W 1786 roku, po śmierci swojego poprzednika i ojca, zwanego Fryderykiem Wielkim, tron pruski objął jego syn Fryderyk Wilhelm II, który ze względu na zamiłowanie do oświeceniowych ideałów, otrzymał przydomek króla-filozofa. Nowy władca Prus niechlubnie zapisał się w kartach historii Polski, ponieważ dwukrotnie uczestniczył w rozbiorach Rzeczypospolitej.
Ideały epoki oświecenia nie przeszkadzały jednak Fryderykowi Wilhelmowi II w budowie nowoczesnego, absolutystycznego i scentralizowanego państwa. Nowy władca Prus był człowiekiem kochającym sztukę i doświadczonym w polityce, a ponadto był przy tym człowiekiem inteligentnym i oczytanym. W przeciwieństwie do swojego ojca, dla poddanych i służby był bardziej serdeczny, czym zaskarbił sobie popularność poddanych jeszcze na długo przed objęciem władzy.
Zmarł w wieku zaledwie 53 lat 16 listopada 1797 roku. Kolejnym pretendentem do pruskiego tronu, został jego syn i mąż Luizy - Fryderyk Wilhelm III, który w momencie objęcia władzy miał 27 lat.
Współcześni mu w swoich wspomnieniach twierdzą, że był człowiekiem bardzo nieśmiałym podczas oficjalnych wystąpień publicznych i nie mógł się, w przeciwieństwie do swojego ojca i dziadka, pochwalić talentem oratorskim. Ciężki obowiązek władczy spoczął również na jego młodej żonie i przyszłej królowej Prus, która miała wówczas dopiero 21 lat.
Początek swojego panowania młoda para królewska rozpoczęła od przejazdu po swoim kraju, w czasie którego zbierali hołd od swoich poddanych.
O samym Szczytnie, a raczej okolicach, w których przebywał, wspomina się dopiero na początku XIX wieku. Dokładnie w 1802 roku król pruski Fryderyk Wilhelm nieopodal Jerutek urządził wielkie manewry wojskowe. Problem stanowiło zapewnienie parze królewskiej odpowiedniego noclegu i pobytu, w warunkach jej godnych. Z tego powodu znacznie zwiększono tempo prac związanych z budową nowej plebanii w Jerutkach (obecnie budynek popada w ruinę - R.A.). W ciągu niespełna trzech tygodni para królewska zamieszkała w nowym domu miejscowego pastora.
Po zakończonych w Jerutkach manewrach, król po kolejnym noclegu spędzonym w plebanii pastora, wraz ze swą małżonką i orszakiem, wybrał się do Warszawy, wybierając drogę przez Wielbark. Jak wspominała królowa Luiza, miejscowe kobiety w bardzo szczególny sposób okazały parze królewskiej szacunek oraz poczęstowały, jak to ujęła w swoich wspomnienia królowa: „orzeźwiającym napojem”. Na młodej królowej ówczesny Wielbark, a raczej jego mieszkańcy, zrobili na tyle duże wrażenie, że jeszcze przez wiele kolejnych lat Luiza wspominała Willenberg jako małe i śliczne przygraniczne miasto.
Na trzy lata przed manewrami w Jerutkach, coraz bardziej znany poza granicami Francji Napoleon Bonaparte, 9 listopada 1799 roku w swoim kraju przeprowadził zamach stanu ogłaszając się tym samym Pierwszym Konsulem. W krótkim czasie skupił w swoich rękach pełnię władzy. Społeczeństwo francuskie, które było już nieco zmęczone rewolucyjnym zamętem, ochoczo poparło przejęcie władzy w kraju przez coraz bardziej popularnego generała.
Dzięki sprawnie działającej polityce nie tylko gospodarczej, ale i militarnej, Bonaparte z coraz większą łatwością rozbijał kolejno armie tych wszystkich koalicyjnych państw europejskich, które były przeciwne ówczesnej Francji.
Bardzo szybko najpierw podbił Włochy, a następnie Austrię. W pięć lat po objęciu rządów, w wielkiej pompie koronował się na cesarza Francji. Do 1806 Napoleon podporządkował sobie jeszcze Holandię, Szwajcarię oraz sporą część Niemiec.
Król pruski Fryderyk Wilhelm III, widząc nadchodzące z zachodu niebezpieczeństwo, rozwijał swoją armię, która sukcesywnie rosła w siłę. Pod koniec września 1806 roku, przeciw 195 tysiącom Francuzów stanęło 180 tysięcy doskonale wyposażonych i wyszkolonych Prusaków. Siły oby armii, przynajmniej teoretycznie, były niemal wyrównane.
Konflikt pomiędzy Prusami i Francją był właściwie nie do uniknięcia. Królowa Luiza silnie naciskała swojego małżonka, aby tenże przesłał do Napoleona odpowiednią notę, wzywającą do usunięcia wojsk francuskich, stojących u granic Prus. Udało się, dokument został wysłany, ale efekty były zgoła inne od tych, przewidywanych przez pruską parę królewską.
Francuzi, na rozkaz Napoleona, w odpowiedzi na notę przekroczyli granicę i zajęli sprzymierzoną z Prusami Saksonię. Bardzo szybko nadszedł czas, który właściwie ostatecznie przypieczętował losy królestwa pruskiego. 14 października 1806 roku, w bitwie pod Jeną, cesarz Francuzów rozgromił 38-tysięczną armię pruską, dowodzoną przez księcia Hohenloha. Porażka dla Prusaków była druzgocąca. Ponad 25 tysięcy żołnierzy Hohenloha poległo, zostało rannych lub też dostało się do francuskiej niewoli.
Dokładnie tego samego dnia marszałek francuski Louis Nicolas Davout pod Auerstadt rozbił drugą część armii pruskiej, którą dowodził osobiście król Fryderyk Wilhelm III. Armia pruska praktycznie przestała istnieć, a ocalałe z pogromu drobne oddziały uciekały w popłochu na wschód. Francuzi zajęli Berlin.
Obie bitwy: pod Jeną i Auerstadt, według opinii wielu historyków, były nie tylko militarnym zwarciem dwóch wrogich wobec siebie armii, ale również i dwóch zupełnie różnych od siebie ustrojów społeczno-ekonomicznych.
Ówczesny ustrój Królestwa Pruskiego był bardzo skostniały i pomimo wystawienia dość dużej liczby żołnierzy gotowych do podjęcia walki o swoją ojczyznę, w przekroju całościowym morale pruskiej armii było bardzo niskie.
Współczesny wydarzeniom oficer pruski był dla podległych mu żołnierzy właściwie panem życia i śmierci. We wspomnianej armii istniała wówczas bardzo surowa zasada, która określała, że żołnierz powinien, a nawet należało to do jego obowiązku – bać się oficera nawet bardziej niż własnej śmierci, bo to oficer był jego panem.
Trzon najważniejszych i dowodzących oficerów tzw. pierwszej linii stanowili w większej mierze szlachcice niemieccy. Zwykły żołnierz mógł najwyżej awansować jedynie do stopnia podoficera włącznie. Powszechnie stosowane wówczas w armii pruskiej były kary cielesne, a te wymierzano z byle powodu. Na niskie morale pruskiej armii miał też wpływ strach przed francuskimi żołnierzami, w Europie panowało narastające przekonanie o niezwyciężonej Wielkiej Armii cesarza Napoleona.
Na porażkę w dwóch stoczonych przez wojska pruskie bitwach miała również wpływ stosowana wówczas taktyka, która opierała się jeszcze na szkole Fryderyka Wielkiego, która – owszem – przynosiła sukcesy, ale pół wieku wcześniej.
Według niej, piechota walczyła w linii, która wynosiła najczęściej trzy szeregi, co według ówczesnych strategów, dawało najbardziej optymalne wykorzystanie dostępnej siły ognia oraz minimalizowało straty w przypadku dostania się pod ostrzał artyleryjski. Napoleon walczył bardziej nowoczesnymi metodami. Armia francuska po prostu parła do przodu zmiatając wszystko na swojej drodze. Pruskie linie nie miały szans, by sprostać tej nawale.
Królestwo Pruskie rozsypało się jak domek z kart. W kolejnej bitwie pod Prenzlau, książę Hohenlohe poddał się Francuzom z 20 tysiącami żołnierzy. Kilkuset huzarów francuskich pod wodzą generała Lassaule bez jednego wystrzału zajęło silnie bronioną szczecińską twierdzę. 7 listopada 1806 roku Francuzi rozbili pod Lubeką ostatnią nadzieję króla Prus – liczący ponad 17 tysięcy żołnierzy korpus von Bluchera.
Kolejno upadały twierdze pruskie. Polacy, którzy walczyli u boku Francuzów, liczyli na to, że trwająca wojna przyniesie wyzwolenie przynajmniej części ziem polskich. Wśród nich znalazł się również Tadeusz Kościuszko. W listopadzie 1806 roku Wielka Armia wkroczyła na ziemie polskie pozostające pod zaborem pruskim, 27 listopada 1806 konnica marszałka Murata wyzwoliła Warszawę przepędzając z niej Rosjan. 19 grudnia do stolicy wjechał uroczyście Napoleon.
Król pruski Fryderyk Wilhelm III wraz z małżonką Luizą i dworem królewskim w popłochu i panice opuszczał miejsca, do których chwilę później wkraczali Francuzi.
23 listopada 1806 roku, w niedzielne późne popołudnie pruska para królewska z częścią swojego dworu przyjechała do Szczytna.
Bardzo dobrze a lewactwo wyję!
Marek
2025-09-16 20:48:19
Ja to czekam na obiecany przez burmistrza park linowy
Bartek
2025-09-16 20:05:08
No i super, tylko wspierać
Gość
2025-09-16 18:09:46
Ci powiedzmy znani się lansują i to jest obopólna korzyść. Wszystkie te panie startowały w wyborach samorządowych, ale się nie powiodło. Więc pewnie w ten sposób próbują się pokazać szerszemu gronu wyborców.
Mieszkanka
2025-09-16 14:00:37
A potem Jurand trafił w dyby, przy których się dał sfotografować. Szkoda, że nie wtedy, kiedy w te dyby dał się zakuć. Bo te dyby to jak strzelba w spektaklu teatralnym, ze ona musi wybuchnąć. No to co z tymi dybami?
Śmieszek
2025-09-16 13:59:29
Chyba musze sie wziac za swoje piersi....
Ewelina
2025-09-16 11:23:59
głosuję na projekt obywatelski - fontanna multimedialna.
Anna.Sz
2025-09-16 10:59:32
A ten killerpiesek to taki słodziak, że bez smyczy po lesie lata zapewne...
Kamil
2025-09-16 05:00:43
Wszystko ok tylko znowu trzeba się wspierać osobami powiedzmy znanymi. To jak w poprzednim konkursie wygrał projekt radnego. Swoją drogą to czekam aż ten park po prostu z czasem zarosnie bo taki lis go chyba raczej czeka. Myślę że zwykli obywatele, którzy nie są jakoś tam powiedzmy medialni po prostu mimo iż mają fajne pomysły, dlatego nie zgłaszają pomysłów. Po prostu zniechęcili sie
Romek
2025-09-16 04:47:23
Kiedyś mieszkańcy bali się pary wodnej i zrezygnowali z kolei.
Gabi
2025-09-15 16:51:39