Ozdobiłem swój kapelusz błyskawicą Strajku Kobiet. Obserwuję reakcje na mój prowokacyjny feminizm. Pod Kauflandem starszak niewiele ode mnie młodszy, chyba konserwatysta, bo ubrany swobodnie w stylu polish casual. Niczym Sam Prezes. Łypie na mnie podejrzliwie zza zsuniętej na brodę maski. Uśmiecham się do niego życzliwie. Ucieka wzrokiem. Ale w Jysku, gdzie się udałem po czteropak wieszaków, pierwszy bonus. Przede mną młoda kobieta. Przychodzi jej kolej do kasy. Uśmiecha się do mnie uśmiechem ciepłym jak te kołdry zimowe, których naręcze ma przed sobą...
- Proszę..
- Ale pani jest przede mną.
- Chętnie poczekam – odpowiada z kolejnym uśmiechem, spoglądając wymownie na mój kapelusz.
Zbudowany porcją życzliwości idę na pocztę polską wysłać polecony. Kwitek nagryzmoliłem w domu, żeby nie spowalniać. Wiadomo, media coraz mniej wolne, a nasza droga poczta coraz wolniejsza.
Stuk, puk. Te pieczątki paniom z okienka pewnie się śnią po nocach. Tym razem idzie szybko i sprawnie. Lud stoi karnie w covidowych odstępach. Wszyscy w maseczkach. I raczej nie młodzi. 60+, rzadziej 500+.
Wysyłam sprawnie. Płacę bezdotykowo. Pani za szybą unosi głowę, spogląda i znowu widzę ten uśmiech.
Pierwszy taki pamiętam z kobiecego strajku sprzed paru lat. Poszliśmy z żoną. Ja na czarno. Czyli demonstracyjnie. Choć z drugiej strony przeważnie jestem na czarno, szczególnie teraz. Kiedy się okazało, że czarne jest białe, to właściwie wszystko jedno. Ale do czerni strajkowej jestem dopasowany. Dochodzimy na plac Konstytucji. A tam uśmiechem wita mnie piękna kobieta w czerni. Tyłem do tłumu. Może nawet nie ona taka piękna, tylko ten uśmiech. Taki, co się zdarza tak rzadko, że na palcach obu rąk można zliczyć.
Wychodzę z poczty rozzuchwalony życzliwością i rzucam do kolejki głośne i wesołe „do widzenia”. Martwa cisza, oczy wpatrzone w ścianę, zamaskowane twarze. Nie biorą do siebie. Nie chcą mnie widzieć. Niewidzialny jestem. Może oni żyją faktycznie w jakimś innym wymiarze?
Nie chodzi mi tylko o wyłudzanie uśmiechów za pomocą sympatycznego gadżetu. Autentycznie solidaryzuję się z aspiracjami i żądaniami kobiet. Żyją od tysięcy lat w świecie urządzonym przez mężczyzn.
Tradycja. Ci, którzy walczą o jej przetrwanie, są skazani na porażkę. Nawet słów używają, które sto lat temu były już anachroniczne. „Cnoty niewieście”. Boy by się uśmiał.
Wyliczono, że w polskim rządzie jest dziesięć razy więcej Michałów i Andrzejów niż kobiet. Podobno jest tylko jedna.
Tradycyjna rola męska to rywalizacja. Rywalizacja to walka, w której zwycięzca, samiec alfa, jest jeden. Reszta to przegrani. I ta reszta jest sfrustrowana. Osiemdziesiąt procent samobójców to mężczyźni. Najwyraźniej trudno im sobie poradzić z zadaniem, jakie na nich tradycja nakłada.
Kobiety rzadziej popełniają samobójstwa. Bardziej dbają o życie. Swoje i bliskich. Żyją dłużej, bo częściej szukają pomocy nie tylko w poradniach, ale wśród przyjaciół.
Ci którzy twierdzą, że są uprzywilejowane, bo wcześniej odchodzą na emeryturę, nie zauważają, że w tym czasie najczęściej biorą na swoje barki bycie babcią. Niby już nie pracują, ale gdyby pewnego dnia wszystkie zastrajkowały, nie tylko wnuki, ale i gospodarka zostałaby sierotą.
W tej roli także dziadkowie spełniają się coraz częściej, jednak rzadziej od kobiet. Ale to się wszystko nieuchronnie zmienia. Kiedy pięćdziesiąt lat temu, kiedy jako bardzo młody ojciec wychodziłem w Szczytnie na spacer wózkiem z moją córeczką, budziłem niezdrową sensację.
Dzisiaj coraz częściej widzę młodych ojców okazujących czułość swoim dzieciom. To dobry widok. Czułość wraca do łask nie tylko za sprawą naszej noblistki.
Jerzy Niemczuk
Gość
Jak ja kocham tych prawdziwych patriotów o polskich nazwiskach. Cieszmy się, że od czasu do czasu odwiedzi nasz powiat ktoś, kto ma trochę szerszy punkt widzenia.
Przyjaciel ludu
Panie Niemczuk widać pańskie nazwisko ma charakter niepolski to że jest Pan mieszkańcem powiatu nie stanowi żeby Pan pisał głupoty zajmij się człowieku swoim domkiem w Piecach i nie rozprawiaj o sprawach które cię przerastają