Jak doszło do powołania stowarzyszenia trzeźwości?
Na początku powstał pomysł utworzenia klubu abstynenta, ale do tego potrzebna była forma organizacyjna, więc powołaliśmy stowarzyszenie. Ale nie tylko dlatego. Kilkoro z nas poczuło się wystarczająco silnym...
Jak doszło do powołania stowarzyszenia trzeźwości?
Na początku powstał pomysł utworzenia klubu abstynenta, ale do tego potrzebna była forma organizacyjna, więc powołaliśmy stowarzyszenie. Ale nie tylko dlatego. Kilkoro z nas poczuło się wystarczająco silnymi, by pomóc innym.
Kto to jest „kilkoro z nas”?
Alkoholicy – to nas wszystkich łączy. Każda z osób miała w swoim życiu problem z alkoholem. Właściwie nie można powiedzieć „miała”. To problem, który wciąż mamy i będzie nam towarzyszył do końca życia i dlatego nazywa się nas alkoholikami niepijącymi. Poznaliśmy się w świeżo powstałej grupie Anonimowych Alkoholików, w grupie „Ostoja”, bo trzeba wiedzieć, że w Szczytnie są trzy takie grupy. Każdy z nas już był po terapii. Były osoby, które nie piły już 4-5 lat.
A pani? Jak wyglądała pani droga do picia i do trzeźwości?
Trudno powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Chyba od pierwszych dyskotek w domu kultury. Ciągle się czegoś wstydziłam: rozmawiać z obcymi, tańczyć. Piwo dodawało mi odwagi. I od piwa się zaczęło, później sięgałam po coraz mocniejsze trunki. Najpierw piłam po trochu np. dwa dni pod rząd. Z czasem to były już „tygodniówki”, „dwutygodniówki”.
A życie rodzinne w tym czasie?
Mieszkałam tylko z mamą. Mam przyjaciela, ale nie sformalizowaliśmy związku. Myślę, że już jako 24-latka byłam uzależniona od alkoholu, a on nie pił i nie pije. Wytrwał przy mnie, nigdy nie stawiał mi zadnego ultimatum. Czekał cierpliwie na moment, kiedy sama zrozumiem, że robię krzywdę sobie i bliskim.
I kiedy się pani „obudziła”?
Dokładnie 2 marca 2004 roku. Zerwałam się z łóżka i dzień zaczęłam od poszukiwania telefonu do lekarza psychiatry. Byłam zdecydowana szukać pomocy. Ale nawet wtedy jeszcze nie przyznawałam się do tego, ani przed sobą, ani przed innymi, że jestem alkoholiczką. To nastąpiło dopiero bodaj po pół roku terapii w szczycieńskiej przychodni uzależnień. Cała terapia trwała dziewięć miesięcy.
I okazała się skuteczna...
To zależy od wielu czynników. Najważniejsza jest wola. Ja bardzo chciałam zerwać z nałogiem, wrócić do społeczeństwa, z którego uciekłam. Bo jak zaczęłam pić, to jakbym weszła do innego świata. Jak nie piłam, to siedziałam w domu, czasem coś czytałam. Zerwałam kontakty ze znajomymi, zazdrościłam ludziom, że oni coś mają, a ja nic, że oni coś robią, a ja nie. Jeśli wychodziłam z domu, to głównie po alkohol albo tylko do urzędu pracy, gdzie miałam do wszystkich pretensje, że nie znajdują mi zatrudnienia. Wcześniej pracowałam w „Muszelce”, w „Zaciszu”, wyjeżdżałam za granicę na kilka miesięcy. Ale życie generalnie miałam nieuporządkowane. Zaprzepaściłam wszystko, a teraz nadrabiam, mimo że już 40. na karku. W maju będę zdawała maturę, a później... zobaczymy.
Po trzech latach niepicia zrodził się pomysł, by trzeźwością podzielić się z innymi i to jeszcze pod szyldem korali.
Nazwa stowarzyszenia, które jeszcze wtedy nie istniało, zrodziła się w Żywcu. Wytypowani przez przychodnię pojechaliśmy na swoistą „wymianę” - warsztaty z tamtejszymi grupami. Było spotkanie z księdzem, który prowadzi ośrodek dla uzależnionych. Podarował nam swoją książkę i jakoś tak przy wpisywaniu dedykacji ad hoc wyszło, by naszą grupę nazwać „Czerwone korale”. I tak zostało.
Ile osób zrzesza stowarzyszenie?
Obecnie 40 osób. To ci, którzy niegdyś sami pili, albo których bliscy byli alkoholikami. Ale są także osoby, które problemu alkoholowego nie poznały na własnej skórze, po prostu sympatycy stowarzyszenia.
W powiecie szczycieńskim jest zarejestrowanych ponad sto różnych organizacji. Jedne są mniej aktywne, inne bardziej, ale znakomita ich większość na swojej drodze spotyka dużo barier, szczególnie na osi tzw. współpracy z samorządami. Wasze stowarzyszenie, takie przynajmniej odnoszę wrażenie, cieszy się poparciem i wsparciem, którego niektóre inne organizacje mogą pozazdrościć.
Pierwsze pisma o przyznanie lokalu składałam już w 2005 roku. Wtedy nam odmawiano. Starosta zaoferował pomieszczenia w przychodni przy ul. Skłodowskiej, ale na płacenie kilkuset złotych czynszu nie było nas stać. Nie wydaje mi się, aby nasze stowarzyszenie miało jakieś szczególne poparcie. Po prostu chodziłam, chodziłam i chodziłam do ratusza, i prosiłam, prosiłam, prosiłam. Szczęśliwie dla nas z lokalu przy Solidarności, czyli piwnicy w budynku mieszkalnym, który zwie się „dawnym przedszkolem”, zajmowane pomieszczenie zwolnił aeroklub i my to dostaliśmy w użytkowanie. Trudno mi powiedzieć, czy inne stowarzyszenia mają lokale, czy się o nie starają i na ile są aktywne i wytrwałe. Wiem za to, że obok „naszej” piwnicy są jeszcze dwie inne, o które potrzebujące stowarzyszenia mogłyby się postarać i pewnie by je „wywalczyły”.
Ale to nie tylko lokal. Od lat emocje budzi kwestia pieniędzy przeznaczanych w budżecie na współpracę z organizacjami: że jest ich mało, że nie wszyscy dostają, że są rezerwowane dla już z góry wiadomych podmiotów. W tym roku nagle pojawił się też zapis dotyczący utworzenia klubu abstynenta z niebagatelną dotacją – 15 tysięcy złotych. To jest bardzo konkretny zapis, który z góry sugeruje, kto te pieniądze otrzyma, bo tylko wasze stowarzyszenie o takim klubie mówiło i mówi.
Niepijący mają potrzebę kontaktu z innymi ludźmi, a nie zawsze są na tyle odważni, by pójść do zwykłego lokalu, gdzie serwowany jest alkohol. Niezbędne więc jest miejsce, gdzie mogą się spotkać. W piwnicy, którą dysponujemy, nie ma żadnego sprzętu, żadnycn warunków. Na razie remontujemy pomieszczenie własnymi siłami. A nie wiem jeszcze, czy faktycznie te pieniądze otrzyma nasza organizacja. Wnioski złożyliśmy, ale nie ma jeszcze rozstrzygnięcia. Dokładniej – złożyliśmy trzy wnioski: na prowadzenie klubu abstynenta, na spotkanie integracyjne w maju i na terapeutyczne warsztaty rodzinne w Spychowie.
Na czym polega bieżąca działalność stowarzyszenia?
Działa u nas grupa wsparcia, która już od przyszłego wtorku spotykać się będzie w tej naszej piwnicy. Przychodzą ludzie uzależnieni i współuzależnieni, czasem sami, czasem pojawia się też terapeuta. Wspólnie pomagają sobie rozwiązywać problemy, dzielą się swoimi przeżyciami. To forma swoistej nauki życia. Trzeba pamiętać, że spora liczba osób, które przychodzą na spotkania, tylko w gronie sobie podobnych czuje się wystarczająco swobodnie, by szczerze o sobie mówić. A bez szczerości nie ma mowy o terapii przeciwalkoholowej.
Czy możecie mówić o jakichś sukcesach?
Może mogłabym do nich zaliczyć to, że rośnie zainteresowanie uczestnictwem w klubie i w stowarzyszeniu, chociaż przybiera ono różne formy. Dużo ludzi do mnie dzwoni. Pytają o to, jak poradziłam sobie z alkoholizmem, jak udało mi się to rzucić, co oni mają zrobić, jak się zachować, gdzie pójść. Przez telefon nie da się takich porad udzielać, ale zapraszam ich na nasze spotkania. Niektórzy przychodzą i zostają. Nie wszyscy, oczywiście, bo najtrudniej przełamać jest własny wstyd. Jest kilka osób, które zaangażowaly się w pracę w stowarzyszeniu i przestały pić. Są też tacy, którzy przestają, znów zaczynają i znów przestają, a dla nas sukcesem jest to, że chociaż na trochę odrywamy ich od alkoholu.
Jak się przedstawia struktura członków stowarzyszenia?
Jest mniej więcej po równo kobiet i mężczyzn, z przewagą osób uzależnionych nad współuzależnionymi. W większości są to oludzie już ze sporym doświadczeniem życiowym, tak mniej więcej między 40 a 60 rokiem życia. I to akurat nie jest dziwne. Bo żeby poznać i zrozumieć problem alkoholowy, zarówno swój, jak i osoby bliskiej, trzeba najpierw sporo przeżyć. Mówi się, że wychodzenie z alkoholizmu to jak odbijanie się od dna. Jeśli więc ktoś na to dno spadł sam albo został tam ściągnięty, to na pewno nie można o jego życiu powiedzieć, że było usłane różami. Nikt nie lubi przyznawać się do własnych błędów, do krzywd, jakie robił innym, do własnej głupoty. To jest możliwe tylko w gronie osób, które potrafią to zrozumieć, bo same przez to przeszły. I po to właśnie potrzebny jest klub abstynenta.
Dla tych oburzonych, ze nie powstanie proponuję zaoferować swoją działkę pod domem i słuchać dzień w dzień wystrzałów z broni :)
...
2025-05-14 16:10:59
Gratulacje dla pani Komendant
Mieszkaniec
2025-05-14 15:30:43
Mam nadzieję że Włodarze miasta w końcu zrobią coś z patologią polowania na mandaty za parkowanie przy szpitalu,,rozumiem że płacić trzeba ale nie w tak perfidny sposób, proszę wzorować się choćby na szpitalu w Olsztynie
Janusz
2025-05-14 11:21:53
Jak zwykle ciemnogród dopiął swego...
Strzelec
2025-05-14 09:54:30
A ten czemu ten ułomek tam się lansuje, pcha się za każdym razem przed obiektyw jakby był tam potrzeby. 5 koło...
Nik
2025-05-14 08:32:44
Starosta powinien za tą sytuację trafić na taczkę i mieć darmowy kurs po mieście.
Rafi
2025-05-14 07:15:33
To ja powiem tak do mieszkańców tej miejscowości. Że w razie wojny to się sami widłami Brońcie nikt nawet nie wystrzeli jednego pocisku żeby was obronić. Tyle w temacie jak się wam doby będą palić to straż też nie przyjedzie bo macie gaśnice kropka i woda w kranie albo w studni
Lukasz
2025-05-14 04:29:59
Idiotów w tym kraju nie brakuje. Wszystko ludziom przeszkadza. Czekam aż to się obróci przeciwko nim i będą płakać ;)
Normalny
2025-05-14 00:37:36
Bo to nie jest Budowa zamku w Stobnicy ????
Dariusz Andrzejczak
2025-05-13 17:53:09
To może Kaczyńska jak Duckshaise. Podobna trochę do Jarka.
Agent X
2025-05-13 13:22:41