Sobota, 21 Grudzień
Imieniny: Bożeny, Drogomira, Zenona -

Reklama


Reklama

Nie ma granic, są tylko wyzwania – filozofia Grzegorza Pliszki mistrza z Wielbarka


- W pewnym momencie mojego życia, to sport wyznaczał mi kierunek – mówi Grzegorz Pliszka. - Dzięki niemu szedłem dobrą drogą. Ma w sobie nieustającą potrzebę zdobywania wiedzy. Jego pasją jest karate kyokushin. Posiada trzeci dan, a od kilku lat trenuje dzieciaki i młodzież z Wielbarka i okolic.



Grzegorz Pliszka zdecydowanie nie potrafi siedzieć w miejscu. Chociaż na co dzień pracuje jako urzędnik w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Wielbarku, to zakres jego aktywności jest o wiele szerszy. Pasją pana Grzegorza jest sport. Specjalizuje się w karate kyokushin. Swoją wiedzą i umiejętnościami dzieli się z dzieciakami i młodzieżą, które trenuje.

 

Mistrzostwo i dążenie do doskonałości

Ta historia zaczęła się blisko 30 lat temu, kiedy Grzegorz Pliszka był uczniem ósmej klasy szkoły podstawowej w Wielbarku.

 

- Z kolegami zapisaliśmy się na karate. Wtedy do Wielbarka na zajęcia przyjeżdżał Dariusz Hrynowiecki, obecnie shihan – wspomina. - Bardzo się w to wkręciliśmy, chociaż musieliśmy trzymać się twardych zasad obowiązujących w karate, co nie zawsze było łatwe.

 

Karate stało się tak ważne dla pana Grzegorza, że nawet, gdy już w Wielbarku nie odbywały się zajęcia, z kolegami trenowali sami.

 

- Ćwiczyliśmy kilka razy w tygodniu, a w piątki jeździliśmy do Szczytna na treningi w klubie – opowiada. - Dzięki temu nie było czasu na głupoty i nierozsądne decyzje.

 

Taki stan rzeczy trwał przez całą szkołę średnią, którą kończył w Chorzelach. Cały czas piął się w górę, zdobywając kolejne stopnie. Dzisiaj jest posiadaczem czarnego pasa z trzema złotymi belkami czyli 3 dana. Jest to wysoki stopień mistrzowski.

 

- Rozwój w sporcie jest bardzo ważny – podkreśla. - A w karate dążenie do doskonałości jest kluczowe.

 

W uczniach widzi siebie

Na swojej sportowej drodze pan Grzegorz oprócz karate spróbował także krav magi. Trenował ją przez trzy lata. Również w tej dyscyplinie ma się czym pochwalić.

 

- Moim największym sukcesem było zwycięstwo w zawodach Krav Maga fighting Fit Chalange, które odbywały się w Budapeszcie. Były to walki full contakt – wspomina. - Pokonałem tam Słowaka i Czecha. Do startu pomagali mi się przygotowywać koledzy karatecy, z którymi trenowałem.

 

Ta wielka pasja do sportów walki sprawiła, że pan Grzegorz postanowił dzielić się swoją wiedzą z najmłodszymi. Od kilku lat w Wielbarku prowadzi zajęcia karate kyokushin z dzieciakami i młodzieżą.

 

- Obecnie w klubie mamy dwie grupy zawodników. W jednej trenują dzieci od czwartego do 9 roku życia, w drugiej zawodnicy, którzy skończyli 10 lat – mówi. - Praca z nimi nie jest pracą, a wielką przyjemnością.


Reklama

 

W niektórych podopiecznych widzi samego siebie.

 

- Mam takich małych zaciętych zawodników, którzy jeżeli tylko nie stracą zapału, mają szansę powalczyć o tytuły na arenie krajowej, a może nawet międzynarodowej – zdradza.

 

Bo Grzegorz Pliszka na swoim koncie ma także sukcesy jako trener. Jego zawodnik Szymon Kordek zdobył tytuł wicemistrza Europy. Obecnie uczący się w Ostrołęce chłopak jest trzecim najlepszym zawodnikiem w kraju w kategorii junior do 55 kg.

 

Córka najlepszą inspiracją

Grzegorz Pliszka ukończył z tytułem licencjata studia informatyczne. Pracę magisterską obronił z zakresu zarządzania działalnością gospodarczą na rynku europejskim. Później była przygoda z nauką budowy i zarządzania sieciami komputerowymi.

 

W końcu, aby odpowiedzialnie i na wysokim poziomie pracować z młodzieżą, zaczął rozwijać się jako trener. Wraz z przygodą z krav magą ukończył kurs instruktora sportów walki.

 

- Miałem ogromne szczęście uczyć się od najlepszych. Szkolenie prowadzili Szymon Bońkowski i Paweł Derlacz, trenerzy Mameda Chalidova. Wiele się od nich nauczyłem i stosuję to w pracy trenerskiej – opowiada.

 

Pan Grzegorz nie ukrywa, że inspiracją do pracy z dzieciakami była jego córka Aurelia. Dzisiaj nastolatka, która z tatą dzieli pasję do karate.

 

- Chciałem odpowiedzialnie podejść do pracy z młodymi ludźmi, potrzebowałem wiedzy i umiejętności, by pomóc im się prawidłowo rozwijać. Zrobiłem uprawnienia trenerskie w zakresie przygotowania motorycznego i trenera medycznego – wyjaśnia. - To drugie brzmi dość zaskakująco, ale chodzi w tym o to, aby wiedzieć, jak funkcjonuje ciało człowieka i aby uczyć ludzi poprawnego ruchu. Bo to, że jesteśmy aktywni fizycznie nie gwarantuje nam zdrowia. Jeżeli źle chodzimy, biegamy możemy zrobić sobie krzywdę.

 

Lubi przekraczać granice

Na tym jednak nie koniec nauki. Odbył przygotowanie z zakresu kształtowania siły u dzieci i młodzieży, kurs anatomii oraz szkolenie z mobilności.

 

- Własna kontuzja zainspirowała mnie do studiów z fizjoterapii – zdradza. - Na to spory wpływ miała moja żona Agnieszka, która zachęciła mnie do podjęcia wyzwania i złożenia papierów na uczelnię. Przede mną jeszcze trzy i pół roku nauki – uśmiecha się.

Reklama

 

Pan Grzegorz lubi przekraczać granice wytrzymałości. Biega, stratuje w maratonach, ultramaratonach i runmagedonach. Tę pasję dzieli ze swoją żoną.

 

- Za największy sukces uważam nasz wspólny start z ultramaratonie. Razem biegliśmy w sumie 9 godzin – wspomina. - To było wyczerpujące, ale bardzo oczyszczające doświadczenie.

 

Są jednak również sporty, do których serca nasz bohater nie ma.

 

- Przyznaję bez bicia, że nic nie widzę w piłce nożnej. Jak moi koledzy rozmawiają o rozgrywkach, meczach czy sparingach, ja nie jestem w stanie za wiele wnieść do dyskusji – uśmiecha się.

 

Nie można się poddawać

Grzegorz Pliszka jest rodowitym mieszkańcem Wielbarka. To postać dobrze znana lokalnej społeczności. Zaangażowany i oddany temu, co robi. W tegorocznych wyborach samorządowych otrzymał mandat zaufania od mieszkańców i został wybrany do rady gminy.

 

- Wystartowałem, ponieważ chciałem mieć wpływ na naszą gminę. Zawsze starałem się pomagać mieszkańcom i wspierać różne inicjatywy – wyjaśnia.

 

W Wielbarku lubi mieszkać. Dla niego ważne jest, by znać swojego sąsiada.

 

- Nie wiem czy mógłbym żyć w wielkim bloku, gdzie ludzie się nie znają, nic o sobie nie wiedzą – zastanawia się. - Tu wiem, że mam wokół siebie ludzi, na których mogę liczyć.

 

Uwielbia góry. Na wielokilometrowe wędrówki rusza ze swoimi dziewczynami: żoną Agnieszką i córką Aurelią. To ich rodzinna tradycja. Kiedy tylko mają czas, odkrywają wspólnie nowe szlaki.

 

Ciężko pracował, aby dojść do miejsca, w którym jest, a to przecież nie koniec drogi. Swoich podopiecznych uczy, że nie można się poddawać.

 

- Wielu wzbraniałoby się przed walką z przeciwnikiem, od którego można dostać lanie. Ale w takich przypadkach zwycięstwem jest już wyjście na matę – podkreśla. - W porażce często jest najlepsza lekcja. I w sporcie, i w życiu.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama