Wtorek, 17 Grudzień
Imieniny: Bogusława, Gracjana, Laury -

Reklama


Reklama

O S Z U S T W O – felieton Leszka Mierzejewskiego


W ostatnim czasie w prasie lokalnej, w telewizji, jak i w innych mediach, nie pomijając internetu – prym wiodą tematy o oszustwach czyli o przekrętach. Normalka, bo nie ma nic podlejszego niż oszustwo finansowe polegające na wprowadzaniu w błąd innej osoby (szczególnie starszej), celem osiągnięcia korzyści finansowych. Na dodatek instytucje i organy, które winny skutecznie przeciwdziałać i zwalczać oszustów, na okrągło i bezskutecznie ostrzegają.



Mam przeświadczenie, że poniższe tematy posłużą w przeciwdziałaniu szachrajstwom, będą przysłowiowym światełkiem w tunelu, a puenta, że prawdziwy oszust nigdy nie wygląda na oszusta - pozwolą nie dać się oszukać. Pamiętam, w lipcu 2022 roku nad morzem poznałem przemiłego faceta o rzadkim imieniu Amadeo.

 

Miał niepowtarzalny urok osobisty. Był nieodparcie atrakcyjny dla innych. Nie był specjalnie przystojny, ale lgnęły do niego kobiety, jak muchy do lepu, a i faceci starali się o jego względy. Mało mówił o sobie: z czego żył, gdzie pracował, gdzie mieszkał... Jedynie od czasu do czasu powtarzał, że bez pracy trzeba powiększać swoją fortunę. Jeździł wypasionym samochodem, nosił markowe ciuchy i drogiego rolexa. Wszystkim stawiał drinki i szastał gotówką. Któregoś dnia na wieczorku tanecznym, zaczęliśmy rozmawiać o pieniądzach, co go początkowo zraziło.

 

Po niedługim czasie, gdy nasze języki, jak zwykle po alkoholu, się rozwiązały - od słowa do słowa zaczęliśmy narzekać na obecne czasy. Psioczyliśmy na inflację, na ciągłe podwyżki cen towarów i usług, na mały procent lokat w bankach… On nie wytrzymał i wrzasnął: -To wy trzymacie swoje oszczędności w bankach?! Przecież dajecie krwiopijcom niezły procent zysku! Po tym krótkim zdaniu, zaśmiał się w kułak. Co prawda to prawda, przecież zgodnie stwierdziliśmy, że banki maksimum płacą 4%, a inflacja na rynku wynosiła około 10%, więc każdy bank ma około 6% czystego zysku.

 

- Ja mam ze swojego kapitału 25% zysku, co miesiąc – zakończył Amadeo. Nie dowierzaliśmy. - Nie ma takich złotych interesów – upieraliśmy się wszyscy. - Są. Trzeba tylko wiedzieć w co i kiedy zainwestować, przecież ja właśnie z tego żyję -wesoło skwitował Amadeo i dodał, że nikogo nie namawia do tego sposobu inwestowania. Wstał, mówiąc, że na niego już czas, że się zasiedział. Podszedł do kelnera, uregulował za wszystkich rachunek i przez kolejne dni chodził swoimi ścieżkami.

 

Nam i wielu innym zadał bobu, nie przestawaliśmy myśleć, że nasze pieniądze marnują się na lokatach. Znów niespodziewanie zjawił się wśród nas, a my, naiwniacy, zaproponowaliśmy mu na początek zainwestować niewielkie sumki. Warunkiem powodzenia, który przedstawił Amadeo, było, by pieniądze wręczyć mu w gotówce.

 

O dziwo, nie wzbudzało to cienia podejrzeń. Zebrało się piętnastu chętnych, wręczaliśmy mu po ile kto miał wówczas, średnio po około 2000 zł, za pokwitowaniem. Za miesiąc umówiliśmy się w Gdańsku i wszyscy otrzymaliśmy też za pokwitowaniem swoje wpłacone sumy powiększone o 25%. Ja zarobiłem na czysto 500 zł. Wszystkim nam lśniły oczy z zachwytu, byliśmy pewni złotych lokat u Amadeo, bo przecież nie przeszło nam przez myśl, jak on mógł dopłacać do tego interesu.

 

Zresztą Amadeo na spotkaniu był serdeczny i gościł nas wszystkich zamawiając co dusza zapragnęła. Ponadto zysk nas zaślepił. Zaczęliśmy już liczyć pieniądze, jakie zarobimy po roku lokaty. Amadeo zaproponował następne spotkanie dla chętnych, po czterech miesiącach tj. 14 grudnia, w tym samym miejscu. Wszyscy przystaliśmy ochoczo na propozycje, nawet kaperując swoich znajomych i deklarując się na wybranie dużych sum z lokat.

 

Summa summarum wraz ze mną znalazło się 21 chętnych, którzy wybrali całe swoje oszczędności, zostawiając na koncie tylko niewielkie sumki, żeby na wszelki wypadek mieć coś pod ręką. W wyznaczonym dniu Amadeo pokwitował odbiór od 20 osób prawie sześć milionów złotych. I tyle go widziano. Szczęście w nieszczęściu, że ja w dniu 10 grudnia miałem wypadek i nie mogłem ulokować oszczędności na 25% zysk. Przez miesiąc nie podejrzewałem niczego złego, wciąż chorując plułem sobie w brodę, że tyle straciłem. Później dowiedziałem się o wszystkim, wpłaciłem z powrotem pieniądze na pewną lokatę i stwierdziłem, że lepiej mieć mało, ale bezpiecznie.


Reklama

 

Amadeo zniknął jak kamfora, rozpłynął się w powietrzu, nie pozostawiając za sobą żadnego śladu. Do dziś szukają go organa śledcze, szukają go moi znajomi. Teraz opowiem wam o innym temacie, czymś bliższym każdej osobie, mianowicie o malarstwie, bo przecież u większości wisi na ścianie jakiś obrazek, a część z Was nie wie, że na polskim rynku panoszy się niesamowite fałszerstwo w tej dziedzinie.

 

Proceder fałszowania ma się u nas wyśmienicie, a za przykład zawsze podaję włamanie do poznańskiego kolekcjonera w lipcu 2016 roku, a złodzieje wynieśli 87 obrazów, z których tylko 4 były prawdziwe! Wielu z nas, szczęśliwych posiadaczy niby oryginalnego obrazu, cieszy się z falsyfikatu.

 

Najczęściej w Polsce fałszowane są obrazy artystów, których brakuje na rynku oraz tych, które są po prostu łatwe do podrobienia, jak np. obraz Juliana Fałata z roku 1907 „Śnieg”, którego oryginał znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie.

 

Obrazy wielu innych, nawet Witkiewicza czy Kossaków, są b. często kopiowane. Nie fałszuje się najdrożej sprzedawanych artystów, których obrazy bywają skomplikowane od strony technicznej. Według mnie polski rynek sztuki jest relatywnie młody, a uregulowania prawne są bardzo liberalne. Przykładowo polskie prawo pozwala antykwariuszom, bez żadnej odpowiedzialności, sprzedawać dzieła sztuki w tym obrazy, i zaświadczać je ekspertyzami, że towar jest autentyczny.

 

Tyle że prawo nie określa u nas kompetencji eksperckich, więc każdy może nim u nas być i każdy może wystawić opinię na temat autentyczności dzieła sztuki. Ponadto wystawia się tylko opinie pozytywne. Im dzieło ma więcej pozytywnych ekspertyz, tym większe wzbudza zaufanie. Znajomi pytają mnie, czy za granicą też można dać się nabrać przy zakupie dzieła sztuki?

 

Twierdzę, że także w zagranicznym domu aukcyjnym nie ma 100-procentowej pewności nabycia oryginału. Ponieważ: po pierwsze, znani polscy malarze są podrabiani w kraju i sprzedawani na zagranicznych aukcjach. Po drugie, w niektórych krajach, jak np. we Francji, po śmierci artysty, rodzina decyduje, czy dany obraz jest prawdziwy, czy fałszywy.

 

Po trzecie, istniało i nadal istnieje zjawisko tzw. sygnatury miłosierdzia. Mistrz malarstwa ma uczniów, którym zezwala podpisywać swoje dzieła swoim nazwiskiem. Znajomi pytają mnie, jak uchronić się przed zakupem falsyfikatu na rynku sztuki. Zawsze radzę, żeby edukować się i „wyrabiać sobie oko”, chodząc po wystawach i galeriach.

 

Po drugie, należy zakup zlecić dla konserwatora dzieł sztuki o dużym doświadczeniu i korzystać z jego uwag przy każdej poważnej transakcji. Po trzecie, nie należy ufać ekspertyzom, szczególnie tym sprzed wielu lat. Przeważnie są one fałszowane. Po czwarte, żeby nie kupować drogich dzieł przez internet. Po piąte, jedynym najpewniejszym źródłem zakupu jest sam autor dzieła albo renomowany dom aukcyjny ewentualnie znana galeria.

 

Ponieważ na okrągło uczestniczę w krajowym i zagranicznym życiu artystyczno-malarskim, również na co dzień, od 6 lat uczę malować studentów z Uniwersytetu III Wieku „Seniorzy” w Szczytnie, więc bezustannie spotykam się z zagadnieniem przemalowywania obrazów wzorując się fotografią umieszczoną w różnorakich nośnikach.

Reklama

 

Studenci w okresie jesienno-zimowym czerpią inspiracje do malowania z obcych zdjęć, lub wzorców - twórczo przetwarzając pewne detale, których osobiście nie widzą. Według prawa nie ma w tym żadnych podróbek, żadnych fałszerstw. Kiedy więc przemalowanie z fotografii lub z innego obrazu jest niedozwolone? Kiedy następuje idealna kopia lub falsyfikat dzieła?

 

Prosto mówiąc, kiedy następuje świadome naśladowanie dzieła sztuki, do tego z chęcią zysku poprzez sprzedaż takiego dzieła jako autentyku. Niejednokrotnie wynikają z tego tematu spory, aż decyzję rozstrzyga sąd. Więc najbezpieczniej uzyskać zezwolenie od autora, ewentualnie rżnąć na żywo pod warunkiem, że w widocznym miejscu napiszemy, że wykonano według fotografii lub obrazu takiej a takiej osoby.

 

W swojej karierze felietonisty spotkałem się z nieprzyjemną uwagą, że wykorzystałem przedwojenne zdjęcie bez zgody właściciela przedmiotu, a z naszych terenów jest tych fotografii multum. Najwięcej z przedwojennej, a obecnej ul. Odrodzenia.

 

 

Ponieważ jestem człowiekiem ugodowym, udobruchałem „obrażonego” w tym temacie. Ale z ciekawości dowiedziałem się, że: „Według obowiązującej ustawy, w stosunku do przedwojennych fotografii stanowiących głównie odbitki, bo oryginalnym nośnikiem fotografii, a tym samym utworu, jest klisza, a właścicielem prawa autorsko - majątkowego jest Skarb Państwa.

 

Wyjaśniam, że nabycie odbitki zdjęcia w postaci papierowej, nie jest nabyciem praw autorsko - majątkowych do tego zdjęcia. Więcej, art. 52 ustawy, mówi, że nabycie egzemplarza utworu nie stanowi nabycia praw majątkowych do utworu. Więc nabycie odbitki zdjęcia przedwojennego, czy też kliszy (oryginału utworu) sprawia, że jesteśmy właścicielem przedmiotu, a nie utworu.

 

Jeśli autor zdjęcia nie miał spadkobierców, ustawa mówi, iż właścicielem prawa autorsko - majątkowego jest właśnie Skarb Państwa. Oznacza to, że posiadając odbitkę, czy nawet kliszę fotografii - nie można od osób postronnych żądać zaprzestania lub rozpowszechniania utworu, np. przez publikację zdjęcia w książce, w czasopiśmie historycznym, czy w prasie lokalnej. Tym bardziej nie można domagać się odszkodowania za naruszenie praw autorskich, gdyż ich się nie posiada.”

tekst: Leszek Mierzejewski

e-mail:leszek.mierzejewski@gazeta.pl

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama