Niedziela, 24 Listopad
Imieniny: Elżbiety, Katarzyny, Klemensa -

Reklama


Reklama

Ratuj dziadku! - felieton Wiesława Mądrzejowskiego


Bardzo lubię, gdy pada deszcz. Szczególnie po okresie upałów to ogromna ulga. No i nie muszę znów wyciągać wiader, konewki czy nawet ogrodowego węża, aby ulżyć zmaltretowanym przez upał roślinom. Ostatnia, piątkowa ulewa sprzed tygodnia znów przerwała i to z przytupem kolejną falę gorąca. Wychodziłem z domu jeszcze w upale, ale już z parasolem pod pachą. Potem kolejka u lekarza i badanie. Gdy wyszedłem, świat był inny.


  • Data:

Miły chłodek. Niestety, aby dojść do domu trzeba było nadłożyć drogi, bo jak zawsze przy każdej większej ulewie teren nad małym jeziorem obok „biedronki” zalany powyżej kolan. Dzielni strażacy ochotnicy radośnie pompowali wodę do jeziora ponad idiotycznie ukształtowanym trawnikiem blokującym naturalny spływ wody z całego miasta. Właściciele okolicznych sklepów nauczeni doświadczeniem trzymają gdzieś pod ręką worki z piaskiem, które przydają się coraz częściej. Po ulewie przejażdżka rowerem to sama przyjemność. Ruszyłem na początek ścieżką wokół dużego jeziora. I tu przykra niespodzianka. W kilku miejscach od Bartnej Strony na ścieżkę zlały się fale błota i piachu skutecznie ją blokując. Gruntowe dróżki prowadzące do jeziora zostały solidnie przepłukane. Jeszcze kilka takich ulew, a niewątpliwie będą i będziemy tam mieli ciekawe kaniony. Można powiedzieć - taki mamy klimat. Taki mamy i sami go sobie zafundowaliśmy.

 

Jeszcze kilkanaście czy kilka nawet lat temu mogliśmy, ot tak, machnąć ręką na ponure prognozy porąbanych ekologów. Dziś cieplarniany efekt klimatyczny zapukał i to już pięścią do naszych drzwi. Praktycznie zniknęły zimy, a upały i ich skutki przynoszą coraz więcej szkód. Huragany, trąby powietrzne i katastrofalne opady, które kiedyś oglądaliśmy w telewizji jako ciekawostkę z dalekich krajów mamy obecnie za oknem. Nieliczni, którzy się z tego cieszą, to firmy produkujące klimatyzatory, lodówki i wszystkie inne urządzenia niosące ulgę w takim klimacie. Zużycie prądu latem rośnie błyskawicznie. Rząd jak zawsze łżąc w żywe oczy zapewnia, że ceny energii nie odbiją się na naszych kieszeniach. To skąd do jasnej cholery błyskawiczny wzrost cen praktycznie wszystkiego? Ceny prądu dla firm i dla samorządów przecież przekładają się na ceny ich produktów i usług. I to w końcu my wszyscy za to płacimy.


Reklama

 

Klniemy na astronomiczne ceny pietruszki i innych warzyw. To przecież nic innego jak efekt suszy z ubiegłego roku. Co przy okazji doliczyli sobie cwani dystrybutorzy, to już ich zarobek na naszej kieszeni. Mógłbym tak wymieniać tylko finansowe skutki katastrofy klimatycznej jeszcze długo.

 

Mam już swoje lata i jakoś jeszcze parę lat tej globalnej katastrofy przetrwam. W końcu to nikt inny, a właśnie moje durne pokolenie zafundowało nam tę przyjemność. Pal diabli następne pokolenie, które się do tego także bardzo intensywnie przykłada. Piwko pod grillowaną kaszankę ważniejsze. Co jednak winne są nasze wnuki, którym my właśnie przygotowujemy katastrofę jakiej jeszcze nie dziejach świata nie było. Piękne osiągnięcia ma na tym polu obecny rząd. Nie wspomnę o zablokowaniu założeń polityki klimatycznej Unii Europejskiej.

 

Prostowanie łgarstw na ten temat zajęłoby cały ten numer „Tygodnika”. Sprawa jest o wiele prostsza. Gospodarka polska węglem jest ciągle napędzana. Górnicy, gdyby naruszyć ich słusznie zresztą należne szczególne warunki wynagradzania potrafiliby napędzić „warszawce” solidnego stracha. Nie to jest jednak przyczyną bezpośrednią kompromitującego Polskę weta.

 

Zmiana polityki energetycznej to spore koszty, których konieczności suweren mógłby nie załapać. Lepiej więc rzucać miliardy na przedwyborcze ochłapy, lepiej pakować niewyobrażalne środki na pięknie wyglądające samolociki, dzięki którym można pomachać rąsią przed kamerami. Za to podatki od źródeł energii odnawialnej (wiatraki) ostro rosną, nie ma ulg dla tych, którzy biorą sprawy we własne ręce i tworzą własne, prywatne źródła energii fotowoltaicznej. Milion elektrycznych samochodów polskiej produkcji też pięknie wyglądał przed wyborami i się rozpłynął. Porządźmy jak długo się da, a potem potop.

Reklama

 

Gdy dzisiejsze maluchy osiągną wiek uprawniający do udziału w wyborach będzie już za późno. Nikt inny tylko my właśnie jeszcze możemy pomóc im przeżyć. Na władze z Nowogrodzkiej nie ma co liczyć, mają to dokładnie w nosie. Możemy za to wiele zrobić tu na naszym podwórku, dzięki naszym samorządom. Od czegoś trzeba zacząć, bo czas biegnie tak szybko, że nie zdążymy nawet usłyszeć dzwonów bijących na alarm.

 

Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama