Mój kolega ma bardzo ciekawskiego wnuczka, który w odniesieniu do wszystkiego domaga się szczegółowych wyjaśnień, zresztą u sześciolatka to normalne. Kolega stara się jako tako wybrnąć, choć czasem jego odpowiedzi udzielane dziecku są co najmniej niestosowne. Podczas wycieczki do Paryża przystanęli przed pomnikiem Joanny d’Arc: - Kto to jest, dziadziusiu? - To Dziewica Orleańska. – A dlaczego jest dziewicą? – Bo z kamienia…
Nie ma nic wspanialszego niż podróże, znane zresztą od początku ludzkiej cywilizacji. Ich cele bywały różne: handlowe, naukowe, religijne albo najgorsze: wojenne. W poprzednim wieku doszły jeszcze podróże dla przyjemności. Opiekunem wszystkich podróżników jest święty Krzysztof, patron kierowców, marynarzy, podróżnych i przewodników.
W ostatnich dziesięcioleciach nawyki podróżnicze i możliwości, zmieniły się radykalnie. Dobrze pamiętam, że mój dziadek z babką całe życie spędzili tam, gdzie się urodzili. Bo i po co mieli włóczyć się po świecie, czy też po Polsce - skoro mieli tylko swojego konia i wóz (furmankę na żelaznych jeszcze kołach, bez ogumienia), służące wyłącznie do prac rolnych. Poza tym – w zasięgu wzroku i ręki mieli wszystko, co było im do życia potrzebne.
Raz na jakiś czas, wówczas u nich mówiło się „od wielkiego dzwonu” albo „raz na ruski rok”, wyjeżdżali do pobliskiego miasteczka w sprawach niecierpiących zwłoki: do sądu czy do lekarza. Młodym ludziom trudno zrozumieć, ale dopiero w zeszłym stuleciu rozpowszechniły się takie środki komunikacji, jak kolej żelazna, samochody czy samoloty.
Najchętniej używane są samochody, których liczba niebotycznie rośnie, choć napędzane są coraz droższym paliwem - i czuję w kościach, że pomimo chwilowych wahań, niedługo za litr benzyny będziemy płacili po 10 zł. Obłęd! Z uwagi na środowisko naturalne coraz modniejsze stają się samochody elektryczne.
Według planów UE po 2035 roku będą mogły być rejestrowane wyłącznie samochody elektryczne. Jeszcze większy obłęd! Pamiętam, gdy w 1967 roku rozpocząłem pracę w zakładach lniarskich w Szczytnie, to po terenie tylko poruszały się pojazdy elektryczne. Kto nie wierzy, niech zerknie na zachowane moje archiwalne zdjęcie.
Nazywaliśmy je wówczas wózkami akumulatorowymi, służyły do przewozu wewnątrz zakładu towarów, jak i ludzi.
Powracając do wszędobylskich obecnie pojazdów samochodowych, bliżej dzisiaj nam do miasta odległego o kilkadziesiąt kilometrów, niż mojemu dziadkowi było do kościoła w zasięgu jego wzroku. Z czasów dzieciństwa mam zakodowane w pamięci bose babunie, które co niedziela dreptały do kościoła z okolicznych wiosek.
Buty niosły w rękach lub uwiązane na kiju przerzuconym przez ramię. Obecnie w wolne od pracy popołudnie, nie leżymy już sobie „pod gruszą na dowolnie wybranym boku”, ani nie przesiadujemy w knajpie, tylko „wypuszczamy się” w weekend nad morze lub w góry nie zważając na ceny paliwa.
Sprawdzianem naszej obecności na zatłoczonej szosie nie jest aktualna cena za litr benzyny, a zapowiedź trzydniowej aury. Tegoroczne letnie upały, które trafiają się nadzwyczaj często, sprawiają, że wszystkie parkingi, rowy i wolne miejsca postojowe w znanych kurortach mazurskich od świtu są pozapychane. Korki samochodowe tworzą się jak okiem sięgnąć.
Natomiast mój znajomy chcąc być modnym, a faktycznie popularnym w tym sezonie, wybrał plażę w Sopocie. Pierwszego dnia szukał miejsca tuż przy molo. Z marnym skutkiem. W połowie dnia rodak z Mazur zlitował się nad nim i zezwolił mu na rozłożenie leżaka, ale tylko na czas swojej kąpieli w Bałtyku.
Widząc to stłoczeni plażowicze współczuli Mazurowi, że mu weekend minie, a on nie zażyje piaskowej rozkoszy. Podciągnęli więc nogi dając mu miejsce do plażowania. Wcisnął się nieszczęśnik i posiedział do zachodu słońca. Gdy słońce znikło za widnokręgiem - wyruszył w drogę powrotną do domu, gdyż miejsca w hotelach były zarezerwowane do końca sezonu, a może i na dłużej. Podróż była utrudniona ze względu na korki i zamiast trzech trwała pięć godzin.
Parę dni temu, ten znajomy w luźnej rozmowie zapytał mnie, czy znam Sopot. – O tak – odparłem –bywałem tam wiele razy, i w lato, i w zimę, wiosną i jesienią. Przebywałem tam niespodziewanie często w okresie zamieszkiwania we Wrzeszczu, gdy „Czerwone Gitary” grały w sopockim „Non-Stopie”.
Bywałem tam, gdy występowały najpierw z zimowym „Non-Stopie” w Sali Kongresowej sopockiego „Grand Hotelu”, a następnie w letnim, tuż przy samiutkiej nadmorskiej plaży. Pod wielką brezentową kopułą mieściło się około 2000 osób. Część młodzieży siedziała przy stolikach, część stała przy estradzie, ale większość szalała w tańcu na okrągłym betonowym podwyższeniu. Do „Non-Stopu” przyjeżdżała młodzież z całego Trójmiasta i okolic. Przyjeżdżali nawet z dalszych zakątków Polski.
Spotykałem wówczas dużo znajomków z mojego Szczytna, którzy z sentymentu do Krzysztofa Klenczona „pędzili” do tej ikony młodzieżowej piosenki. Krzysiek zawsze wykroił chwilę czasu dla krajana ze Szczytna. Pogadał z każdym o znajomych, o muzyce, o pogodzie... Ja do „Non-Stopu” miałem wstęp wolny, gdyż znałem wszystkich z obsługi i członków zespołu a w szczególności Krzyśka, jako krajana ze Szczytna.
Co najważniejsze, pracowałem, a faktycznie byłem oddelegowany do obsługi bratniego klubu, jakim był klub Stoczni Gdańskiej „Ster” we Wrzeszczu. W klubie tym występował na stałe popularny w tamtych latach zespół młodzieżowy „Tony”, którego solistką była młodziutka Halina Frąckowiak, a trzonem muzyków Ryszard Poznakowski.
Kierownikiem Klubu „Ster” był Adam Dudziński - człowiek, który w tamtych czasach mógł wszystko załatwić i faktycznie załatwiał. W połowie lat sześćdziesiątych objął on kierownictwo administracyjne również nad Czerwonymi Gitarami. Zresztą od powstania zespołu tj. od dnia 3 stycznia 1965 roku Adam Dudziński czynnie uczestniczył w rozkwicie nie tylko finansowym Czerwonych Gitar.
Pamiętam dokładnie, że od tego czasu zespół miał najlepsze w Trójmieście, a faktycznie i w Polsce warunki finansowe, bytowe i rozwojowe. Z tym, że w międzyczasie zespół „Tony” był odsuwany na drugi plan. W klubie „Ster” wytworzyła się niezdrowa atmosfera, w szczególności pomiędzy zespołami i ich fanami.
Ja byłem w głupiej sytuacji, pomiędzy młotem a kowadłem, bo przyjaźniłem się z „Tonami”, a w „Czerwonych Gitarach” występował mój krajan. Po okresie letnim, gdy z wojaży powracały „Czerwone Gitary”, wówczas występowali na przemian z „Tonami”. Z tym, że zawsze na piedestale stały „Czerwone Gitary”. Na szczęście był to okres przejściowy, ale doprowadził do niepotrzebnego rozpadu wartościowego zespołu „Tony”. Pierwsza odeszła solistka Halina Frąckowiak, niedługo po niej kompozytor i szef muzyków Ryszard Poznakowski.
Latem „Non Stop” w Sopocie, natomiast wiosną, jesienią i zimą „Ster” we Wrzeszczu przyciągał młodych, jak lep muchy i to nie tylko z Trójmiasta, ale z całej Polski. Wielokrotnie spotykałem w „Sterze” znajomków ze Szczytna. Pamiętam młode małżeństwo, które zwróciło się do kolegi z obsługi: - Przyjechaliśmy prosto ze Szczytna, tyle kilometrów, żeby posłuchać Klenczona, a tu biletów zabrakło, co zrobić? Wpuszczający rzekł: - Wszystko zależy od szefa, który też jest ze Szczytna.
Przywołano mnie, patrzę i oczom nie wierzę, pytający, to mój kolega z jednej klasy, ze szkoły podstawowej. Młody „żonkoś”, w czarnym garniturze, w czarnych butach, kamizelce i na dodatek w ciemnym krawacie z namalowaną dziewczyną tańczącą „hula-hop”.Jego świeżo zaślubioną żonę też znałem ze Szczytna.
Przyjechali do rodziny w Oliwie, na trzy dni. Ucieszyłem się ogromnie. Otrzymali wstęp bezpłatny, miejsce przy stoliku i faktycznie cały swój rozrywkowy czas spędzili w klubie stoczni gdańskiej „Ster”. Postawiłem mu jedynie warunek, żeby nie wdziewał tego czarnego uniformu. Żeby mi poruty nie robił we Wrzeszczu! Poprosiłem go, żeby ubierał się „na luzie”, bez krawatu. Wówczas, w połowie lat sześćdziesiątych, szałem mody były dżinsy. Spodnie i bluzy przywożone z zachodu przez marynarzy lub kupowane przez nas młodych w gdyńskiej „Baltonie” za dolary, lub od cinkciarzy ewentualnie od pełnomorskich rybaków i marynarzy.
- No to ty Sopot znasz? - Tak, znałem - skwitowałem swoją opowieść. – A ja chciałem się pochwalić moją znajomością tego letniego kurortu, gdzie dzień spędziłem na plaży i większość czasu na szukaniu miejsca na nocleg. Ich ulice niczym szczególnym się nie wyróżniają! Są takie same, jak wszystkie inne w każdym większym mieście, po prostu tłok i drożyzna. Mój powrót do domu, to korki i jeszcze raz korki samochodowe, z których jedyny pożytek, że jest w nich czas się zastanowić, jak się kiedyś podróżowało? To znaczy nie tak dawno temu, na przykład na początku zeszłego wieku?
Zwykły człowiek, którego los zmuszał do dalekiej podróży, wędrował od wsi do wsi na piechotę. Jedynym jego kompanem była laska i węzełek przerzucony przez ramię. W węzełku mieściły się wszystkie potrzebne mu rzeczy. Odbywano przeważnie pielgrzymki do miejsc świętych, takich odległych, niekiedy bardzo dalekich.
Wędrowca przyjmowano po drodze dość chętnie, dając mu nocleg i wyżywienie, bez jakichkolwiek opłat. Bogaci podróżowali konno – wierzchem, lub bryczką zaprzężoną w dwa a nawet cztery konie. Podróżowało się bez pospiechu ze względu na nieprzystosowane drogi, których nikt nie remontował ani nie ulepszał, ale również ze względu na kondycję koni.
Zaletą ówczesnych podróży było oglądanie mijanych krajobrazów i wszystkiego, co po drodze się napotkało. Każdej chałupy, każdego drzewa, każdego mijanego miasta. Dzisiaj nikt nie ma czasu, na oglądanie krajobrazów, każdy patrzy na zegarek i finisz podróży.
Leszek Mierzejewski
e-mail: leszek.mierzejewski@gazeta.pl
Żenujące. Pani fryzjerka buduje się w Rudce a wiadomo że trzeba mieć pieniądze aby kupić tam działkę....mąż jedzie do Holandii i za jedną tygodniówkę może bez problemu swoje małżonce wysłać 500 euro na bilet do Finlandii... każdy z nas ma marzenia i spełnia je nie licząc na zrzutki czy składki...czy Pani fryzjerka będzie potem dającym jej swoje pieniądze robiła fryzury za darmo? W Szczytnie ludzie składają się na chore dzieci ,pieką ciasta i dają je na licytację a tu kobieta w siłę wieku ,mąż w sile wieku ,oboje mają fach w ręku i proszą o datki? Pani fryzjerka za jeden zabieg na włosach może skasować 400 zł i kobiety które chodzą po salonach fryzjerskich na zabiegi laminacji,saunę czy inne podobne tyle płacą... niektórzy ,a nawet sporo ma marzenie żeby starczyło im na życie od 1-go do 1-go....
Iga
2023-09-28 20:19:36
To tzw ślizgacze już wszędzie był.
Artur Ansjon
2023-09-28 17:46:40
Marian, przyszła jesień czas na wykopki. Przestań zajmować się sprawami o których nie masz pojęcia. Środki z dofinansowania biorą się z programów jakie są dostępne, a więc jeżeli jest program na remont czy modernizację to nie wybudujesz z nich nowego budynku. Można nie brać pieniędzy na remont i czekać tak jak proponujesz na programy związane z budową nowych budynków i to nie mieszkalnych ale takich programów chyba nawet nie było więc nie byłoby nigdy budynku dla seniorów. Bierze się to co można, a to co by się chciało nie zawsze jest dostępne. Przypominam że część bezradnych radnych niedawno chciało remontować ten obiekt ze swoich tzn. miejskich funduszy. Dobrze że do tego nie doszło.
ja
2023-09-28 07:16:28
Najpiękniejsze jest to, że \"Letnicy\" sami wykupili działki (w Marksewie) w taki sposób, że do jeziora tam praktycznie nie dojdziesz, a protestują, że sprzedaż jednej \"małej\" działeczki \"zabierze\" dostęp do jeziora - dla mnie czysta hipokryzja (w myśl zasady \"ja mam, a Tobie nie dam\" - patrz nie pozwolę, buhahahaha) Skądinąd Pan Wójt musi mieć środki na inwestycje, więc ... sprzedaje nieruchomości. Co w tym dziwnego? ... No fakt, dziwne jest jednak to, że w miejscu gdzie leży \"kość niezgody\" nie sprzedano działki już jakieś 40 lat. No, a jeszcze ciekawsze jest to, że np. do innej wioski wodociąg doprowadzony był np. za środki \"pozyskane w ramach programu\" i dofinansowanie było np. 90%\", a w Marksewie woda jest/będzie za środki \"samej wioski\" (tu nie trzeba się wysilić, żeby podanie napisać, coby dostać dofinansowanie, itp., tu można zwyczajnie sprzedać, patrz dofinansowanie 0,00%, buahahahahaha) - czysta ekonomia, buahahahaha. Swoją drogą prawie 500 zł za metr kwadratowy to prawie jak na Manhattanie. Kończąc, trzeba powiedzieć jasno, chcieliście mieć wodę w Marksewie, to macie wodę, ale do \"wody\" nie dojdziecie.
Wyborca z wyboru
2023-09-28 04:46:40
I tak wam rozdawnictwo naszych pieniędzy, podła zmino nic nie pomoże, mamy was już serdecznie dosyć!!!!!
Polak
2023-09-27 19:02:36
To może Burmistrz Mańkowski pochwali się co konkretnie robił aby pozyskać środki? Ten człowiek tylko dużo gada a nic nie robi. Szkoda tylko że seniorzy jak pokazuje doświadczenie są tak łatwowierni i wierzą jemu oraz tym dziwnym radnym. Kolejna fatalna decyzja tego całego grona. Zamiast postawić od podstaw nowy parterowy budyneczek dla seniorów i innych organizacji będą klecić starą ruderę!!! Czy nikt w tym mieście nie potrafi logicznie myśleć!!! Tragedia!
marian
2023-09-27 13:53:49
Ale sukces straży Rybackiej że aż trzeba w prasie się tym pochwalić. Dziadka \"wielkiego przestępcę\" na rybach dorwali, który kilka rybek na obiad chciał złowić gdyż mizerna emerytura nażycie nie wystarczała. Wnioskuję by do prezydenta o ordery wystąpić!!!
emryt
2023-09-27 12:36:06
Bandziora nie mogą złapać , ale dziadka z wędką to proszę bardzo aż artykuł powstał
Ona
2023-09-27 12:35:03
Ucieszyła mnie bardzo ta wiadomość że może wreszcie coś się ruszy w tym zakresie. Jednocześnie dziwi mnie że mimo tylu prub pozyskania środków na w/w remont, nigdy nie było pieniędzy. Raptem przed samymi wyborami kasa się znalazła i to w pokaźnej kwocie (kiełbasa wyborcza), to może niech wybory będą co roku. Dziwny jest ten świat, jak śpiewał Czesław Niemen. Pozdrawiam.
senior
2023-09-27 10:46:14
Zuchy! Dziadka złapać to jest sztuka...
wolf
2023-09-27 08:33:51