Andrzej Szczygielski (60 l.) zawodowo prześwietla ludzi. Doskonale wie, co kryje się w ich wnętrzu. Widział już wiele, ale jak sam przyznaje wciąż bywają sytuacje, które go zaskakują. Przez jego ręce przeszły tysiące pacjentów. Wracamy do prezentacji pracowników szczycieńskiego szpitala. Dziś przybliżamy sylwetkę kierownika zespołu techników elektrokardiologii.
Pan Andrzej ze szpitalem w Szczytnie związany jest od 1987 roku. Pochodzi spod Lublina. Tam skończył medyczne studium zawodowe i uzyskał tytuł technika elektrokardiologii. Od razu dostał pracę w szpitalu klinicznym nr 4 w Lublinie.
- Ale pracowałem tam dość krótko, bo zaledwie trzy lata – wspomina. - Przyjechałem do Szczytna. Za żoną – dodaje z uśmiechem. - A poznaliśmy się w Mrągowie, gdzie byłem w wojsku. Ala pracowała w Mrągowie.
Małżeństwo doczekało się dwóch córek Izabeli i Magdaleny.
- Obie poszły w zawody medyczne – mówi z dumą pan Andrzej. - Jedna pracuje jako diagnosta laboratoryjny w Gdyni, a druga uciekła nam do Zurychu, gdzie pracuje w firmie biotechnologicznej, zajmuje się genetyką. Mamy też dwoje wnucząt Roberta i Ritę. Na szczęście dzisiejsza technologia, rozmowy wideo sprawiają, że mamy ze sobą kontakt na co dzień, choć nie ukrywam, że wolelibyśmy, aby nasze córki i wnuczęta były bliżej.
Ale wróćmy do szpitala. W szczycieńskim szpitalu pan Andrzej od razu został technikiem elektroradiologii. - W Szczytnie były tylko dwie takie pracownie: w szpitalu oraz w przychodni przy ul. Skłodowskiej-Curie – wspomina.
- Kiedyś było dużo więcej prześwietleń rtg, bo było ono podstawowym badaniem, które wykonywało się niemal zawsze do celów diagnostycznych. Dziś usg, kolonoskopia, tomograf, rezonans, pet... niemal wyparły ten rodzaj badania. Ale mój zawód pozwala pracować w każdej z tych pracowni. Więc dla mnie niewiele się zmieniło. No poza lepszym, nowoczesnym sprzętem oczywiście i bezpieczniejszymi warunkami pracy. Bo w tej chwili używa się mniej dawek promieni do badań, co ma ogromne znacznie i dla pacjentów, i dla nas, radiologów.
Skąd pomysł na zawód radiologa? Bo chyba to dość oryginalny zawód?
Nigdy się nad tym wcześniej nie zastanawiałem. Tak jakoś wyszło. Ale jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że bardzo duży wpływ na tę decyzję miała moja ciotka, która była pielęgniarką. Podczas rozmowy z nią zaświtała mi ta radiologia i tak zostało (śmiech). Ale przyznam, że lepiej nie mogłem wybrać. Nawet dziś, bo 40 latach pracy w tym zawodzie, nie zmieniłbym go.
A jakie były początki?
Dość skomplikowane (śmiech). Samo otrzymanie obrazu wymagało dużo więcej pracy i czasu. Korzystaliśmy z klisz rentgenowskich. Po zadziałaniu promieni na ciało pacjenta i kliszę trzeba było ten materiał obrobić, czyli wywołać zdjęcie. Cały proces fotograficzny. Ciemnia, wywoływacze, utrwalacze... To trwało. Teraz jest wszystko cyfrowe. Był to zawód mniej bezpieczny. Aby otworzyć pracownię trzeba było spełnić szereg wymogów bezpieczeństwa. Grubość ścian, wyłożone specjalnym materiałem, drzwi obłożone blachą ołowianą...
Czyli praca w takim zawodzie mogła być zagrożeniem?
Owszem. Ale było ono zminimalizowane.
A jakby miał pan porównać sprzęt z początków pana pracy i ten z dziś?
Różnica jest kosmiczna. Jakby ktoś wówczas mówił mi, że będziemy za 40 lat pracować w takich warunkach, to chyba większość uznałaby go za szaleńca. A jednak (śmiech). Jak zaczynałem pracę były już pierwsze tomografy, rezonansy, czy pet i koronografy, ale dzisiejszy sprzęty jest żywcem wyjęty z filmów science fiction.
Jak wypadło Szczytno na tle szpitala klinicznego w Lublinie?
Pierwsze dni w szpitalu w Szczytnie były dla mnie trudne. „Boże kochany gdzie ja trafiłem!” - taką miałem myśl (śmiech). W klinice w Lublinie pracowałem na nowoczesnym sprzęcie. W Szczytnie te warunki były naprawdę trudne. Dla przykładu. W Lublinie mielimy już stół pływający, na którym kładło się pacjenta i stołem regulowało ułożenie względem aparatury. W Szczytnie stół był nieruchomy i to pacjentem, ciągając go w lewo, prawo, regulowało się ułożenie. Ale człowiek dziś miło wspomina te czasy. I dodam, że naprawdę nie żałuję, że przyszedłem na prowincję. Dziś wiem, że nie odnalazłbym się w dużym mieście.
Ilu radiologów było w Szczytnie, gdy pan zaczynał?
Trzech na dwie placówki. Wykonywaliśmy około 100 badań dziennie w przychodni plus pacjenci w szpitalu. Myślę, że na każdego z nas przypadało około 50 pacjentów dziennie, a bywały przypadki, że do niektórych pacjentów trzeba było podejść kilka razy, bo badania dotyczyły różnych części anatomicznych.
Czyli można by powiedzieć, że zagląda pan ludziom w... ciało. I widzi wszystko.
(śmiech) Coś w tym jest.
I co czasami tam pan widział?
Oj, przez te lata mnóstwo ciekawych rzeczy się znajdowało wewnątrz pacjentów, ale obowiązuje mnie tajemnica, więc nie podzielę się szczegółami. Ale tak, były rzeczy, które mnie zaskakiwały. Nadal są. Mam jedno wspomnienie z Lublina. Jestem na dyżurze nocnym. Przychodzi pielęgniarka i mówi: zbieraj się szybko, bo mamy pilnego pacjenta do prześwietlania. Pytam się jej w jakim stanie. Usłyszałem, że nie jest taki zły. Zszedłem zatem spokojnie do pracowni, po chwili do gabinetu wchodzi pan z utkwionym w czaszce nożem. Tak, wszedł na własnych nogach.
To się pan naoglądał.
Owszem (śmiech). Perspektywa tej pracy daje coś jeszcze, bardziej doceniam to, co mam, zdrowie, rodzinę, codzienność.
Czy badania radiologiczne są szkodliwe?
Promieniowanie jonizujące jest szkodliwe. Dlatego lekarz kierujący na takie badanie powinien rozważyć, czy to badanie wniesie coś do diagnozy. Ale dziś wszystkie urządzenia dobierają dawkę promieniowania minimalnie możliwą, więc ta szkodliwość w porównaniu z latami 80. jest dużo mniejsza.
Są chętni do tego zawodu dziś?
A i owszem. Bo jest to ciekawy zawód i bardzo rozwojowy. Dotyka przyszłości i to nawet tej kosmicznej. I mówię to całkiem serio. To nie tylko zawód medyczny.
Co można zobaczyć w człowieku podczas badań radiologicznych?
Niemal wszystko. Jak działa dany narząd. Jest to bardzo dokładna diagnostyka.
A prywatnie czym pan się pasjonuje?
Uwielbiam chodzić po górach. Tatry są moim ulubionym kierunkiem. Choć ostatnio, ponieważ moja córka mieszka w Szwajcarii, odkrywam też i Alpy. Lubię też rowerowe podróże.
A marzenia?
Jest ich sporo. Ale patrząc przez pryzmat mojej pracy i ludzkich dramatów, to największym marzeniem jest zdrowie... moich bliskich, moje. Reszta sama się ułoży...
Jednak ten pan ma ewidentnie jakiś problem. Teraz po prezydencie. Polska jest w Europie i jest jej częścią i nikt się nie wypiera, że jesteśmy jej częścią. Walczymy tylko o równouprawnienie. Poza tym jak Leszek Miller mówi o pomocy Ukrainie ale w granicach rozsądku to nikt go nie krytykuje a już na pewno nie ten pań, który z pewnością pobiera bardzo wysoka mundurowa emeryturę. Bardzo dobrze, że ktoś mówi jak jest a nie tylko ślepo ma wydawać kasę na kraj który jest mocno skorumpowany. Cięcia w budżetach. A kto doprowadził do takiej dziury? Jakoś przez 8 lat tego złego pusu nie było takiej dziury teraz nam się wciska że jest nam dobrze, fajnie itp. Dobrze to jest temu Panu, który pusze takie bzdury. Przeciętny polski obywatel nigdy takiej emerytury ba nawet wynagrodzenia nie dostanie jak pan otrzymuje obecnie. Panu jest i było zawsze dobrze za kazdych rzadow, tylko po prostu masz pań zniekształcony onraz przez tvn. Każda telewizja w jakiś sposób kłamie i zniekształca i naciąga fakty. Masz pań swoje lata więc przemysł pań uczciwie co piszesz bo żyjesz pań w pewnej bańce rzeczywistości oderwanej od życia. Masz pań wypchany barek alkoholem jak to zes pan niedawno wspomniał. Może taki barek jak prezes w Alternatywach4. Skojarzenia nasuwają się same o pana mentalności i wiedzy o życiu zwyczajnych ludzi. Mało o normalnym życiu pań wiesz.
Jan
2025-12-10 07:05:36
Pytanie, gdzie są dzieci, gdzie są wnuki? Są tacy, którzy - mieszkając poza Szczytnem - potrafią dzwonić przynajmniej 3 razy dziennie do swych dziadków, rodziców, krewnych. Wiedzą, kiedy jest jedzone śniadanie, wiedzą, kiedy jest przechadzka, wiedzą o której obiad, kolacja... A w razie braku kontaktu dzwonią o pomoc. To takie trudne? To nie kwestia braku czasu, tylko braku więzi i uczuć.
Taki sobie czytelnik
2025-12-10 03:09:26
Panie Mądrzejowski. No tak, obecna władza to nie przerznacza środków na \"swoją telewizję\". Szybko sobie wygooglowałem: W 2025 roku TVP w likwidacji dostała dodatkowo 1,4 mld. Ach ten pana słynny obiektywizm.
Olek
2025-12-09 22:25:02
Kiedyś,to kiedyś,cóż to za bzdurne uzasadnienie.Niektorym radnym nie chce się nawet myśleć logicznie
Plik
2025-12-09 17:48:45
Ciekawe kto i dlaczego boi się powiedzieć prawdę
Ciekawski
2025-12-08 22:14:23
Prawie fascynujące...
Jestę zastępco burmystrza
2025-12-08 20:32:16
U nas na budowie też przyjęli nowego pracownika , ale niestety nie było reportera.
tak
2025-12-08 19:42:37
Występ bardzo fajny ale trochę nie ładnie jak się pomija osoby które faktycznie pracowały i przygotowywały występ,
Olek
2025-12-08 19:00:33
7.12. było lodowisko otwarte, jednak jazda na łyżwach okazała się niemożliwa.Lyzwy rozjeżdżały się po tej sztucznej tafli nie mogąc rozpocząć jazdy.Całkowita klapa, pieniądze do zwrotu.
Warchol
2025-12-08 09:41:11
Znikome te informacje w tym artykule
Adrian
2025-12-07 13:05:25