Czwartek, 9 Maj
Imieniny: Grzegorza, Karoliny, Karola -

Reklama


Reklama

O głosowaniu – felieton Jerzego Niemczuka


Ustaliliśmy, że całego dnia jako obserwatorzy z ramienia nie wytrzymamy i pojedziemy zagłosować w południe, a wrócimy koło trzeciej, żeby dotrwać do przeliczenia głosów. We Wawrze, gdzie głosowała reszta naszej najbliższej rodziny, elektorat zamiast dzień dobry wykrzykiwał: bez referendum! Ale Wawer podobno tradycyjnie już antypisowski. Duża frekwencja o tej wczesnej porze, co dobrze rokowało. Za granicą ogromna mobilizacja. A oni nie po to uciekali z kraju, żeby teraz opresorów popierać.



Na Mecie, do niedawna zwanej Facebookiem, jak zwykle plotki wyborcze, liczenie na bieżąco, ludowy exitpoll, czyli obywatelskie fakenewsy.

 

Stawiliśmy się do kontroli wyborów w porze popołudniowej z żoną jak jeden mąż. To nasz kolejny udział w takim charakterze w naszym mieście, więc od razu zauważyliśmy, że frekwencja i u nas jest wyjątkowo wysoka. W świetlicy przedzielonej parawanem komisje wyborcze były dwie i miały osobne wejścia, do głosowania po dwa stanowiska przy stoliku z tekturowym parawanem. Przywykliśmy, że wcześniej bardziej przypominały one przebieralnię i tak jak ona gwarantowały większą tajność.

 

Wyborcy interesowali się naszym parawaningiem, próbowali zaglądać, a nawet wchodzić za barierę, co było zabronione, niczym przekraczanie granic.

 

Tajna, bo nieoznaczona, i pojedyncza, była toaleta. Raz do niej trafiłem kierowany wskazaniami, za drugim razem otworzyłem niewłaściwe drzwi, za trzecim dedukowałem, żeby nie pytać i zarazem nie pobłądzić. Nie wiem, czy innym się to zdarza, ale kiedy jadę ulicą z drugiej strony, to mam wrażenie, że wygląda zgoła inaczej.


Reklama

 

Mężów zaufania był mieliśmy dostatek, więc siedzieli po kątach. Incydentów nie odnotowałem z wyjątkiem małżeńskich. Trafiło się kilka par, które nie uznawały tajności ze względu na to, że mają uzgodnioną wspólnotę poglądów i próbowały głosować ramię w ramię z przysiadu, bo krzesło było tylko jedno. Przewodniczący w mojej komisji reagował na to ze spokojem, co odnosiło pewien skutek, czasami jednak napotykało na opór. Ja mogłem tylko tłumaczyć poza protokołem mężowi, że głosowanie jest aktem indywidualnym i tajnym, a kiedy on stoi obok i zagląda jej przez ramię, to walor tajności nie istnieje.

 

Zaraz mi się przy tej okazji przypomina anegdota o burmistrzu z Wawra ze stalinowskich czasów. Burmistrz był z partyjnego nadania, ukończył tylko przyspieszony kurs partyjny, gdzie czytać nie uczyli, więc zobowiązał swojego zastępcę, żeby mu czytał tajne pisma na głos, ale zatykał sobie przy tym uszy.

 

My - wrażliwi na przestrzeganie procedur - ani uszu, ani oczu nie zamierzaliśmy jednak zasłaniać.

 

W sąsiedniej komisji, w której zasiadała za parawanem jako mąż moja żona, działo się podobnie, a co się dzieje po drugiej stronie, obie komisje słyszały. Tam reakcji na jawną wspólnotę w tajnym głosowaniu nie było, więc żona po męsku zgłosiła to przewodniczącej. Odniosło to skutek i przewodnicząca się ożywiła, a następnie rozszerzyła egzekwowanie procedur także na mnie. Kiedy po zamknięciu obu wejść do lokalu, żeby liczyć głosy, wśliznąłem się za granicę, żeby się dostać do toalety, próbowano mnie zatrzymać jako intruza, choć wydawało mi się, że jestem komisji znany jako mąż zaufany, bo się przedstawiłem i byłem tuż obok od kilku godzin. Obawiałem się nawet przez chwilę, że może dojść do pushbacku.

Reklama

 

Ale nie. Po prostu powinienem zapytać pani, czy mogę. Tak jak w szkole, o której już dawno ze względu na wiek zapomniałem. Pani nas chciała też rozliczać z wychodzenia na papierosa, choć jej nie podlegałem, tylko swojemu komisarzowi, a mój udział wbrew naciskom traktowałem pro bono. Dałem, ile mogłem i chciałem, ale chciałem być bezpłatny, bo wygodniejsza dla mnie pozycja obywatelska.

Jerzy Niemczuk



Komentarze do artykułu

Arek

Te felietoniki są coraz głupsze i tendencyjne. Mówi się o dzieleniu społeczeństwa a Pan felietonista właśnie dzieli ludzi. Żadna władza nie jest idealna psze Pana. Pana pupile z pewnością do udealow też nie należeli. Tak jest ze wszystkim. Pana Ranczo jak dla mnie było wyjątkowo głupawe choć niektórzy je lubili.

Olek

\"We Wawrze, gdzie głosowała reszta naszej najbliższej rodziny, elektorat zamiast dzień dobry wykrzykiwał: bez referendum! \" i jak pan panie Jerzy oraz komisja reagowała na takie łamanie ciszy wyborczej już szanowny pan nie pisze, a jestem bardzo ciekawy.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama