Reklama
Reklama
Ostatnio gościliśmy w Polsce niezwykłe małżeństwo: Mirkę i Henry’ego Kalume z córkami, którzy przyjechali z Kenii. Odwiedzili między innymi zbory baptystyczne w Białymstoku, Elblągu, Szczytnie i Bielsku Podlaskim. Wszędzie dzielili się świadectwami Bożego działania w ich życiu oraz w prowadzeniu szkoły chrześcijańskiej w wiosce Hademu w Kenii – 50 km od Mombasy. Ponieważ już trzy razy mieliśmy z żoną przywilej wraz z innymi wolontariuszami przebywać w tym afrykańskim kraju, przyszedł długo oczekiwany czas na rewizytę. Henry to rodowity Kenijczyk, natomiast jego żona Mirka to Polka, która wiele lat temu zaczęła marzyć o pracy misyjnej w Afryce. Jej marzenia spełniły się, ale droga, którą przebyła z Bogiem wcale nie była łatwa ani prosta.
Opowiedz nam o swoim nawróceniu, kiedy zaczęła się Twoja przygoda z Bogiem?
Zanim ja się nawróciłam, moje życie było całkiem rozbite, ale dziękuję Panu Bogu, że On mnie znalazł i że ja też Go odnalazłam, bo On szuka swoje owce. W 2006 roku byłam załamana i zagubiona, miałam swoje plany, ale Bóg był mocniejszy. Dlatego zamiast skończyć ze sobą, poszłam za Panem. Oddałam swoje życie Jezusowi i w tym samym roku wyjechałam do Anglii, gdzie nauczyłam się języka angielskiego.
A jak zaczęła się twoja przygoda z Afryką?
Po roku pobytu w Anglii poczułam pragnienie wyjazdu do Afryki i w końcu wylądowałam w Ugandzie. Tak zaczęła się moja przygoda z Afryką. Najpierw wyjeżdżałam na krótkie misje, aż w końcu w 2011 roku wyjechałam do Ugandy na dłużej z misją młodzieżową YWAM. Tam poznałam Henry’ego, który był wolontariuszem w szkole biblijnej. Po jej ukończeniu zdobywał praktykę i tam się poznaliśmy. Po ślubie spędziliśmy w Ugandzie kolejne dwa lata, nadzorując pewną polską misję.
W końcu znaleźliście się w Kenii. Jak Bóg was tam zaprowadził?
W 2014 roku poczuliśmy Boże prowadzenie oraz powołanie, by udać się do rodzinnej wioski Henry’ego - Hademu. Tam zamieszkaliśmy i przez trzy miesiące nie znaliśmy jeszcze Bożych planów na przyszłość. W końcu mój mąż powiedział do mnie: Zaufajmy Panu! Tutaj ludzie nas potrzebują, a nade wszystko potrzebują Jezusa, który musi tutaj przyjść, może właśnie przez nas. Bałam się, dlatego mój mąż musiał mnie mocno przekonywać, żebyśmy zaufali Panu.
Jak zrodził się w waszych sercach pomysł zorganizowania szkoły chrześcijańskiej w Hademu?
W 2015 roku zaczęliśmy organizować małą szkołę pod drzewem. Mieliśmy na początku około 40 dzieci. Stolarz zrobił nam trzy stoły oraz proste ławki i z pomocą kilku kobiet z wioski zaczęliśmy uczyć nasze dzieci. Pewnego dnia na ulicy w Mombasie spotkaliśmy Polaka, który miał na sobie koszulkę z napisem: „Polska pomaga dzieciom w Kenii”. Porozmawialiśmy z nim, potem on odwiedził naszą „szkołę” i postanowił pomóc nam wykonać zadaszenie, które potem obudowaliśmy blachą. W tym jednym pomieszczeniu odbywały się zajęcia trzech klas naraz.
To były bardzo skromne i niepozorne początki. Co było potem?
W 2016 roku mąż zaproponował, żebym pojechała do Polski spotkać się z chrześcijanami, ale ja nie miałam pojęcia, gdzie ich szukać, bo przecież nawróciłam się już po wyjeździe z kraju i nie znałam ludzi nawróconych w Polsce. Poza tym nie mieliśmy pieniędzy na bilet. Słyszałam jednak nie raz, że wiara bez uczynków jest martwa. Zaczęliśmy modlić się, zaufaliśmy Bogu i stał się cud. W końcu mogłam pojechać do Polski na 3 miesiące, licząc na finansowe wsparcie naszej szkoły, jednakże efekty tej podróży były bardzo mizerne. Tymczasem od dwóch lat mieliśmy w szufladzie dokładny plan rozwoju naszej dużej szkoły. Ale było to jak dotąd niespełnione i trochę szalone marzenie.
Reklama
Byliście pewnie mocno rozczarowani i niepewni?
Oczywiście że tak. Wtedy jednak Henry zaproponował: Dajmy czas Panu Bogu do końca roku i jeśli nie będziemy mieli jakiegoś konkretnego wsparcia na nasz projekt, to może będzie oznaczać, że nie odczytaliśmy właściwie Bożej woli wobec nas i wtedy może wrócimy do Polski. Tym czekaniem byłam wtedy już bardzo zmęczona. Do tego jeszcze władze oświatowe w Kenii wprowadziły wymóg dla szkół posiadania toalet dla dzieci – takich prostych latryn, bo ludzie w tej wiosce nie mają ich w swoich biednych domostwach. Myśmy takich toalet w szkole nie mieli, ale Henry powiedział: Toalety są… przez wiarę. Trzy tygodnie później Pan Bóg zatroszczył się o środki finansowe i mogliśmy zbudować je na terenie naszej małej szkoły tuż przed końcem roku. Wkrótce potem zaczęliśmy budować pierwszą murowaną klasę. Pan Bóg zaczął działać w swoim, właściwym czasie.
Nie jest to jednak koniec historii Bożego działania w tej szkole, prawda?
W kolejnych latach, dzięki zwiększającej się ofiarności wielu sponsorów i darczyńców - nie tylko z Polski - zaczęły powstawać kolejne murowane klasy, jest ich obecnie sześć. Potem udało nam się wybudować kilka klas przedszkolnych, plac zabaw, budynek dla nauczycieli, bibliotekę, szwalnię, betonowe alejki, solidne ogrodzenie, boiska do piłki nożnej i koszykówki, a ostatnio pierwszą klasę gimnazjalną oraz klasę do ćwiczeń laboratoryjnych, bo taki jest wymóg dla gimnazjów w Kenii.
Chyba jednym z największych problemów w Afryce jest dostęp do wody. Jak to wyglądało w wiosce Hademu?
W pobliżu naszej wioski jest staw, z którego ludzie czerpią wodę, dopóki jej nie zabraknie w porze suchej. Dlatego wielkim wyzwaniem i naszym marzeniem było wywiercenie na terenie naszej szkoły studni głębinowej. To jest bardzo kosztowna inwestycja, ale Pan Bóg uczynił również ten cud, używając do tego wiele otwartych serc darczyńców i sponsorów. Dziś ze zdrowej wody korzysta nie tylko nasza szkoła, ale także mieszkańcy naszej wsi, bo innej studni we wsi nie ma. W styczniu tego roku rozpoczyna się też nowy rok w naszej szkole, w której uczy się około 200 dzieci. Nasza szkoła ma akredytację i jest jedną z najlepszych szkół w całej okolicy. Bóg jest wspaniały i wielki, nasze marzenia i śmiałe plany dzięki Bogu i ludziom stały się rzeczywistością.
W waszej służbie w Hademu wspierają was również wolontariusze z Polski.
To była inicjatywa Ireny Łukianiuk i jej męża Mikołaja z Bielska Podlaskiego. To oni zorganizowali już cztery grupy wolontariuszy z Polski, którzy przyjeżdżali do naszej szkoły, by pracować z dziećmi w czasie przerw w nauce, pomagali w budowie placu zabaw, dekorowaniu sal lekcyjnych i prowadzeniu lekcji biblijnych oraz licznych zabaw i śpiewu piosenek chrześcijańskich dla dzieci. Na przełomie kwietnia i maja tego roku kolejna grupa wolontariuszy wybiera się do Kenii i będzie znowu służyć dzieciom w naszej szkole.
Reklama
Henry, jesteś takim Bożym wizjonerem, który potrafił z uporem marzyć o dużej szkole w swojej rodzinnej wiosce. Co trzeba mieć w sercu, żeby tak żyć?
Trzeba kochać Boga i mieć wiarę, która nas wiele kosztuje. Wiarę popartą uczynkami. Wiarę, która wymaga odwagi i posłuszeństwa, by iść za Bożym głosem, a nie własnym. Przykłady takich bohaterów wiary odnajduję w 11. rozdziale Listu do Hebrajczyków. Oni inspirują każdego chrześcijanina, który chce iść za głosem Boga i podejmować Jego wyzwania. Nie można wierzyć teoretycznie, biernie i siedzieć z założonymi rękami.
Mirka, czy miałaś kiedyś pokusę, by zrezygnować, wycofać się i wrócić do Polski?
Nie. Jestem tam w Kenii aż do dzisiaj, bo Bóg mnie wybrał, ja siebie nie wybrałam. On wybiera ludzi nieuzdolnionych i wyposaża ich do wykonania Jego planów. Czuję się więc jak Psalmista Dawid, który kiedyś, już jako król Izraela, powiedział tak: „A kimże ja jestem i mój dom, że doprowadziłeś mnie aż do tego momentu?”. Dlatego zawsze dziękuję Bogu, który dał mi posłuszne serce. Mimo niewiadomych i przeciwności proszę was dzisiaj o modlitwę, aby Bóg dawał mi nadal cierpliwość i łaskę, aby tam być i wykonywać Jego dzieło. Warto marzyć, wierzyć i chodzić po wodzie. To jest możliwe i fascynujące – ale tylko z Bogiem!
Niech Bóg błogosławi Wasz powrót do domu i nowy rok szkolny w Hademu.
- Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy chcą wspierać nasze dzieci i naszą szkołę w Kenii.
Dziś mamy wielki dług do spłacenia i doczekaliśmy wreszcie takich czasów, że sami możemy pomóc innym, wspierając na przykład szkołę chrześcijańską w Hademu w Kenii, gdzie czesne dla jednego dziecka oraz codzienny gorący posiłek kosztują zaledwie sto złotych miesięcznie. Dla nas to nie jest zawrotna suma, ale dla dziecka w strasznie biednej kenijskiej wiosce to kwestia edukacji i możliwości otrzymywania często jedynego prawdziwego, codziennego i ciepłego posiłku w szkole. Nie wyjeżdżając na misję możemy stać się misjonarzami jak Mirka i Henry, otwierając swoje serca a potem portfele, by przyłożyć rękę do bardzo szlachetnego i pięknego dzieła.
Oto dane kontaktowe: What’s up Mirki: +254780365734
Nr tel. Ireny Łukianiuk: +48502123698
Email: lightoftheworld15@yahoo.com
Rozmawiał
Andrzej Seweryn
Reklama
Reklama
Miliony wyrzucone w błoto, bo pan granatnik koszulkę w młodości nosił Police Akademy i teraz takie zamarzenie ma. Lepiej chłopie poczytaj czegoś o granatnikach poczytaj
wolf
2023-03-27 11:12:06
Wielkie gratulacje dla Pani Wiesi, pracowałem z Panią w szpitalu, wspaniała Osoba :)
Krzysiek
2023-03-27 10:55:36
Cudowny lekarz szkoda że Pan nas opuścił ale nie dziwię się tu nie było szans na rozwój życzę powodzenia i dziękuję
Aaa
2023-03-26 21:57:01
Szanowny Panie Niemczuk. Tekst o uczeniu się pisania w trakcie wypisywania mandatu - stary jak świat. Znam go od dobrych 30 lat, Będąc dość młodym człowiekiem, przewożącym w przepisowej liczbie w maluchu moich przyjaciół w dość sporym mieście o nazwie Toruń z Centrum na Bielany. Lato, szyby opuszczone i ferajna śmieje się do rozpuku z różnych dowcipów. Tylko ze względu na nasz wiek i dobry nastrój niczym nie wzmacniany zostaliśmy zatrzymani przez patrol, który trzepał nas prawie godzinę. Każdego z osobna goszcząc w wiadomym wozie. Reszta czekając samochodzie zastanawiała się, czy uczą się jeszcze pisać i czytać, czy już literują i drukują. Płakaliśmy ze śmiechu, a mandat płaciliśmy zrzutką, W sumie nie wiadomo za co, zdaje się, że stwarzaliśmy swym dobrym humorem zagrożenie na drodze. Może obecnie niektórzy są po studiach np. w Toruniu, ale w innej akademii. Druga rzecz - na pochyłe drzewo każda koza skacze, łatwiej pobić słabszego, niż zmierzyć się z Pietrzykowskim. Ot taka opowiastka. Pozdrowienia
Anegdota
2023-03-26 17:07:19
Piękne lasy i jeziora nie wystarczą do godnego życia. Jakość życia stałych mieszkańców systematycznie się pogarsza. Jesteśmy wyłączeni komunikacyjnie. Tragedia jest w służbie zdrowia. Nie ma od lat stomatologa. Kiedyś dojeżdżał ginekolog, okulista. Teraz mamy tylko lekarza rodzinnego i zrujnowany budynek, zaniedbaną posesję ośrodka zdrowia. Tak źle nie było od lat.Pan Wójt remontuje i buduje kluby na wsiach a nie dba o zdrowie mieszkańców, zęby dzieciaków i wygląd miejscowości gminnej.Podatki, wszystkie opłaty mamy najwyższe w powiecie. Nasze dzieci nie chcą tu wracać. Również młodzi ludzie z dużych miast nie myślą o budowie tutaj domów na okres lata. Jest brak infrastruktury przyciagającej młodych ludzi. Jest dużo domków letniskowych, które zostały pobudowane dawno. Młodzi szukają atracji sportowych, ścieżek rowerowych. Gmina chce zarabiać na turystach nie oferując nic w zamian. Kanalizacja, wodociągi są niezbędne dla rozwoju turystyki. Ale to obecnie standart. Trzeba czegoś więcej. Brak miejsc pracy też wyklucza powrót dzieci po ukończeniu nauki w rodzinne strony. Oni już nawet na urlop nie chcą tu przyjeżdżać, tłumacząc to brakiem jakichkolwiek atrakcji. Okropnie wyglądają obskurne punkty handlowe i gastronomiczne w Warchałach. Młodzi ludzie planujący rodzinę nie widzą w Jedwabnie perspektyw rozwoju swoich dzieci. Brak jest zajeć pozalekcyjnych, rozwijających zainteresowania, na dodatkowe zajęcia językowe, sportowe trzeba dzieci dowozić do miasta. Koszty utrzymania są wyższe niż w mieście. Ostatnio GOK bardzo rozwinął działalność. Jednak nie jest w stanie zatrudnić specjalistów prowadzących na wysokim poziomie zajęcia tematyczne. Ożywili się emeryci i bardzo dobrze, że wyszli ze swoich czterech ścian. Jednak to nie gwarantuje rozswoju gminy. W stosunku do ościennych gmin zostaliśmy poważnie w tyle. Nawet mieszkania oferowane za 40 % ceny mieszkania o takim standardzie w Olsztynie nie znajdują nabywców. JeślI powstanie poligon to również rozwój turystyki w gminie będzie zagrożony. Nie wiem jak wygladaja wpływy z podatków od turystyki, domków letniskowych w stosunku do pozostałych wpływów. Uważam jednak, że nic za te pieniądze nie zrobiono dla turystów. Brak parkingów w Warchałach, niesprzątana plaża w Nartach, brak koszy na śmieci w miejscach publicznych to tylko ułamek zaniedbań. Z roku na rok obserwuję coraz mniej młodszych turystów odwiedzających naszą piękną ale bardzo zaniedbaną gminę. Przyjeżdżaja starsi ludzie szukający ciszy, majacy tu swoje, już często podniszczone domy.
Mieszkaniec
2023-03-26 10:46:07
Ja myślę, że JPII mniej potrzebuje takich jak \"szczytnianin od zawsze\", Grot przynajmniej nie pluje na niego nienawiścią i jadem.
Anna
2023-03-26 10:26:41
Nie Kuba, nie wystarczy, żeby powróciła normalność, trzeba wszystkich z Nowogrodzkiej pogonić na zbite ryje, nie zapominaj, że jest to doskonale zorganizowana mafia.
2023-03-26 10:18:59
Manga to każdy komiks wydany w Japonii, nie istnieje też coś takiego jak styl mangowy. Poza Japonią mangą nazywamy komiks japońskiego autora (bez względu na styl, w jakim został stworzony). Tutaj co najwyżej mamy do czynienia z komiksem.
pcela
2023-03-24 19:06:16
Lepiej zainteresować się tymi co mają sądowy zakaz kierowania autami , bo czują się bezkarni.
cojest
2023-03-24 14:11:05
Lans jak lans - jeden szyty subtelnie, a inny grubymi nićmi. Tak niewiarygodnego człowieka, co to w radzie siedzi od iluś lat, a teraz dopiero szuka pomysłów u mieszkańców - to rzadko się spotyka. Niektórzy to jeszcze umieją trochę udawać, a on idzie na rympał.
Krajan
2023-03-24 11:26:18