Piątek, 21 Marca
Imieniny: Joachima, Kiry, Maurycego -

Reklama


Reklama

Tym żyliśmy – felieton Leszka Mierzejewskiego


Stalin w naszej świadomości to już negatywna zaszłość, powstanie na Słowacji to nie nasza historia, powstanie warszawskie to wielki hołd mieszkańcom Warszawy, szpital powiatowy w Biskupcu do dzisiejszego dnia stoi nam kością w gardle.



Gdy w 1982 roku zostałem zatrudniony w Zespole Opieki Zdrowotnej w Szczytnie, to nagminnie słyszałem pytania: ”Dlaczego w Biskupcu, a nie w Szczytnie wybudowano ultranowoczesny szpital powiatowy?” Tajemnica nie była zawiła, po prostu odpowiedź tkwiła w nieumiejętnym działaniu naszych ówczesnych władz polityczno–administracyjnych. 

 

Władze Biskupca miały większą siłę przebicia, mając dodatkową motywację: bliższą i lepszą, bo ekspresową drogę o długości 30 km do Olsztyna - co niby gwarantowało zaplecze dla zdrowia olsztyniaków! Hochsztaplerka a faktycznie malwersacja! Po trzecie, błędem było, że szczycieńscy prominenci i dyrekcja ZOZ w Szczytnie postawiła na gigantomanię zamiast z rozsądkiem i umiarem walczyć o nową inwestycję lub sukcesywny remont naszego szpitala.

 

Lokalizację tej inwestycji planowano naprzeciw naszego miejskiego stadionu, na ulicy Śląskiej. Natomiast po dzień dzisiejszy słyszę złośliwe pytania, czy mądrze jest rozbudowywać stary szpital? Odpowiadam, że jak najbardziej tak, bo jest to rewitalizacja zabytkowego budynku łącząca przeszłość z teraźniejszością. Przede wszystkim renowacja architektoniczna zmienia przestarzały budynek szpitalny w atrakcyjny kompleks szpitalny zachowując jego oryginalne cechy. 

 

Zresztą renowacja starych budowli jest coraz popularniejsza nie tylko w Polsce. Stare budynki zmieniają się w nowoczesne mieszkania, centra kultury i miejsca publiczne zachowując swój historyczny urok. Działanie obecnej dyrekcji szpitala i starostwa powiatowego w Szczytnie jest więc super trafione i popierane przez społeczność lokalną. Zaczynając pracę w opiece zdrowotnej, wkroczyłem w najgorszy okres jej funkcjonowania. 

 

Traktowani byliśmy przez olsztyńskie władze, jak piąte koło u wozu, znajdowaliśmy się na marginesie pod względem realizacji potrzeb finansowych i rozwojowych. W tamtych czasach planowaniem i przydzielaniem środków zajmowały się odgórnie władze zwierzchnie, w naszym przypadku Wydział Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie. 

 

Dyrektorem Wydziału był lek. stom. Marek Michniewicz (proszę nie mylić ze znanym w powiecie lek. chirurgiem). Zwierzchnikiem był Wojewoda Olsztyński, sympatyczny zresztą Sergiusz Rubczewski. Dyrektorem naczelnym ZOZ w Szczytnie był lek. Wenanty Lewalski, który był super dyrektorem, posiadał wypracowaną wizję i standardy pracy oraz tworzył przyjazną atmosferę sprzyjającą lecznictwu. 

 

Po pewnym czasie, w następstwie kompleksowych monitoringów, po kontroli Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej, która szukała u nas „dziury w całym”- fotel dyrektorski już go nie satysfakcjonował. Miał na tyle odwagi, by zrezygnować z funkcji i zająć się od 1984 roku wyłącznie chorobami oczu. Dziś, na marginesie wtrącę, że dyrekcja szpitala w Szczytnie ma inne nieporównywalne z naszymi warunki do zarządzania, bo po pierwsze, mają na głowie tylko szpital. My mieliśmy utrapienie, bo całą opiekę zdrowotną w mieście i powiecie! 

 

A w latach 70. dorzucono nam jeszcze lecznictwo w gminie Purda z PGR-owskim ośrodkiem zdrowia w Klewkach. Po drugie, mają na miejscu swojego rozsądnego pracodawcę tj. Starostwo Powiatowe w Szczytnie. Nami „zarządzało” kilku rządzących, wśród nich wyrocznią był Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Olsztynie. 

 

Był on strukturą o dualnym charakterze, po prostu stanowił jednocześnie ciało o typie ustawodawczym i zarządzającym. Prawda jest taka, że wówczas bogiem i carem był I Sekretarz tegoż Komitetu Jan Laskowski. Wszystko od niego zależało. 


Reklama

 

Co najgorsze, że „towarzysz sekretarz” nie pałał do Szczytno miłością, on dobrze znał strajki solidarnościowe, szczególnie w PZPL „Lenpol”. W tym więc roku 1982 wdepnąłem w sam środek g., zarówno w terenie, jak i w naszym mieście. Zastałem przysłowiowe bagno. Szpital niemal w ruinie, brak w mieście przychodni z prawdziwego zdarzenia, przestarzałe ośrodki zdrowia w terenie. 

 

Olsztyn głuchy na nasze prośby i postulaty! Jedyne co było nadal praktykowane, to różnorakie kontrole zalecające. Wszystko się zmieniło, gdy dyrektorem naczelnym ZOZ w Szczytnie została lek. Teresa Paciorkowska-Olbryś, a na I sekretarza Komitetu Powiatowego PZPR w Szczytnie została wybrana nasza kierowniczka Sekcji Żywienia – Krystyna Łabacka. Pierwszą inwestycją, którą oddaliśmy dla pacjentów był oddział zakaźny z ordynatorem dr. Jerzym Wasilewskim. Na piętrze uruchomiliśmy oddział dziecięcy i noworodki, gdzie ordynatorami zostali lek. Elżbieta Różacka i lek. Tadeusz Rogala. 

 

Na parterze uruchomiliśmy rehabilitację, laboratorium i dezynfekcję. Dalsza rozbudowa i modernizacja budynku szpitala nie wchodziła w rachubę. Na minusie byliśmy z parą technologiczną, a w zimę brak było ciepłej wody do celów sanitarnych i do ogrzewania. Kotłownia, która mieściła się w piwnicach, była wyeksploatowana i przeciążona. Identyczny problem istniał w miejskich kotłowniach. Wówczas zrobiliśmy „przekręt”, bo bez zgody Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie, ale przy aprobacie KW PZPR w Olsztynie udaliśmy się bezpośrednio do Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej w Warszawie. 

 

Ścieżki torował nam ówczesny poseł na Sejm Wiktor Marek Leyk. z którym pojechaliśmy do wiceministra w składzie: T. Paciorkowska-Olbryś, K. Łabacka i L. Mierzejewski. Wówczas otrzymaliśmy zgodę i przydzielił środki na budowę wolnostojącej kotłowni węglowej. Dostaliśmy również priorytet na dalsze inwestycje. Dla władz wojewódzkich, a szczególnie dla wydziału zdrowia, to był cios poniżej pasa. 

 

Z budową kotłowni węglowej wchodziliśmy już w nowy ustrój, ale zanim się on zmienił, zrobiliśmy następny „szwindel”: przeprojektowaliśmy ją na olejową. Tu pomocą posłużył nam I Sekretarz KW PZPR w Bydgoszczy, bo pod ten rejon podlegaliśmy z energetyką cieplną. Po tzw. rodzinie, bo jeden z naszych ordynatorów był jego bratem. Ja byłem w swoim żywiole. 

 

Nieustannie przemieszczałem się z jednej gminy do drugiej. Współpracowałem z zacnymi ludźmi gmin, z naczelnikami, kierownikami wiejskich i gminnych ośrodków zdrowia. Do dziś super wspominam: W. Markowskiego, C. Małkowskiego, H. Samborskiego, później też A. Krzyśkowa... 

 

Podchodziłem do życia niestandardowo, dlatego udało nam się wspólnymi siłami wybudować nowe ośrodki zdrowia w Wielbarku, Świętajnie, Spychowie… Dużo potu wylałem, żeby w pierwszej kolejności wybudować przychodnię przy ul. Kościuszki 20 w Szczytnie. 

 

Niech za przykład posłuży jeden z absurdów z tamtych lat, które były na porządku dziennym. Nagminnie brakowało farb emulsyjnych i olejnych, więc żeby zakończyć roboty w przychodni pojechaliśmy po te barwniki aż do Bielska Białej, do zagłębia produkcji farb w Polsce. 

 

Z ówczesnym (mniej więcej połowa lat 80.) naczelnikiem Szczytna Janem Hoffmanem zawitaliśmy do Józefa Budzińskiego, który zarządzał w Bielsku Białej, a który w latach 1971-1975 był I Sekretarzem KW PZPR w Olsztynie. Znali się z naszym naczelnikiem jak łyse konie, więc bez problemu farby nie tylko dla naszych potrzeb, ale i dla miasta i powiatu. Wspomnianą wcześniej kotłownię ze spalarnią odpadów medycznych oddaliśmy do eksploatacji w 1994 roku.

Reklama

W nowym obiekcie znalazły siedzibę: administracja, magazyny i następnie pogotowie. Dziś mnie pytają, czy potrzebna była przy kotłowni spalarnia odpadów medycznych? Wówczas tak, bo wszystkie odpady medyczne ze szpitala, z przychodni miejskiej, z gminnych i wiejskich ośrodków zdrowia oraz z prywatnych gabinetów musiały być spalane, a dostępnych i nieodległych spalarni nie było. 

 

Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Spalarnia z biegiem lat uległa dewastacji, dziś stoi nieczynna. Jednocześnie otrzymuję pytanie, czy potrzebne było przeniesienie do budynku kotłowni pogotowia? Tak, bo w poprzedniej siedzibie przy ul. Jana Lipperta 10, panowała ciasnota, brak było placu i garaży na karetki. A czy to dobry, obecny pomysł na budowę nowej siedziby dla pogotowia? 

 

Bezsprzecznie tak, bo łatwiej jest coś budować od podstaw, niż dobudowywać lub przystosowywać stare obiekty do nowych i to specjalistycznych potrzeb! Po uruchomieniu kotłowni, ruszyła budowa wolnostojącej pralni z barierą higieniczną i był to wtedy najnowocześniejszy taki obiekt w Polsce. Dziś też pytają, czy potrzebna była ta pralnia. 

 

Po stokroć tak, bo wszystkie brudy z podległych jednostek praliśmy na miejscu. Dziś są one gdzieś odpłatnie zawożone do prania, a personel szpitala zmniejszył się o 16 osób: praczek, prasowaczek i krawcowych. My posiadaliśmy własną kuchnię i planowaliśmy budowę nowego bloku żywieniowego. Dziś żywność dla chorych przywożona jest spoza naszego powiatu, więc nie ma zatrudnionych kucharek i obsługi. Posiadaliśmy własny zakład remontowo–budowlany, dziś wszystkie remonty i budowy zlecane są na zewnątrz, a 62 naszych ludzi musiało się rozstać z pracą. W szpitalnych zasobach były też mieszkania: 27 w terenie i 25 w Szczytnie.

 

Dzięki nim mieliśmy też atut w ręku - wyższy i średni personel medyczny kaperowany był lokalem mieszkaniowym. Nam nie brakowało lekarzy i pielęgniarek do pracy, nas nie zasilał personel z Ukrainy, z Litwy czy też z Afryki. Jedyny ciemnoskóry lekarz był sensacją! Nowa kotłownia „uwolniła” piwnice w szpitalu, co pozwoliło na uruchomienie nowego zespołu rentgenowskiego, zmodernizowanie bloku operacyjnego… 

 

Dziś mało kto mi uwierzy, ale na początku mojego dyrektorowania najpoważniejszym zagrożeniem szpitalnym było robactwo, w tym karaluchy. Myszy i szczury wędrowały po dolnym korytarzu, niczym ludzie po ulicy Odrodzenia. Cykliczne dezynsekcje i deratyzacje przynosiły chwilowy skutek. Wszystko znikło po wyprowadzeniu z głównego budynku pralni i kotłowni, gdzie w cieple i wilgoci swobodnie bytowały i się rozmnażały.

 

Aktualnie niektórzy nie mogą lub nie chcą zrozumieć, że 30-40 lat temu inna była ekonomia, zarządzanie... Inne potrzeby i możliwości. Nie było 500+, 800+, czy też dodatkowych świadczeń socjalnych…. Była ruina ekonomiczna lat 80. i ponad 30-procentowe bezrobocie lat 90.

 

 

tekst: Leszek Mierzejewski

e-mail: leszek.mierzejewski@gazeta.pl



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama