Związana jest pani ze Szczytnem od początku?
Od ósmej klasy szkoły podstawowej. Urodziłam się w Reszlu, wychowywałam w Biskupcu, a później rodzice przenieśli się do Szczytna. Z oświatą związana była moja mama i poszłam w jej ślady. Najpierw miejscowy ogólniak, później WSP w Olsztynie, dyplom i powrót do Szczytna, ale już w nowym charakterze, jako nauczyciel.
Pierwsza praca?
Szkoła podstawowa nr 1, wówczas imienia Henryka Sienkiewicza, ta, której już nie ma, zastąpiona przez gimnazjum, dziś ponownie zastępowane przez podstawówkę, chociaż inną. Po sześciu latach przeszłam do pracy w LO, tym samym, w którym sama się uczyłam.
Czy to wymagało jakichś dodatkowych dyplomów?
Nie. Pracowałam w tym czasie w szkole podstawowej i w ogólniaku wieczorowym. Zaproponowano mi przejście do dziennego i się zgodziłam.
Jakie wrażenia ze spotkania z nauczycielami, którzy wcześniej stawiali pani dwóje albo karcili za wagary?
Bardzo pozytywne. Nauczyciele przyjęli mnie bardzo życzliwie, a moja wychowawczyni z lat szkolnych, też polonistka – Krysia Trzcińska, była dla mnie prawdziwym oparciem, przewodnikiem. Jedyny problem, z jakim nie mogłam się uporać przez wiele lat, to odruchowe często zwracanie się do dawnych nauczycieli, a teraz kolegów per „pani (lub panie) profesor”. Upominano mnie, namawiano do przejścia na „ty”, ale mi to przychodziło z trudem. To chyba kwestia szacunku dla pedagogów, w jakim wychowywane było moje, nasze pokolenie. Po prostu „pan profesor” to był aksjomat, standard tak głęboko zakodowany, że jakakolwiek inna forma wydawała się niemożliwa. Ten swój wewnętrzny opór w stosunku do Krysi Trzcińskiej przełamałam dopiero kilka lat temu, czyli trwałam przy tym „pani profesor” jakieś trzydzieści lat!
Dziś młodzież chyba nie ma już ani oporów, ani zahamowań, a może – co często jest też młodym ludziom zarzucane – takiego poziomu szacunku dla swoich nauczycieli?
Trudno mi powiedzieć czy nazewnictwo jest przejawem szacunku bądź jego braku. Faktem jest, że dziś uczniowie nie mówią „profesorze”, a tak zwyczajnie - „proszę pani” czy „proszę pana”. I nikogo to nie razi, nikt nie żąda nazywania nas „profesorami”. A jedyni, którzy to czynią, to rodzice obecnych uczniów, przyzwyczajeni tak, jak ja byłam.
Jakieś inne różnice pomiędzy dzisiejszą młodzieżą, a tą sprzed 30-40 lat?
Obecna jest bardziej otwarta i chętna do prezentowania swoich umiejętności. Pamiętam, ze 20 lat temu trudno było znaleźć chętnych do udziału w jakimś apelu, występie, spektaklu. Dziś chętnych jest więcej niż czasowego miejsca. Mamy naprawdę zdolną młodzież, która posiada czasem wręcz nieprawdopodobne umiejętności. I – co ważne – wiele z tych umiejętności nabywa poza szkołą średnią czyli ponadgimnazjalną, w której już nie ma takich przedmiotów, jak plastyka czy muzyka. Jest to młodzież, która zna swoją wartość, wie, jak tę wartość zaprezentować, ale też wie, jak się domagać uznania i akceptacji dla swoich zalet i wad. I poglądów. Bo młodzież w większości ma swoje zdanie, oceny i opinie odnośnie do różnych zjawisk tego świata, zdanie ukształtowane przez mnóstwo najróżniejszych bodźców. Szkoła nie jest dziś już głównym miejscem kształtowania młodzieńczej osobowości.
Czy nauczyciele łatwo się z tym godzą? Bardzo często mówi się o tym, że młodzież mamy niespecjalnie fajną, bo brakuje jej autorytetów.
Nie ulega wątpliwości, że autorytety są potrzebne. Świadczy o tym to, że młodzież praktycznie sama ich sobie szuka. To może być nauczyciel, ale wcale nie musi.
Istnieje jednak ryzyko, że taki indywidualny wybór nie będzie prowadził do pożądanych efektów wychowawczych czy edukacyjnych...
Owszem, takie ryzyko istnieje, ale nie sądzę, by było ono wielkie. Wbrew pozorom, chociaż mogę mówić tylko o swojej szkole czyli Zespole Szkół nr 3, nie mamy jakiegoś natężenia problemów związanych np. z narkotykami czy innymi zachowaniami mocno nagannymi. Owszem, zdarzają się tego rodzaju sytuacje, ale naprawdę są one incydentalne.
Osobiście uważam, że wcale nie byliśmy dużo lepsi. Nie pamiętam ze swoich szkolnych, ogólniakowych lat nikogo, kto nie spróbowałby zapalić czy nie spożywał na prywatkach lub dyskotekach. Różnica taka, że nie robiliśmy tego tak jawnie. Niewielu uczniów ośmieliłoby się zapalić przy drzwiach szkoły. Chowaliśmy się w okolicznych krzakach głogu...
Jeśli chodzi o zakazy, to nic się nie zmieniło. W szkole nadal nie wolno, przed drzwiami też. Dziś w szkole nie wolno palić także nauczycielom. Co nie znaczy, że nie ma palących po obu stronach „barykady”. Ale oficjalnie nie wolno nikomu. Nie wykluczam więc sytuacji i takiej, że w tych „krzakach” na dużej przerwie dziś spotykają się i uczniowie, i nauczyciele. To, oczywiście, należałoby uznać za naganne, ale też nie można zakładać od razu, że przyniesie to w przyszłości jakieś tragiczne społecznie efekty. W moim przekonaniu mamy już za sobą taki dość trudny czas kształtowania się społeczności jakby na nowo po transformacji ustrojowej, kiedy wszyscy jakoś musieli się do nowej rzeczywistości dostroić. Muzyk powiedziałby, że były to lata wielu fałszywych tonów, ale to – tak uważam – minęło. Inna jest rzeczywistość, młodzież też jest inna, ale absolutnie nie uważam, że gorsza.
Ta opinia może dowodzić, że w pani przypadku to nie był wybór zawodu, fachu, to było podążanie za powołaniem...
Nie pamiętam, czy kiedykolwiek myślałam o innej profesji. To chyba poszło z automatu, naturalnie: córka naśladuje mamę. Zdaje się, że tuż po studiach mignęła mi myśl o mundurze, ale ojciec, ówczesny milicjant, wykładowca w szkole, mi to odradzał. Dobrze się czuję w szkole, chociaż przyznam, że bywały momenty, kiedy miałam dość. Wtedy, gdy w oświacie następowały reformy, gdy nie bardzo było wiadomo, jak one będą wglądały, jakie będą skutki. W każdej takiej sytuacji nauczyciele czują się zagrożeni, bo nikt długo nie wie, czym to się ostatecznie skończy. Oczywiście, że głównym powodem obaw jest to, czy nadal wystarczy godzin, czy pozostanie się nauczycielem, czy będzie praca. To naturalna obawa wynikająca z potrzeby bezpieczeństwa.
No właśnie, a przecież znów mamy reformę. Jak ją pani ocenia?
Na razie nas, w ogólniaku, nowa reforma nie dotyka bezpośrednio. Ale ten czas nadejdzie i pojawi się niepokój. Na pewno będą musiały być zwolnienia, będzie mniej godzin... trudno mi powiedzieć, jaka będzie najbliższa przyszłość szkoły. Mój niepokój nie jest już tak duży, jak młodych nauczycieli. Niedługo uzyskam uprawnienia emerytalne, a to w znakomity sposób podniesie moje poczucie bezpieczeństwa.
I bez żalu rozstanie się pani ze szkołą?
Z żalem, ale nie będzie to dla mnie jakieś traumatyczne przeżycie. Taka jest kolejność: praca, a po niej emerytura. Zawsze byłam tego świadoma, więc się nie boję. Poza tym wydaje mi się, że jestem wewnętrznie wystarczająco zorganizowana, by taka zmiana nie wpłynęła na mnie w jakiś negatywny sposób. Mam też swoje inne upodobania. Lubię podróże, lubię poznawać nowe miejsca, ludzi... I po prostu będę miała na to więcej czasu niż obecnie.
Tomcia
Jest Pani świetną nauczycielką, której głosu uwielbiałam słuchać, a to że czasem człowiekowi powie się coś za dużo, to już jest niestety nasza ludzka przypadłość. Szczególnie kiedy pracuje się w tak ważnym i trudnym zawodzie jak nauczyciel, a uczniowie bywają często nieznośni i wyprowadzają z równowagi. Pani słynna ironia może czasem bywała zbyt twarda, ale na pewno miała pozytywny skutek wychowawczy. Przesadziłam z dosadnością w poprzednim komentarzu. Szkoda, że nie uważałam bardziej na Pani lekcjach to umiałabym delikatniej dobierać słowa. Jest mi wstyd, bo mogłam sprawić Pani przykrość. Przepraszam najmocniej. Przeproszę raz jeszcze gdy tylko spotkam Panią osobiście.
Wiesław Mądrzejowski
Warto Aniu dodać, że masz prawdziwe sukcesy wychowawcze. Lubię bardzo przyglądać się z boku jak trzymają się razem \"dzieciaki\" z Twojej byłej klasy chociaż od matury minęło już ponad ćwierć wieku i dzisiaj to bardzo \"poważni\" ludzie rozrzuceni po kraju i świecie.
Tomcia
Jeszcze 14 lat temu ten człowiek kazał tytułować się profesorem, a w uczennice walił przemocą psychiczną w postaci złośliwego sarkazmu. Ja go nawet lubiłam, ale nie uniknął on typowej nauczycielskiej choroby czyli dorabiania sobie ego kosztem nastolatków. A w LO Szczytno jest aktualnie duży problem przemocy rówieśniczej oraz tej ze strony nauczycieli (walenie dłonią w biurko i darcie japy to jest norma u wielu nauczycieli, nie mówiąc już o prześladowaniach pod tablicą i ogólnej pogardzie do młodych).
Bozenna Jakobsze
Witaj Aniu to cudowna opinia o Nas o Naszej Pani Krysi . Jestem pod wrażeniem, że jesteś cały czas taka spokojna i nie widzisz nic złego w tych czasach. Już nie wiem co piszę bo jestem pod wrażeniem Twojej wypowiedzi chyba musimy spotkać się znowu po 40-tu latach po maturze. Pozdrawiam.