Środa, 29 Styczeń
Imieniny: Franciszka, Konstancji, Salomei -

Reklama


Reklama

Lekcja księdza Andrzeja Preussa. Oby nie ostatnia... (rozmowa „Tygodnika Szczytno”)


Mimo ciężkiej choroby ksiądz Andrzej Preuss nie przestaje zadziwiać. Po raz kolejny przesłał do naszej redakcji swoje rozważania. Pisze o Bogu, cierpieniu, życiu... Tradycyjnie w swoim stylu. Tej niezwykłej lekcji nie można przegapić.



Dlaczego Bóg stał się człowiekiem?

Przepraszam, że nie będzie to teologia, a tylko opowiadania. W moim życiu wysłuchałem setek wykładów, konferencji i kazań i wszystkie były bardzo dobre, ale najbardziej docierają do mnie obrazy. Dlatego spróbuję się podzielić tymi obrazami, które do mnie trafiły najbardziej. Pierwszy obraz pochodzi od Bruno Ferrero. W jakimś gospodarstwie, zimą, w bardzo srogi mróz wylądowało stado dzikich gęsi i wyraźnie bardzo im było zimno. Gospodarz więc otworzył stodołę, aby się ogrzały. Ale nie chciały wejść. No to gospodarz wysypał ziarno, żeby je zachęcić, ale one wciąż były nieufne. Wtedy gospodarz pomyślał : gdybym był jedną z nich, to by mi zaufały. Być może Pan Bóg kiedyś pomyślał, że trzeba stać się człowiekiem, żeby ludzie Mu zaufali. Może gdyby Pan Bóg się nie wcielił, to byśmy narzekali, że przecież Pan Bóg nie wie, co to choroba, cierpienie bezdomność, śmierć...

 

I tak często narzekamy...

Być może. Ale pan Jezus doskonale wie, z czym mierzymy się każdego dnia. Kiedyś jeden jezuita powiedział, że w świecie ludzi, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a w świecie Pana Boga, gdy nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o MIŁOŚĆ. Po 33 latach kapłańskiego życia podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Przecież Pan Bóg wcielił się i cierpiał, i umarł tylko z miłości do człowieka, czyli także do mnie.

 

Nawet w kontekście swojej choroby, cierpienia tak ksiądz uważa?

Owszem. Cierpienie ma sens. Widzę to każdego dnia. Jest to trudne doświadczenie, ale naprawdę ma ono głębszy sens. To teraz drugi obraz autorstwa siostry Briege McKenna. W pewnej wiosce misyjnej w Afryce ojciec misjonarz zapytał chłopca z pierwszej ławki w czasie mszy świętej: kogo kochasz najbardziej na świecie? Rodzice myślą: oczywiście nas, bo kto go urodził, wychowywał, i karmi i kocha? W ostatnim rzędzie babcia i dziadek myślą - oczywiście nas, bo kto go rozpieszcza i daje słodycze? A chłopak mówi: najbardziej kocham mojego psa. Ojciec misjonarz mówi: to może byś chciał być psem, bo mógłbyś się z nim bawić i ganiać się z nim? Chłopiec mówi, że nie chce być psem. - To może byś chciał być kością, to mógłby cię zjeść ze smakiem albo zakopać w ziemi. Znowu chłopak mówi, że nie chce być kością. A misjonarz mówi do wszystkich: a Pan Jezus z miłości do człowieka zechciał być takim jak my i do tego stał się naszym pokarmem.

 

Mówi się, że miłość bywa zaborcza...

Mówi, ale czy na pewno o miłości? Chyba nie istnieje taka prawdziwa miłość bez pragnienia dawania rzeczy i siebie. Widać to najbardziej między rodzicami i dzieci. Zazwyczaj rodzice chcieliby dać wszystko swoim dzieciom. Tak jak Pan Jezus daje nam wszystko. W swych pięknych rozważaniach ks. Jan Twardowski pisał, że matka rodzi dzieci i od tego czasu traci zdrowie, pieniądze, urodę, ale się tym nie przejmuje, bo dzieci to nowy sens jej życia. To piękna cecha miłości. Kiedyś słyszałem niesamowitą legendę o dobrym królu, który w czasie polowania zobaczył piękną wieśniaczkę i - jak to w legendach bywa - od razu i na amen się zakochał. Po powrocie do pałacu nie mógł spać ani jeść i tak sobie myślał: może ją sprowadzić siłą, ubrać w królewskie szaty i byłaby królową? Ale po przemyśleniu zrozumiał, że to bardzo błędna droga, bo byłaby jego niewolnicą. Jak zrobić, żeby jego pokochała? W końcu znalazł najlepszy sposób. Któregoś dnia po cichu zdjął królewskie szaty, ubrał się jak zwykły wieśniak i poszedł do tej kobiety, żeby zdobyć jej serce.


Reklama

 

 

Czyli ów król uznał, że miłość nie może być zniewolona.

Myślę, że Pan Jezus dał nam absolutną wolność. Tak wielką, że możemy nawet Go odrzucić. To kolejna cecha miłości. Wolność wyboru. Ta cecha miłości jest pięknie pokazana w filmie "Książę w Nowym Jorku" z 1988 roku, gdzie w główną rolę wciela się Eddie Murphy. Ten film dużo uczy, wzrusza i bawi. Serdecznie go polecam. Myślę, że Pan Jezus robi to, co dobra mama. We wspólnocie z Trójcą Święta rodzi człowieka i potem go wychowuje, uczy, rozpieszcza, prowadzi ku dorosłości. Wtedy część dzieci dba i troszczy się o rodziców, ale czasem się stacza na dno i wtedy mama i Pan Jezus bardzo cierpią. Ale ponieważ dali wolność, to gdy są w stanie, to pomagają, ale wszystko zależy od dziecka. I chyba to najlepszy obraz tego, co Pan Jezus zrobił dla nas...

 

...umarł. Wielu jednak nie rozumie, jakie dobro może tkwić w śmierci.

Sens tej śmierci doskonale tłumaczy inna przypowieść. Dawno temu w Chinach żył ogrodnik i miał sad, w którym było wiele drzew, ale w środku ogrodu rosło drzewo szczególne, najpiękniejsze. Każdego roku zbierał z niego cudne owoce. Bardzo kochał to drzewo, a drzewo kochało ogrodnika. Ale pewnego dnia przyszedł ogrodnik i powiedział do drzewa: „muszę ci obciąć gałęzie”. To tak jakbyś kobiecie obciął włosy - odpowiedziało drzewo. Ale muszę. To dobrze. Muszę też wydrążyć wzdłuż konara otwór. To tak jakbyś mi wyrwał serce. Ale muszę. To dobrze. Muszę też cię ściąć. To tak jakbyś mnie zabił. Ale muszę. To dobrze. I ogrodnik ściął drzewo, wydrążonym otworem doprowadził do środka ogrodu wodę i od tego czasu wszystkie drzewa rodziły piękne owoce. Wierzę głęboko, że Pan Jezus swoją śmiercią przywrócił nam wszystkim życie i dał moc żebyśmy owocowali w sposób dojrzały, a nasza miłość była podobną do MIŁOŚCI Boga. Takie obrazy noszę w sobie. I bardzo tęsknię za taką miłością. I każdego dnia proszę Pana Jezusa słowami psalmu 51 "Stwórz we mnie Boże serce czyste i odnów we mnie moc Ducha". I coraz bardziej widzę jak bardzo różni się moja egoistyczna miłość od prześwietnej i czystej MIŁOŚCI JEZUSOWEJ. Ale mimo tego, że widzę tak wielką różnicę, to mnie nie zniechęca. A nawet przeciwnie. Ponieważ od wielu lat, a zwłaszcza od początku choroby, jestem otoczony Bożą miłością i od ludzi także, to jeszcze bardziej za Nią tęsknię i proszę o Nią i bardzo się staram, żeby Ją posiąść jak najwięcej.

To tak jak z koszykiem wiklinowym. Wyobraźmy sobie, że ten koszyk chwytamy do ręki i wlewamy do niego wodę, a woda przez szpary w wiklinie przelatuje. My lejemy, a ona wylatuje. Ale po pewnym czasie tego lania, zauważymy że koszyk jest coraz cięższy, a wody w nim nie widać. Jest ciężki, bo nasiąkł wodą. Nie widać wody, bo jest w środku... Życzę Wam Bracia i Siostry i Proszę Państwa, i sobie, żeby nasze serca i głowy były bardzo ciężkie od Słowa Bożego i Miłości Bożej, tej bardzo Miłosiernej...

Reklama

 

Dlaczego Bóg stał się człowiekiem?
Bóg stał się człowiekiem z jednego, najistotniejszego powodu: z miłości do nas. Miłości, która – jak przypomina św. Jan w swoim Liście – stanowi samą istotę Boga (por. 1 J 4,8). Ta miłość jest jednak czymś więcej niż samym uczuciem; wiąże się z odpowiedzialnością. To właśnie ona nakazuje troszczyć się o drugiego człowieka i chronić go przed niebezpieczeństwem. Znamy to doskonale z codziennych sytuacji: rodzice ostrzegają dzieci przed brawurową jazdą czy przeziębieniem, by uchronić je przed nieszczęściem. Niestety, dzieci nieraz reagują zarzutem: „Dlaczego nas straszycie?”, podobnie jak niektórzy ludzie wobec napomnień Jezusa o konsekwencjach grzechu. A przecież On przestrzega nas nie po to, by wzbudzać lęk, lecz by bronić przed „duchowym wypadkiem” – piekłem – do którego sami się zbliżamy, ignorując odpowiedzialność za swoje życie i czyny.

W tym właśnie tkwi klucz do zrozumienia Bożej miłości: jest ona pełna wierności i konsekwencji. Karol Wojtyła (późniejszy papież Jan Paweł II) już w 1960 roku pisał w swoim dziele Miłość i odpowiedzialność o tym, jak te dwa aspekty – troska i zobowiązanie – idą w parze. Podobną myśl znajdziemy też w Małym Księciu Antoine’a de Saint-Exupéry’ego: „Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”. Bóg, stając się człowiekiem, wziął na siebie pełną odpowiedzialność za nas: nie zostawił nas samych w cierpieniu i grzechu, lecz sam przeszedł przez ludzkie życie, śmierć i zmartwychwstanie.

Zarówno Pismo Święte, jak i nasze ludzkie doświadczenie pokazują, że bez miłości nie ma wierności i odpowiedzialności. „Wszystko psu na budę bez miłości” – pisał ks. Jan Twardowski, podkreślając, że bez tego fundamentu nawet najpiękniejsze działania tracą sens. Bóg, będąc źródłem wszelkiej miłości – rodzicielskiej, małżeńskiej, przyjacielskiej i miłosiernej – nie tylko nas stworzył, ale także nieustannie wyciąga do nas ręce. Przypomina, że wybór między dobrem a złem jest kwestią życia bądź duchowej śmierci. Dzięki temu ostrzeżeniu możemy czuć się bezpieczni i kochani, bo miłość Boga to nie słowa, lecz największy przykład odpowiedzialności, jakim była Jego decyzja o przyjęciu ludzkiego ciała i ofiary na krzyżu.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama