Środa, 19 Marca
Imieniny: Edwarda, Narcyza, Zbysława -

Reklama


Reklama

Ks. Andrzej Preuss: choroba to także lekcja (rozmowa)


Koronawirus nas odkrył. Zdemaskował nasze lenistwo bądź gorliwość. Ukazał prawdę o nas samych – mówi ksiądz Andrzej Preuss, proboszcz parafii WNMP w Szczytnie. Z księdzem Andrzejem rozmawiamy o poście, ale też o jego chorobie. Doświadcza go stwardnienie zanikowe boczne (SLA). To bardzo groźna choroba, polegająca na uszkodzeniu centralnego obwodowego układu nerwowego. Do głównych objawów należą zaniki mięśni, utrata sprawności ruchowej...


  • Data:

Dobry czas, by dobro wróciło, ksiądz Andrzej Preuss pilnie potrzebuje pomocy

U księdza Andrzeja Preussa zdiagnozowano stwardnienie zanikowe boczne (SLA). To ciężka choroba, w której dochodzi do uszkodzenia centralnego lub obwodowego układu nerwowego. Występuje rzadko – u góra dwóch osób na 100 tysięcy. Niestety, terapia oraz lek nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, ksiądz Andrzej musi za leczenia zapłacić samodzielnie. To dobry czas, by Dobro wróciło... Zbiórką potrzebnych funduszy na leczenie zajmuje się Stowarzyszenie Wszystko dla Szczytna. Pieniądze można wpłacać bezpośrednio na numer konta: 65 8838 0005 2001 0010 0500 0002, które utworzył Bank Spółdzielczy w Szczytnie (partner akcji), bądź za pomocą strony internetowej szczytnopomaga.pl

 

.

Zaczniemy rozmowę od księdza choroby, czy od Środy Popielcowej i postu?

 

(Po chwili namysłu) Środa Popielcowa i post.

 

Dlaczego Środa Popielcowa jest ważna w Kościele Rzymskokatolickim?

 

Dla każdego chrześcijanina powinna być momentem wchodzenia w zmianę życia duchowego. Jest po to, aby poznać siebie, zobaczyć kim jestem i co potrzebuję zmienić w swoim życiu.

 

Jeden dzień na to wystarczy?

 

Czasami i całego życia będzie za mało. To droga...

 

W Środę Popielcową najczęściej słyszymy „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” oraz „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, które z tych zdań jest ważniejsze?

 

 

Myślę, że są to zdania równoważne, bo pokazują naturę człowieka. Papież senior Benedykt XVI powiedział, że największym grzechem człowieka jest pycha. Człowiek nie widzi swojej słabości. Myśli, że zawojuje świat, że jest najmądrzejszy, że wszyscy muszą go słuchać. Walczyć z pychą nie jest łatwo, dlatego potrzeba nam takiego spojrzenia w siebie, uzmysłowienia sobie, że jesteśmy słabi i grzeszni. Proch jest symbolem bycia słabym. Te słowa musimy odbierać nie w kontekście śmierci, przemijania i cierpienia, ale bardziej patrzenia w siebie, że nie jestem idealnym człowiekiem. „Nawracajcie się i wierzcie w ewangelię” jest dopełnieniem tych słów, bo kiedy dostrzegę swoją grzeszność, mam chęć nawracania się. Poprawy.

 

Koronawirus utrudnia katolikom chodzenie do kościoła, to problem?

 

Koronawirus przede wszystkim nas zdemaskował. Pokazał prawdę o każdym z nas. Zdemaskował nasze lenistwo bądź gorliwość. Po roku widać to doskonale. Mówienie o ograniczeniach to absurd. Podczas Bożego Narodzenia były trzy Pasterki, pamiętam ubiegłoroczną Wielkanoc, gdzie po liturgii i otwarciu kościoła spowiadaliśmy wiernych, udzielaliśmy komunii i działo się to wszystko w zgodzie z wymogami, ograniczeniami. Kto chciał - dotarł. Pamiętam, że przez kilka pierwszych miesięcy zeszłego roku mówiło się, że koronawirus wszystko zmieni.

 

Zmienił?
 

No właśnie. Pytam, czy zmienił sposób naszego przeżywania, spotkania ze sobą, z przyjacielem, znajomym, rodziną, z panem Bogiem? Bo to, że chodzimy w maskach, że zdarza się kwarantanna, czy izolacja, to żadna zmiana. Stawiam to pytanie również sobie. Czy tamto Boże Narodzenie, Wielki Post i Wielkanoc, i to przede mną, ma na nas inny wpływ, czy nie? Pamiętam msze, gdy do kościoła mogło wejść jedynie po 5 osób. I te bunty, mówienie, że to prześladowanie religijne katolików. To były bardzo głupie opinie. Prześladowanie jest wtedy, kiedy ktoś nie pozwala mi, próbuje utrudnić spotkanie z Panem Bogiem. Ci, którzy chcieli wówczas byli, w kościele, znaleźli do niego drogę. Dostęp nie był utrudniony. Wymagał jedynie gorliwości i chęci. Mam nadzieję, że dla jakiejś części osób była to zmiana, bo zaczęli szukać. Prorok mówi „Szukajcie go dopóki pozwala się znaleźć”.

 

 

Ale w kościołach ludzi jest mniej...

 

Kościoły są otwarte. Kto szuka znajdzie do nich drogę, nawet w czasie pandemii. Nie dyskutuję z lękiem, bo to mogę zrozumieć. Ale jeśli ktoś chodzi do sklepów, galerii, księgarń, stoi w kolejce u lekarza, a obawia się przyjść do kościoła, to coś tu jest nie tak. Koronawirus obnażył nasze lenistwo. Bieda, że się do tego nie przyznajemy. Nigdy mi się nie chciało, a teraz mam usprawiedliwienie. Ksiądz biskup z Irkucka Cyryl Klimowicz opowiadał o takich praktykach na Syberii, że są tam takie miejsca, gdzie w czasach komunistycznych spalono kościoły w wioskach. Na tych miejscach nic nie ma, a ludzie nadal tam przychodzą na modlitwę. Czuję, że my przyzwyczajamy się do pewnych form, że chcemy mieć podane wszystko na tacy, że musi być luksusowo. Za mało szukamy Jezusa. W Wielkim Poście będzie droga krzyżowa w piątek, w niedzielę będą gorzkie żale, będzie tysiąc możliwości rekolekcji internetowych, telefonicznych, listownych... W tym kontekście mówienie o ograniczeniach to absurd. Dla tych, którzy chcą spotkać się z Panem Bogiem, w Polsce ograniczenia nie istnieją. Tego jestem pewien.

 

Wielki post zaczyna się od Środy Popielcowej...

 

Ostatnio ktoś przysłał mi mema z papieżem Franciszkiem i jego wypowiedzią, która brzmiała mniej więcej tak, że nie trzeba chodzić do kościoła, aby spotkać się Panem Bogiem. Jaki tu jest przekaz papieża? Ktoś powie, że nie ma sensu chodzić do kościoła, bo Boga mogę spotkać też gdzie indziej. I nic głupszego, bo tak sobie to tłumaczą jedynie tchórze i leniwi, którzy szukają usprawiedliwienia, wyrywając tekst z kontekstu. I zaraz udowodnię, że tak właśnie jest. Gdyby było tak, że papież wypowiada te słowa i nie chodzi do kościoła, nie sprawuje mszy, nie chodzi na adoracje, nie posypuje głowy popiołem, nie idzie na drogę krzyżową, to by rzeczywiście znaczyło, że papież mówi: nie potrzebujemy kościoła, a tymczasem papież po tych słowach idzie na adorację, na drogę krzyżową... Co to oznacza? A no to, że widzi on w kościele źródło, ale mówi jednocześnie, że Bóg nie jest ograniczony. Jest większy. Jeśli są tacy, którzy w Wielkim Poście koronawirusowym przeżywają gorzkie żale, środę popielcowa, drogę krzyżowa i szukają Boga, to oni odczują zmartwychwstanie. A jeśli będą szukali jedynie wytłumaczenia, będą chwytali się wyrwanych z kontekstu słów papieża, i dorzucą do tego dyspensę biskupów, szukają furtki, aby nic nie robić, to dajmy sobie spokój.


Reklama

 

Post musi kojarzyć się z cierpieniem?

 

Nie jestem tego pewien. Wewnętrznie czuję, że ma kojarzyć się ze zgodą i otwartością na cierpienie. Ale wcale nie musi. Wiele Wielkich Postów przeżywamy bez cierpienia. Pytanie moje czy się na to zgadzam?

 

Jezus zgadzał się na cierpienie?

 

Zgadzał, ale go nie chciał.

 

Jak można zgadzać się i jednocześnie nie chcieć?

 

Wiem, że to mnie uszlachetnia, czyni prawym, mądrym, świętym, czyli wiem, że jest to moja droga, że to jest do czegoś potrzebne. Dlatego zgadzam się, ale nie chcę cierpieć. Rodzice posyłają dzieci do szkoły, dzieci tego nie chcą, ale rodzice wiedzą, że jest to dla ich dobra. I mają rację. Pół roku temu złamałem nogę. Po zagojeniu w ogóle nie chciało mi się ćwiczyć, robić rehabilitacji, bo bolała, był dyskomfort, traciłem równowagę. Nie chciałem, ale się na nią godziłem, bo wiedziałem że jest to dobre. Dziś chodzę.

 

Cierpienie uszlachetnia?

 

Wierzę, że tak. W latach 70. amerykański kaznodzieja Fulton Sheen napisał, że Ameryka przyjęła Jezusa bez krzyża, takiego słodkiego, niekonsekwentnego, bajkowego, a Rosja odwrotnie - przyjęła krzyż bez Jezusa, bez cierpienia, bez radości, bez nadziei. To szubienica, która nie ma sensu. Ale jeśli moje cierpienie jest takim, dzięki któremu łażę pod krzyż, modlę się, rozmawiam z Bogiem, nawet kłócę się z nim, to dopiero ma sens. Bo jest ból, ale jest też nadzieja, droga i cel. Chyba w 1983 roku Jan Paweł II powiedział, że nie cierpi ten, kto cierpi, naprawdę cierpi ten, kto nie wie dlaczego cierpi.

 

Ksiądz wie, dlaczego doświadcza go choroba SLA?

 

Nie znam przyszłości, nie wiem, jak będzie. Dziś wierzę, że pan Bóg wie, co robi. Ja i ludzie, przyjaciele, którzy są wokół mnie, najwyraźniej bardzo potrzebujemy tej mojej choroby. Wierzę, że jest to lekcja dla nas. Czemu ma ona służyć? Nie mam pojęcia, bo jest to poza mną. Pan Bóg wie, co robi, a jak On wie, to ja nie muszę.

 

 

Ma ksiądz ogromne zaufanie do Boga.

 

To prawda, która się tworzy. Ale tak czy inaczej mam dwie możliwości. Mogę chorować, cierpieć i się buntować. Ale jedynie się umęczę i nic z tego dobrego nie będzie. Ale mogę mogę też cierpieć, godzić się na to i czerpać z tego, co mam łaskę, po łasce.

Powiem to prościej. Wyobraźmy sobie, że przede mną jest jedynie pół roku życia. Nie mam pojęcia, czy tak jest, to tylko przykład. Mogę te pół roku przeżyć użalając się nad sobą i krzyczeć, jak to niesprawiedliwie zostałem potraktowany. Co oczywiście jest bzdurą. Ale mogę też te pół roku genialnie wykorzystać. Napić się piwa z przyjaciółmi, wina, spotkać się z nimi, pojechać do lasu na spacer... Jeśli ktoś mnie zawiezie tam oczywiście (śmiech). Mogę nie zmarnować tego czasu i umierać szczęśliwym człowiekiem albo zgorzkniałym. Proszę wybrać. Ale tak naprawdę nie wiem, co będzie. Nikogo dziś nie zapewnię, że do końca swoich dni będę w szczęściu, tego nie wiem...

 

Parafian ksiądz poinformował o swojej chorobie...

 

Zrobiłem to od razu po otrzymaniu diagnozy. Cenię prawdę. Poza tym, co tu ukrywać, kiedy każdego dnia jestem słabszy, a choroba postępuje... Zmiany, niestety, widać gołym okiem.

 

Wie ksiądz, że pojawia się wiele informacji na ten temat, ludzie plotkują, spotkałem się nawet z informacją, że ksiądz już nie żyje...

 

Też to słyszałem (śmiech). Na poniedziałek, 15 lutego, na godzinę 12:57, kiedy rozmawiam z panem, jeszcze żyję. Zdaję sobie sprawę, że ludzi to ciekawi. Więc może jeszcze raz, już nie z ambony, a za pośrednictwem „Tygodnika Szczytno”. Stwierdzono u mnie chorobę SLA, czyli stwardnienie boczne zanikowe. Według panów doktorów jest to choroba nieuleczalna. Być może będę żył jeszcze pół roku, a być może 5 lat, tego nie wiem. Przebieg u każdego pacjenta jest różny. Choroba polega na tym, że następuje odnerwienie mięśni, czyli powoli tracę władzę nad rękoma, nogami, potem płucami, generalnie nad tym, co się rusza... Specyfika tej choroby polega na tym, że ciało obumiera, ale nie dotyka ona mojej głowy. Świadomość będę miał do końca.

 

Naprawdę nie ma na tą chorobę lekarstwa?

 

Pan doktor zaproponował eksperymentalną terapię, która na jakiś czas może pomóc. Czy będzie radykalna poprawa, czy w ogóle coś się zadzieje? Tego nie wiem. Terapia wiąże się z ryzykiem, ale daje też nadzieję. To początek mojej choroby, więc mało o niej wiem. Według lekarzy mam podjąć dwa rodzaje terapii, pierwsza dotyczy leku sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych bądź Indii. Druga to przeszczep komórek macierzystych. Na razie jesteśmy na etapie składania dokumentów medycznych do Ministerstwa Zdrowia z prośbą o zgodę na ściągnięcie leku z zagranicy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Co Bóg da, będzie dobre. Terapia zadziała dobrze, nie zadziała - też dobrze. Będę miał pieniądze na leczenie - dobrze. Nie będę ich miał - też dobrze. Nie ma tu niczego w kategorii biedy. Każda opcja jest dobra.

 

Każda?

 

Do parafii w Szczytnie trafiłem dokładnie 11 lat i pół roku temu. Gdy poszedłem do klasztoru, do naszych sióstr klarysek, przedstawić się i przywitać, zapytałem siostrę przełożoną, czy ma dobry czas? A siostra, jak to siostra odparła: mój księże, jak z Panem Bogiem, to zawsze dobry. W kontekście mojej choroby, czy terapia pomoże na długo, czy na krótko najważniejsze jest, abym pozostał przy Panu Jezusie. Jeśli tak się stanie, to będzie dobrze. Na resztę nie mam wpływu. Na chorobę nie mam wpływu, na jej przebieg wpływu nie mam, ale na to, czy będę z Panem Bogiem, wpływ już mam. Więc modlę się o wytrwałość w tej wierności.

Reklama

 

Ale tak po ludzku, czy ta sytuacja z chorobą nie budzi w Andrzeju Preussie sprzeciwu? Przecież to ogromne cierpienie.

 

„Szefem” mojej „partii” jest Jezus Chrystus, „wiceprzewodniczącym” był święty Piotr Apostoł, a teraz papież Franciszek. „Prezesem rady ministrów” był święty Paweł Apostoł, „ministrem spraw zagranicznych” święty Andrzej Apostoł i tak dalej... Szef mojej partii cierpiał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał, pierwszy zastępca umarł na krzyżu, kolejnemu ministrowi ścieli głowę, następny też zginął, kolejny również... Co jest? W mojej „partii” wszystkich dotknęła śmierć męczeńska, a ja miałem się łudzić, że ja - Andrzej Preuss - trafię wygodnie do nieba na lektyce? Trochę realizmu. Wszyscy cierpią, a Preussik ma być z tego wyłączony?

 

Naprawdę nie nęka księdza pytanie: dlaczego ja?

 

Nie dopuszczam do siebie takich myśli. Ale gdyby przyszła, to będę śmiał się z samego siebie, że jestem aż tak głupi. Bo to jedno z najgłupszych możliwych pytań. Czyli że co, mój sąsiad, przyjaciel może chorować na raka, a ja mam być zdrowy do 115 lat, a potem zasnąć i bezboleśnie pójść do nieba...

 

 

Skąd ksiądz bierze w sobie tyle siły i mimo tej choroby na nieustanny uśmiech?

 

Nie mam siły. Jestem naprawdę coraz słabszy. Ręce odmawiają mi posłuszeństwa, nogi też. Łażę, jak kaczor. Skąd mam siłę na uśmiech? Nie wiem. Po prostu jest. Być może dlatego, że cały jestem w łasce bożej, i mimo że nie chcę tego cierpienia, to się z nim godzę. Poza tym mam wokół, w swoim otoczeniu, wielu fajnych ludzi, dostaję tak ogromne wsparcie, że aż trudno w to uwierzyć. Cały czas mam więcej wszystkiego niż potrzebuję. Moi parafianie są genialni. Za ten ogrom dobroci, jaki od nich otrzymałem przez te 11,5 roku w Szczytnie, to będę musiał teraz poświęcić 3/4 wieczności i modlić się za nich z wdzięczności przed Panem Bogiem (śmiech).

Mam też duże wsparcie od księży, swoich przyjaciół, dzwonią, pytają, proponują pomoc. Kumpluję się z wyjątkowymi ludźmi, przyjaciółmi Pana Boga, więc nie ma biedy.

 

Brzmi ksiądz, jakby pogodził się z diagnozą i czekał na śmierć...

 

Ufam doktorom. Nie jestem od nich mądrzejszy. Po to do nich poszedłem, aby mną się zajęli, pomogli w miarę swoich możliwości. Kurczowo życia się nie trzymam, bo przecież żyć wiecznie i tak nie będę. Czuję, że to miejsce nie jest moje. Chcę stąd odejść do wieczności, ale oby z honorem. Wierzę, że tam jest lepiej.

 

Nie boi się ksiądz cierpienia, które może przynieść choroba?

 

Pewnie, że się boję. Boję się okrutnie tej wizji, jaką roztoczyli przede mną lekarze na temat konsekwencji mojej choroby. Tego, że głowa będzie działała, a ja nie będę mógł ruszyć nogami, rękoma, że będę się dusił, sikał pod siebie... Że będę uzależniony od innych ludzi. Mam przed tym w sobie ogromny lęk, ale jeśli pan Bóg zadecyduje, że tak ma być, to się na to godzę. Choć nie chcę. Ale naprawdę nie wiem, co będzie. A czy ci, którzy chorują na raka trzustki, mają lepiej? Przeżywają strasznie swoje cierpienie, ci po wylewach nie mają lepiej, a samotni? Też cierpią. Dlaczego ja mam mieć lepiej? Co Bóg da, będzie dobre.

 

Smutne to...

 

Czuję w moim sercu, że nie jest to moje miejsce, jeśli chodzi o ten świat. Wciąż słyszę słowa Pana Jezusa: „kto wytrwa do końca, będzie zbawiony”. Przecież skarpetek, gitary i innych dóbr z tego świata tam ze sobą nie wezmę. Są mało ważne.

 

Mimo choroby ksiądz nadal pracuje i posługuje...

 

Tak i będę to robił dopóki wystarczy mi sił fizycznych. Ale w dzień po diagnozie poprosiłem księdza biskupa o wyznaczenie dla naszej parafii księdza administratora, do czasu leczenia albo rozwinięcia się choroby. Będzie pomagał nam w prowadzeniu parafii.

 

Jest już w parafii ten ksiądz administrator?

 

Jeszcze takiej osoby ksiądz biskup nie wyznaczył. Poprosiłem księdza arcybiskupa, żeby byle kogo tu nie przysyłał, że to wyjątkowi parafianie, wyjątkowa parafia i zasługuje na kogoś wyjątkowego. I być może dlatego ksiądz biskup ma kłopot ze znalezieniem tak szlachetnej i dobrej osoby (śmiech).

 

Ma ksiądz jakąś prośbę do swoich parafian?

 

O modlitwę za moją wytrwałość, abym zawsze był przy panu Jezusie...



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama