Karczma "Leśniczanka" prężnie się rozwija po tym jak Magda Gessler przeprowadziła w niej wielkie porządki. Wyszły one właścicielom na dobre, co można zauważyć po tłumach, jakie restauracja przyciąga do siebie każdego dnia. Jednak po programie "Kuchenne rewolucje" nie tylko w kar...
Karczma "Leśniczanka" prężnie się rozwija po tym jak Magda Gessler przeprowadziła w niej wielkie porządki. Wyszły one właścicielom na dobre, co można zauważyć po tłumach, jakie restauracja przyciąga do siebie każdego dnia. Jednak po programie "Kuchenne rewolucje" nie tylko w karczmie zahuczało, ale także w życiu prywatnym właścicieli.
Spontaniczny zakup
Restauracja wpadła w ręce Doroty Bartoszewskiej szesnaście lat temu. - To był spontaniczny zakup. Mieszkaliśmy pod Warszawą. Jednak często na weekendy przyjeżdżaliśmy do Szczytna, gdzie zatrzymywaliśmy się w małym hoteliku i zwiedzaliśmy okolice. Bardzo podobało mi się prowadzenie małego biznesu – mówi właścicielka. W Wielbarku pani Dorota zakochała się od pierwszego wejrzenia. Przez przypadek dowiedziała się także, że "Leśniczanka" jest na sprzedaż. Jak twierdzi pani Dorota to była szybka decyzja. Taka sama jak ta, która odmieniła lokal i zmusiła właścicieli do zmiany miejsca zamieszkania.
Wszystko na jedną kartę
Już podczas trzeciego dnia kręcenia odcinka "Kuchennych rewolucji" pani Dorota wiedziała, że pierwszą zmianą po zakończeniu programu będzie przeprowadzka do Wielbarka.
Jedną bowiem z zasad, którą właściciele usłyszeli podczas kręcenia było, że nie da się prowadzić biznesu na odległość. - Poprzedni zarządcy prowadzili go dobrze. Przez dwanaście lat miałam spokój i nie musiałam się martwić, ale zmiany są potrzebne i nadszedł czas, żebym to ja zadbała o swój interes, bo to mi powinno najbardziej na nim zależeć – mówi pani Dorota. Stało się zatem tak, że Wielbark zyskał dwójkę nowych mieszkańców i restaurację, gdzie można smacznie zjeść, a to dlatego, że właścicielka postawiła wszystko na jedną kartę.
Państwo Bartoszewscy oglądali chyba wszystkie dotychczasowe odcinki "Kuchennych rewolucji" i wiedzieli na czym polega program. - Nie rozumiałam ludzi, którzy nie słuchali tego, co pani Magda do nich mówi. Pisząc maila i nie wiedząc jeszcze czy się dostanę do programu wiedziałam, że jeśli się uda, to każdą radę Magdy Gessler wprowadzę do "Leśniczanki". Jak dotąd nie żałuję, bo efekty nie dość, że było widać od razu, to praca w karczmie nabrała rozpędu i wiem, że to nie jest chwilowe – mówi. Jak dodaje zawdzięcza to "złotej myśli", jaką trzeba się kierować przy prowadzeniu restauracji. - Najważniejsze to pamiętać, że trzeba włożyć w to serce i dużo własnej pracy, by przede wszystkim ludzie byli zadowoleni. Robimy to dla nich, zatem musi być smacznie i tanio. Wtedy z kolei przyjdą też korzyści finansowe dla nas – wyjaśnia Bartoszewska.
Okrzyk radości
W jedną niedzielę do karczmy "Leśniczanka" potrafi zawitać nawet 500 osób. - Przychodzą nowi klienci, ale i starzy, którzy sami powiedzieli, że gdyby nie program to by już do karczmy nie przyjechali. Gdy próbują naszych nowych potraw są zadowoleni i twierdzą, że na pewno znów nas odwiedzą. Odzyskujemy zatem zaufanie ludzi do naszej kuchni – mówi Andrzej Bartoszewski, mąż właścicielki. Życie małżonków po programie odwróciło się o 180 stopni, a w centrum tego zycia znalazł sie Wielbark i karczma. - Nawet w niej mieszkamy, na poddaszu, w pokoju gościnnym. Budzimy sie z myślą, co można by jeszcze wprowadzić, zmienić, ulepszyć. Na szczęście zostaliśmy obdarowani wspaniałą załogą. Kucharki same wymyślają nowe dania, a ich pomysły wspólnie omawiamy. Jesteśmy zgraną drużyną, wiemy, co robić i myślę, że dlatego dobrze sobie radzimy. Program nas tego nauczył, dlatego bez wątpienia zgodziłabym się wziąć w nim udział po raz kolejny – twierdzi Bartoszewska. Jak dodaje od dawna nie czuła takiej radości, gdy w ostatnim etapie usłyszała od Magdy Gessler, że udało się. Jedna z najlepszych restauratorek w kraju podpisała się pod przeprowadzonymi w karczmie zmianami. - Pamiętam, że nie patrzyłam na kamery, na gości, krzyczałam ze szczęścia – wspomina.
My to możemy potwierdzić, bowiem niemal cały przebieg rewolucji podglądaliśmy niejako zza kulis
Patrycja Woźniak
fot. archiwum
Mam nadzieję, że uda się zebrać sporą sumę pieniędzy i da ona możliwość w dalszym leczeniu chłopca. Rodzicom życzę ogromu cierpliwości i powodzenia. Trzymam kciuki! Wspieram, pomagam!
Abw
2025-06-12 20:56:18
Proszę powiedzieć jak ci biedniejsi mają to sfinansować, najpierw musisz wyłożyć kupę kasy, musisz pożyczyć/ukraść/załatwić, później teoretycznie ci oddadzą ale bez VAT. 35% zaliczki to kpina.
Adam
2025-06-12 19:37:37
Dajcie spokuj tym zwierzakom. Koty,nutrie,bobry,wilki,niedzwiedzie,itd. Czliwiek to rak na organizmie planety. Zajmujecie im siedliska bo musicie mieć o hektar więcej niz sąsiad a później wam zwierzeta przeszkadzają. Oby was od marketów i internetu odcieli
Marcin Macudziński/Mieciu
2025-06-12 12:40:27
Zapytajcie mieszkańców i działkowiczów czym podlewają swoje trawniki
Mariusz
2025-06-12 10:12:14
Ta ekologia jest zbyt droga ?
zdysk
2025-06-12 09:32:02
No to jeszcze raz. Bardzo wysoki poziom kształcenia w tej jakże prestiżowej uczelni najpełniej widać w profesjonalizmie działań policjantów pod Biedronką w Bolkowie.
Zły Porucznik
2025-06-12 09:11:20
Ponad dwie bańki za autobus - to nie jest normalne
Jego Eminencja
2025-06-12 09:05:49
Ja to myślę, że ten lesniczy, o którym w Tygodniku są często artykuły, powinien pojechać w okolice Dzwierzut i z tymi wilkami tak po prostu pogadać, że tak nie wolno
Tytus
2025-06-12 04:39:52
Fantastycznie, brawo Dwójka, od zawsze macie wyjątkowe pomysły i angażujecie młodzież i dzieci. Macie dużo pomysłów, jesteście kreatywni i wyjátkowi
Rodzic
2025-06-11 21:57:12
Trzeba pomóc uratować oko chłopca żeby mógł spełnić swoje marzenie pomagać w przyszłości gasić pożary, zostać strażakiem Jest numer konta na którym można wpłacać pieniążki?
Halina Moszko
2025-06-11 18:16:06