Środa, 29 Październik
Imieniny: Narcyza, Serafina, Wioletty -

Reklama


Reklama

Klaudiusz Woźniak: - Muzeum to nie przeszłość, tylko rozmowa z przeszłością


W tym roku Muzeum Mazurskie w Szczytnie świętuje swoje setne urodziny. To jedna z najstarszych instytucji kultury na Mazurach – od niemieckiego Heimatmuseum Kreis Ortelsburg po polskie muzeum regionalne, zakorzenione w mazurskiej tożsamości. Placówką kieruje Klaudiusz Woźniak. Spotykamy się z nim z okazji właściwie dwóch jubileuszy: 100-lecia muzeum i 10-lecia jego pracy w tej roli.



Sto lat istnienia muzeum i dziesięć lat Pana kierowania nim. To dobry moment na refleksję.

Zdecydowanie tak. To nie tylko okrągłe rocznice, ale też czas, żeby spojrzeć na muzeum jak na żywy organizm, który przetrwał ogromne zmiany – historyczne, polityczne, społeczne. Kiedy obejmowałem funkcję kierownika, wiedziałem, że to nie jest zwykła instytucja. To miejsce, które niesie w sobie pamięć o dawnych Mazurach, o tych, którzy tu mieszkali przed wojną, i o tych, którzy po niej budowali nową tożsamość tego miasta. Sto lat muzeum to nie tylko historia eksponatów, ale też historia ludzi, którzy je tworzyli, ratowali i kochali. To historia pasji, uporu i lokalnego patriotyzmu. A moja rola? Może po prostu kontynuuję ten łańcuch.

 

 

Cofnijmy się do początków. Jak narodziło się muzeum w Szczytnie?

To był rok 1925 – w Niemczech rozwijał się wówczas ruch regionalistyczny, a lokalni społecznicy zaczęli gromadzić pamiątki po Mazurach. Tak powstało Heimatmuseum Kreis Ortelsburg. Siedzibą była ocalała część zamku krzyżackiego, a twórcą i pierwszym kierownikiem – Hans Tisca. Był nauczycielem gimnazjalnym i pasjonatem archeologii. Wyruszał w teren, prowadził wykopaliska, apelował w lokalnej prasie, by mieszkańcy przekazywali przedmioty do muzeum. I rzeczywiście – przynosili: skrzynie, narzędzia, obrazy, stare dokumenty, przedmioty codziennego użytku. W krótkim czasie muzeum rozrosło się do siedmiu sal wystawowych, a jego kolekcje zaczęły stanowić zapis codziennego życia mieszkańców ówczesnych Mazur. To była pierwsza próba ocalenia lokalnego dziedzictwa.

Jedno z cenniejszych naczyń ze zbiorów archeologicznych Muzeum Mazurskiego w Szczytnie. Waza z epoki neolitu – kultura amfor kulistych.

 

A potem przyszła wojna i zmiana granic.

Tak i można powiedzieć, że muzeum miało szczęście w nieszczęściu. Choć Szczytno zostało w dużej mierze zniszczone, sama siedziba muzeum – pozostałość zamku – przetrwała, podobnie jak część zbiorów. W 1945 roku do miasta przybył pierwszy polski starosta – Walter Późny-Woźniak*. To on uratował to, co ocalało, i zabezpieczył zbiory. Wtedy zaczyna się zupełnie nowy rozdział. Muzeum staje się Muzeum Mazurskim – polskim, ale zachowującym ciągłość - w jego wnętrzu spotykają się dwie pamięci: niemiecka i polska. Dawne zbiory przestają być „obce”, stają się częścią wspólnej historii regionu. To rzadki przypadek, kiedy instytucja kultury potrafiła symbolicznie pogodzić różne dziedzictwa.

 

 

W historii muzeum przewinęło się wielu ludzi. Kto miał największy wpływ na jego rozwój?

Każdy wniósł coś ważnego. Po wojnie – wspomniany Walter Późny i Halina Kozikowska – ocalili muzeum przed likwidacją. Potem Franciszek Myśliński, który opisywał jego dzieje i popularyzował wiedzę o regionie. Jan Jałoszyński, który przyciągnął do muzeum szczycieńską inteligencję, z Gustawem Leydingiem na czele. To właśnie oni stworzyli Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Szczycieńskiej, później znane jako Towarzystwo Przyjaciół Szczytna. Z kolei Stanisława Ostaszewska uporządkowała zbiory, utworzyła kartoteki, dbała o dokumentację. Jej córka, Monika Ostaszewska-Symonowicz, kierowała muzeum przez prawie 20 lat, wprowadzając je w nowoczesność – cyfryzację zbiorów, współpracę z innymi muzeami, wystawy z całej Polski. Każde pokolenie tych kustoszy miało swoją epokę i swoje wyzwania. A jednak cel pozostawał ten sam – zachować pamięć o Mazurach.


Reklama

 

 

Jakie było Pana pierwsze zadanie, gdy objął Pan funkcję kierownika w 2016 roku?

Zrobiłem to, co robi każdy odpowiedzialny gospodarz – inwentaryzację wszystkiego, co mamy. Potem rozpoczęliśmy proces modernizacji wystaw. Najważniejsza była nowa ekspozycja „Historia Szczytna i okolic. Od pradziejów do współczesności”. To była ogromna praca – od koncepcji po aranżację. Chcieliśmy, żeby zwiedzający nie tylko oglądali, ale też rozumieli, jak wiele warstw ma historia tego regionu. Dziś muzeum to nie tylko stałe wystawy, ale też przestrzeń edukacji, warsztatów i spotkań. Młodzi ludzie uczą się tutaj historii przez doświadczenie. To zupełnie inny model niż jeszcze dwadzieścia lat temu.

 

 

Edukacja muzealna to teraz jeden z filarów działalności instytucji.

Tak, i jestem z tego szczególnie dumny. Prowadzimy lekcje muzealne i warsztaty dla różnych grup wiekowych – od przedszkolaków po licealistów. Dzieci poznają życie na dawnej wsi mazurskiej, obrzędy, zwyczaje świąteczne, dawną kuchnię. W 2024 roku zorganizowaliśmy 63 zajęcia, w których uczestniczyło ponad 1100 osób. Dla mnie to właśnie w tych momentach muzeum naprawdę żyje. Kiedy widzę dzieci, które same malują wzory na „mazurskich szmaciakach” albo słuchają opowieści o herbie Szczytna – wiem, że ta historia ma przyszłość. Bo nie wystarczy eksponat, potrzebna jest emocja. A emocja rodzi więź.

 

 

Wspomniał Pan o emocjach. To rzadko spotykane słowo w ustach muzealnika.

A jednak uważam, że bez emocji nie ma historii. Eksponaty same w sobie są martwe, jeśli nie nauczymy się ich „czytać”. Skrzynia posażna to nie tylko mebel – to symbol życia rodzinnego, pracy, tradycji. Kafle piecowe z Pasymia opowiadają o humorze, wierzeniach i codzienności dawnych Mazurów. W muzeum chodzi o dotknięcie tej delikatnej tkanki przeszłości, która łączy pokolenia. Dla mnie muzealnik to nie tylko archiwista, ale też opowiadacz – ktoś, kto tłumaczy światu, dlaczego te rzeczy wciąż mają znaczenie.

 

 

A co dziś najbardziej przyciąga ludzi do Muzeum Mazurskiego?

Jarmark Mazurski – bez dwóch zdań. Organizujemy go od 1999 roku, w ruinach zamku krzyżackiego. To wydarzenie, które łączy tradycję z nowoczesnością, rzemiosło z muzyką, smak z historią. Przez lata towarzyszył mu jazz tradycyjny, który stał się nieodłącznym elementem imprezy. Ale są też inne wydarzenia: Europejska Noc Muzeów, spotkania autorskie, konferencje naukowe, a w grudniu nasze Doroczne Spotkanie Dobrodziejów i Darczyńców. To wyjątkowy moment – podsumowanie roku, rozmowy z ludźmi, którzy wspierają muzeum, czas wdzięczności. Takie spotkania mają swój ciepły, wspólnotowy ton. I chyba właśnie dlatego muzeum w Szczytnie nie jest tylko instytucją – jest częścią miasta.

 

 

Trudno oprzeć się wrażeniu, że to muzeum naprawdę „oddycha Mazurami”.

Reklama

To dobre określenie. Myślę, że to, co wyróżnia Muzeum Mazurskie, to autentyczność. Nie udajemy wielkiej narodowej instytucji, nie konkurujemy z wielkimi muzeami w Warszawie czy Gdańsku. Ale mamy coś, czego nie da się kupić – lokalną pamięć i zaufanie mieszkańców. Zbiory pochodzą w dużej mierze z darów. Ludzie przynoszą rzeczy po rodzicach i dziadkach, które mogłyby trafić na strych albo do śmietnika. A tu dostają drugie życie. I to jest właśnie najpiękniejsze w tej pracy – świadomość, że dzięki takim gestom historia się nie urywa.

 

 

Jak wygląda dziś współpraca z samorządami i organizacjami społecznymi?

Bardzo dobrze. Współpracujemy z Powiatem Szczycieńskim, miastem Szczytno i Samorządem Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Działa też Towarzystwo Przyjaciół Muzeum, które wspiera nas finansowo i organizacyjnie. To dzięki nim możemy realizować cykliczne wydarzenia, takie jak Mazurskie Spotkania z Filmem Dokumentalnym czy program „60+”. Ta współpraca to klucz. Muzeum samo w sobie nie istnieje w próżni – potrzebuje partnerów, społeczności, energii. I my to mamy.

 

 

Co dla Pana znaczy te sto lat muzeum?

To symbol ciągłości. Muzeum Mazurskie jest jak lustro, w którym odbijają się losy całego regionu. Przeszło przez różne epoki – niemiecką, polską, komunistyczną, wolnorynkową – i w każdej zachowało sens istnienia. Dla mnie to także dowód, że historia potrafi być mądra, jeśli umiemy jej słuchać. Bo muzeum to nie tylko miejsce przeszłości. To rozmowa – o tym, kim byliśmy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. I mam nadzieję, że ta rozmowa potrwa kolejne sto lat. To nie tylko jubileusz instytucji, ale historia ludzi, którzy przez sto lat pielęgnowali pamięć tej ziemi. W tym jednym miejscu skupiły się losy całego regionu – dawnych Mazurów, powojennych osadników, współczesnych mieszkańców. Naszą misją jest, by ta pamięć nie zgasła. Często powtarzam, że muzeum to nie przeszłość, tylko rozmowa z przeszłością. I ta rozmowa wciąż trwa – w murach ratusza, na wystawach, podczas spotkań, w oczach ludzi, którzy tu przychodzą.

 

 

* Właściwie: Władysław Woźniak – pseudonim okupacyjny Waltera Późnego, którym posługiwał się od czasu ucieczki z Pawiaka w grudniu 1940 r.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama