Adam Zalewski, 19-letni utalentowany muzyk ze Szczytna marzy o tym, aby kiedyś zagrać na największych organach na świecie, które znajdują się w Atlantic City. Od 13 roku życia jest organistą w kościele ewangelicko-augsburskim w Szczytnie.
Jak to się stało, że w wieku 13 lat zostałeś organistą w kościele ewangelicko-augsburskim w Szczytnie? Większość twoich rówieśników pewnie biegała za piłką lub grała w gry na komputerze.
(śmiech) O tym, że zostałem organistą w kościele, zadecydował chyba przypadek. Ale jeśli chodzi o muzykę, to już od dzieciństwa mnie do niej ciągnęło. W wieku siedmiu lat otrzymałem keyboard. Zacząłem na nim pogrywać. Wciągnęło mnie, ale był to instrument o niewielkich możliwościach. Gdy poszedłem do gimnazjum mama wypożyczyła ze swojej szkoły większy, bardziej rozbudowany keyboard. Potem na moje umiejętności zwróciła uwagę pani Golis, moja nauczycielka muzyki. Pozwalała mi grać na pianinie szkolnym w czasie przerw. Cały czas coś sobie na tym pianinku brzdąkałem.
I tak zostaje się organistą?
(śmiech) Nie, nie. To, że zacząłem grać w kościele, to zasługa pani Golis. Ona poleciła mnie księdzu Alfredowi Borskiemu. Nie przestraszył się moich 13 lat. Zaufał. I tak zaczęła się nasza współpraca, która trwa do dziś. Zakochałem się w organach. To wyjątkowy instrument.
Jakich szkół jesteś absolwentem?
Skończyłem Szkołę Podstawową nr 6 w szczytnie, Gimnazjum nr 1 i liceum oraz szkołę muzyczną w Olsztynie. W tym roku zdałem maturę i wybieram się na studia, oczywiście muzyczne. Myślę, że zrobię sobie teraz jednak roczną lub dwuroczną przerwę od nauki, bo muszę przygotować odpowiedni program na studia.
Mówisz, że zakochałeś się w organach, dlaczego?
To magiczny instrument. Dający muzykowi wiele możliwości. Organy nazywane są królem instrumentów. Każdy instrument jest inny, niepowtarzalny. Ma szeroką paletę barw, tonów, można na nich zagrać wszystko. Muzyka wydobywająca się z organów potrafi przenieść w inny świat.
Pewnie organy, które znajdują się w kościele ewangelickim w Szczytnie, to zabytek?
Niestety nie. Te organy mają ponad 60 lat i są sprowadzone z Niemiec. Wcześniej był tam instrument Maksa Terleckiego, ale został zniszczony podczas pożaru kościoła.
Czy 13 lat to nie za mało, aby zostać organistą?
Jak widać no moim przykładzie - nie. Ale wielu rzeczy musiałem się nauczyć. Na przykład przebiegu liturgii. Musiałem też dostosować się do gry na organach. Wcześniej przecież grałem tylko na pianinie i keyboardzie. Organy to zdecydowanie wyższy poziom. W organach mamy klawiatury ręczne, manuały i klawiaturę nożną. Wykonujemy muzykę i rękoma, i nogami.
Ktoś cie uczył gry na tym instrumencie?
Byłem typowym samoukiem. Wszystkiego uczyłem się sam. Ale najwyraźniej byłem w tym całkiem dobry, bo zainteresowała się mną profesor Lucyna Żołnierek-Frenszkowska z Pro Musica Antiqua. Kiedyś zespół był u nas z koncertem, a ksiądz Borski zażartował i powiedział: „Dobrze, że mamy Adaśka, który gra w kościele i dobrze, że nie ma wykształcenia muzycznego, bo dzięki temu nie musimy mu dużo płacić”. Pani profesor natychmiast zachęciła mnie do tego, abym poszedł do szkoły muzycznej w Olsztynie.
I poszedłeś?
Tak. Najpierw na pierwszy stopień. Ale już po pierwszym roku przeskoczyłem aż o cztery lata, bo poziom był tam zdecydowanie za niski dla mnie. Tak orzekli moi nauczyciele. Przeskoczyłem od razu do szkoły drugiego stopnia.
Czy trzeba skończyć szkołę muzyczną, aby być dobrym muzykiem? Czy wystarczy być świetnym samoukiem?
Aby wszystkiego dobrze nauczyć się samemu, to trzeba byłoby być geniuszem. Zaczynałem uczyć się sam, ale z perspektywy czasu widzę, że szkoła muzyczna to jest właściwe miejsce dla każdego muzyka. Ucząc się samemu popełniałem sporo błędów, nabierałem manier, których potem musiałem się oduczyć. Bywa to czasem trudniejsze, niż sama nauka. Szkoła muzyczna nauczyła mnie większej wrażliwości na dźwięki. Jest ona ważnym elementem rozwoju talentu. W rozwoju potrzebna jest też osoba profesora, mentora, który będzie czuwał.
Czy swoją przyszłość wiążesz z muzyką organową?
Myślę, że tak. Chciałbym przede wszystkim koncertować. Ale lubię też grać w kościele do nabożeństw, dlatego z tego nie będę rezygnował.
Czy masz jeszcze inne hobby poza muzyką?
Żyję cały czas muzyką. To jest moja jedyna pasja.
Czy z grania na organach można wyżyć?
Jeśli jest się w czymś dobrym, to z pewnością można na tym zarobić na życie. Nie jest to pewnie łatwy kawałek chleba, bo muzyka organowa jest niszowa, ale podejmę to ryzyko.
Masz jakieś marzenie?
Bardzo chciałbym zagrać kiedyś na największych organach na świecie, które znajdują się w Atlantic City w USA. Posiadają one na przykład taki głos w pedale, którego głośność jest sześć razy większa niż sygnał lokomotywy. Te organy są w tej chwili remontowane, bo znajdowały się w hali przy oceanie i zostały zalane.
Bogusia
Magia rąk i nóg.... cudowna muzyka w wykonaniu p. Adama
Bogusia
Potwierdzam. Muzyka wychodząca spod rąk (i nóg) p. Adama to magia.