Czwartek, 28 Marca
Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni -

Reklama


Reklama

Miłe wspomnienia, Szczytno z tygodnia na tydzień – felieton Leszka Mierzejewskiego


Mój kolega ma bardzo ciekawskiego wnuczka, który w odniesieniu do wszystkiego domaga się szczegółowych wyjaśnień, zresztą u sześciolatka to normalne. Kolega stara się jako tako wybrnąć, choć czasem jego odpowiedzi udzielane dziecku są co najmniej niestosowne. Podczas wycieczki do Paryża przystanęli przed pomnikiem Joanny d’Arc: - Kto to jest, dziadziusiu? - To Dziewica Orleańska. – A dlaczego jest dziewicą? – Bo z kamienia…


  • Data:

Nie ma nic wspanialszego niż podróże, znane zresztą od początku ludzkiej cywilizacji. Ich cele bywały różne: handlowe, naukowe, religijne albo najgorsze: wojenne. W poprzednim wieku doszły jeszcze podróże dla przyjemności. Opiekunem wszystkich podróżników jest święty Krzysztof, patron kierowców, marynarzy, podróżnych i przewodników.

 

W ostatnich dziesięcioleciach nawyki podróżnicze i możliwości, zmieniły się radykalnie. Dobrze pamiętam, że mój dziadek z babką całe życie spędzili tam, gdzie się urodzili. Bo i po co mieli włóczyć się po świecie, czy też po Polsce - skoro mieli tylko swojego konia i wóz (furmankę na żelaznych jeszcze kołach, bez ogumienia), służące wyłącznie do prac rolnych. Poza tym – w zasięgu wzroku i ręki mieli wszystko, co było im do życia potrzebne.

 

Raz na jakiś czas, wówczas u nich mówiło się „od wielkiego dzwonu” albo „raz na ruski rok”, wyjeżdżali do pobliskiego miasteczka w sprawach niecierpiących zwłoki: do sądu czy do lekarza. Młodym ludziom trudno zrozumieć, ale dopiero w zeszłym stuleciu rozpowszechniły się takie środki komunikacji, jak kolej żelazna, samochody czy samoloty.

 

Najchętniej używane są samochody, których liczba niebotycznie rośnie, choć napędzane są coraz droższym paliwem - i czuję w kościach, że pomimo chwilowych wahań, niedługo za litr benzyny będziemy płacili po 10 zł. Obłęd! Z uwagi na środowisko naturalne coraz modniejsze stają się samochody elektryczne.

 

Według planów UE po 2035 roku będą mogły być rejestrowane wyłącznie samochody elektryczne. Jeszcze większy obłęd! Pamiętam, gdy w 1967 roku rozpocząłem pracę w zakładach lniarskich w Szczytnie, to po terenie tylko poruszały się pojazdy elektryczne. Kto nie wierzy, niech zerknie na zachowane moje archiwalne zdjęcie.

 

Nazywaliśmy je wówczas wózkami akumulatorowymi, służyły do przewozu wewnątrz zakładu towarów, jak i ludzi.

 

Powracając do wszędobylskich obecnie pojazdów samochodowych, bliżej dzisiaj nam do miasta odległego o kilkadziesiąt kilometrów, niż mojemu dziadkowi było do kościoła w zasięgu jego wzroku. Z czasów dzieciństwa mam zakodowane w pamięci bose babunie, które co niedziela dreptały do kościoła z okolicznych wiosek.

 

Buty niosły w rękach lub uwiązane na kiju przerzuconym przez ramię. Obecnie w wolne od pracy popołudnie, nie leżymy już sobie „pod gruszą na dowolnie wybranym boku”, ani nie przesiadujemy w knajpie, tylko „wypuszczamy się” w weekend nad morze lub w góry nie zważając na ceny paliwa.

 

Sprawdzianem naszej obecności na zatłoczonej szosie nie jest aktualna cena za litr benzyny, a zapowiedź trzydniowej aury. Tegoroczne letnie upały, które trafiają się nadzwyczaj często, sprawiają, że wszystkie parkingi, rowy i wolne miejsca postojowe w znanych kurortach mazurskich od świtu są pozapychane. Korki samochodowe tworzą się jak okiem sięgnąć.

 

Natomiast mój znajomy chcąc być modnym, a faktycznie popularnym w tym sezonie, wybrał plażę w Sopocie. Pierwszego dnia szukał miejsca tuż przy molo. Z marnym skutkiem. W połowie dnia rodak z Mazur zlitował się nad nim i zezwolił mu na rozłożenie leżaka, ale tylko na czas swojej kąpieli w Bałtyku.

 


Reklama

Widząc to stłoczeni plażowicze współczuli Mazurowi, że mu weekend minie, a on nie zażyje piaskowej rozkoszy. Podciągnęli więc nogi dając mu miejsce do plażowania. Wcisnął się nieszczęśnik i posiedział do zachodu słońca. Gdy słońce znikło za widnokręgiem - wyruszył w drogę powrotną do domu, gdyż miejsca w hotelach były zarezerwowane do końca sezonu, a może i na dłużej. Podróż była utrudniona ze względu na korki i zamiast trzech trwała pięć godzin.

 

Parę dni temu, ten znajomy w luźnej rozmowie zapytał mnie, czy znam Sopot. – O tak – odparłem –bywałem tam wiele razy, i w lato, i w zimę, wiosną i jesienią. Przebywałem tam niespodziewanie często w okresie zamieszkiwania we Wrzeszczu, gdy „Czerwone Gitary” grały w sopockim „Non-Stopie”.

 

Bywałem tam, gdy występowały najpierw z zimowym „Non-Stopie” w Sali Kongresowej sopockiego „Grand Hotelu”, a następnie w letnim, tuż przy samiutkiej nadmorskiej plaży. Pod wielką brezentową kopułą mieściło się około 2000 osób. Część młodzieży siedziała przy stolikach, część stała przy estradzie, ale większość szalała w tańcu na okrągłym betonowym podwyższeniu. Do „Non-Stopu” przyjeżdżała młodzież z całego Trójmiasta i okolic. Przyjeżdżali nawet z dalszych zakątków Polski.

 

Spotykałem wówczas dużo znajomków z mojego Szczytna, którzy z sentymentu do Krzysztofa Klenczona „pędzili” do tej ikony młodzieżowej piosenki. Krzysiek zawsze wykroił chwilę czasu dla krajana ze Szczytna. Pogadał z każdym o znajomych, o muzyce, o pogodzie... Ja do „Non-Stopu” miałem wstęp wolny, gdyż znałem wszystkich z obsługi i członków zespołu a w szczególności Krzyśka, jako krajana ze Szczytna.

 

Co najważniejsze, pracowałem, a faktycznie byłem oddelegowany do obsługi bratniego klubu, jakim był klub Stoczni Gdańskiej „Ster” we Wrzeszczu. W klubie tym występował na stałe popularny w tamtych latach zespół młodzieżowy „Tony”, którego solistką była młodziutka Halina Frąckowiak, a trzonem muzyków Ryszard Poznakowski.

 

 

Kierownikiem Klubu „Ster” był Adam Dudziński - człowiek, który w tamtych czasach mógł wszystko załatwić i faktycznie załatwiał. W połowie lat sześćdziesiątych objął on kierownictwo administracyjne również nad Czerwonymi Gitarami. Zresztą od powstania zespołu tj. od dnia 3 stycznia 1965 roku Adam Dudziński czynnie uczestniczył w rozkwicie nie tylko finansowym Czerwonych Gitar.

 

Pamiętam dokładnie, że od tego czasu zespół miał najlepsze w Trójmieście, a faktycznie i w Polsce warunki finansowe, bytowe i rozwojowe. Z tym, że w międzyczasie zespół „Tony” był odsuwany na drugi plan. W klubie „Ster” wytworzyła się niezdrowa atmosfera, w szczególności pomiędzy zespołami i ich fanami.

 

Ja byłem w głupiej sytuacji, pomiędzy młotem a kowadłem, bo przyjaźniłem się z „Tonami”, a w „Czerwonych Gitarach” występował mój krajan. Po okresie letnim, gdy z wojaży powracały „Czerwone Gitary”, wówczas występowali na przemian z „Tonami”. Z tym, że zawsze na piedestale stały „Czerwone Gitary”. Na szczęście był to okres przejściowy, ale doprowadził do niepotrzebnego rozpadu wartościowego zespołu „Tony”. Pierwsza odeszła solistka Halina Frąckowiak, niedługo po niej kompozytor i szef muzyków Ryszard Poznakowski.

Reklama

 

Latem „Non Stop” w Sopocie, natomiast wiosną, jesienią i zimą „Ster” we Wrzeszczu przyciągał młodych, jak lep muchy i to nie tylko z Trójmiasta, ale z całej Polski. Wielokrotnie spotykałem w „Sterze” znajomków ze Szczytna. Pamiętam młode małżeństwo, które zwróciło się do kolegi z obsługi: - Przyjechaliśmy prosto ze Szczytna, tyle kilometrów, żeby posłuchać Klenczona, a tu biletów zabrakło, co zrobić? Wpuszczający rzekł: - Wszystko zależy od szefa, który też jest ze Szczytna.

 

Przywołano mnie, patrzę i oczom nie wierzę, pytający, to mój kolega z jednej klasy, ze szkoły podstawowej. Młody „żonkoś”, w czarnym garniturze, w czarnych butach, kamizelce i na dodatek w ciemnym krawacie z namalowaną dziewczyną tańczącą „hula-hop”.Jego świeżo zaślubioną żonę też znałem ze Szczytna.

 

Przyjechali do rodziny w Oliwie, na trzy dni. Ucieszyłem się ogromnie. Otrzymali wstęp bezpłatny, miejsce przy stoliku i faktycznie cały swój rozrywkowy czas spędzili w klubie stoczni gdańskiej „Ster”. Postawiłem mu jedynie warunek, żeby nie wdziewał tego czarnego uniformu. Żeby mi poruty nie robił we Wrzeszczu! Poprosiłem go, żeby ubierał się „na luzie”, bez krawatu. Wówczas, w połowie lat sześćdziesiątych, szałem mody były dżinsy. Spodnie i bluzy przywożone z zachodu przez marynarzy lub kupowane przez nas młodych w gdyńskiej „Baltonie” za dolary, lub od cinkciarzy ewentualnie od pełnomorskich rybaków i marynarzy.

 

- No to ty Sopot znasz? - Tak, znałem - skwitowałem swoją opowieść. – A ja chciałem się pochwalić moją znajomością tego letniego kurortu, gdzie dzień spędziłem na plaży i większość czasu na szukaniu miejsca na nocleg. Ich ulice niczym szczególnym się nie wyróżniają! Są takie same, jak wszystkie inne w każdym większym mieście, po prostu tłok i drożyzna. Mój powrót do domu, to korki i jeszcze raz korki samochodowe, z których jedyny pożytek, że jest w nich czas się zastanowić, jak się kiedyś podróżowało? To znaczy nie tak dawno temu, na przykład na początku zeszłego wieku?

 

Zwykły człowiek, którego los zmuszał do dalekiej podróży, wędrował od wsi do wsi na piechotę. Jedynym jego kompanem była laska i węzełek przerzucony przez ramię. W węzełku mieściły się wszystkie potrzebne mu rzeczy. Odbywano przeważnie pielgrzymki do miejsc świętych, takich odległych, niekiedy bardzo dalekich.

 

Wędrowca przyjmowano po drodze dość chętnie, dając mu nocleg i wyżywienie, bez jakichkolwiek opłat. Bogaci podróżowali konno – wierzchem, lub bryczką zaprzężoną w dwa a nawet cztery konie. Podróżowało się bez pospiechu ze względu na nieprzystosowane drogi, których nikt nie remontował ani nie ulepszał, ale również ze względu na kondycję koni.

 

 

Zaletą ówczesnych podróży było oglądanie mijanych krajobrazów i wszystkiego, co po drodze się napotkało. Każdej chałupy, każdego drzewa, każdego mijanego miasta. Dzisiaj nikt nie ma czasu, na oglądanie krajobrazów, każdy patrzy na zegarek i finisz podróży.

 

Leszek Mierzejewski

e-mail: leszek.mierzejewski@gazeta.pl

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    do :Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska. Oczywiście sprawa słuszna i potrzebna nie tylko od święta ale szczególnie na co dzień. Zaproszenie podczas konwencji wyborczej, skierowane do kandydatów, w okresie wyborów to jak to inaczej odebrać! W ten sposób słuszne działanie obarcza się taką otoczką. Czasami lepiej zrobić to w innym okresie lub nawet z mniejszą ilością uczestników. Jest wtedy większa wiarygodność. Działanie takie nie powinno mieć też charakteru akcyjnego bo jak wszystko co akcyjne w naszym kochanym kraju to tylko działanie promocyjne a nie wyraz rzeczywistej troski. Pozdrawiam i życzę zdrowych i pogodnych świąt!!!

    marian


    2024-03-28 10:54:16
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Nie wszyscy przyszli na akcję z powodu wyborów samorządowych... Część uczestników przyszła, bo ważna dla nich jest Natura i piękna przyroda, o którą powinno się dnać na co dzień. Akcja ważna, potrzebna, ale niepotrzebnie przykrywają ją rozważania polityczne. Wszyscy dbajmy na co dzień o porządek, zwracajmy uwagę zaśmiecającym...

    Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska


    2024-03-27 13:34:56
  • Poznaj dzielnicowych w akcji podczas plebiscytu #SuperDzielnicowy2024
    To jakas kpina. Jak ja mam oddac glos na superdzielnicowego jak ja nawet nie wiem kto nim jest. Glos powinien byc oddany za zaslugi a nie po pokazaniu zdjecia w gazecie. Czym zasluzyli sie dzielnicowi z naszego powiatu, mala podpowiedz. Niczym, po za pierdzeniem w fotel i pozowaniem do zdjec.

    Shazza


    2024-03-27 13:34:24
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że mała grupka ludzi chce tłumaczyć innym co jest dobre i co powinni robić. Oczywiście w kontekście nadchodzących wyborów. Większość z obecnych tam osób nie robiła tego z własnego przekonania tylko dlatego, że trzeba tam być bo niedługo wybory. Smutne jest jeszcze to, że niewielka ale zaangażowana grupa ludzi w wyborach decyduje za większość której nie chce się iść lub jak już idą to nawet nie zastanawiają się jak ich wybór będzie wpływał na ich codzienne życie. Potem pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie!!!!

    marian


    2024-03-27 10:33:52
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Tam się troszeczkę spędziło czasu????

    Laki


    2024-03-27 08:30:09
  • Robert Rubak: – czas na przetasowania w radzie
    Miałem przyjemność z bliska obserwować działania p. Rubaka w poprzedniej kampanii wyborczej. Liczyłem, iż nastąpi później okres jego współpracy z burmistrzem co uważałem za dużą szansę dla miasta i regionu. Wielka szkoda, iż p. burmistrz wybrał innych współpracowników. Mam nadzieję, iż p. Rubak znajdzie miejsce w nowej Radzie Powiatu.

    wiesław mądrzejowski


    2024-03-26 15:39:38
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Szkoda że wyborów nie ma co roku, przynajmniej wokół jeziora byłoby czysto. Ciekawe czy na koniec dali sobie buzi a może po buzi.

    mieszkaniec


    2024-03-26 14:50:11
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Współpraca z samorządem? A z kim się pan spotkał, p. Ochman nie należy do naszego samorządu. Brawo PIS, no i PO, w sumie PSL to też to samo.

    Mieszkaniec


    2024-03-26 11:59:15
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Bezpartyjny kandydat ale od Tuska :) No i z Myszyńca, ale skąd on się wziął w Szczytnie ?

    Marian


    2024-03-26 11:26:50
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Pani (?) Anno, jak się coś pisze to trzeba najpierw pomyśleć. Kiedy i gdzie p. Ochman, Stefan jakby kto pytał, obiecywał paliwo po 5 zł i dobrowolny ZUS? To uprawnienia Sejmu a burmistrzowi nawet Szczytna nic co tego.

    Rysiek T.


    2024-03-26 09:05:07

Reklama