Niedziela, 24 Listopad
Imieniny: Elżbiety, Katarzyny, Klemensa -

Reklama


Reklama

Szczycieńskie popołudnie - felieton Wiesława Mądrzejowskiego


Niezbyt często zdarza mi się niespodziewanie wolne popołudnie, gdy okazuje się, że nie mam do zrobienia niczego pilnego. Odstawiam komputer i… No właśnie. Godzina siedemnasta, ciemno już zupełnie, za oknem wyjątkowo tej zimy (?) ze dwa stopnie poniżej zera. Jest okazja, aby wciągnąć kapotę i zrobić sobie nieplanowany wcześniej spacerek. Do lasu już trochę za późno, więc ruszam ścieżką wokół dużego jeziora. Już na początku niespodzianka.


  • Data:

Na ten sam pomysł wpadło jeszcze przynajmniej kilkanaście osób, z którymi się mijam, wyprzedzam albo jestem wyprzedzany. Ta ścieżka jest naprawdę najbardziej trafioną wspólną inwestycją poprzednich władz miasta i gminy. Na wiosnę będzie wymagała już małej kosmetyki, ale fanów spacerów czy przejażdżek ma zaprzysięgłych.

 

Rozpiętość wiekowa użytkowników też imponująca – od niemowlaków w wózkach po mało stateczną „sięcioletnią” młodzież z kijkami czy na rowerach. Gdy wracam w kierunku miasta dobry nastrój niestety pryska. Od strony Kamionka Szczytno ledwo widać. Nad miastem wisi gęsta zawiesina. Sprawdzam w Internecie – zanieczyszczenie powietrza w okolicach Placu Juranda pyłami rakotwórczymi PM10 i PM2,5 prawie dwukrotnie przekracza i tak niezwykle liberalne polskie normy. Informuję o tym już od dawna, alarmuję gdzie tylko mogę. I nic. Głucha cisza. Bo to przecież w tej chwili nikogo nie boli. Ani mieszkańców, ani władz miasta. Najwyżej szczypie w oczy i drapie w gardle. Zaboli na onkologii.

 

Z pewną taką obawą zbliżam się do miasta i mijam lodowisko. To już tym razem inwestycja aktualnych władz, także dobrze trafiona. Na tafli kilkanaście osób radzących sobie lepiej lub gorzej. Wyróżnia się pani o ognistej fryzurze, która udanie kręci nawet piruety. Wypadałoby się cieszyć, ale gdy sobie przypomnę czym łyżwiarze oddychają, to radość o wiele mniejsza. Po drugiej stronie ulicy zapalają się światła nad sfatygowanym „orlikiem”. Przypominam sobie, że na facebooku widziałem anons zapraszający na pierwsze po świątecznej przerwie spotkanie zawodników, działaczy i kibiców piłkarskich naszego SKS.


Reklama

 

Uznaję się więc za kibica i stoję w grupce, jak się okazało, działaczy tego klubu. Dla mało zainteresowanych piłką kopaną nasza drużyna reprezentująca miasto i powiat w VI bodajże lidze osiągnęła w jesiennej rundzie historyczny wynik. W kilkunastu spotkaniach nie zdobyła ani jednego punktu! Jesienią pan burmistrz wykazał publicznie zbulwersowanie taką sytuacją, winą obarczył aktualny zarząd klubu i zapowiedział radykalne jego zmiany. Miałem więc teraz okazję wysłuchać i drugiej strony.

 

Sam dawno temu byłem tzw. działaczem piłkarskim i zdarzyło mi się nawet kierować sekcją piłkarską ówczesnej Gwardii, której zawodnikom i trenerom udało się po raz ostatni w historii Szczytna awansować do piłkarskiej drugiej ligi (odpowiednik dzisiejszej pierwszej). Ma piłka w Szczytnie piękne tradycje. Natomiast to, co zobaczyłem i usłyszałem przez pół godziny rozmawiając z działaczami i kibicami dzisiejszego SKS, to tragifarsa. Właściwie dziwne jest, że jeszcze komuś się chce grać w państwowej lidze w barwach Szczytna. Podziwiam wszystkich siedmiu zawodników i trenera, którzy stawili się na pierwszy zimowy rozruch.

 

Jeżeli uda się na jakiś mecz skompletować pełną jedenastkę to będzie zdarzenie o randze cudu. Jak aktualnym działaczom udaje się jeszcze cokolwiek zorganizować - nie wiem. Z wielką nadzieją czekają oni na realizację słów burmistrza o powołaniu nowych władz klubu i ich wsparciu. Im naprawdę zależy na tym klubie, a nie na wątpliwej wartości społecznych posadkach w jego władzach. Natychmiast ustąpią, gdy pojawi się na horyzoncie ktoś, kto lepiej będzie tą sportową fikcją zarządzał.

Reklama

 

Pan burmistrz powiedział i na tym się skończyło. Ani wsparcia dla klubu, ani nowego zarządu nie widać. Zaświadczam, że o wiele łatwiej było kiedyś wprowadzić drużynę piłkarską z małego Szczytna na drugi poziom krajowy niż dziś utrzymać ją na szóstym! Wtedy było wielu takich, którym się chciało. Dziś potrafią tylko gadać.

 

Zmarznięty i zmrożony z lekka tym. co zobaczyłem. ruszyłem smętnie w domowe pielesze. Przy okazji zauważyłem po drodze lokal o obiecującej nazwie „Ostatnia kropla”. Aż głupio, ze sto metrów od domu, a jeszcze tam nie byłem. Jak się okazało jest to świetne miejsce dla odmarznięcia. Wspaniały grzaniec z korzenną zawartością wzmocniony na moje osobiste życzenie bynajmniej nie ostatnią kroplą rumu pozwolił na znów optymistyczne spojrzenie na przyszłość Szczytna. Nie tylko piłkarską.

 

Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama