Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Nie wszyscy porzucają Szczytno


Po 15 latach nieobecności Wiktor Wołoszko z rodziną wrócił na „stare śmieci”. Wyjechał tuż po maturze. Obecnie jest szczytnianinem, jak zapewnia: na stałe. Tym sposobem przeczy stereotypowi, że ze Szczytna wszyscy uciekają. O przyczynach powrotu i innych przypadkach losowo-rodzinnych rozmawiam z Wiktorem Wołoszko.


  • Data:

Co was skłoniło do powrotu?

 

 

Najważniejszym powodem była rodzina, bo właściwie cała mieszka w Szczytnie. Zależało nam na tym, by dzieci miały kontakt z dziadkami. A poza tym Szczytno mnie zawsze przyciągało. Przez te wszystkie lata nieobecności wszystkie urlopy tu spędzałem. Wolałem nasze jeziora i lasy od jakichś tropikalnych plaż. I chociaż reszta rodziny nie podchodziła do powrotu aż z takim entuzjazmem, to mój przeważył.

 

 

Przy takich zmianach zwykle ważnym motywem jest praca...

 

 

Ja mam o tyle komfortową sytuację, że projektuję i sprzedaję online gry szkoleniowe, edukacyjne, więc nie ma znaczenia, gdzie pracuję. Praca żony również nie była przeszkodą.

 

 

Trzecia kwestia, która często blokuje plany związane z przeprowadzkami, to mieszkanie...

 

 

Też nie stanowiło to większego problemu, bo sprzedaliśmy mieszkanie w Gdyni, a uzyskane środki wystarczyły na budowę domu. Przejściowo mieszkaliśmy u rodziców. W całej tej zmianie, co trzeba przyznać, mieliśmy sporo szczęścia, a wszystkie okoliczności tylko tej decyzji sprzyjały.

 

 

Studiował pan...

 

 

Psychologię. Bardziej z przypadku niż z przekonania, ale zawsze byłem humanistą, więc właściwie trafiłem dobrze. Specjalizacja: psychologia w biznesie mnie wciągnęła i wyszło na to, że przypadkiem wybrałem zawód i zajęcie, które mi bardzo pasują i w których się spełniam.

 

 

Szczytno, później Olsztyn i Lublin, gdzie studiowaliście, a na końcu Gdynia...

 

 

Jeszcze po drodze był Słupsk. To chyba typowe podróżowanie w poszukiwaniu swojego miejsca, lepszej pracy i mieszkania. Zapewne nie jesteśmy wyjątkami w zakresie takiej peregrynacji. Te poszukiwania zakończyły się sukcesem. I kiedy już mieliśmy, jako rodzina, poczucie bezpieczeństwa co do przyszłości, głównie zawodowej i ekonomicznej, mogliśmy sobie pozwolić na zmiany, które tego bezpieczeństwa nie naruszały. Stąd te inne, rodzinne bardziej, motywy powrotu do Szczytna, bardziej emocjonalne, sentymentalne niż pragmatyczne.

 

 

Młodzi, a i trochę mniej młodzi jednak wyjeżdżają, a ci, którzy pozostają w wielu przypadkach powiadają, że chętnie by wyjechali. Wy wróciliście. Czym to Szczytno was przyciągnęło?

 

 

Lepszą jakością życia. Cudowność wielkich aglomeracji to mit. Życie w wielkim mieście jest przede wszystkim znacznie szybsze, a więc i bardziej męczące. W Szczytnie jest o wiele spokojniej, a prawie wszystko, czego potrzebujemy do życia, też tu jest. Nie ma codziennej pogoni, nie ma wielkich odległości. W Trójmieście, żeby się wybrać gdziekolwiek, to już cała wyprawa. Tu nie ma takich problemów. Wszędzie jest blisko.


Reklama

 

 

Może jednak jest coś, czym wielkomiejskie życie góruje nad małomiasteczkowym?

 

 

Z pewnością wiele. Na pewno mam w Szczytnie mniejszy, słabszy dostęp do biznesu, co dla mnie jest ważne. Może nie tyle w kwestii klientów, co inspiracji. W Gdyni czy w Gdańsku więcej miałem możliwości uczestniczenia w szkoleniach, spotykania się z przedsiębiorcami, poznawania ich potrzeb, co owocowało tworzeniem gier edukacyjnych zaspokajających te potrzeby, czy skuteczniejszą promocją. W Szczytnie takich możliwości nie mam. Jak dotąd, bo liczę na to, że utworzona niedawno Rada Gospodarcza będzie płaszczyzną wymiany poglądów, doświadczeń i – dla mnie – także inspiracji.

 

 

Czyli kwestia pracy jest niejako załatwiona. Ale są inne dziedziny, opieka nad dziećmi, ich edukacja...

 

 

Trudno mi porównać, bo wyjechaliśmy z Gdyni w czasie, gdy moje dzieci jeszcze do szkoły nie chodziły. Teraz najstarszy syn jest już uczniem klasy 3. Ale na brak oferty edukacyjnej nie narzekam. Właściwie wszystko, co chcę swoim dzieciom zapewnić dodatkowo, to mam. Są szkoły języków obcych, zajęcia z muzyki, plastyki, zajęcia sportowe... Odradza się harcerstwo, jest szkółka żeglarska, dostępna nauka jazdy konnej... Jest w czym wybierać, byle tylko dzieci same były zainteresowane. Jak dotąd więc problemów nie widzę, ale być może dostrzegę je w niedalekiej przyszłości, bo o ile dla młodszych dzieci nie brakuje zajęć, to chyba nie jest już tak różowo jeśli chodzi o młodzież, która jest na etapie planowania swojej zawodowej przyszłości. Tu na pewno przydałoby się więcej różnorodnych działań, głównie biznesowych, doradczych. Na przykład w Trójmieście jest to sfera dość mocno rozwinięta, jest mnóstwo warsztatów, jakichś zajęć wakacyjnych, spotkań z menadżerami, wizyt w firmach itp. Być może się mylę, jeśli chodzi o Szczytno, ale nie spotkałem się z jakimś natłokiem informacji o tego rodzaju działaniach i ofertach skierowanych do młodzieży. A to bardzo ważne, bo w takim ukierunkowaniu tkwią perspektywy zawodowe młodych ludzi.

 

 

No to pozostaje nam jeszcze chyba tylko kultura. Inaczej mówiąc: chleb państwo sobie zapewniacie, a co z igrzyskami?

 

 

Jakichś wielkich potrzeb i oczekiwań nie mamy. Od czasu do czasu chodzimy do kina, jak chcemy pojechać do teatru – też można. Kilka razy byliśmy na spektaklach w Stodole na Chochole i przyznam, że to imponujące wydarzenia. Wiem, że podobnych przedsięwzięć, może kameralnych, ale naprawdę wartościowych, jest w Szczytnie i okolicach wiele. Naprawdę, jeśli o to chodzi, o dostęp do kultury – powiedziałbym – niekomercyjnej, a za to wartościowej, nowatorskiej i twórczej, to tu jest łatwiejszy niż w Trójmieście. Owszem, tam też wiele się dzieje, może nawet aż za wiele, więc bywa problem z wyborem.

Reklama

 

 

A hobby? Działalność pozazawodowa?

 

 

Jakiś czas temu zaangażowałem się w projekt #PełnosprawneSzczytno. Chcemy wskazywać miejsca i rozwiązania architektoniczne, które nie sprzyjają osobom niepełnosprawnym, w likwidacji tych miejsc chcielibyśmy współpracować z władzami, inwestorami i wykonawcami, zamierzamy edukować, głównie młodzież, ale także aktywizować osoby niepełnosprawne. W tym zakresie mam nawet swój pomysł, czy raczej marzenie. Chodzi o internetową platformę wymiany potrzeb pomiędzy osobami starszymi, niepełnosprawnymi, ale też i wolontariuszami. Potrzeb różnych, często pozornie bardzo prozaicznych, jak choćby chęć wypicia z kimś herbaty i porozmawiania. Ta nasz nieformalna grupa działa dopiero trzy miesiące, trudno więc mówić o jakichś spektakularnych sukcesach, tym bardziej, że każdy z nas pracuje, ma rodziny, obowiązki. Ale jak uczy historia, wszystko, co dobre, rodziło się w bólach, więc jestem przekonany, że i nasz czas nadejdzie.

 

 

Skąd akurat ukierunkowanie na osoby niepełnosprawne?

 

 

Społeczne. Bo taka jest potrzeba. Rodzinnie, jak dotąd i oby tak zostało, bezpośredniego kontaktu z osobami niepełnosprawnymi nie mam, ale dostrzegam ich problem. Trudno go zresztą nie dostrzec. Jak wspomniałem, o pomoc poprosił mnie znajomy, który zagadnienia związane z niepełnosprawnością zna aż za dobrze. To bardzo wartościowy człowiek i kiedy porozmawialiśmy, a on przedstawił mi swoje zamierzenia, uznałem, że warto się w nie włączyć. Odczuwałem już zresztą jakąś wewnętrzną potrzebę działania. Szukałem inspiracji, kierunku. Rozważałem zaangażowanie się w jakieś działania dla młodzieży. Dzięki koledze włączyłem się w sprawy niepełnosprawnych. To, co mnie przy tej okazji naprawdę bardzo ucieszyło, to społeczny odzew. Sporo osób zgłasza do nas chęć współpracy i pomocy w działaniach. To oznacza, że w Szczytnie, w tutejszych ludziach, w naszej niewielkiej przecież społeczności tkwi potężny potencjał, dużo pozytywnej energii. I to jest jedna z ważnych, jeśli nie najważniejszych cech środowisk małych miast. Wielu ludzi wciąż jest... ludźmi.

 

 



Komentarze do artykułu

lena

To dobrze, że bohater felietonu ma taką pracę. Gdyby liczył na zatrudnienie w Szczytnie, raczej mocno by się rozczarował. Nasze miasto nie jest w stanie nic zaoferować młodym, ambitnym i wykształconym osobom. Patrząc na miejscowe władze, raczej nic się w tej materii nie zmieni. Mieszkańców Szczytna ubywa w zastraszającym tempie.

Tomek

Też mieszkam w Gdyni i rozumiem powody Wiktora. Ale kwestia ciągłej gonitwy jest wyborem sposobu życia. Tu też można na spokojnie przeslizgnac się przez życie. Wyprawy do tertru w Gdyni są o wiele łatwiejsze i szybsze niż w Szczytnie. Do Olszyna jedzie się godzinę, do teatru muzycznego może 30min autobusem zależy gdzie kto mieszka. Chociaż przyznam że w Szczytnie pozostało moje dzieciństwo i serce. W Gdyni czuje się obco. Miłego i powodzenia na wybranaj drodze.

Prezes

Mieszkam w Gdyni i wszystko co mówi bohater tego artykułu jest prawdą ja także myślę o powrocie do Szczytna życie jest spokojniejsze a trójmiasto to ciągła pogoń .......

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama