Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

Profesor Mikołaj Kozaczuk urodziny świętował z wychowankami


Niezwykłą niespodziankę sprawili byli wychowankowie swojemu nauczycielowi. Z okazji 85. urodzin na jubileuszowy tort do Mikołaja Kozaczuka przybyli absolwenci ZS nr 1 sprzed 31 lat – pierwszy rocznik, który maturę uzyskał w Technikum Mechanicznym.


  • Data:

Kilka tygodni temu w „Tygodniku Szczytno” publikowaliśmy obszerny wywiad z Mikołajem Kozaczukiem, pierwszym dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 4 (gdy istniała), wieloletnim nauczycielem i wychowawcą. Rozmawialiśmy w przeddzień jego 85. urodzin. O tym, że nie bez kozery nazwaliśmy go „legendą szczycieńskiej oświaty” może świadczyć sobotnie przyjęcie urodzinowe, przygotowane przez rodzinę. Stawiła się na nim grupa jego wychowanków.

 

Można by jednak też przyznać, że nie było to całkiem osobliwe wydarzenie. Pierwsi absolwenci Technikum Mechanicznego w ZS 1 wyjątkową bowiem estymą darzą swoje szkolne lata, siebie nawzajem, a głównie – swojego wychowawcę.

 

Przez minione 31 lat od czasu opuszczenia szkolnych murów, spotykali się co rok. I za każdym razem Mikołaj Kozaczuk był ich najważniejszym, honorowym gościem. Tę tradycję przerwała dopiero pandemia. Ale po niej panowie („Już nie dzieci, lecz dojrzałe, stare konie” - jak przed wielu laty śpiewały Filipinki), do tradycji powrócili i stało się to właśnie przy okazji urodzin ich profesora, co było zaplanowaną, ale trzymaną w tajemnicy niespodzianką.

 

O tym, jak wzruszające było to spotkanie – nawet nie ma co pisać, bo rzecz to oczywista.


Reklama

 

- Udało nam się zaskoczyć Pana Profesora chyba po raz pierwszy, bo i w szkole, i później zawsze umiał przewidzieć nasze zachowania – mówi Jacek Kołodziejski, jeden z byłych uczniów.

 

W urodzinowej uroczystości uczestniczyło dziewięciu sztubaków „nadgryzionych czasem”.

 

- Naukę w technikum zaczynało nas 32 albo 33, do matury dotrwało 26 – wspomina pan Jacek. - I wszyscy ją zdaliśmy. Ogromna w tym zasługa pana profesora Kozaczuka, bo sami o sobie mówiliśmy „klasa głąbów”.

 

Tak też byli wychowankowie podpisali się na ogromnym pucharze, który wręczyli swojemu wychowawcy cztery lata temu, podczas obchodów 70-lecia szkoły. Skąd tak niska samoocena?

 

- Co tu ukrywać. Jak to młodzi, nauka była u nas na ostatnim miejscu – wyjaśnia absolwent z 1991 roku. - Bywaliśmy bardziej chętni do wagarów i innych typowych, uczniowskich wybryków, a nasz wychowawca często nas wyciągał z tarapatów, broniąc przed dyrektorem.

Reklama

 

 

„Klasa głąbów” w dorosłe życie wkraczała w przełomowym czasie, tuż po transformacji ustrojowej, gdy niemal dna sięgnęła gospodarka, a bezrobocie – szczytów. - Ale wszyscy sobie poradziliśmy – podkreśla Jacek Kołodziejski.

 

- Niektórzy wtedy wyjechali poza granice kraju, ale po kilku czy kilkunastu latach wrócili. Rozpierzchliśmy się jednak po kraju, chociaż w Szczytnie została nas spora grupka – mówi Jacek Kołodziejski. - Ale wszyscy sobie poradziliśmy, bez jakichś ekstremalnych problemów. To zasługa Mikołaja Kozaczuka.

 

Byliśmy dobrze przygotowani do dorosłego życia. Nauczył nas tolerancji, cierpliwości. To wspaniały człowiek i doskonały wychowawca. Niewątpliwie też sprawił, że byliśmy bardzo zgraną klasą, tak bardzo, że więzy przyjaźni przerwały aż do dziś. To jemu zawdzięczamy, że w mniejszym czy większym gronie wciąż się spotykamy i zamierzamy to robić nadal. Podczas urodzin obiecaliśmy to naszemu panu profesorowi.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama