O czym może marzyć wędkarz? O przygodzie, którą będzie mógł opowiadać znajomym, dzieciom, a na koniec wnukom. O przygodzie, o której wszyscy będą słuchali z zapartym tchem. Czy przeżyliście już taką przygodę? Jeszcze nie? To ja opowiem o swojej.
Słoneczny lipcowy poranek kilka lat temu. Jako zatwardziały wędkarz nie mogę przepuścić tak wspaniałej pogody. Zbieram wędki, skrzynkę oraz silnik pod pachę i zasuwam na brzeg jeziora Sasek Wielki. Wiele czasu mi to nie zajmuje, bo do brzegu mam tylko 100 metrów. Szybkie uzbrojenie łódki i na wodę.
Pogoda wyśmienita, zero wiatru, ptaszki ćwierkają, a słoneczko wychodzi zza lasu. Przepiękny, polski poranek i co najważniejsze, ja pyrkający na łódeczce wzdłuż brzegu. Żyć nie umierać, pełen relaks. W pewnym momencie tak się zrelaksowałem, że śpiew ptaków zaczął mnie usypiać. Dobrze, że na jeziorze nie ma drzew, bo pewnie któreś bym zaliczył. W końcu doszedłem do wniosku, że wypłynąłem na ryby, a nie na drzemkę na łonie natury.
A więc do dzieła. Celem jest drapieżnik zwany szczupakiem. Szybki rzut oka na skrzynkę z przynętami i wybór pada na sporą seledynową gumę. Pierwsze rzuty potwierdzają dobry wybór. Są brania, ale bardzo ostrożne. Szczupaki gryzą gumę, ale biorą bardzo delikatnie. Co chwila jest zacięcie i albo ryba puści przynętę, albo obgryzie ogon. Dla każdego wędkarza jest to oznaka, że trzeba coś zmienić w sposobie wędkowania. Ja zmieniłem rodzaj przynęty. Z seledynowej większej gumki, zmieniłem na mniejszą w kolorze białym z czarnym grzbietem. Jak się później okazało był to strzał w przysłowiową dziesiątkę.
Na elektrycznym silniczku popyrkałem w pobliże ujścia rzeki. Z doświadczenia wiedziałem, że tam, w podwodnych zaroślach, mogą kryć się dorodne drapieżniki. Pierwszy rzut i jest! Jest branie, ale chyba coś małego, bo oporu dużego ryba nie stawia. Powiedziałbym nawet, że płynie w moją stronę. Im jednak bliżej łódki, tym ryba stawia większy opór. Czubek wędki zaczyna wyginać się w pałąk, a ja szukam miejsca gdzie mogę zaprzeć się nogami. Szczytówka wygięta do maksimum, a rybę jakby zamurowało. Trzyma mnie na dystans i czuję, że robi obroty wokół własnej osi.
Jako pilot powiedziałbym, że robi podwodne beczki. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, ale nie popuszczam. Ja ciągnę do siebie i ryba tak samo - ciągnie do siebie. Przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli, co to za gigant ze mną walczy. Co to za potwór uczepił się końca mojej wędki. Czyżby to ogromny szczupak? A może jakiś zabłąkany węgorz, bo zdarzało mi się wcześniej łowić ten gatunek na gumę. Ja nie popuszczam i ryba też nie. Co podniosę ją trochę z dna, to ona z powrotem tam wraca jak ruska łódź podwodna. W końcu po kilku minutach zaczynam wygrywać. Pompuję potwora na górę. Po kilku energicznych pociągnięciach wędziskiem, mym oczom ukazał się ów potwór - długi z wąsiskami. To nic innego jak sum. Mój pierwszy sum z jeziora Sasek Wielki!
Długo jednak nie nacieszyłem się zdobyczą, bo sum zanurkował i jak torpeda poszedł na dno. Oceniłem go na 15 kilogramów oraz stwierdziłem, że nie zmieszczę go do własnego podbieraka. Moje zmagania obserwował znajomy wędkarz. Krzyknąłem, aby podpłynął i przygotował podbierak. Teraz we dwóch walczyliśmy z moim sumem. Ja trzymałem go na wędce, a znajomy trzymał nasze łódki i podbierak w gotowości. Walka była zażarta i trwała kilkadziesiąt minut. Kilka razy udawało mi się wyciągnąć suma na powierzchnię, ale on za każdym razem pikował do dna.
Zaaferowani walką nawet nie zauważyliśmy, że sum dwie nasze łódeczki odholował ze 300 metrów. Spod ujścia w Jęczniku nagle znaleźliśmy się przy plaży w Piecach. Kiedy wydawało się, że sum odpuszcza i za chwilę będzie nasz, nagle strzeliła żyłka. Po prostu nie wytrzymała napięcia i kilkakrotnego pompowania suma z głębokości pięciu metrów. Zapadła cisza a nerw ścisnął mi gardło na wysokości krtani. No cóż zdarza się, moja ryba życia wygrała. Przez następne pół godziny siedziałem i odpoczywałem, bo po takim boju rąk nie czułem. Szkoda, pozostał smutek, ale i satysfakcja, że miałem okazję poczuć, jak walczy sum z jeziora Sasek Wielki.
Moja opowieść jest prawdziwa i jak się później okazało, nie był to ostatni sum, z którym przyszło mi się zmierzyć na tym jeziorze. Choć po tej historii zamiast żyłki używam plecionki, to żadnego jeszcze nie wyjąłem z wody. Może to i dobrze, bo przynajmniej będę miał, co wnukom opowiadać.
Roman Żokowski
Szanowna Redakcjo! Mieszkańcy Gminy Dźwierzuty, wspierający uczciwość aktualnego wójta, pana Dariusza Tymińskiego, pragną poznać imiona i nazwiska osób i merytoryczną podstawę ich rzekomego niezadowolenia. Powyższy artykuł wykazał jedynie daleko idące szykany, a to już podlega pod paragraf. Pan Tymiński piastuje stanowisko wójta, więc jest osobą publiczną. Zostało naruszone jego dobro osobowe uczciwego człowieka. Czekamy na dalszy ciąg dywagacji.
Wiesława Kowalewska
2024-11-23 13:26:27
Jak wielu ojców ma ten sukces????
Tytus
2024-11-23 09:07:21
Czyżby Wójt zaczął zrywać się z paska?
Mieszkaniec
2024-11-22 20:35:39
Przecież to proste zatrzymać się rozejrzeć i przejechać nie zatrzymasz się to cię zdmuchnie z torów a jak są światła to jest super i pewno jest znak stop który większość olewa
Wąski
2024-11-22 19:52:26
I to się liczy, przynajmniej część młodych zostanie
Gość
2024-11-22 14:48:55
Poza tym dobre drogi dają impuls do rozwoju miast.
Gabi
2024-11-22 14:45:17
Art. 261 Dz. U Prawo wodne obowiązujące w Polsce. Wszystkie grunty wodne morza, rzek, jezior stanowią własność Skarbu Państwa, a w tym pas służebności publicznej obowiązuje od lat x do dzisiaj. Posunięcie bardzo sprytne, lecz niezbyt kulturalne i inteligentne. Zapewne amator dzikiego połowu ryb... nie na wędkę.
Wiesława Kowalewska
2024-11-21 11:35:56
Wydaję mi się, że,,ślizganie,, będzie frajdą dla dzieciaków w tak nie zapomnianej do końca ich życia atmosferze świąt.Oczywiście miasto musi odpowiednio lodowisko udekorować.
Warchol
2024-11-20 13:46:48
Ciekawe , co powiecie , gdy za kilka lat subwencje ekologiczne traktowane obecnie jako \"marchewka\" zostaną obcięte ,lub wycofane z uwagi na biedę budżetową.?
Andrzej
2024-11-20 10:35:58
Mam pewną wątpliwość. Otóż jak dotrzymują słowa politycy wszystkich opcji już wiemy. Czy ktoś bierze pod uwagę fakt ,że przy obecnej mizerii Budżetu, a przyszłość może być jeszcze czarniejsza , subwencja ekologiczna zostanie okrojona lub zlikwidowana.? A Park zostanie ,ze wszystkimi tego konsekwencjami. Następni politycy powiedzą: Sorry- to nie ja obiecywałem. Sam jestem leśnikiem i leży mi na sercu ochrona przyrody, ale jestem przeciwny , aby ludzie z Warszawy z 7-go piętra w bloku \"urządzali\" życie tubylcom -czasem wbrew ich woli. Podejście obecnego kierownictwa Ministerstwa Klimatu nie wskazuje na analizę przyszłych skutków swoich planów. Przepraszam za porównanie ,ale najbardziej mi się to kojarzy z \"Rewolucją kulturalną \"w Chinach. Co z tego wyszło ,ludzie interesujący się historią i polityką wiedzą. Pozdrawiam.
Andrzej
2024-11-20 10:26:15