Środa, 17 Kwiecień
Imieniny: Anicety, Klary, Rudolfina -

Reklama


Reklama

Gdy umiera dziecko, ból matki... nie umiera nigdy


Śmierć dziecka pozostawia wyrwę w sercu, o ile nie wyrywa go z piersi na zawsze. Tworzy ranę, która nigdy się nie zabliźni. Marcin za dwa miesiące skończyłby osiemnaście lat. Jego życie nagle przerwał straszny wypadek. - Jest tak jakby gdzieś wyjechał, ale ciągle nie wracał, a ja na niego czekam... Ale on już się do mnie nie przytuli, nie uśmiechnie, nie napijemy się herbaty – mówi Danuta Bałdyga, matka, która straciła syna.


  • Data:

Niespełna osiemnastoletni Marcin jest zakochany, radosny, zżyty ze swoją rodziną. Ma wielu przyjaciół. Lubi podróże. Ze swoją dziewczyną często odwiedza różne miejsca. Jest aktywny. Taki typ sportowca. Trenuje boks. Ma plany na przyszłość. Po szkole zawodowej chce przygotowywać się do matury, iść na studia, zrobić prawo jazdy. Może weźmie ślub, założy rodzinę.

 

Niestety. Nic z tego się nie wydarzy. Marcina już nie ma. Na komodzie stoi tylko zdjęcie. A na nim przystojny, uśmiechnięty chłopak z iskrami w oczach pełnych życia. Życia, które zostało przerwane nagle. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Z tym nie można się pogodzić.

 

Poszedł spotkać się ze znajomymi

 

To był zwyczajny sierpniowy, wakacyjny dzień. Marcin wstał, zjadł śniadanie, obiad, a później spotkał się ze swoją dziewczyną. Spędzili razem popołudnie u jej dziadków.

 

- Byli bardzo zakochani. Jak szli, to zawsze trzymali się za ręce. Uśmiechali się do siebie – opowiada Danuta Bałdyga, mama Marcina. - Mieli wspólne plany. Wieczorem wyszedł się przejść na miasto. Spotkać ze znajomymi. Nie wrócił…

 

Trzy lata temu, 3 sierpnia 2019 roku, tuż obok Leleszek Marcin Bałdyga stracił życie w tragicznym wypadku. Opel astra, którym jechało trzech kolegów rozpadł się na pół. Marcin zajmował miejsce na tylnym siedzeniu.

 

W drodze pisał wiadomości do swojej dziewczyny. Gdy przestał odpowiadać zadzwoniła. Ktoś inny odebrał telefon. Powiedział, że był wypadek, Marcinowi udzielana jest pomoc.

 

- Zuzia od razu do nas zadzwoniła. Powiedziała, co się stało. Pojechaliśmy tam z mężem i rodziną. Nie chcieli na przepuścić. Krzyczałam, że tam jest moje dziecko – łamiącym głosem opowiada mama chłopaka. - Zabrali mnie i męża do karetki, dali zastrzyki na uspokojenie.

 

Dziecko odeszło, został ból


Reklama

 

Zdesperowanej matce w pewnym momencie udało się przedrzeć do syna. Na miejscu było już tylko ciało Marcina. Ukochane dziecko odeszło.

 

- Tego obrazu nie zapomnę do śmierci. Był zakrwawiony - więcej nie jest w stanie już powiedzieć. Przytula tylko zdjęcie i z całej siły stara się nie rozpaść.

 

Chociaż minęły trzy lata, trudno jest iść do przodu. Każdego dnia budzi się i zasypia z myślą, że nie zobaczy jednego z trzech synów. Teraz rodzina pani Danuty jest niepełna. Chociaż jej synowie są już dorośli.

 

Trudno wyliczyć obrażenia jakich doznał Marcin. Ratownicy walczyli o jego życie. Chłopaka reanimowali przez ponad 40 minut. Czym jednak jest wola walki wobec przerwanego rdzenia kręgowego, krwotoku do mózgu, pękniętej wątroby, śledziony, licznych złamań, pęknięć i ran.

 

Sąd, wyrok, rozczarowanie

 

W wyroku sądu czytamy, że kierowcę oskarża się o nieumyślne naruszenie zasad ruchu drogowego poprzez niedostosowanie prędkości jazdy do warunków panujących na drodze, rzeźby terenu, stanu widoczności drogi i utratę panowania nad pojazdem.

 

Opel astra uderzył w tym momencie w nadjeżdżającego z przeciwnego kierunku forda. Siła uderzenia musiała być duża, bo poszkodowane auto dachowało.

 

Zaledwie osiemnastoletniego kierowcę skazano na półtora roku pozbawienia wolności. Młody człowiek nie trafił za kratki, w postępowaniu sądowym dopuszczono zastosowanie dozoru policyjnego. Chłopak stracił prawo jazdy na trzy lata, a rodzina Marcina otrzymała zadośćuczynienie w wysokości 10 tys. złotych.

 

Apelacja nic nie zmieniła

 

Prokurator i rodzice Marcina złożyli apelację do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Ten utrzymał szczycieński wyrok w mocy. Rodzinie trudno jest pogodzić się z tym, jak niski wyrok zapadł w tej sprawie.

 

Reklama

- Ten chłopak cieszy się życiem, a mój Marcin leży w zimnym grobie – mówi pani Danuta. - Nic mi go nie zwróci.

 

Zaraz po wypadku kierowcy nie odebrano prawa jazdy. Do zapadnięcia prawomocnego wyroku mógł siedzieć za kierownicą.

 

- Niedługo po pogrzebie, jak wracaliśmy z mężem od Marcina z cmentarza, jechał za nami. Nie mogliśmy w to uwierzyć.

 

Skazany chłopak mieszka na sąsiedniej ulicy. Nie przyszedł do rodziców Marcina, nie powiedział przepraszam.

 

- Nie odczułam, żeby żałował tego, co się stało. Proszę sobie wyobrazić, co czuje matka, gdy słyszy od ludzi, że człowiek, który spowodował wypadek, w którym ginie jej dziecko, kilka tygodni później dobrze bawi się na imprezie – mówi rozgoryczona. - Ból jest nie do opisania.

 

Czy potrafi wybaczyć?

 

- Nie wiem, może na łożu śmierci. Gdyby ten wypadek wydarzył się nie przez brawurę, tylko ot tak, to może byłoby mi łatwiej. Może gdyby ten chłopak szczerze przeprosił, pokazał, że to go dotknęło, w końcu jego jazda zakończyła się śmiercią. Nie wiem…

 

Marcin chciałby, żeby żyli dalej

 

Każdy dzień pani Danuty naznaczony jest bólem po śmierci dziecka. Poranki, wieczory, święta. Po krótkiej chwili odwrócenia uwagi uderza ją świadomość, że już nigdy nie zobaczy swojego syna.

 

- Wiem, że Marcin chciałby, żebym żyła, uśmiechała się, ale to jest bardzo trudne – mówi. - Już chyba nigdy nie będę w stanie żyć jak dawniej.

 

Sama przyznaje, że siłę do stawiania czoła codzienności daje jej rodzina. Zwłaszcza synowie, o których mówi z niezwykłą czułością. Łukasz jest najstarszy, a Fabian najmłodszy. Marcin miałby dzisiaj 21 lat...

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama