Covidowa statystyka w powiecie nie należy do najgorszych, niemniej przybywa przypadków zakażeń i zachorowań. Nie wszystkie są tak intensywne, że wymagają hospitalizacji, ale czas izolacji domowej, przy występowaniu różnych objawów i dolegliwości, do przyjemnych nie należy. Przekonał się o tym Tomasz Łachacz, zawodowo pracownik WSPol, a społecznie – przewodniczący szczycieńskiej Rady Miejskiej. To pierwsza osoba z naszego powiatu, która zgodziła się opowiedzieć o tym pandemicznym epizodzie swojego życia. Tomasz Łachacz już jest zdrowy. Pokonał koronawirusa.
Znasz źródło zakażenia?
Objawy wystąpiły w niedzielę, czyli musiałem się zarazić gdzieś między 5 a 9 października. Zapewne z kontaktu z osobą zakażoną, ale raczej nie w pracy, bo w czasie, kiedy mogłem się zarazić, pracowałem głównie zdalnie, a jeśli przebywałem na terenie uczelni, to sam w swoim pokoju. W tym czasie jednak miałem kilka spotkań związanych z pełnioną funkcją, z wykonywaniem mandatu radnego. W tych spotkaniach uczestniczyły także osoby spoza Szczytna, ale nikt z uczestników nie ma objawów chorobowych. Bywałem także w sklepach, robiłem zakupy. Starałem się zachować wszystkie rygory sanitarne, więc naprawdę trudno mi powiedzieć, gdzie i w którym momencie doszło do zakażenia.
A jakie dotknęły cię objawy?
Powiedziałbym, że początkowo niepozorne. Najpierw podwyższona temperatura, którą się nie przejąłem za bardzo, bo wcześniej ćwiczyłem, przegrzałem i podejrzewałem, że się po prostu lekko zaziębiłem. Dopiero, gdy temperatura zaczęła rosnąć, a do niej dołączyły inne objawy, zaniepokoiłem się. Doszedł ból mięśni, suchy kaszel. Miałem też nietypowy ból pleców, jakbym spadł na nie z dużej wysokości. I to mnie chyba najbardziej zaniepokoiło, bo to akurat dla przeziębienia czy grypy typowe nie jest.
I co dalej?
Po dwóch dniach, mimo że jeszcze składałem te nasilające się dolegliwości na karb cięższej grypy, zadzwoniłem do przychodni. Lekarz wypytał się dokładnie zarówno o te objawy, ale też o to, czym się zajmuję, jaki tryb życia prowadzę. Uznał, że skoro moja działalność łączy się z utrzymywaniem mniej czy bardziej ścisłych kontaktów z wieloma różnymi osobami, to należy wziąć pod uwagę prawdopodobieństwo zakażenia koronawirusem i dał skierowanie na testy. I dobrze, bo ograniczyłem te kontakty już oczekując na wynik, żeby nie stwarzać ewentualnego zagrożenia dla innych.
Gdzie wykonywałeś testy?
W naszym szpitalu, w punkcie mobilnym. Lekarz rodzinny podał mi numer na infolinię, poprzez którą rejestruje się na wykonanie takiego testu. Wskazano mi godzinę, tego samego dnia, w którym kontaktowałem się z lekarzem. Jako że dzwoniłem do przychodni z samego rana, to jeszcze można było przeprowadzić badanie prawie natychmiast. Przy punkcie mobilnym była niewielka kolejka, trzeba było ze 20 minut poczekać, ale o tyle nie było ryzyka, że to wszystko można było załatwić nie wysiadając z samochodu. Po prostu, gdy przyszła moja kolej, osoba pobierająca wymazy podeszła do auta i przez okno pobrała próbkę. Wynik testu otrzymałem już następnego dnia wieczorem, ale zanim to nastąpiło nabrałem przekonania, że jednak trafił mnie covid-19.
Na jakiej podstawie?
Początkowe objawy ciągle się nasilały i dochodziły nowe: duże osłabienie, brak koncentracji, a w dalszej fazie doszła też utrata węchu.
Rozmawiamy we wtorek, po upływie 10 dni od wystąpienia pierwszych objawów. Jak się czujesz?
Najkrócej mówiąc: średnio. Niektóre objawy ustąpiły, ale pozostało uczucie nieustannego zmęczenia, osłabienie, które uniemożliwia niemal jakąkolwiek życiową aktywność. Na przykład chętnie bym popracował chociaż przy komputerze, ale nie jestem w stanie wysiedzieć dłużej niż godzinę czy mniej. Utrzymuje się też utrata węchu i jest to potężny dyskomfort. Trudno to opisać, ale na przykład jedzenie... To naprawdę uciążliwe, kiedy nie czuje się zapachu spożywanych potraw, nie czuje się zapachu pasty do zębów, czy mydła... Mówi się, że u człowieka węch nie jest najważniejszym ze zmysłów, ale wystarczy go stracić, żeby przekonać się, że to nieprawda: wszystkie są jednakowo ważne, a utrata jednego bardzo negatywnie odbija się na codziennym życiu. Naprawdę trudno z tym funkcjonować.
Fakt zachorowania powoduje, że pozostajesz w izolacji, co jest niejako wyższym szczeblem ograniczeń niż kwarantanna. Ale przebywasz w domu, z rodziną...
Trudno mówić o wyższym szczeblu. Zasady są generalnie takie same. Podstawowa rzecz – nie wolno opuszczać miejsca zamieszkania pod żadnym pozorem. Codziennie kontroluje to policja. Zalecenie medyczne jest takie, że należy się obserwować i nie bagatelizować ewentualnych zmian, a w przypadku wystąpienia jakichś duszności natychmiast wezwać karetkę covidową.
A rodzina?
Żona z automatu objęta została kwarantanną oraz skierowana na badania. W jej przypadku testy okazały się negatywne. Jest więc zdrowa.
Jak emocje? Co czułeś, gdy się dowiedziałeś o tym, że jesteś zakażony?
Na pewno zweryfikowałem swoje i nie tylko swoje poglądy, że Szczytno, gdzie jest mało przypadków, jest bezpieczne. Bo w czasie trwania pandemii bywałem w różnych miejscach, nawet poza granicami i się nie zaraziłem. Nie ma innego wyjaśnienia niż to, że złapałem wirusa w naszym mieście, gdzieś w przestrzeni publicznej, od kogoś, kto był jego nosicielem. Zaraziłem się mimo stosowania środków ochronnych, dezynfekowałem dłonie przed wejściem do sklepów czy innych miejsc publicznych, nosiłem maseczkę... Ale to nie uchroniło mnie, bo to nie tylko o moje zachowania chodzi, ale także innych osób. Jestem przekonany, że wirusem „obdarował” mnie ktoś z mieszkańców miasta czy powiatu, kto tych rygorów sanitarnych nie przestrzegał. Nie musiał o tym wiedzieć, ale mnie doprowadził do choroby. Na szczęście jeszcze nieśmiertelnej, ale oczywiście jestem pełen obaw: co dalej, jakie będą skutki uboczne, czy i jakie ślady choroba zostawi. Przez cały czas służby sanitarne, a za nimi media powtarzają, że nosząc maseczki chronimy przede wszystkim innych na wypadek, gdybyśmy byli nosicielami nic o tym nie wiedząc. Ja stałem się ofiarą kogoś, kto nie przestrzegał tych zasad i mnie zaraził.... Choruję, pewnie jeszcze długo będę odczuwał różne objawy tej choroby, być może do końca życia zostanie mi po niej ślad.... Gdyby te wirusy, które ktoś „dał” mi, trafiły do osoby starszej ode mnie, chorej na serce czy cukrzycę, to mogłyby doprowadzić ją do śmierci, wcale niełagodnej, a w ogromnym bólu... Wiem, że wciąż nie brakuje osób, które z koronawirusa kpią, w pandemię nie wierzą, ale czy mimo tych poglądów nie powinni przynajmniej uszanować cudzego zdrowia i życia?
Janusz
To te czerwone poliki to po tym? Dobrze, że nie nos....
Złośliwiec
A takie rumiane oblicze, i te niewinne niebieskie oczy. W jakimś programie publicystycznym poseł Pasławska mówiła, że na Warmii i Mazurach jest jeden respirator (nie wiem, czy miała na myśli słownie jeden w ogóle, czy słownie jeden wolny respirator). Ale jak pod nim sfotografuje się nasz Przewodniczący - to będzie przebój ery COVID! No w czymś musimy jednak przodować.
Janusz
Zapewne przed wyborami pan radny położy się pod respirator ...... W ramach reklamy.
Karolina
Czyżby kolejna ściema pana radnego?
Ernest
\"Jestem przekonany, że wirusem „obdarował” mnie ktoś z mieszkańców miasta czy powiatu, kto tych rygorów sanitarnych nie przestrzegał. Nie musiał o tym wiedzieć, ale mnie doprowadził do choroby\". Ale burak. Aż wstyd że to mój rocznik i w tym samym czasie chodziliśmy do jednej szkoły. Aż wstyd że jest radny a nie pracuje przy łopacie z takim myśleniem. Biedaczek postanowił obwinić cały świat za to że się zaraził. No przecież miałeś maseczkę, dezynfekowałeś się ! Nie bredź chłopie. No właśnie, bądź po prostu chłopem. Gdzieś się zaraziłeś i tyle i po co teraz robić dochodzenie skąd i od kogo ? Tak jakbyś Ty pierwszy zachorował w PL. W ogóle artykuł z tyłka. Jest tyle przypadków i ma mnie bardzo zainteresować przypadek zarażenia Tomasza Łachacza jakby był kimś lepszym jak my i strasznie nad tym ubolewać. Zaraziłeś się i tyle, tak jak większość z nas zapewne się zarazi. Ehhhh
Ale jaja.
Społecznie , inni zawodowo tyle nie zarabiają co ten Pan za te społeczną pracę bierze wynagrodzenia.
Lola
Od kiedy funkcja radnego to działalność społeczna?Działacz społeczny swoją działalność wykonuje bezinteresownie.
Jolanta Magierowska
Dziękuję za tę szczerą, rzeczową relacje. Takie słowa pionizują.