Beata i Wojciech Koźliccy ze Szczytna mogą mówić o wielkim szczęściu. Dokładnie tydzień temu uczestniczyli w wyprawie na Giewont, podczas sławnej już i tragicznej w skutkach burzy. Dla nich skończyło się to na ogólnych potłuczeniach i urazach. - Okrągła dziesiąta rocznica ślubu, która obchodziliśmy w górach, mogła być naszą ostatnią. Drugi raz podarowano nam życie – mówią.
Dziesięć lat temu się pobraliśmy i jednym z pierwszych etapów naszej podróży poślubnej była wówczas wyprawa w góry. W tym roku z okazji jubileuszu również postanowiliśmy tam jechać i wejść na Giewont. Rozważaliśmy też zabranie ze sobą 10-letniego synka, ale nie zależało mu na wyjeździe i został w Szczytnie – opowiada o wyprawie Beata Koźlicka.
Turyści nie widzieli zagrożenia
Małżeństwo twierdzi, że od rana była idealna pogoda i właściwie nic nie zapowiadało jej załamania. Postanowili wejść na Giewont i dokładnie o ósmej rano wyszli z hotelu. Nie byli uczestnikami żadnej zorganizowanej grupy - Dzień wcześniej padało i w czwartek było czuć w powietrzu dużą wilgoć, ale według nas, nic nie zapowiadało załamania pogodowego. Do celu doszliśmy około trzynastej.
Pani Beata opowiada, że na kilkanaście minut przed tragicznymi wydarzeniami ze względu na mżawkę, wraz z małżonkiem założyli kurtki.
- Po chwili z mżawki zrobiła się ulewa i w ciągu kilku minut nadciągnęły ciemne chmury, a tuż za nimi burza. Nie było wcześniejszych jakichkolwiek oznak, że coś jest nie tak – opowiada z przejęciem pani Beata i dodaje, że na samym szczycie jest niewiele czasu, żeby się na dłużej zatrzymać. - To jest dosłownie kilka minut na zrobienie zdjęcia i zejście, ponieważ w kolejce na Giewont czekają już kolejne osoby, którym trzeba zwolnić miejsce. - O 12.45 zrobiłem swojej małżonce zdjęcie z krzyżem w tle, wysłałem je swojej mamie i wyłączyłem telefon – opowiada pan Wojciech.
Burza atakuje
Gdy mżawka zamieniła się w ulewny deszcz, państwo Koźliccy zdecydowali się jak najszybciej zejść z Giewontu i gdy znajdowali się kilkanaście metrów od krzyża, usłyszeli uderzenie pierwszego pioruna. - To było straszne. Dosłownie w ciągu kilkunastu minut, piękne słoneczne południe zamieniło się w burzę – mówi pani Beata. - Znaleźliśmy niewielki kawałek półki skalnej, na której na chwilę się zatrzymaliśmy. Pamiętam tylko, że Wojtek do mnie coś powiedział i nastąpił wielki huk, uderzenie i błysk. Miałam wrażenie, że na jakiś czas straciłam świadomość.
Szok i ulga: żyjemy!
Gdy się ocknęła, czuła tylko wielkie dudnienie w głowie i specyficzny zapach, który przypominał pocieranie krzemienia o metal bądź też o inny kamień.
- Mojego męża odrzuciło ode mnie na odległość około dwóch metrów. W nodze czułam ból, nie miałam buta. Zaczęłam sprawdzać, czy nie mam większych ran i szukać Wojtka. Po uderzeniu pioruna przez moment trwała kompletna cisza, a po chwili rozległy się krzyki i wołania o pomoc. To było coś strasznego. Coś, czego nie zapomnę do końca życia. Wszędzie czułam gruz, nawet w ustach. Po chwili usłyszałam: „Beata, wszystko ok! Nic mi nie jest!”. To wołał mój Wojtek – opowiada Koźlicka.
Mąż pani Beaty znajdował się jakieś dwa metry dalej. Był przygnieciony przez dwoje dorosłych turystów oraz spory kamień. Wszędzie walały się strzępy ubrań i buty. - Również byłem przez chwilę nieprzytomny – opowiada pan Wojciech. - Gdy zauważyłem Beatę, zacząłem krzyczeć, ale sam siebie nie słyszałem.
Krzyk, łzy, krew... śmierć
Wszędzie wokół byli oszołomieni, często ranni ludzie. Obok Koźlickich siedziała kobieta, która trzymając się za głowę krzyczała, że nic nie widzi i nawoływała swojego męża i syna. Słychać było głośną modlitwę księdza, który też się wspinał. Koźlickim, mimo obrażeń i bólu udało się stanąć na nogi.
Podobnie jak inni mniej ranni pomagali pozostałym. Jeden z mężczyzn, który udzielał na szczycie pierwszej pomocy, został trafiony kolejnym piorunem. - Chyba po raz pierwszy w życiu zaczęłam się wówczas tak żarliwie modlić. Błagałam Boga, żeby nas zachował przy życiu dla dwójki naszych kochanych synków, którzy zostali u dziadków w Szczytnie.
Państwo Koźliccy zaczęli schodzić z Giewontu. - To, co widzieliśmy, było straszne – opowiada pan Wojciech. - Ze szczytu, wąskimi strużkami, płynęła woda zmieszana z krwią. Byliśmy świadkami reanimacji dziewczynki, która jednak zmarła. Słyszeliśmy, jak ktoś z obecnych kontaktował się ze służbami medycznymi i tłumaczył, że przy każdorazowym wdechu dziecku wypływa z uszu krew. Nigdy nie zapomnę, jak mama tej dziewczynki wołała do niej, aby się obudziła…
Koszmar uczy pokory
Beata i Wojciech Koźliccy zgodnie twierdzą, że po wydarzeniach na Giewoncie dopiero uświadomili sobie, jak ulotne jest życie, że może się ono skończyć praktycznie w każdej chwili. - Problemy dnia codziennego są niczym w porównaniu z tym, co tam przeżyliśmy i zobaczyliśmy. W obliczu takiej tragedii człowiek nabiera pokory i szacunku do wszystkiego, co nas otacza, a przede wszystkim do siły natury.
Odciąć prąd, niech przy lampach naftowych siedzą, wtedy będzie ekologicznie!!!!!!!
Jan
2025-05-08 11:31:47
Szkoda że wójt nie był taki bystry w działalności stowarzyszenia \"Helper\".
kozaostra
2025-05-08 06:28:24
W dziesiątkę Kozaostra, świetnie to napisałeś. W całym tym gronie, tzw. polskich kandydatów, jest tylko jeden Polak, i na niego właśnie zagłosuję. Zapewne wówczas \"rządzący wspólnie z miłościwie nam panująca UE, zorganizuje nam wariant Rumuński, ale już będzie po ptakach, jak w Rumunii. Szczęść Boże.
Polak
2025-05-07 21:18:42
a może wybieg dla kotów ?
goofi
2025-05-07 20:52:39
musze kupic bilety na koncerty na plazy czy na wejscie w ktorakolwiek ze stref?
MatiS
2025-05-07 20:42:53
a może na łące przy drodze wylotowej na Rozogi więcej miejsca i za miastem hałas
zdysk
2025-05-07 08:34:48
Prawdziwy kandydat na prezydenta będzie straszony sądami i więzieniem. Bo tak będą się bali rządzący tego zwycięstwa jego. Tu jest Polska!
kozaostra
2025-05-07 07:46:28
Wybór na kryterium najniższej ceny? To jak ten amfiteatr wykonają?...
Jan
2025-05-07 04:58:06
Mam nadzieję że nie znajdą chętnego. Chcą nam zniszczyć taki fajny park. W sezonie ludzie robią sobie tam pikniki, ćwiczą no i co najważniejsze zabetonują kolejny teren zielony.
Stop amfiteatrowi
2025-05-06 21:31:01
Ktoś kto dokładnie planuje taki czyn nie jest niepoczytalny, co najwyżej opętany (nienawiścią).
Tutejsza
2025-05-06 17:17:55