Powiadają, że wędkowanie to hobby relaksacyjne, że nad wodą najlepiej się odpoczywa i koi zszarpane nerwy. I faktycznie tak jest, ale można również przeżyć przygodę, która zjeży włos na głowie, a nerw na długo uruchomi „pikawę” w klatce piersiowej. Choć minął już rok od tego czasu, to w dalszym ciągu rośnie mi ciśnienie na samo wspomnienie a tamtym zdarzeniu. A o co chodzi? To już opowiadam.
Jako zapalony wędkarz, moczę kija gdzie się da. W większości na jeziorach, ale raz w miesiącu zamieszam też wodę w Bałtyku. Wspaniałe wypady do Władysławowa zawsze dostarczają sporo emocji wędkarskich i przyrodniczych. To podczas tych wypadów można obserwować wschód i zachód słońca nad Bałtykiem. Coś wspaniałego oglądać to na pełnym morzu. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba przeżyć.
Roman Żokowski
Ale nie uroków moja opowieść dotyczy. Jak już wspomniałem, jako zapalony wędkarz łowiłem prawie wszystko, ale nie łowiłem jeszcze śledzia. Jakoś nie było okazji wybrać się na połowy tego gatunku. Z opowieści słyszałem tylko, że to przednia zabawa. I nadarzyła się okazja. W połowie kwietnia ubiegłego roku, zadzwonił do mnie kolega Mirek i zaproponował wypad na śledzia.
Uciszyłem się, że w końcu sam się przekonam, jaka to frajda jest w „śledziobraniu”. Pakujemy się do busa i mkniemy do Sobieszewa. Tam u znajomego wypożyczamy łódź i na silniku pędzimy w kierunku Zatoki Gdańskiej. Po wypłynięciu zza ostatniego zakrętu Martwej Wisły, naszym oczom ukazał się widok zatoki i las łódek wędkarzy spragnionych świeżego śledzia.
Gdy zostało nam ze 300 metrów do łowiska, nagle zgasł nam silnik. Co za licho? Kolega, operator silnika, podejmował rozpaczliwe próby jego uruchomienia, a on nawet nie „zagadał”. Połowa kwietnia, chłop ubrany w zimowe ciuchy i szarpiący raz po raz linkę silnika. Po kilku minutach opadł na siedzenie spocony od stóp do czubka głowy. Miejsce, gdzie przymusowo zatrzymaliśmy się, było niefortunne, bo na środku szlaku wodnego, gdzie parkowanie jest zakazane. Jakby tego jeszcze było mało, to nawet wioseł nie mieliśmy, aby ręcznie spłynąć w bezpieczne miejsce.
Dobra wiadomość to taka, że na Martwej Wiśle ruch był niewielki, a i śledzie pojawiły się na wyświetlaczu naszej echosondy. Nie mogąc zapalić silnika, postanowiliśmy zarzucić wędki. Zestawy poszły do wody i niemal od razu szczytówki zaczęły tańczyć jak baletnice na wietrze. Co chwila ktoś wyciągał zestaw przywieszek z uczepionymi śledziami. Po trzy, cztery a nawet sześć śledzi jednorazowo lądowało w skrzynce. Wyglądało to tak, jakby wyciągało się żywą choinkę z wody. Sześć ryb za jednym braniem? Tego na jeziorach nie przeżyjemy.
Wpuszczasz i wyciągasz, wpuszczasz i wyciągasz, i tak non stop. Za każdym razem kilka dorodnych śledzi uczepionych na haczykach. Ale nasza sielanka nie trwała długo. Nagle za naszymi plecami usłyszeliśmy głośny ryk syren. Aż nas poderwało z siedzeń. Naszym oczom ukazał się potężny kuter, który z dużą prędkością mknął wprost na nas. Kapitan krzyczał przez megafon, że mamy zjeżdżać z toru wodnego. Jak tu zjeżdżać, jak silnik nie chce odpalić. Widząc, że ten kuter nie zwalnia, zaczęliśmy machać rękoma. Kuter bardzo szybko zbliżał się do nas, a nam serce podeszło do gardeł.
Zaczęły się nerwowe ruchy, a po głowie przebiegły myśli, że za chwilę nas staranuje. Kolega, który wcześniej się spocił, ponownie złapał za linkę rozruchową silnika. O dziwo, silnik zapalił za pierwszym razem i szybko spłynęliśmy z toru wodnego. Kuter przemknął obok nas, a kapitan na koniec rzucił nam przez megafon „jeszcze raz i dwie stówy mandatu”. Popatrzyłem po kolegach i każdy z nich miał strach w oczach. Ale jak tu nie mieć, jak na wprost ciebie wali wielki kuter i nawet nie hamuje. To tak, jakby na malucha, w którym siedzimy, pędziła wielka ciężarówka. Krew w żyłach krążyła nam dwa razy szybciej, a włos na głowie stał jak kolce u jeża.
Na szczęście spotkanie z kutrem zakończyło się pomyślnie, ale to nie jedyna przygoda tego dnia. Ciąg dalszy nastąpi...
Roman Żokowski
Szanowna Redakcjo! Mieszkańcy Gminy Dźwierzuty, wspierający uczciwość aktualnego wójta, pana Dariusza Tymińskiego, pragną poznać imiona i nazwiska osób i merytoryczną podstawę ich rzekomego niezadowolenia. Powyższy artykuł wykazał jedynie daleko idące szykany, a to już podlega pod paragraf. Pan Tymiński piastuje stanowisko wójta, więc jest osobą publiczną. Zostało naruszone jego dobro osobowe uczciwego człowieka. Czekamy na dalszy ciąg dywagacji.
Wiesława Kowalewska
2024-11-23 13:26:27
Jak wielu ojców ma ten sukces????
Tytus
2024-11-23 09:07:21
Czyżby Wójt zaczął zrywać się z paska?
Mieszkaniec
2024-11-22 20:35:39
Przecież to proste zatrzymać się rozejrzeć i przejechać nie zatrzymasz się to cię zdmuchnie z torów a jak są światła to jest super i pewno jest znak stop który większość olewa
Wąski
2024-11-22 19:52:26
I to się liczy, przynajmniej część młodych zostanie
Gość
2024-11-22 14:48:55
Poza tym dobre drogi dają impuls do rozwoju miast.
Gabi
2024-11-22 14:45:17
Art. 261 Dz. U Prawo wodne obowiązujące w Polsce. Wszystkie grunty wodne morza, rzek, jezior stanowią własność Skarbu Państwa, a w tym pas służebności publicznej obowiązuje od lat x do dzisiaj. Posunięcie bardzo sprytne, lecz niezbyt kulturalne i inteligentne. Zapewne amator dzikiego połowu ryb... nie na wędkę.
Wiesława Kowalewska
2024-11-21 11:35:56
Wydaję mi się, że,,ślizganie,, będzie frajdą dla dzieciaków w tak nie zapomnianej do końca ich życia atmosferze świąt.Oczywiście miasto musi odpowiednio lodowisko udekorować.
Warchol
2024-11-20 13:46:48
Ciekawe , co powiecie , gdy za kilka lat subwencje ekologiczne traktowane obecnie jako \"marchewka\" zostaną obcięte ,lub wycofane z uwagi na biedę budżetową.?
Andrzej
2024-11-20 10:35:58
Mam pewną wątpliwość. Otóż jak dotrzymują słowa politycy wszystkich opcji już wiemy. Czy ktoś bierze pod uwagę fakt ,że przy obecnej mizerii Budżetu, a przyszłość może być jeszcze czarniejsza , subwencja ekologiczna zostanie okrojona lub zlikwidowana.? A Park zostanie ,ze wszystkimi tego konsekwencjami. Następni politycy powiedzą: Sorry- to nie ja obiecywałem. Sam jestem leśnikiem i leży mi na sercu ochrona przyrody, ale jestem przeciwny , aby ludzie z Warszawy z 7-go piętra w bloku \"urządzali\" życie tubylcom -czasem wbrew ich woli. Podejście obecnego kierownictwa Ministerstwa Klimatu nie wskazuje na analizę przyszłych skutków swoich planów. Przepraszam za porównanie ,ale najbardziej mi się to kojarzy z \"Rewolucją kulturalną \"w Chinach. Co z tego wyszło ,ludzie interesujący się historią i polityką wiedzą. Pozdrawiam.
Andrzej
2024-11-20 10:26:15