieje. No cóż, to chyba dotyczy wszystkich postaci publicznych. Ale tak – czasem pojawiają się dziwne rzeczy. Z Dudy zrobiła się medialna historia, bo wypowiedziałem się jasno i emocjonalnie. Nie czuję potrzeby jej kontynuować.
To pociągnijmy inny wątek. Co myślisz o nowym prezydencie?
Szczerze? Nie myślę za dużo. Nie siedzę wieczorami, zastanawiając się: „jaka będzie prezydentura Karola Nawrockiego?”. Już po tej całej gorączce wyborczej, emocje trochę opadły. Oglądałem to, jak wielu, czasem emocjonalnie, czasem z dystansem. Ale teraz patrzę chłodno. Zobaczymy.
Ale przecież interesujesz się polityką. I napisałeś powieść polityczną.
Tak, oczywiście. I ta książka to chyba najpoważniejszy komentarz polityczny, jaki popełniłem. Zdecydowanie bardziej serio niż jakieś publicystyczne złośliwości. Celowo wydaliśmy ją na czas wyborów – byłoby grzechem przegapić to okno.
A sam Nawrocki? Budzi w Tobie coś konkretnego?
Najbardziej mnie dotknęło to... że prezydent jest w moim wieku. Po raz pierwszy. Zawsze prezydenci byli starsi. Duda – też. Jest jakieś dziesięć lat różnicy między nami. Ale teraz? Prezydent to mój rówieśnik. I to robi wrażenie. Uświadamia, że już nie jestem młody. Prezydent ma tyle lat co ja. I człowiek zaczyna się zastanawiać nie tylko nad polityką… ale też nad przemijaniem.
A sam Nawrocki? Jak go odbierasz?
Z tego, co słyszałem – a mam kilku znajomych, którzy znają jego znajomych – to chłop raczej nieprzyjemny. Charakter nieustępliwy. Może nawet trudny. Ale... jeśli to wszystko prawda, to może być ciekawie. Może zrobić niespodziankę własnemu obozowi. Może nie będzie taki potulny jak poprzednik. Może nie wszystko podpisze, co mu podsuną.
To byłaby zmiana. I nie chodzi tylko o politykę, ale o obywatelski ton.
No właśnie. Nie mówię, że mam wobec niego jakieś wielkie oczekiwania. Ale pewną – minimalną – sympatię. Bo ponoć dobrze się bił. W sensie – boks. A ja bardzo lubię boks. Oglądam. Trenuję trochę – dla zdrowia, nie dla wyniku. Sztuki walki mają w sobie coś wartościowego. Pewien etos. Charakter. Zbigniew Raubo – trener – mówił, że Nawrocki był niezły. A skoro Raubo tak mówił, to dla mnie coś znaczy. I choć oddzielam całkowicie ustawki od sportu, bo tamto to bandyterka, a tu mówimy o dyscyplinie – to jednak coś w tej fizycznej stronie mnie porusza.
Myślisz, że to może się przełożyć na jego postawę?
Może. Może naiwnie to mówię, ale chcę wierzyć, że z tej przeszłości można wyjść z jakimś etycznym bagażem. Nawet jeśli to bagaż mocno poobijany. Ale dobra – chyba wystarczy już tej polityki.
Już i tak powiedziałeś sporo.
Zbyt dużo. (śmiech) A o prezydenturze to jeszcze pogadamy za rok – jak będzie co komentować.
Ale Ty zrobiłeś coś w rodzaju coming outu. Powiedziałeś, że głosowałeś na Trzecią Drogę. Z sympatii do Michała Kobosko. A teraz – jak widzisz go na kawce z Jarosławem?
Mnie to nie boli. Zero emocji. Słuchaj – ja nie mam romantycznych uczuć do polityków. Ludzie traktują ich jak gwiazdy rocka, jak piłkarzy. Kibicują. Kochają. Hejtują. Ja nie. Jak głosuję – robię chłodną kalkulację. Coś za coś. Jakiś kompromis z rzeczywistością. Zawsze tak robię. Ale mój wybór był błędem. Potrafię się do tego przyznać. Teraz bym na nich nie zagłosował.
Aborcja, jesteś jej zwolennikiem? Masz jasne stanowisko?
Mam. I pozwól, że uporządkuję: nie ma czegoś takiego jak „zwolennik aborcji”. To absurd. To tak, jakbyś mówił „fan rozwodów”. Albo „sympatyk amputacji”. Dla mnie oczywiste jest jedno – aborcja do 12. tygodnia powinna być legalna. Ale to nie oznacza, że jestem jej fanem.
A partia, na którą głosowałeś, nie do końca to popiera.
Dlatego mówię – kompromis. Wybierając, trzeba ważyć wiele rzeczy. I nikt nie pasuje do mnie w stu procentach. Nie mam partii marzeń.
I nie masz w sobie tej kibicowskiej emocji?
Nie. Ani sympatii, ani wrogości. Polityka to nie klub piłkarski. To rzeczywistość, w której próbuję się jakoś poruszać bez złudzeń.
Ale trudno dziś bez emocji. Ta polaryzacja jest brutalna.
To wojna plemion. Ale wiesz, ja mam wątpliwości, czy kiedyś było lepiej. Ludzie mówią: „kiedyś się rozmawiało, dzisiaj się nienawidzi”. To fałsz. Ludzki mózg romantyzuje przeszłość. Pamiętamy tylko te chwile, gdy było miło. Mamy wybiórczą pamięć. Mówimy: „kiedyś jabłka były słodsze, kobiety porządniejsze, a samochody prawdziwe”. Serio? To bajki dla zmęczonych dorosłych. Nie lubię tego gadania, że kiedyś było lepiej. To zafałszowuje rzeczywistość. Na przykład ta cała romantyzacja lat dziewięćdziesiątych. Serio? Wtedy, jak ktoś podszedł do ciebie z nożem na ulicy, to nie było zaskoczenie. To była codzienność.
No ale w Wielbarku to raczej nie groziło…
No jasne. W Wielbarku nie, ale w Olsztynie już tak – chodziłem tam do liceum. I wiesz, okej – kocham muzykę, kino, estetykę lat dziewięćdziesiątych. Ale nie będę udawał, że to był piękny czas. Dziś z kolei mamy piekło internetu. Wszyscy w nim tkwimy. To świetne narzędzie – tylko że do manipulacji. Grają na nas jak na starym akordeonie. Budzą strach. A ze strachu rodzi się złość. A złość dyktuje nasze decyzje.
I do tego ta potrzeba przynależności. Ktoś chce się czuć „w plemieniu”, po którejś stronie.
No właśnie. I to się miesza, buzuje, wybucha. I jasne – każdy z nas próbuje jakoś w tym odnaleźć sens, zbudować swój własny światopogląd, swój wybór. Tylko że... ja uważam, że w Polsce politycy przestali proponować jakikolwiek kształt świata.
Mówisz: nie mają wizji?
Albo mają ją tylko na billboardzie. Hasło – i koniec. Potem już tylko bieżączka. Rządzenie z dnia na dzień. Ta ostatnia kampania świetnie to pokazała. Zero pomysłu na kraj. Tylko analityka. Badania. Wnioski z badań. Implementacja wniosków z badań. „Kupowanie” wyborców. Nie ma żadnej różnicy pomiędzy partiami. Wydaje mi się, że nie w poglądach, tylko w jakości doradców i analityków. PiS – obiektywnie – ma lepszych. Zatrudniają firmy z Londynu, ze Stanów. Speców. Wiedzą, jak grać na ludziach. W przeciwieństwie do innych – którzy wciąż są na poziomie „zrobimy baner na Facebooku”.
Mówisz, że polityka nie jest zawodem?
No bo... czy to zawód? Dla mnie to służba. Tak jak lekarz. Coś więcej niż fucha. Powinno być powołanie. Przysięga. Odpowiedzialność. Tymczasem mamy polityków, którzy tylko odczytują dane z excela. I rzucają hasła. Bez treści.
A ty to opisałeś w „Kandydacie”.
Tak. Tam to widać w dialogach. Jak to wszystko działa. Partyjne komitety, zaplecze, mechanizmy. Ludzie myślą, że polityka to spór idei. A to raczej spór marketingowców. I jakości briefów.
Ale nie samą polityką człowiek żyje. Mówiłeś wcześniej o internecie – to przecież nasze drugie życie.
I jesteśmy jego świadkami. Jesteśmy pokoleniem, które dorastało bez sieci. Bez komórek. Jak chciałeś posłuchać płyty, musiałeś biec do kumpla. Chciałeś książkę – szedłeś do biblioteki. Teraz z kolei patrzymy, jak rodzi się coś nowego. Sztuczna inteligencja. Nowe narzędzie. I zaczynamy się zastanawiać, czy to nie wypchnie takich ludzi jak my – twórców, pisarzy.
Czy nie pojawi się „pisarz z promptu”?
Nie. Nie zgodzę się. Wiesz, AI to świetne narzędzie. Ale tylko narzędzie. Tak jak pióro, maszyna do pisania, edytor tekstu. To nie pisze za ciebie. To ci pomaga.
Czyli nie boisz się sztucznej inteligencji jako pisarz?
Nie, bo dla mnie to narzędzie. Super narzędzie. Używam jej – choćby jako wyszukiwarki. Perplexity, znasz? W kontekście researchu do książki – rewelacja. Ale to wciąż tylko narzędzie.
Czyli do pomocy, nie do tworzenia?
Dokładnie. Sztuczna inteligencja nie jest w stanie sama z siebie dokonać aktu twórczego. Bo do tego potrzeba czegoś, co nie daje się zapisać w kodzie: emocji. Duszy. Nawet jeśli AI stworzy tekst, muzykę, grafikę – to my coraz częściej czujemy: to jest płaskie. Jest nawet określenie – AI slop. Taki papkowaty bełkot, bez wyrazu, bez wartości.
Ale przecież ona się rozwija. Coraz trudniej będzie odróżnić…
Jasne, będzie coraz lepsza. Ale dalej: bez emocji. Bez pierwiastka ludzkiego. Zresztą uważam, że zbyt mocno koncentrujemy się na tym, jak AI wpłynie na zawody kreatywne. Bo każdy z nas chce być twórczy. To naturalne. Ale nie każdy ma warsztat. I kiedyś – żeby coś stworzyć – trzeba było lat nauki.
Teraz to się upraszcza?
Tak. Najpierw był punk rock – dwa akordy i jazda. Potem hip-hop – nie musisz znać nut, by nagrać coś, co kopie w serce. A teraz AI to kolejna fala upraszczania narzędzi. Ale nawet najprostszy beat rapowy – jeśli niesie w sobie prawdę – to działa. To coś, co jest niepodrabialne. I nie chodzi o jakość dźwięku, tylko o pierwiastek ludzki.
Czyli nie boisz się, że AI odbierze Ci pracę?
Nie. Bardziej się boję, że zmieni rynek pracy w innych obszarach. W IT już widać przesunięcia. Kiedyś – boom na programistów. Teraz? AI koduje szybciej. Ale ja patrzę na to optymistycznie. To narzędzie, które zmieni medycynę, architekturę, przewidywanie zmian klimatycznych. Może przynieść ogromne dobro.
A co z tymi, którzy powiedzą: „AI będzie pisać książki zamiast Żulczyka”?
No właśnie. To mnie trochę wkurza. Bo brzmi jak deprecjacja zawodu pisarza. Jakby książkę można było złożyć jak pizzę z gotowych składników. Jakby pisarz to był tylko copywriter z wyobraźnią.
Ale przecież są już hochsztaplerzy, którzy to robią. Podpierają się AI i mają książki.
Jasne, są. Ale oni byli zawsze. Przed AI też byli. Oszuści, plagiatorzy, podrabiacze. Tyle że teraz mają nowe narzędzie. I może brzmię jakbym romantyzował, ale pisanie to coś więcej niż składanie słów. To próba przekazania emocji. Własnych, prawdziwych, niepromptowanych. Nie dajmy się ani politykom, ani technologii. Zostawmy sobie choć kawałek duszy w tym całym cywilizacyjnym jazgocie. I patrzmy, co naprawdę do nas mówi. Człowiek. Nie algorytm.
Wiesz, mamy paru wspólnych znajomych z Olsztyna. Pamiętasz kapelę Trzeszcz?
O, Jezus... Tak, śpiewałem tam. I dzięki Bogu nie pozostały żadne nagrania?
Niestety... jeszcze są. (śmiech)
Może coś tam z prób, może ze studniówki. Nie wiem, czy to nasze dzisiejsze spotkanie bardziej przypomina to wesele z kompromitującym pokazem slajdów, czy jakąś męską wersję „Tańca z gwiazdami”, tylko bez talentu (śmiech). Ale kto nie miał zespołu z wokalistą, który nie umiał śpiewać – ten na starość będzie świnią.
Też miałem. Śpiewałem. Też nie umiałem. I też mi się podobało.
Dlatego jesteś porządnym człowiekiem.
Pewnie nie wszyscy tak twierdzą. Mogę podać parę numerów osób, które mają inne zdanie. A ty – masz do prezydenta Dudy?
Nie, ale może on ma do mnie. Pewnie nie był zachwycony tym, co o nim napisałem... Wiesz, to było po tym, jak ułaskawił Bąkiewicza. Napisałem: „Panie Prezydencie, po co tak wąsko na sam koniec? Szerokim chlebem ułaskawienia dla Ludwiczka i Jaszczura. Dla Brauna – Order Orła Białego”.
Mocne. Ale to prowadzi mnie do pytania, które muszę zadać. Nie boisz się? Mam dzieci. Troje. I boję się, że świat nam brunatnieje. Że ci ludzie, których kiedyś trzymało się na marginesie, dzisiaj wchodzą na salony. A internet to ich megafon.
Gadasz jak zgred.
No, starszy jestem.
Nie, ale serio – brzmisz jak Adam Michnik z 2023 roku. Ale dobra, odpowiem ci. Jakie emocje budzą we mnie Ludwiczek, Braun, Jaszczur? Odpowiem obrazem. Warszawa, Wilanowska, godzina 13:00. Gość sra na przystanku. I ja patrzę i myślę – fujka. To pierwsze. Potem: współczucie. Bo trzeba być bardzo pogubionym człowiekiem, żeby w biały dzień robić coś takiego. I trzecie: zabierzcie go stąd.
Czyli fujka, współczucie i błaganie o porządek?
Dokładnie. I podobnie mam z tymi ludźmi. Nie boję się ich. Serio. Mają może zasięgi, mają poparcie, ale są jak patostreamerzy z mikrofonem. I wiesz, ja sobie jakiś czas temu coś obiecałem – nie dam się zastraszyć.
Mimo że byłeś dzieckiem lękowym?
Tak. Bałem się o planetę, o puszczę amazońską, o koniec świata. Chodziłem jako dziewięciolatek z poczuciem, że zaraz zabraknie tlenu. Ale właśnie dlatego – mam już dość straszenia. Mam dosyć wyborów ostatniej szansy. Dosyć szantażu moralnego.
Ale nie mówisz: „jest mi wszystko jedno”.
Nie. Mam swój pogląd. Mam swoją ocenę, kto jest „nieokej”, a kto jest całkiem „nieokej”. Ale nie pozwolę, żeby ktoś wcisnął mnie w rozpacz, lament czy przerażenie. Nie chcę być zmuszany do emocji.
Nie boisz się nawet tych „dużych”?
Nie boję się ich. Mam do nich różne emocje – czasem skrajne. Ale lęku nie ma. Gdy przyjdzie naprawdę zły moment, może się wtedy pojawi. Ale dziś? Dziś nie. Wiesz, może przyjść taki moment, że naprawdę będzie czego się bać. Jak w Niemczech, ’36, ’37… Może nie dziś, ale jeśli ten moment przyjdzie, to wtedy się przestraszę. I będę myślał, jak uratować swoich najbliższych z kabały, która się rozleje.
Czyli nie boisz się dziś – ale nie wykluczasz lęku jutro?
Żyjemy w potwornej dezinformacji. Trudno rozpoznać, w jakim właściwie jesteśmy momencie. Może dopiero za parę lat będziemy mogli spojrzeć na „tu i teraz” i powiedzieć: „Okej, to był przełom. Pamiętam ten dzień. 11 września. Nowy Jork w telewizji. Pamiętam przerażenie mojej babci. Myślała, że to początek III wojny światowej. I trudno było ją uspokoić, bo racjonalnie rzecz biorąc – mogła mieć rację. Bo to, co się wtedy odwalało, naprawdę wyglądało jak początek końca.
A dziś?
Dziś próbuję stosować jedną zasadę – rozróżniać, na co mam wpływ, a na co nie. Niby proste, ale kurwa, to jest cholernie trudna sztuka. Uczę się tego całe życie. Świat nie składa się tylko z patostreamerów i wrzasków w Sejmie. Są też cisi bohaterowie. Dla każdej brunatnej twarzy jest jakaś jasna – i to trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. To mi mówi, że nie wszystko stracone. No bo widzisz, ja się staram patrzeć szerzej. Mogę się skupić na Brownie, mogę chodzić i jęczeć, że świat się kończy, że jakiś Brown coś tam powiedział, ale... nawet jeśli jutro trafi go szlag, albo pojedzie na Burning Mana, zje kwasa i odkryje, że Bóg jest miłością, zacznie pisać książki o kobiecie jako świętej sile kosmicznej – przyjdzie następny. Albo dziesięciu następnych.
Czyli nie warto się tak zawieszać na jednym nazwisku?
Nie. Staram się w życiu skupiać na innych ludziach, dobrych...
Jakub Żulczyk. Pisarz z Zabiel, który wstrząsnął polską literaturą
Jakub Żulczyk urodził się 12 sierpnia 1983 roku w Szczytnie, ale dzieciństwo spędził w podwielbarskich Zabielach. W wywiadach często podkreśla, że właśnie tam kształtowała się jego wyobraźnia. Szczytno – z lokalną księgarnią i miejskimi obrazami z dzieciństwa – wciąż zajmuje w jego wspomnieniach wyjątkowe miejsce.
Absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studiował także amerykanistykę, uzyskując tytuł magistra. Karierę literacką zaczynał jako publicysta – pisał m.in. do „Lampy”, „Machiny”, „Playboya”, „Dziennika”, „Tygodnika Powszechnego”, „Wprost” i „Elle”. Prowadził audycje radiowe, był związany z TVP2 i Radiem Roxy.
Rozgłos przyniosła mu powieść „Ślepnąc od świateł”, zekranizowana przez HBO. Współtworzył także scenariusze do seriali „Belfer” i „Ślepnąc od świateł”. Jego książki tłumaczone są m.in. na język angielski, czeski, niemiecki i francuski. W 2020 roku wydano ponad pół miliona egzemplarzy jego powieści.
Jest współautorem popularnego podcastu „Co ćpać po odwyku”, którego sukces zaowocował powołaniem własnej firmy produkcyjnej „Newhomers”. Laureat Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i Literackiej Nagrody Warmii i Mazur. Za „Wzgórze psów” i „Informację zwrotną” zebrał entuzjastyczne recenzje i nagrody.
Stolicą dożynek był Pasym.
Powiatowe chyba ważniejsze niż gminne.
2025-08-27 11:57:12
Tylko tysiąc zł? jeszcze chwila i za samo dotknięcie przez burmistrza długopisu, każdy mieszkaniec Szczytna będzie zobowiązany do zapłacenia 10% swoich rocznych dochodów. Aż boję się pomyśleć ile zażąda, za postawienie nim kropki. Nic to, uśmiechamy się :)
Nikoś
2025-08-27 11:45:49
Może po prostu trzeba znacznie obniżyć ceny działek i dać ulgi przedsiębiorcom, które ich być może skuszą. Poza tym jesteśmy słabo rozwiniętym regionem. Po co ktoś ma dostarczać np produkcje z tego regionu do lepiej rozwiniętego regionu Polski? To są odległości, koszty i marne drogi w naszym województwie i powiecie
Kamil
2025-08-27 04:52:57
Co Wy tak piszecie o tych awansach w szkołach jak gdyby to był jedyny zawód, w którym się awansuje? W Szczytnie jest mnóstwo różnych urzędów, zakładów pracy, w których ludzie awansują i nie pisze się o tym. Nie rozumiem tego naprawdę, bez żadnej złośliwości ani innego powodu.
Jan
2025-08-27 04:48:23
Kobietom w metrykę nie zaglądam a to jak dobrze pani Afanasjew rozkręciła szkołę sportową od zera mówi samo za siebie. Ma teraz parę lat na rozwinięcie projektu i przygotowanie dobrego następcy.
Kamil
2025-08-26 16:57:10
Nie dla fontanny. Było już kilka w Szczytnie i jakoś zniknęły bez śladu. Po co robić kolejną. Najpierw będą się w niej myć bezdomni itp., a potem dzieci będą się w niej pluskać. Kamil, dla małej grupy został też wygrany projekt w zeszłym roku, to jak np zostanie zrobiony pumptrack, to też będzie fajnie. Już kiedyś był ( zlikwidował go poprzedni burmistrz ) i sporo dzieci i młodzieży z tego korzystało.
Mieszkaniec
2025-08-26 12:11:22
Tylko fontanna! Dla każdego mieszkańca. Pozostałe projekty są tylko dla małej grupy.
Kamil
2025-08-25 08:21:46
Czy ta Pani nie powinna być już na emeryturze i nie zabierać pracy młodszym, bardziej energicznym. Niektórzy to nie wiedzą kiedy mają odejść, myślą że są niezastąpieni że bez nich świat się zawali. Nic bardziej mylnego!!!
emeryt
2025-08-24 18:23:19
wielki szacunek dla drogowcow powiatowych ,,nieprawda starosto
wojt jaskol stasiek
2025-08-23 05:39:09
slimak jest brzytki ze AZ- PIEKNY ,,dokaczcie GO ,,macie gotowy projekt
jery
2025-08-22 15:15:35