Izabela Parzych (44 l.) z Klonu wraz z rodziną marzyła o własnym mieszkaniu. Ciężko pracowała, aby zarobić na „własny raj”. Gdy go znalazła, dostała kredyt, i kupiła... rozpoczął się koszmar. Mimo, że jest właścicielem mieszkania w domu przy ul. Powstańców Warszawy w Szczytnie musi wraz z rodziną włóczyć się po stancjach. - Sąsiedzi nie dają nam tam żyć – mówi ze smutkiem pani Iza. - Zostaliśmy oszukani przez byłego właściciela, bo mieliśmy mieć tam spokój. Żal mamy też do biura, które pośredniczyło w sprzedaży. Dziś mamy kredyt, mieszkanie, w którym nie da się żyć, z rodziną włóczymy się po stancjach i zapewne czeka nas długa batalia przed sądem, aby to wszystko odwrócić. Koszmar – płacze pani Iza.
Izabela Parzych pochodzi z Klonu. Ale dwa lata temu zdecydowała się przeprowadzić z rodziną do Szczytna.
- Chciałam mieć bliżej do pracy, a dzieci miałyby bliżej do szkół – wspomina. - Wybór padł na Szczytno. Zaczęliśmy szukać jakiegoś mieszkanka, które pomieściłoby naszą piątkę.
Rodzina skorzystała z jednego z biur nieruchomości w Szczytnie.
- Mieszkanie znaleźliśmy dość szybko, była to podobno okazja. Po generalnym remoncie, nic, tylko się wprowadzać – mówi pani Izabela. - Córkom bardzo się ono podobało. Biuro nieruchomości i właściciel zapewniali, że wszystko jest dobrze. Zaufaliśmy.
Własne mieszkanie na gwiazdkę
Rodzina państwa Parzychów kupiła mieszkanie w domu jednorodzinnym przy ulicy Powstańców Warszawy w Szczytnie.
- Wprowadziliśmy się tam przed Bożym Narodzeniem, był to dla nas wszystkich taki gwiazdkowy prezent, bardzo się cieszyliśmy – mówi ze łzami w oczach pani Izabela. - Ta sielanka, za sprawą sąsiadów, którzy mieszkali na dole, przerodziła się jednak w koszmar. Z każdym dniem zaczęły wychodzić jakieś nieprawidłowości, konflikty. Sąsiedzi zaczęli nas wyzywać, wzywali policję twierdząc, że za głośno chodzimy, była nawet sprawa w sądzie, ale nigdy nie zostaliśmy ukarani, bo nic złego nie robiliśmy, chcieliśmy tam po prostu spokojnie mieszkać i cieszyć się życiem... - dodaje. - Co jakiś czas przysyłali nam listy i zarzucali jakieś absurdalne rzeczy. Mam ich cały stos – pokazuje je pani Izabela. - To mobbing.
- Z każdym kolejnym tygodniem było coraz gorzej, gdy wracałam po nocce z pracy i gdy oni to widzieli, to walili w sufit, krzyczeli... robili hałas, abym nie mogła zasnąć, odpocząć, a gdy zgłaszałam to policji twierdzono, że jest bezradna, że mam założyć sprawę cywilną – smuci się Izabela Parzych.
Raj zamienił się w piekło
Mimo takich incydentów rodzina państwa Parzychów próbowała tam normalnie funkcjonować. Szukała jednak pomocy w biurze nieruchomości, które pośredniczyło w sprzedaży oraz u poprzedniego właściciela.
- Mówili, że wszystko jest dobrze, poprzedni właściciel kłamał w żywe oczy mówiąc, że wszystkie prace w domu były zrobione legalnie, bo sąsiedzi na dole zaczęli nasyłać na nas różne instytucje wytykając, że to czy tamto jest nielegalne. Byliśmy w szoku. Nasz raj zamienił się w piekło.
Czeka ich batalia w sądzie?
W końcu sąsiedzi z dołu odcięli rodzinie Parzych wodę. - Początkowo myśleliśmy, że to jakaś awaria – mówi pani Izabela. - Gdy zadzwoniliśmy do wodociągów okazało się, że to świadome działanie, przyjechała policja. Wodę włączyli. Ale za jakiś czas odcięli nam kanalizację twierdząc, że nasza jest nielegalna. Pobudowalibyśmy tam swoją, ale nie ma w tym domu takich możliwości technicznych. Poprzedni właściciel wiele rzeczy zataił. Mamy do niego ogromny żal i będziemy walczyli przed sądem o unieważnienie umowy i zwrot pieniędzy. W tym koszmarze nie dało się żyć. Mimo że jesteśmy właścicielami tego mieszkania zdecydowaliśmy się z niego wyprowadzić. Poszliśmy na stancję. Ale kredyt, opłata stancji...
Nie o takiej normalności marzyłam – płacze pani Izabela. - Czy nie ma na takie oszustwa, na takich ludzi prawa? Boję się, że teraz przez kilka lat będę udowadniała przed sądem, że prawda jest po mojej stronie. Wydaliśmy na to mieszkanie wszystkie nasze oszczędności, dołożyliśmy kredyt, kto nam to zwróci? Pewnie można byłoby to mieszkanie sprzedać, ale nie jestem taka i nie miałbym sumienia wpuścić w ten koszmar innych ludzi...
Trudno uwierzyć...
Pani Iza próbowała rozmawiać z był właścicielem i sąsiadami. - Sąsiedzi i były właściciel to rodzina, mimo naszych prób nie ma chęci z ich strony na polubowne rozwiązanie tego problemu – żali się kobieta. - Nie mamy wyjścia, sprawę kierujemy do sądu. Będziemy dochodzili swoich praw, bo według nas to ewidentne oszustwo, zatajono wiele rzeczy. Poprosiliśmy panią mecenas, aby nas reprezentowała. Nadal trudno mi uwierzyć, że ktoś może tak postępować. Chcieliśmy tylko normalnie żyć. Poprosiłam waszą redakcję o interwencję, bo wciąż liczę, że jak to przeczytają, to się opamiętają, że pozwolą nam tam normalnie mieszkać albo dobrowolnie oddadzą pieniądze... Od miesiąca mieszkamy na stancji, nie wiem, co będzie dalej. Gdybyśmy wiedzieli, że tak będzie, to w życiu nie kupiłabym tego mieszkania.
Radek
To może teraz właściciel biura Zbigniew się wypowie?