Niedziela, 16 Czerwiec
Imieniny: Aliny, Anety, Benona -

Reklama


Reklama

Narzekanie na młodych – felieton Leszka Mierzejewskiego


Jak świat światem, każde pokolenie narzeka na kolejne młodsze. Tyle że obecny klan młodych, to zupełnie inna historia - nie naznaczona żadnymi dziejowymi przemianami. To trzydziestokilkulatkowie, urodzeni po 29 stycznia 1990 roku, kiedy to zakończyła działalność Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Dorastali i żyją w wolnej Polsce, pełnej mediów społecznościowych, lajków i technologii niezrozumiałych dla nas, emerytów.



Swoją drogą obecna technologia, nowoczesna technika, automatyzacja, sztuczna inteligencja, tak nam emerytom pokićkała w głowie, że zawiłe określanie jakim jesteśmy pokoleniem – nie ma dla nas żadnego znaczenia. Pomimo że najnowsza nomenklatura nadawana przez socjologów określa moich rodziców jako pokolenie X, tak zwaną grupę przejściową - pokolenie powojenne z PRL.

 

Byli oni (o dziwo!) ludźmi, którzy odrzucili konsumpcjonizm, a cierpieli na zespół nastrojów i emocji typu depresja, smutek, apatia, melancholia wynikających z myśli o niedoskonałości świata. Mnie i moich rówieśników, przejmujących stery dwadzieścia lat później - nazywano yuppies, czyli młodymi pracoholikami. Następne było pokolenie Millenialsów, zwane potocznie Ygreki, które zaczynało wchodzić do świata świadomych konsumentów. Oni zmienili percepcję etyki pracy: „Pracować, by żyć, a nie żyć, by pracować”.

 

Wprowadzili nowy świat przepełniony technologią, w którym starsze pokolenie nie może się odnaleźć. Dlatego jest znienawidzonym przez nasze pokoleniem. Aktualne najnowsze, ale już odchodzące pokolenie, moje dzieci tzw. Zetki i zaczynające rządzić światem wnukowie Alfa. Dzieci już od dawna smakują dorosłego życia, wnuki dopiero stają się świadomymi konsumentami. Faktycznie moje dzieci, to pierwsze pokolenie, które wkroczyło w świat w pełni rozwinięty technologicznie. Wszystko, co nowoczesne nie stanowi dla nich problemu, potrafią wykorzystać internet jako narzędzie do zarabiania.

 

Ośmiogodzinny dzień pracy, czy za biurkiem, czy za taśmą produkcyjną, to dla nich przeżytek. Oni mają inne spojrzenie na świat. Dla mojego pokolenia 10 lat różnicy już jest przepaścią nie do zdobycia. Myślę, że naszym kołem ratunkowym nie jest na siłę zrozumienie najnowszych technologii, zawiłości techniki, ale dopuszczenie do siebie myśli, że świat się zmienia, a my musimy w nim żyć po swojemu.

 

Moje pokolenie charakteryzował pewien rodzaj buntu wobec systemu, stylu życia, polityki, porządku świata, jednym zdaniem mówiąc, wobec wszystkiego, co utrudniało funkcjonowanie. Na pierwszym miejscu była muzyka. Pamiętam, gdy w 1964 roku puściłem moim rodzicom piosenkę Michaja Burano „Lucille”, to się za głowy złapali.

 

Dla nich bigbitowy rytm był szaleństwem. Oni uwielbiali przed i powojenne szlagiery. Moja matka, rocznik 1926, która przeżyła 94 lata i do końca była świadoma, opowiadała mi, że za czasów jej młodości też narzekano na młodzież i na ich muzykę. Z ambony ksiądz krzyczał, że to dramat, że to już koniec świata i że gorzej być nie może. Identycznie ja nie tak dawno reagowałem na muzykę moich dzieci: na grunge, punk, techno, emo. Dziś znów mamy powtórkę z rozrywki, muzyka najmłodszych pokazuje, w jakim miejscu historii jesteśmy. Znów przeraża nas współczesna muzyka, szczególnie gdy stoimy zmęczeni na koncertach w Dni i Noce Szczytna.

 

 

To głównie rap. Piosenki o imprezach, dziewczynach, seksie, narkotykach i pieniądzach. Oni dobrze się przy tym rapie bawią, oni szaleją, oni się wyładowują. To im wystarcza. Nie muszą się buntować. Żyją w Polsce, która daje im nieograniczone możliwości. Najmłodsze pokolenie poniekąd irytuje nas, starszych, ale czy mamy prawo na nie narzekać?


Reklama

 

Różnie myślę, bo wbrew pozorom, wcale nie jest tak różowo, jak spoglądamy przez nasze okulary. Największym problemem jest to, że współczesny świat, który kręci się wokół mediów społecznościowych, działa na dziecięce i nastoletnie mózgi jak narkotyk. Uzależnia, daje kopa, nie pozwala spokojnie żyć. Obłęd. Nie przeczę, że rośnie pokolenie świetnie przystosowane do wyzwań i oczekiwań współczesności, ale jednocześnie niezwykle zamknięte w sobie.

 

Nie mam prawa na nich narzekać, ani ich osądzać, ale jako syn, ojciec i dziadek wiem swoje z praktyki, że poczynania ich mogą mnie denerwować, doprowadzać nierzadko do szewskiej pasji. Ale muszę przyznać, że są niezwykle inteligentnym pokoleniem, błyskotliwym, do tego pyskatym, a czasem i dojrzalszym od niektórych z nas dorosłych. Prawda jest równocześnie taka, że musimy się im bacznie przyglądać, pomagać, wspierać, pokazywać ich i nasze błędy.

 

Musimy bez przerwy ingerować, ponieważ nasza przyszłość zależy od ich przyszłości. Nie kadząc, dzisiejsze młode pokolenie jest w części super! Twierdzę to jako doświadczony mężczyzna, że każde pokolenie jest inne, tak było, jest i będzie! Kto narzeka na młode pokolenie jest osobą, która tego pokolenia nie rozumie. Najczęściej bierze się to z braku otwartości i gdy człowiek nie mający żadnych zainteresowań nie potrafi się dogadać z innymi młodymi ludźmi.

 

A teraz przekażę Wam starszym co to są lajki i hejty. Lajki to przekleństwa współczesności - im większa liczba polubień, followersów, tym bardziej się młody liczy. Inaczej jest się nikim albo w najlepszym przypadku jest się mało ważnym. Tych wykluczonych dotyka właśnie hejt. Wszystko to są nagrania wrzucane do sieci, aby zobaczył to cały świat.

 

Cyrk nad cyrki, a dla nas starszych obłęd! Z tym, że wciąż upieram się przy swoim narzekaniu na najmłodsze pokolenie, które z czasem doprowadzi do depopulacji ludności, oraz do masowej emigracji ludności z miast do terenów wiejskich. Już obecnie liczba ludności w Polsce zmniejszyła się o 141 tys. w stosunku do poprzedniego roku.

 

W 2022 r. w kraju odnotowano najmniej urodzeń w okresie powojennym. W końcu 2022 r. urodziło się 37 mln 767 tys. osób, oznacza to, że liczba ludności zmniejszyła się o 141 tys. w stosunku do poprzedniego roku. Spadek utrzymuje się nieprzerwanie od 2012 r. Nic dodać nic ując, po prostu jest źle, bo liczba urodzeń jest niższa od liczby zgonów o 143 tys.

 

A w naszym Szczytnie zostało nas 22 081 mieszkańców! Obłęd, liczba zmalała o 16,2%, przecież nie tak dawno było nas prawie 26 tys. Mamy ujemny przyrost naturalny wynoszący -134. Odpowiada to przyrostowi naturalnemu -6,03 na 1000 mieszkańców Szczytna. W 2022 roku urodziło się tylko 180 dzieci, więc nasi potomkowie nie raczą parać się wychowywaniem dzieci. Wolą wygodne życie. Nie przywiązują się do miejsc i rzeczy – z wyjątkiem smartfonu.

 

Mogą mieszkać gdziekolwiek – ich domem jest cały świat. Dziś pracują w Szczytnie, a jutro jadą do Niemiec, Holandii czy jeszcze dalej. Nie boją się podróży i ryzyka, życia i pracy w innym kraju. Znają dobrze obce języki, potrafią zarabiać duże pieniądze, np. dzięki pracy za granicą, a czasem w bardzo dziwny i niezrozumiały dla naszych pokoleń sposób – np. dzięki prowadzeniu kanału na YouTube. Z drugiej strony rzadko przywiązują się do pracodawcy. C

Reklama

 

V nawet u młodych osób ma już wiele miejsc pracy, co niby jest zaletą pokazującą różnorodność doświadczeń kandydata. Lata szybko płyną, więc nie dziwota, że nie mają czasu na związki małżeńskie, na płodzenie dzieci. Ma to wiele ujemnych, a może i dodatnich aspektów, bo np. w nieodległej perspektywie skład rady miejskiej zmniejszy się z 21 radnych do 15 osób.

 

Myślę, że będzie to korzyść dla miasta ze względu na finanse, przepychanki i brak jednomyślności. Jeśli do tego odgórnie zostanie określony zakres fachowości radnych, to będzie szczęście dla rozwoju miasta. Aktualny nadmiar nauczycieli o jednej specjalności nic dobrego nie wnosi. Inna, ale ujemna perspektywa, to smutek dla obecnego pokolenia, że zniknie z ich familii obecność wujków, ciotek, szwagrów i bratanków.

 

Mój pradziadek ze strony matki Józef wychował 6 dzieci, a dziadek Wincenty dorobił się 5 dzieci, a już mój ojciec Tadeusz miał nas dwoje, ja również dwoje. Natomiast moja zamężna i pracująca córka w Gdańsku ma tylko jedną córkę, która już nigdy nie będzie szwagierką... Dobry wpływ (w pewnym sensie), robią publiczne media, żeby podnieś wyż demograficzny, żeby nastąpił wzrost narodzin, co idealnie prezentuje kadr z filmu „Pamiętnik” zakończony kultową już sceną pocałunku Holly i Paula, w deszczu i przy dźwiękach „Moon river”.

 

 

Jedyną pociechą dla obecnego niżu demograficznego, a może i skaraniem boskim jest, że w obecnych czasach coraz więcej dzieci rodzi dzieci. Co roku w Polsce kilkaset dziewcząt w wieku 15 lat i mniej, rodzi niemowlaki. O zgrozo, zjawisko to narasta! Z tym, że jest to jeden ze skutków obniżania się wieku inicjacji seksualnej. 27 proc. chłopców i 17 proc. dziewczynek przed 15. rokiem życia przyznaje się, że „ten pierwszy raz" ma za sobą. Mimo wszystko są to dane niepokojące, a młodość jest okresem przeznaczonym na dojrzewanie, a nie na wchodzenie w rolę matki czy ojca.

 

Reasumując myślę, że za drastyczny spadek narodzin w naszym kraju zabrała się natura, która pozwala zostać młodocianymi rodzicami. Na dodatek połowa nastolatek, które urodziły dziecko przed 17 rokiem życia, ponownie zachodzi w ciążę w ciągu kolejnych dwóch lat. Z tym, że nic nie ma za darmo, za chwilę słabości trzeba płacić wysoką cenę. Nie ukończenie szkoły, więc brak wykształcenia, co utrudnia późniejsze podjęcie dobrej pracy. Potępienie czyli zbieranie cięgów od najstarszych tzn. nas dziadków, bo rodzice, nauczyciele są bardziej wyrozumiali...

 

Tekst Leszek Mierzejewski

e-mail:leszek.mierzejewski@gazeta.pl



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama